Życie po telewizji

Michał Lewandowski
Marta Raczkowska, Grzegorz Markocki i Piotr Szyszko to Opolanie, którzy zdobyli w telewizyjnych reality show sławę, a może i sposób na życie.

Magiczną siłę telewizyjnego okienka trudno przecenić. Wielu aktorów z dużym dorobkiem teatralnym i filmowym nie może nawet marzyć o takim uwielbieniu tłumów, jakim cieszą się ich mniej utytułowani koledzy czy koleżanki grający w popularnych telenowelach. Sławę zdobywają też telewizyjni dziennikarze, prezenterzy i zwykli ludzie, których twarze zaistnieją na szklanym ekranie. Szczególnie, jeśli pokazywane są codziennie przez kilka miesięcy, jak dzieje się w programach reality show.
Marta Raczkowska z Zawadzkiego stała się znana po występie w drugiej edycji polsatowskiego "Baru".
- Popularność? - zastanawia się dziewczyna. - Oczywiście, że ją odczuwam. Jestem rozpoznawana na ulicy, przychodzą do mnie dzieci, prosząc o autografy i wpisy do pamiętników. Ludzie często pytają mnie o innych uczestników, o to, czy utrzymujemy ze sobą kontakt, jakie były między nami relacje i jak tam było naprawdę.
Piotr Szyszko z Opola uczestniczył w pierwszej edycji TVN-owskiego "Agenta".
- Popularność objawia się różnie - stwierdza Piotr. - Od okrzyków "cześć, agent!" na ulicy po zaproszenia na uczelnię, gdzie wygłaszałem prelekcje o tym, do czego można dojść w życiu, kierując własnym losem. Niektórym imponuje, że mogą powiedzieć "cześć" komuś znanemu z telewizji. No i w kontaktach z kobietami popularność nigdy nie szkodzi, a wręcz przeciwnie, sporo pomaga...
Grzegorz Markocki z Graczy wsławił się w pierwszej edycji "Baru" burzliwym romansem ze szczecinianką, Izą Kowalczyk. Przed kamerami się jej oświadczył, a ich ślub, pierwsze takie wydarzenie w historii reality show na świecie, oglądały miliony widzów, nie tylko w Polsce.

Nic na siłę
Okił Khamidow z firmy ATM, reżyser kilku polsatowskich reality show:
- Po skończeniu "Dwóch światów", zaproponowaliśmy pracę kilku uczestnikom. Jeden z nich, człowiek bez żadnego doświadczenia w branży i bez jakichkolwiek dotychczasowych osiągnięć, odpisał, że najniższe stanowisko, jakie go interesuje, to kierownik produkcji. Rozbawił nas, ale przyjęliśmy go na próbę jako asystenta. Po krótkim czasie sam zrezygnował, bo się po prostu nie sprawdził. Występ w telewizji daje popularność i wielką szansę. Ale jeśli ktoś ją zaprzepaści, może winić tylko siebie. Nikt nikogo nie będzie przecież ustawiał w życiu na siłę.

Oni nie narzekają
Spośród wszystkich reality show karierę w mediach zrobiło najwięcej uczestników pierwszej edycji TVN-owskiego "Big Brothera": Własne programy prowadzą: Manuela Michalak i Małgorzata Meyer. Alicja Walczak była prezenterką wyborów najpiękniejszej Polki. Zniknęła z ekranu po aferze z narzeczonym, którego zatrzymała policja. Wszyscy uczestnicy pierwszego "Big Brothera" zagrali też w filmie fabularnym.

- Popularność szybko zanika - przestrzega Grzegorz. - Po drugiej edycji na tapecie są Erick i Dobrusia, a nie jacyś tam Grzesiek czy Iza. Ale ciągle jesteśmy jeszcze rozpoznawani i dość znani. "Bar" pomógł mi też w pracy: Bogusław Chrabota z Polsatu zobaczył we mnie jakiś potencjał i dzięki temu prowadzę program muzyczny "Hitmania". To bardzo fajna praca i kiedyś marzyłem, żeby coś podobnego robić, chociaż wolałbym rozwijać swoją karierę muzyczną.
Podczas otwarcia drugiej edycji "Baru" Grzegorz zaśpiewał swój przebój "Królem być rock and rolla". Wystąpił wówczas również Szymon Wydra, jeden z laureatów polsatowskiego "Idola".
- Oni zarabiają na nas krocie, ale sami płacą nam grosze za występy i nagrania - mówił w przypływie szczerości o telewizyjnych tuzach. - Trzeba jednak przyznać, że popularność, jaką zdobyliśmy z Grzegorzem, trudno przecenić. Rok temu brzdękaliśmy sobie na gitarkach po akademikach i słuchało nas po kilka osób. A dziś? Zobacz, co się dzieje - pokazał na tłum fanów szalejących pod sceną.
Grzegorz Markocki już wcześniej liznął telewizyjnej sławy, wygrywając "Szansę na sukces" w "dwójce". - Wtedy udziału w programie do końca nie wykorzystałem - przyznaje Grzegorz. - Czekałem na lepsze oferty, myślałem, że kariera sama się potoczy, ale tak nie było. Program trwa krótko, a ludzie szybko cię zapominają. Po pół roku trudno już przekonać pracodawcę, że jesteś dobry, bo wygrałeś w telewizji. Trzeba wykorzystać moment zaraz po programie. Zresztą, wystarczy zobaczyć, co się dzieje z ludźmi, którzy byli w pierwszym "Barze". Ja zaistniałem jako jedyny, bo wiedziałem wcześniej, jak to wygląda. Po występie w "Barze" nie chciałem już przespać szansy.
Marcie Raczkowskiej występ w telewizji w zdobyciu pracy nie pomógł.
- Popularność odczuwam tylko w życiu prywatnym - macha ręką. - Aktualnie szukam pracy, którą mogłabym pogodzić ze studiami. Na razie bez skutku. Podczas programu, kiedy zaproszono mnie jako gościa, już po moim wyjściu z gry, powiedziałam, że będę pracować w radiu. Prawda była jednak taka, że dostałam tylko propozycję miesięcznej darmowej praktyki. Ale nie stać mnie, żeby pracować za darmo. Czemu mówiłam o tym radiu? Chodziło o to, żeby widzowie odnieśli korzystne wrażenie.
Czy to oznacza, że reality show jest tak naprawdę jedną wielką manipulacją, gdzie uczestnicy odgrywają z góry narzucone role albo udają kogoś zupełnie innego?
- Początkowo każdy próbował grać - przyznaje Marta Raczkowska. - Ale na dłuższą metę nikt nie jest w stanie udawać i wychodzą na jaw prawdziwe uczucia. Kamery stacjonarne zainstalowane w domu stały się po pewnym czasie elementem wystroju, na które nie zwracaliśmy uwagi. Trochę gorzej było z operatorami, którzy za nami wszędzie chodzili, ale szybko się do nich przyzwyczailiśmy. Byli po prostu kolegami, częścią ekipy programu. Na pewno byliśmy w jakiś sposób manipulowani poprzez stwarzanie nam różnych sytuacji. Jednak nie odgrywaliśmy z góry uzgodnionych scen. To, co się tam działo między nami, było autentyczne.

- Dzięki telewizji poznałem mnóstwo ludzi, którzy poprzez swoje kontakty mogą mi sporo pomóc - przyznaje Piotr Szyszko. - Zwiedziłem też kawał świata. Z Martyną Wojciechowską trenowaliśmy kilka razy w Polsce, na Saharze w Tunezji, wspinaliśmy się razem na Mont Blanc, a 15 lutego wybieramy się na Kilimandżaro.
Piotr prowadzi firmę "Terenowiec", organizującą dla miłośników aktywnego spędzania czasu imprezy, podczas których uprawiają sporty ekstremalne, paintball, wspinaczki itp.
- Występ w "Agencie" znacznie ułatwia mi kontakty z ewentualnymi sponsorami - dodaje Piotr. - Najważniejsze w każdej rozmowie jest tych pierwszych 30 sekund, podczas których musisz kogoś do siebie przekonać. Kiedy zaczynam rozmowę od mojego udziału w programie, to z reguły wszyscy nastawiają się do mnie pozytywnie.
Grzegorz i Iza Markoccy byli przez pewien czas najpopularniejszą parą w Polsce. Ślub, wyprawiony im przez wrocławską firmę ATM, producenta "Baru", swoim przepychem godny był hollywoodzkich gwiazdorów. Otrzymali mnóstwo prezentów, w tym samochód.
- Nigdy nie byłoby mnie stać na takie wesele - przyznawał wówczas Grzegorz. Później często gościli z żoną na okładkach kolorowych czasopism, a jedno z nich zafundowało im nawet ekskluzywną wycieczkę do Wenecji, oczywiście w towarzystwie reporterów, którzy całą wyprawę opisali i uwiecznili kliszach.

- Wielu wróżyło nam rychły rozpad po programie - wspomina Grzegorz. - Słyszałem też głosy, iż cała ta historia była reżyserowana, co było kompletną bzdurą. U nas wszystko jest okej. Żyjemy razem, mieszkamy we Wrocławiu. Jestem bardzo szczęśliwy w tym związku i myślę, że Iza też. Nic nie wskazuje na to, żebyśmy mieli się rozejść. Święta spędziliśmy u moich rodziców w Graczach.
Mimo rodzinnego szczęścia i prowadzenia własnego programu w telewizji Grzegorz nie czuje się do końca spełniony.
- Jestem muzykiem i startując do "Baru", chciałem pokazać się od tej właśnie strony - mówi. - Początkowo program trochę pomógł mi w karierze. Ukazała się po nim moja płyta "Królem być rock and rolla". Później zabrakło jednak profesjonalnej promocji. Zostałem trochę zgaszony. Nie wystąpiłem w żadnym programie muzycznym, nie promowałem nigdzie swojej płyty. Myślałem, że będę w jakiś sposób kierowany i prowadzony, ale tego zabrakło. Nic wielkiego z płytą się nie wydarzyło i to mnie boli. Po "Szansie na sukces" wystąpiłem z Pawłem Kukizem na festiwalu opolskim i byłem postrzegany jako muzyk i piosenkarz. "Bar" nie dał mi co prawda tak jednoznacznie muzycznego wizerunku, ale za to dużo większy rozgłos i popularność. A czasy są takie, że promować trzeba się bardzo wszechstronnie. Ciągle próbuję sprzedać się jako artysta i myślę, że prędzej czy później to mi się uda.
Piotr Szyszko: - Na pewno nie zasypuję gruszek w popiele. Wykorzystuję swoje telewizyjne pięć minut i dalej będę to robił, tym bardziej że na wyjazdy połączone ze sportami ekstremalnymi zrobiła się koniunktura.
Marta Raczkowska: - "Bar" się skończył, zaczęło się normalne życie. Mama i cała rodzina są ze mnie dumni. Nie było w programie momentu, kiedy mogliby się za mnie wstydzić. A że na razie nie mam pracy? No cóż, myślę, że to też wkrótce się zmieni. Na razie najważniejsza jest dla mnie nauka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska