Z Opola do Matki idziemy

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
W ciągu 25 lat zmieniła się trasa pielgrzymki, liczba i mentalność pątników, liczba strumieni idących z różnych miejsc diecezji, ale samo wędrowanie na Jasną Górę niezmiennie trwa.

Najbardziej z pierwszej pielgrzymki opolskiej utkwił mi w pamięci deszcz. W czasie drogi ze Zborowskiego do Kaleja niesamowicie lało - wspomina ks. Joachim Bomba, dziś proboszcz w Zawadzkiem, przed 25 laty młodziutki kleryk.
- Wszystkie rowy były zalane, woda się wylewała na ulicę. Kiedy przyszliśmy na nocleg, mieszkańcy Kaleja okazali nam niesamowicie dużo życzliwości. Praktycznie wszyscy pątnicy na wieczorne nabożeństwo przyszli w użyczonych przez nich ubraniach - dodaje.
Pierwsza przed ćwierćwieczem opolska pielgrzymka, dzieło grodzieckiego proboszcza, ks. Edmunda Cisaka, szła w bardzo ważnej intencji. W dniu jej wyruszenia konsekrowany został na biskupa ordynariusz Alfons Nossol. - Proszę absolutnie iść, zachęcał mnie wtedy biskup nominat - wspomina po latach ks. Cisak.
- Pielgrzymka była krótsza niż teraz. Szliśmy przez Grodziec, Dobrodzień, do Zborowskiego i w czwartym dniu dochodziliśmy przez Kalej do Częstochowy - wspomina ks. Bomba. - Nie było nas wtedy wielu - około 500 osób. Ale szybko się rozrastaliśmy. W pierwszym roku z Gogolina szło nas 12 osób, a w trzecim już 120. Za pierwszym razem wszystko było właściwie pionierskie. Nie było podziału na formalne grupy, szliśmy w kilku grupkach, z dosyć słabym nagłośnieniem. Nie było służb w pielgrzymce. Wszystko to powstało dopiero później.

Połowa ćwierćwiecza opolskiego pielgrzymowania przypada na lata PRL, połowa na wolną Polskę. W tym czasie zmieniła się trasa pielgrzymki, która teraz wędruje dłuższą drogą przez sanktuaria naszej diecezji, ale - jeśli wierzyć długoletnim pątnikom - zmienili się także sami pielgrzymi.
- Pielgrzymka dziś ma przede wszystkim charakter młodzieżowy, kiedyś więcej było osób starszych. Poza tym miała ona trochę smak zakazanego owocu. Niektórzy pielgrzymowali także dlatego, że nie było to zbyt dobrze widziane przez władze, więc trochę na przekór. Tu czuli się ludźmi wolnymi. Wreszcie mniej było wtedy w społeczeństwie wygodnictwa i telewizjonizmu - uważa ks. Cisak, który 12 razy prowadził pielgrzymkę na Jasną Górę.
Zdaniem ks. Joachima Bomby teraz mniej jest w grupach pielgrzymów młodzieńczego entuzjazmu i radości:
- Największa frekwencja i najlepszy śpiew był na pewno w połowie lat 80. Wtedy nikogo na pielgrzymkę nie trzeba było namawiać. Dziś trzeba młodych bardzo się naprosić, a odzew bywa różny. Z drugiej strony jakość pielgrzymki poszła w górę. Przez sześć lat nie doszły mnie od moich parafian głosy, żeby pątnicy coś "nawywijali". Więc idący są bardziej świadomi. Pielgrzymka stała się bardziej elitarna - mówi.

Pierwszym pielgrzymkom towarzyszyli niezmiennie "bracia podłączeni", jak ich żartobliwie nazywano.
- Panowie z SB szli z nami lub za nami. Robili zdjęcia. Najpierw opolscy funkcjonariusze, a potem częstochowscy. Zmieniali się w lesie za Pietraszowem, ponieważ tam zaczynało się już województwo częstochowskie. Młodzież ich bardzo prosto rozpoznawała np. po nowych książeczkach "Droga do nieba" (wprost z magazynu, nie używane!) lub ubraniach (prawie wszystko nosili w kieszeniach garniturów). Nie było naszych "aniołów stróżów" na noclegach. Gdzieś zawsze znikali - wspomina jeden z długoletnich pielgrzymów.
Mimo tej dokuczliwej "opieki" w pielgrzymce pojawiały się nieobecne gdzie indziej hasła wolnościowe i patriotyczne.
- Specyficznym i charakterystycznym elementem naszej grupy były transparenty o treści zarówno religijnej, jak i politycznej - wspomina ks. Zbigniew Zalewski, długoletni pielgrzym strumienia nyskiego pielgrzymki. - Księdza Cisaka musieli wtedy nachodzić panowie z SB, bo często na trasie przez megafon oficjalnie nakazywał nam zwinąć transparenty, ale na postojach, na osobności, mówił nam, abyśmy tak trzymali dalej. Jeszcze jedną sprawę warto przypomnieć. W trudnych czasach stanu wojennego i później ludzie z naszej grupy organizowali po wieczornym Apelu Jasnogórskim - nieco z boku - wieczory poezji religijnej i pieśni patriotycznej. W tych momentach, choć na chwilę, mogliśmy poczuć nieco wolności.

Elementem łączącym dawne i obecne pielgrzymki jest ich treść religijna. W drodze pątnicy modlą się i śpiewają, w drodze słuchają kazań i konferencji, w drodze też się spowiadają. Dlatego też księża chodzą zwykle z tyłu grupy, by w potrzebie móc się nieco odsunąć od ostatnich szeregów i wysłuchać spowiedzi. Długoletnią tradycję mają też pątnicze zwyczaje. Grupy pielgrzymów od lat klękają na chwilę na drodze przed mijanymi kościołami, wiele grup ma swoje hymny, czasem układane w drodze na znane melodie.

Pielgrzymka to nie tylko pątnicy. To także ci, którzy przyjmują ich na nocleg, karmią, poją, udostępniają łazienki, częstują ciastem, pozwalają rozłożyć śpiwór w stodole lub rozbić namiot na podwórku.
- Było to w latach 80. lub na początku 90. Przygotowania trwały od samego rana. Ołma Truda szła piec kołocz do Anioła - wspomina pani Barbara z Zawadzkiego. - Mama gotowała zupę jarzynową na mięsie. Jak pielgrzymi szli już na zidlongi (było ich słychać już od motelu), wszystko było przygotowane: garniec kompotu, kawa, herbata i kołocz na stole, a zupa w garcu. Spanie dla kobiet i dziewcząt w doma, a dla chłopców na fiśli. Ołma Truda chodziła spać do ciotki Zefli (swojej siostry), no a my się musieli jakoś pomieścić w jednej izbie. Jednego roku przyszło 48 pielgrzymów. Tata społ wtedy na ziemi, jo poszłach spać do cioci Ani, a mama wciepła do wanny brudne pranie i na tym spała.
- Do przyjęcia pielgrzymów w domu po raz pierwszy namawiał nas ówczesny proboszcz, ks. Łysy - mówi pani Agnieszka z Ujazdu. - Rok później w dniu wejścia pielgrzymki do naszej parafii pojechaliśmy do teściów, a kiedy wróciliśmy wieczorem, "nasi" pielgrzymi czekali już na nas przed domem. Odtąd zawsze przyjmujemy pątników. W jednym roku spało u nas 20 osób. Wywieźliśmy wtedy dzieci do naszych rodziców, a pątnicy spali wszędzie - na tapczanach, na podłodze. Ugotowałam ponad 10 litrów zupy, upiekłam ciasto, przygotowywałam kanapki. A kiedy wieczorem pielgrzymi idą na nabożeństwo, zawsze chodzimy razem z nimi - dodaje. Pątnicy, zwłaszcza wieloletni, najchętniej nocują u tych samych gospodarzy. Zaprzyjaźniają się z nimi, korespondują i odwiedzają się w ciągu roku.
- Gospodarze nadal chętnie przyjmują pielgrzymów, ale stale ci sami. Kto był od początku zamknięty na pielgrzymów, ten takim pozostał po latach. Ale są i dzisiaj domy, gdzie z gościnności gospodarzy korzysta nawet 30 osób - zauważa ks. Bernard Kotula, długoletni kwatermistrz pielgrzymki. - To jest poszerzony krąg pielgrzymów, których w całej Polsce jest w ten sposób w sierpniu kilka milionów. Oni też czują się pątnikami. Trzeba uczciwie powiedzieć, że w ciągu tych lat byli różni pielgrzymi. Zdarzali się i "rajdowcy", którzy przychodzili się wyszaleć. Bywali i tacy, którzy próbowali coś swoim gospodarzom ukraść. Ale czy ktoś taki jest pielgrzymem, nawet jeśli ma przypięty znaczek?

W pielgrzymce najwięcej jest młodzieży. Nic więc dziwnego, że młodzi się tu poznają, zaprzyjaźniają, zakochują, a bywa, że i na pielgrzymce biorą ślub.
- My poznaliśmy się już wcześniej, ale właśnie na pielgrzymce w Ciasnej zaczęła się nasza bliższa znajomość - mówi Paweł Kudla, który przed rokiem na pielgrzymce w tej samej Ciasnej zaręczył się ze swoją dziewczyną. - Alicja chciała, byśmy zaręczyli się na pielgrzymce. Zrobiłem jej niespodziankę, bo pierwszego dnia w drodze powiedziałem jej, że to nie będzie możliwe, bo zapomniałem pierścionka zaręczynowego. Była bardzo smutna i prawie ze mną nie rozmawiała. Dopiero kilka dni później po wieczornym nabożeństwie na placu kościelnym oświadczyłem się - wspomina Paweł. W tym roku na pielgrzymce Paweł i Alicja Krasicka wezmą ślub. Oczywiście w Ciasnej.
Aby jedni mogli w pielgrzymce iść, inni muszą jechać. A jeżdżą przede wszystkim służby - sanitariat obsługujący chorych, służba ekologiczna zbierająca tony śmieci po pielgrzymach, elektrycy dbający o nagłośnienie, bez którego w grupach nie sposób aktywnie pielgrzymować, i służby bagażowe oraz zakrystia na kołach - pielgrzymi codziennie uczestniczą w koncelebrowanej mszy.

Motywacje do pielgrzymowanie są różne. Jednych popycha ku Jasnej Górze przygoda, inni swoje intencje modlitewne "znajdują" dopiero w drodze. Są i tacy, którzy trafiają na pielgrzykę przez nieporozumienie i tym najtrudniej zachować jej regulamin z religijnym charakterem i wstrzemięźliwością od papierosów i alkoholu. Na szczęście tych ostatnich powoli ubywa. Powody pielgrzymowania bywają też dramatyczne:
- W roku 1997 badania wykazały, że mój mąż ma guza na piersi (rzadki u mężczyzn przypadek) i po wielokrotnym badaniu USG - skierowanie do chirurga. Co tu kryć - w domu atmosfera paniki, tym bardziej że mąż nie chciał słyszeć o chirurgu - opowiada Maria z Kędzierzyna-Koźla. - Wtedy przypomniałam sobie powiedzenie mojej mamy: "W pielgrzymce wszystko można uprosić u Boga". Ponieważ od kilku lat miałam chore nogi, wiedziałam, że nie dam rady dojść do Częstochowy. Postanowiłam iść na pielgrzymkę... z rowerem. Oczywiście, wszyscy moi bliscy i znajomi odradzali mi i mówili, że nie dojdę. Ale ja postanowiłam i poszłam, a dokładniej trochę szłam, a trochę jechałam. Takie miałam "tempo", że np. przy podejściu na Górę św. Anny wiele grup mnie mijało, ale na mszę św. w Grocie zdążyłam. Uczestnicząc w pielgrzymce, wszystko - moje modlitwy i trudy, a zwłaszcza różaniec - ofiarowałam w jednej tylko intencji: o zdrowie mojego męża. Nigdy nie zapomnę, jak bardzo byłam szczęśliwa, gdy dotarliśmy do celu, jak bardzo czułam obecność Matki Bożej. Po niedługim czasie mąż zauważył, że guz zniknął. Lekarze, którzy przeprowadzali badania, nie chcieli wierzyć. Ponowione kilkakrotnie badanie USG wykazało, że nie ma śladu po guzie.

Zwykle jest tak, że jak kogoś wirus pielgrzymki nie złapie, to wędruje tylko raz. A jeśli kogoś z Bożą pomocą "chwyci", to po prostu bierze w sierpniu plecak, wygodne buty, trochę jedzenia i idzie na Jasną Górę. Do Matki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska