W sobotę i niedzielę będziemy jeszcze szukać poparcia w samym Grodkowie. Siądziemy na ławeczce w Rynku i będziemy zachęcali ludzi do składania podpisów - mówi Bernard Mikuta, rzecznik grupy inicjatywnej, która od blisko dwóch miesięcy prowadzi akcję w całej gminie.
Komitet chce odwołania zarówno burmistrza jak i Rady Miejskiej. Główny powód: władze postanowiły zamknąć małe szkoły w Gałązczycach i Bąkowie.
- Ale to był tylko katalizator, który spowodował wybuch - podkreśla Mikuta. - Ludzie przeżyli rozczarowanie i zaczęli sobie przypominać wszystkie te sprawy, z których od lat nie są zadowoleni.
Dlatego organizatorzy akcji nie mieli problemów ze znalezieniem poparcia w wielu wioskach.
- Szacuję, że z 80 procent ludzi, do których przychodziliśmy popierało naszą akcję
- mówi Andrzej Zawadzki, pełnomocnik grupy inicjatywnej.
Zawadzki jeździł na spotkania m.in. do Przylesia Dolnego, Głębocka, Młodoszowic, Bąkowa czy Gnojnej.
- Za własne pieniądze, bo wszyscy robimy to społecznie - podkreśla. - Wszędzie przyjmowano nas dobrze, a nawet jak się zdarzył jakiś przeciwnik, to grzecznie odmawiał. Ale większość była za i mam nadzieję, że jeśli ludzie teraz podpisują się na listach, to potem pójdą na referendum.
Właśnie frekwencja będzie kluczowa podczas głosowań. Żeby referendum było ważne, musi w nim wziąć udział 60 procent wyborców, którzy głosowali w poprzednich wyborach samorządowych.
To oznacza, że do urn musiałoby pójść ponad 3,5 tysiąca osób. Tymczasem gmina to aż 36 sołectw, a lokali wyborczych podczas wyborów jest kilka razy mniej.
- A są takie wioski, że ludzie nie wierzą już, że coś można zmienić - podkreśla Mikuta. - Taki marazm najtrudniej przełamać.
Opinia
Opinia
Tadeusz Szeląg, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej:
- Nie jestem oczywiście zwolennikiem referendum. M.in. dlatego, że jeśli mieszkańcy odwołają obecną radę, to będą potrzebne wybory w połowie kadencji, a za dwa lata będziemy mieli kolejne wybory. To wszystko kosztuje, a płacimy za to my wszyscy. Dziwię się też, że największe niezadowolenie panuje na terenach wiejskich. W ostatnich latach trafiło tam bardzo dużo pieniędzy m.in. z programów unijnych. Już prędzej powody do niezadowolenia mają mieszkańcy zaniedbanego Grodkowa.
To będzie jednak zmartwienie organizatorów za 1-2 miesiące. Teraz muszą skupić się na zbieraniu podpisów. Żeby referendum odbyło się, potrzebne jest poparcie 10 procent wyborców, czyli blisko 1600 dorosłych mieszkańców gminy.
- Listy z podpisami ciągle do nas spływają i szacujemy, że może brakować najwyżej stu podpisów. A może już nawet nic nie brakuje - mówi Mikuta. - W niedzielę albo poniedziałek policzymy wszystko dokładnie i w razie potrzeby będziemy mieli jeszcze tydzień, żeby uzupełnić listy.
Najpóźniej 30 marca muszą one trafić do biura komisarza wyborczego w Opolu. Będzie miał 30 dni na ich sprawdzenie. Potem zostanie zarządzony termin referendum - najdalej w ciągu 50 dni, ale prawdopodobnie jeszcze przed zaplanowanymi na czerwiec wyborami do Europarlamentu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?