Zabójstwo w Dylakach. Sam sobie winien

Redakcja
Tak mówią mieszkańcy Dylak o śmierci Marka. Bywał agresywny, dawał popalić Żanecie, aż w końcu chwyciła za nóż…

Marek był trudny - lakonicznie stwierdza jego matka. On po prostu regularnie bijał Żanetę. Policja bywała u nich nie raz. Z podwórka co rusz słychać było wyzwiska i krzyki - stwierdza kobieta, która mieszka w pobliżu. Przedstawiać się nie chce bo o zmarłych źle się mówić nie powinno.
- Napsuł krwi i Żanecie i swojej matce - dorzuca Adrian Warzecha, sąsiad z domu naprzeciwko. -Często może nie pił, zdarzyło mu się ze dwa razy w miesiącu. Ale jak już wypił, to zawsze był dym - czy to w knajpie, czy w domu. Taki zaczepny był z charakteru.

Matkę w pewnym momencie z domu pogonił. Najpierw mieszkała u swojego przyjaciela w Rzędowie. Jak zmarł, znów została bez dachu nad głową. Szkoda jej było, bo nie miała się gdzie podziać, a akurat zima szła. W końcu znalazła kąt u jednej rodziny w Dylakach.
- No to prawda, Marek był niedobry… - mówi dziś starsza pani. - Ale to w końcu syn mój był. Dlatego serce się kraje, że tak młodo umarł. Nic z tego życia nie miał.

Rodzina z "niebieską kartą"
Żanetę poznał, jak nie miał jeszcze 18 lat. Przyjechała do Dylak ze swoim pierwszym mężem. Miała już z nim dwójkę dzieci. Wysoka, szczupła blondynka. Jak jej mąż trafił za kratki - podobno na kradzieże - to pod drzwiami kobiety zaczęły się ustawiać kolejki mężczyzn. Rywalizację o względy wygrał 5 lat młodszy od niej Marek, a Żaneta szybko zaszła z nim w ciąże.

- Domu nie mieli, bo ona z tym jej poprzednim jakiś kąt tylko wynajmowała. Więc ich wzięłam do siebie - opowiada dziś matka Marka. - Żal mi się tych jej dzieci zrobiło, miały może 2-3 latka. No i w ciąży już z moim synem była.

Czemu Markowi i Żanecie się nie układało i czemu awantur przez 11 lat związku było tak dużo, że policja w końcu założyła rodzinie tzw. Niebieską kartę, którą prowadzi się dla rodzin z przemocą domową? Na pewno nie tylko z powodu braku pieniędzy. Rodzina, będąca od lat pod nadzorem opieki społecznej, w końcu zaczęła wychodzić na prostą. Żaneta znalazła pracę w pizzerii w Ozimku, a Marek pracował w zakładzie produkującym meble, czasem na jakiejś budowie.

- Żeby ona była dla niego dobra żona - uprała, posprzątała, ugotowała - to by jej może nie uprzykrzał życia - próbuje tłumaczyć matka mężczyzny. - A ona jak z domu wyszła rano, tak w nocy albo nad ranem wracała. Mówiła, że pracowała…

Starsza pani ucina temat i dalej mówić już nie chce.

Nóż był pod ręką
Feralnego wieczoru, w sobotę 19 września 2009 r., 32-letnia Żaneta i 27-letni Marek byli razem na imprezie dożynkowej w Dylakach. On wypił tam 10 piw. Był agresywny. Zaczepiał ludzi, wygrażał. Ściął się nawet z grupką młodych mężczyzn, którzy przyjechali na festyn z sąsiedniej gminy Zębowice, rodzinnych stron Żanety. Zaczepiał i dopytywał ich, czego szukają, po co tam przyjechali.
- Udało mi się go jakoś uspokoić - wspominała później Barbara Starzycka, sołtys Dylak. - Potem jeszcze jakiś czas normalnie się z Żanetą bawili i po zabawie poszli do domu.

Ale tam już na sam początek Żanecie się oberwało. Marek S. uderzył ją ręką w głowę.
- Było późno, dzieci spały, nie chciałam awantury, więc nawet nie zdejmowałam ubrania i położyłam się do łóżka - relacjonowała już na procesie Żaneta K.

Ale Marek nie dawał za wygraną. Po jakimś czasie położył się obok kobiety, włączył telewizję i znalazł kanał z filmem dla dorosłych. Po czym zaczął głośno komentować to, co robią aktorki i urągać Żanecie, że ona tak nie potrafi. Kiedy ta stwierdziła, że nie chce tego oglądać, znów ją uderzył.
Gdy wstał z łóżka, kobieta chwyciła leżący obok nóż i pchnęła nim Marka dwa razy. Ostrze przebiło przełyk i krtań oraz bark. Marek S. zdążył jeszcze wybiec z domu w kierunku zbudowanego na podwórku oczka wodnego. Tam upadł. Żaneta K. próbowała ręcznikami tamować krwotok, a w tym czasie jej córka dzwoniła na pogotowie. Marka nie udało się jednak uratować. Zmarł nad ranem w niedzielę 20 września.

Proces Żanety K. ruszył w kwietniu ubiegłego roku. Kobieta od początku przyznawała się do zadania ciosów nożem, ale twierdziła, że nie chciała zabić swojego konkubenta. Tłumaczyła, że się wystraszyła gdy wstawał. Myślała, że znów spadną na nią kolejne ciosy, że Marek chce jej zrobić coś złego.
Kobiecie groziło od 8 do 15 lat, 25 lat pozbawienia wolności lub dożywocie.

Jeszcze w tym samym miesiącu Sąd Okręgowy w Opolu skazał 32-latkę na 3 lata i 3 miesiące więzienia. Prokuratura uznała, że to kara zbyt łagodna. Kilka miesięcy później Sąd Apelacyjny we Wrocławiu podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji.

- Uznaliśmy, że mamy w tym wypadku do czynienia z urojoną obroną konieczną - tłumaczył sędzia Witold Franckiewicz z wrocławskiego sądu. - Chodzi o to, że kobieta, która była wcześniej maltretowana przez partnera, w tragicznej chwili źle odczytała jego zamiar. Była przekonana, że wstając z łóżka, mężczyzna chce jej zrobić krzywdę.
Najbardziej szkoda dzieci
Jednym z argumentów, przez które sąd złagodził wymiar kary dla zabójczyni, były małoletnie dzieci. Cała czwórka najpierw trafiła do siostry Żanety K., do gminy Zębowice.

Babcia również chce wziąć na wychowanie swoje wnuki - dwie córki Marka i Żanety, 11 i 13 - letnią. Cała czwórka rok po zbrodni trafiła do domu dziecka.

- Przez sąd się staram - mówi starsza pani. - Było już ze cztery rozprawy, ale ja nie mam wystarczających dochodów, więc się wszystko ciągnie. Poza tym sąd nie chce rodzeństwa rozdzielać, a ja wszystkim czterem nie dam rady.

Termin kolejnej rozprawy przed sądem rodzinnym wyznaczono już na 11 marca.
W maju o przedterminowe zwolnienie będzie się już mogła ubiegać Żaneta K.
- Trzeba, żeby ją jaki psycholog przebadał. Jak nic jej nie jest, to raczej ona powinna się dziećmi zająć - twierdzą mieszkańcy Dylak. - Jako matka była dobra. Dzieci zawsze czyste chodziły, nie zaniedbywała ich. A że Marka pchnęła w końcu nożem? Zasłużył sobie.

Matka zabitego prowadzi na podwórko, chce pokazać miejsce, gdzie syn umarł.
- Stawek szybko zakopałam - opowiada. - Przykro było patrzeć w jego kierunku. A jak robiłam przy nim porządek, to w tym miejscu gdzie leżał musiałam dużo ziemi wygrzebać. Tyle śladu krwi tam było - wspomina.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska