Absurd. Gmina wynajęła mieszkanie pani Adeli innej lokatorce. Właścicielka musi mieszkać w internacie!

fot. Daniel Polak
– Od władzy chcę tylko tego, żeby oddała mieszkanie w takim stanie, w jakim je zostawiłam. Nawarzyła piwa, to niech je teraz wypije – denerwuje się Adela Orłowska.
– Od władzy chcę tylko tego, żeby oddała mieszkanie w takim stanie, w jakim je zostawiłam. Nawarzyła piwa, to niech je teraz wypije – denerwuje się Adela Orłowska. fot. Daniel Polak
- Kiedy upomniałam się o swoje, burmistrz powiedział mi, żebym mu głowy nie zawracała - szlocha 76-letnia Adela Orłowska z Głubczyc. - A ja przecież chcę tylko odzyskać swoje mieszkanie.

Starsza, trochę przygarbiona kobieta, w jednej ręce trzyma laskę, w drugiej metalowy kubeczek. Człapie wąskim korytarzem internatu Zespołu Szkół Mechanicznych w Głubczycach, który nawet w najbardziej pogodny dzień tonie w ciemnościach. Promienie słoneczne nie mają szansy wpaść tu przez malutkie okienko na klatce schodowej.

Wszędzie czuć stęchlizną. Kobieta otwiera drzwi do łazienki, podchodzi do umywalki, odkręca kurek, do kubka nalewa zimnej wody i wraca do swojego pokoju. Naczynie kładzie na elektrycznej grzałce, nastawia wodę na herbatę, siada na zdezelowanym krześle i zaczyna swoją opowieść.

- Ja już nawet nie wiem, czy śmiać się mam czy płakać - rozkłada z bezradności ręce 76-letnia Adela Orłowska, właścicielka kawalerki w samym centrum Głubczyc. - Właścicielką to ja jestem na papierze. O, proszę zobaczyć, tutaj jest akt notarialny kupna mieszkania. A tak naprawdę, na stare lata przyszło mi się tułać po szkolnych internatach.
Od trzech miesięcy staruszka mieszka bowiem w pokoju internatu Zespołu Szkół Mechanicznych. Zakwaterowały ją tu władze gminy, które wcześniej wynajęły jej mieszkanie innej kobiecie.

Burmistrz obiecał, że będzie dobrze

Adela Orłowska do Głubczyc przyjechała w latach 60. z niewielkiej wsi w województwie lubelskim. Całe życie przepracowała w nieistniejących już zakładach dziewiarskich. Od 15 lat jest na emeryturze. Pięć lat temu wykupiła od gminy na własność kawalerkę przy ul. Emilii Plater w Głubczycach.

- Mieszkanie na parterze, z balkonem, no i w samym centrum miasta - twarz Adeli Orłowskiej promienieje na samo wspomnienie o nim. - Wszędzie blisko. Do sklepu, do urzędu miasta, do kościoła, na spacer do parku.

Pani Adela zainwestowała też w nie trochę grosza. Wymieniła okna, drzwi, wymalowała ściany. Jednak po jakimś czasie staruszka zachorowała na serce. Przeszła zawał. Wtedy zaświtał jej pomysł, by przenieść się do Domu Opieki Społecznej.

- Mąż nie żyje od lat, dzieci nie mieliśmy, więc nie miałam znikąd pomocy - opowiada pani Adela. Odpowiednią placówkę znalazła w Krasnobrodzie. Swoje mieszkanie użyczyła gminie. Umowę zawarła z Adamem Krupą, ówczesnym burmistrzem Głubczyc, a dziś posłem Platformy Obywatelskiej.

- Nie chciałam go wynajmować na własną rękę, bo jeszcze jakieś lumpy by się trafiły, a gmina przecież może sprawdzić, komu wynajmuje - mówi Adela Orłowska. - Zresztą burmistrz Krupa obiecywał, że gmina zaopiekuje się mieszkaniem, że mam się nie martwić i zawsze będę mogła tu wrócić.

W umowie obie strony zawarły klauzulę mówiącą o tym, że jeśli właścicielka będzie chciała wrócić do domu, musi dać znać gminie pół roku wcześniej. W 2007 roku kobieta wyjechała do Krasnobrodu.

Kawalerka nie stała długo pusta

Po wyjeździe pani Adeli gmina wynajęła jej mieszkanie 74-letniej Jadwidze Hostyńskiej. Kobieta - również schorowana - złożyła podanie o zamianę dwupokojowego mieszkania na czwartym piętrze na mieszkanie na parterze.
- Choruję na nogi i kręgosłup, więc lekarz powiedział mi, że dla swojego dobra powinnam się przenieść na parter - mówi Jadwiga Hostyńska. - Złożyłam więc podanie o zamianę.

Po jakimś czasie w skrzynce na listy Hostyńska znalazła kartkę z adnotacją "pilne" i wiadomością, że ma zgłosić się do Głubczyckiego Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Instytucja ta zarządza gminnymi lokalami.
- Tam powiedziano mi, że znaleźli dla mnie mieszkanie, że mogę się wprowadzać choćby od razu - mówi Jadwiga Hostyńska. - To się przeprowadziłam i mieszkam.

Głowy władzy nie zawracać

Na początku pobyt w Domu Pomocy Społecznej w Krasnobrodzie był dla Adeli Orłowskiej zbawieniem.- Miałam opiekę lekarza i pielęgniarek, dobre jedzenie - wyjaśnia Orłowska. - Jednak potem zaczęło się psuć. Niektórzy mieszkańcy pili alkohol, awanturowali się. Nie odpowiadało mi to. Postanowiłam wrócić.

W międzyczasie Adela Orłowska przyjeżdżała do Głubczyc w odwiedziny do koleżanek. Podczas jednego z takich pobytów dowiedziała się od sąsiadki, że kobieta, która zajmuje jej mieszkanie, twierdzi, że lokal jest jej, bo obiecał jej to burmistrz Krupa.

- Zaniepokoiłam się - mówi Adela Orłowska. - To tylko przyśpieszyło decyzję o moim powrocie. Zgodnie z umową pół roku wcześniej powiadomiła gminę, że chce odzyskać mieszkanie. 2 czerwca po południu wysiadła z autobusu na głubczyckim dworcu PKS i skierowała się do gminy po klucze.

- Wiedziałam, że ich nie dostanę - przyznaje pani Adela. - Przed przyjazdem sąsiadka powiedziała mi, że ta pani tam dalej mieszka. Orłowska zapukała więc do gabinetu burmistrza Jana Krówki, który zajął miejsce Adama Krupy, gdy ten został wybrany na posła podczas październikowych wyborów w 2007 roku.

- Powiedział mi, że nic nie może zrobić, bo pani Hostyńska ma umowę na czas nieokreślony. Zaraz po tym wyszedł z gabinetu. Przyszedł za to jego zastępca i zaproponował mi mieszkanie tymczasowe - mówi Adela Orłowska. - A dlaczego to ja mam iść do zastępczego, skoro mam swoje mieszkanie? Nie zgodziłam się.

Kobieta postawiła sprawę jasno. Albo odzyska swoje cztery kąty, albo zamieszka w gabinecie burmistrza. - Wtedy zaproponowano mi, żebym przez weekend pomieszkała w szkolnym internacie, a w poniedziałek wszystko miało się wyjaśnić - mówi staruszka. - Zgodziłam się.

W poniedziałek rano byłam w gminie. Spotkałam burmistrza Krówkę na korytarzu. Nawet się nie zatrzymał przy mnie. Pobiegłam więc za nim do gabinetu. Kiedy powiedziałam, że przyszłam po klucze do mieszkania, usłyszałam, żebym mu dupy nie zawracała. Jak tak mógł do mnie powiedzieć?
Pokój w internacie

Od trzech miesięcy Adela Orłowska mieszka więc w internacie Zespołu Szkół Mechanicznych. Jej domem jest pokój o wymiarach sześć na cztery metry. Do wspólnej toalety ma 30 kroków w jedną stronę, tyle samo pod ogólnodostępny prysznic i do umywalki.

Obiady jada na mieście, bo na elektrycznej grzałce jedzenia sobie nie przygotuje. Jej cały dobytek mieści się w niewielkiej torbie na kółkach. W szafie pamiętającej jeszcze wczesnego Gierka trzyma dwa żakiety, przybory toaletowe, lekarstwa. - I tak tutaj dziaduję na stare lata - mówi, nie mogąc powstrzymać łez. - Nie wiem, co się stanie ze mną, jak uczniowie wrócą do szkoły.

Bezsilna gmina

Burmistrz Jan Krówka rozkłada ręce. - Proponowaliśmy pani Jadwidze Hostyńskiej mieszkania zastępcze - mówi. - Odrzucała jednak nasze propozycje. Twierdziła, że są za daleko od centrum, od kościoła. Nie możemy nic zrobić. Ma umowę na czas nieokreślony.

Dlaczego więc gmina zawarła taką umowę, chociaż wiedziała, że mieszkanie przy Emilii Plater jest własnością prywatną, a właściciel wcześniej czy później może się o nie upomnieć? - Nie mogliśmy innej zawrzeć - rozkłada ręce Jan Krówka. - Zgodnie z prawem osoba, której przysługuje lokal komunalny, musi dostać umowę na czas nieokreślony. Nie ma innej możliwości.

Pani Orłowska widzi to inaczej.- Gmina liczyła, że na zawszę zostanę w domu opieki, tam umrę, a mieszkanie trafi do zasobów komunalnych, ale urzędnicy się przeliczyli - mówi. Burmistrz nie ukrywa, że całemu zamieszaniu winna jest gmina. - Kiedy podpisywaliśmy z panią Orłowską umowę użyczenia, wynegocjowaliśmy zbyt krótki okres wypowiedzenia - mówi. - W pół roku nie jesteśmy w stanie znaleźć mieszkania zastępczego. To dla nas gorzka nauczka na przyszłość.

Jan Krówka zarzeka się też, że nie obraził nigdy pani Orłowskiej. - Nie powiedziałem takich słów. Natomiast rozumiem panią Orłowską. Kiedy nazywa nas złodziejami, to ja przyznaję jej rację - posypuje głowę popiołem burmistrz. - Tak, gmina nie oddała jej własności. Ma prawo nas tak nazywać. Burmistrz zapewnia też, że robi wszystko, by pomóc obu staruszkom.

- Wskazywaliśmy pani Hostyńskiej kilka lokali zastępczych - mówi Jan Krówka. - Ale żaden się jej nie podobał. A to za wysoko, a to za daleko od kościoła. Dlatego gmina skierowała sprawę do sądu o eksmisję Jadwigi Hostyńskiej z mieszkania Adeli Orłowskiej.

- Ale nie na bruk. Remontujemy dla niej mieszkanie przy ul. Wojska Polskiego. Głubczyce to nieduże miasto, tutaj do centrum blisko jest z każdego miejsca - mówi Jan Krówka. W ubiegły piątek miała się rozpocząć pierwsza rozprawa o eksmisję. Strony na sali sądowej zabawiły jednak kilka minut. Jadwiga Hostyńska nie miała adwokata, dlatego sąd przydzieli jej pełnomocnika z urzędu. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 6 września.

- Ja też jestem ofiarą gminy. Przez tę całą sytuację wpadłam w depresję - oburza się Jadwiga Hostyńska. - Jeśli dostanę takie samo mieszkanie, na parterze, w centrum miasta i z centralnym ogrzewaniem, to się wyprowadzę. Ta sytuacja też odbija się na moim zdrowiu. - Od władzy chcę tylko tego, żeby oddała mi mieszkanie w takim stanie, w jakim je zostawiłam. Nawarzyła piwa, to niech je teraz wypije - denerwuje się z kolei Adela Orłowska.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska