Bestie nie ludzie. Co można zrobić zwierzęciu?

Katarzyna Kownacka
Korbę jej pan przywiązał do kaloryfera i zagłodził. Pablo miał pysk związany szalikiem i nie mógł jeść ani pić. Pan Brutusa poderżnął mu gardło. Człowiek nie ustaje w wymyślaniu tortur dla swojego najwierniejszego przyjaciela.
Bestie nie ludzie. Co można zrobić zwierzęciu?

Według fachowców - kynologów i hodowców - dorosły pies przeżywa radość, rozpacz, tęsknotę niczym dwuletnie dziecko człowieka. Podobnie do dziecka: kocha i nie rozumie, że ktoś bliski może krzywdzić celowo i notorycznie, że może go uśmiercić. Tu instynkt psa zawodzi.

Korba
Kiedyś miałam pełną michę. Bywały w niej kawałek chleba z masłem, ścinka szynki, reszta obiadu. Fakt, pani czasem krzyknęła - np. kiedy pogryzłam wykładzinę czy kapcia. Bywało, że dzieci za mocno pociągnęły za ucho albo stanęły na łapę. Ale było się z kim bawić. Nie wiem, czemu mnie oddali. Za karę? A może jeszcze po mnie przyjdą i stąd zabiorą? Wody w misce nie mam od wielu dni, od bardzo dawna nic nie jadłam. Głód ssie. Nie mam już siły stać na czterech łapach. Nie szczekam już i nie wyję, a próbowałam wiele dni. Ktoś zza ściany krzyczał i walił pięścią w mur, że za głośno. Moje wycie nic nie dało. Nowy pan nie dał mi pić ani jeść. Miskę odsunął daleko. Nigdy mnie nie pogłaskał. Czasem uderzył albo odepchnął. Krzyczał, gdy skamlałam o kroplę wody.
Tak mogła czuć niespełna dwuletnia Korba, mieszaniec amstaffa, którego zagłodził 29-letni Karol U. z Opola. Rozkładające się ciało zmumifikowanego psa, który w strasznych męczarniach zdechł kilka dni wcześniej, znalazła w lutym tego roku policja. Funkcjonariusze weszli do mieszkania mężczyzny w poszukiwaniu narkotyków. Zwłoki przywiązanego za szyję do kaloryfera mieszańca amstaffa leżały w kuchni mieszkania.

Pablo
Nie wiem, gdzie jestem. Żaden zapach nie przypomina mi domu ani mojego pana. Szukam znajomych miejsc, ale nie trafiem na żaden trop. Pan zniknął. Nie wiem, czemu mnie tu przywiózł, wyrzucił i odjechał. Próbowałem biec za nim, ale jechał tak szybko. Nie wiem, czemu zawiązał mi pysk tak mocno, że nie mogę go otworzyć. Szukam wody i chcę jeść. Ale nawet gdybym coś znalazł, to nie umiałbym tego wziąć do pyska. Nie mam już siły biegać w tym obcym miejscu. Nocą nie mam gdzie spać. Jest zimno i mokro, nie mam swojego posłania w korytarzu przy kuchni. Nie mam swojej miski.

Niedaleko są obcy ludzie. Patrzą na mnie nieufnie. Wyganiają, czasem czymś we mnie rzucą. Wczoraj byli inni. Próbowali mnie złapać. Zostawili trochę wody i karmę. Nic nie zjadłem, bo nie umiem otworzyć pyska. Coraz mniej mam sił.
Pablo był niespełna dwuletnim mieszańcem dobermana. Właściciel wywiózł go kilka tygodni temu za miasto, a pysk zwierzęcia zawiązał szalikiem, by pies nie mógł jeść ani pić. Wycieńczony i nieufny pies błąkał się pod Grodkowem przy drodze prowadzącej do Głubczyc. Uciekał przed człowiekiem. Działaczom z inspektoratu ds. zwierząt działającym przy Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami w Kędzierzynie-Koźlu udało się go złapać dopiero po kilku dniach, gdy pętla z szalika poluzowała się i Pablo mógł przełknąć kilka łyków wody ze środkiem usypiającym. Gdyby nie to, pies, skazany przez swojego właściciela na głodową śmierć, już by nie żył.

Brutus
Miałem właściwie wszystko, czego mi było trzeba. Dach nad głową, miskę karmy i moich państwa, których pilnowałem. Pan dużo pił, czasem krzyczał i bił. Ale jeść dawał. A kilka miesięcy temu, kiedy zachorowałem, zawiózł do weterynarza. Byliśmy tam tylko raz.

Mój pan krzyczał nie tylko na mnie, ale i na innych. Czułem zapach strachu, czułem w powietrzu złość. Groził, że "pozabija wszystkich", "upier....li im łby". Wymachiwał pięścią, młotkiem. Ja też się bałem. Nie wiedziałem, czemu przyszedł do mnie z siekierą i nożem. Nie uciekałem, gdy się zamachnął i uderzył trzonkiem siekiery w głowę. Ogłuszył, a potem podciął gardło. Zdychałem, ale przy moim panu…
Brutus miał cztery lata. Od 2007 roku chorował na zapalenie skóry. Mimo zdiagnozowanej przez weterynarza choroby właściciele go nie leczyli. 62-letni Piotr S. zabronił tego rodzinie. Żałował pieniędzy, których musiało starczyć na alkohol.
Z tego samego powodu zabronił też usypiać czworonoga. We wrześniu ubiegłego roku poderżnął Brutusowi gardło. Rodzina zgłosiła rzecz na policję.
W sądzie S. tłumaczył, że zrobił to z litości. - Zabijałem kiedyś świnie, więc znam się na tym - mówił na rozprawie. - Do dziś żałuję tego psa… Z żalu nie dałem nawet rady go zakopać. Zrobili to córka i zięć.

Wyroki za bestialstwo
Sąd nie dał wiary opowieściom właściciela Brutusa. Za zabicie czworonoga mężczyzna kilka dni temu został skazany na 4 miesiące bezwzględnego więzienia i 500 zł grzywny. W sumie za zabicie psa i znęcanie się nad rodziną dostał 10 miesięcy pozbawienia wolności.

W połowie kwietnia Sąd Okręgowy w Opolu skazał też na rok więzienia w zawieszeniu na 4 lata 32-letniego Jarosława P., który wrzucił trzy małe kocięta do ogniska. Mężczyzna ma też zapłacić 1500 zł nawiązki na rzecz Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu.

Do zdarzenia doszło latem ubiegłego roku. Po zakrapianej imprezie Jarosław P. poszedł do swojej siostry i powiedział, że pomoże się jej pozbyć dopiero co urodzonych kotków. Kobieta i jej przyjaciel zgodzili się. Po chwili oboje usłyszeli dobiegające z dworu piski kociąt wrzucanych do ognia. Jeden zwierzak spalił się żywcem, dwa pozostałe uciekły. Policję wezwała siostra Jarosława P.
- W sądzie tłumaczył, że chciał te kotki właśnie zanieść do schroniska, ale mu wypadły. Prosto w ogień - opowiada Agata Klimek z opolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

Kilka dni temu 4 miesiące więzienia sąd zamienił mieszkańcowi Kędzierzyna-Koźla na 80 godzin prac społecznych za to, że zamknął swojego psa na poddaszu domu. Czarno-biały, rasowy springer spaniel był przetrzymywany w dramatycznych warunkach, w ponad 30-stopniowym upale. Właściciel wypuszczał go z pomieszczenia pełnego odchodów raz na jakiś czas. Nie karmił. Pies żywił się w śmietnikach.

- Przez kilka dni podrzucałam mu jedzenie i wodę przez rozbitą szybę w budynku - opowiada Agnieszka Kapica, z-ca koordynatora Inspektoratu ds. Zwierząt w Kędzierzynie-Koźlu. - Udało nam się przejąć Sprintera, jak go ochrzciliśmy, bo kilka razy zostawiłam list w drzwiach właścicielowi. Przekonywałam w nim, że lepiej będzie, jak pozwoli nam złapać psa. Nie było łatwo, bo zwierzę było nieufne. Choć działo mu się w domu źle - uparcie wracało do właściciela. To normalne - psy są bardzo przywiązane do swoich właścicieli, nawet jeśli biją. Nie znają innego życia. Myślą, że tak ma być. Doznają od człowieka wielkiej krzywdy, a jednak są mu całkowicie oddane.

Najwierniejszy z przyjaciół
- Psy nie znają uczucia zemsty czy nienawiści - tłumaczy Agnieszka Bartnik, psi psycholog, trenerka i hodowca. - Gdy są brutalnie traktowane, są zaskoczone i czują ból. Ale ich przywiązanie do człowieka, który je karmi i daje poczucie bezpieczeństwa - nawet jeśli jest to rzecz względna - jest ogromne. Dlatego pies, którego właściciel wyrzucił z pyskiem obwiązanym szalikiem, pewnie bardzo cieszyłby się ze spotkania z panem. To w końcu jego pan.

- Poza tym pies ma stadną naturę, jak wilk - tłumaczy Marek Tymowicz, weterynarz z Opola. - Człowiek jest dla nich przywódcą stada. Dlatego są mu oddane. Są oczywiście wyjątki - dobermany na przykład mogą próbować walczyć o przywództwo. Ale generalnie psy się podporządkowują i są oddane.
Tymczasem człowiek nie ustaje w wymyślaniu coraz to większych tortur wobec swoich podopiecznych. Jesienią ubiegłego roku pijana 53-letnia mieszkanka Kluczborka (miała 2,6 promila) wyrzuciła szczeniaka przez okno z czwartego piętra, bo piesek obgryzał jej buty i taborety. Szczenię nie przeżyło. W kwietniu tego roku 23-latek z Gogolina zatłukł psa swojej sąsiadki metalową rurką, bo ten... za głośno szczekał. Łukasz M. przyznał się do winy. Tłumaczył, że tego dnia był pod wpływem alkoholu i nie mógł znieść ujadania. Wszedł na posesję sąsiadki, wziął metalową rurkę i bił psa w głowę.

- Ktoś, kto katuje zwierzę, jest dla mnie chorą istotą. I nie mam pewności, czy tych swoich zachowań nie przeniesie na ludzi - twierdzi Agnieszka Bartnik. - Czasem to kwestia przerośniętego ego, czasem zwykły brak odpowiedzialności, fantazji czy serca.

Przykład? Koka, pseudohusky, po raz wtóry podopieczna opolskiego schroniska dla zwierząt. - W styczniu wziął ją od nas pan z synem - mówi Dorota Skupińska, kierowniczka schroniska. - W maju pies do nas wrócił w stanie skrajnego wycieńczenia spowodowanego długotrwałą biegunką. Pan przyszedł z pretensjami, że daliśmy mu chorego psa. Popytaliśmy weterynarzy i okazało się, że problem zaczął się pod koniec lutego, dwa miesiące po wyjściu ze schroniska, a pies nie był od tamtej pory leczony. Jeszcze chwila, a zdechłby z wycieńczenia.

Karać i egzekwować
Znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem dotyczy art. 35 ustawy o ochronie zwierząt. - W roku 2009 mieliśmy na Opolszczyźnie 66 postępowań prowadzonych w związku z takim zarzutem. W ubiegłym roku było ich 69, a w tym już 29 - mówi Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury.
Okrutne traktowanie zwierząt ma miejsce nie tylko u nas. Na przełomie roku ogólnopolskie media donosiły o trzech zwyrodnialcach, którzy linką holowniczą przywiązali do samochodu psa husky, którego kilka miesięcy wcześniej jeden z nich wziął ze schroniska. - Ciągnęli sukę tak przytroczoną do auta, aż odpadła jej głowa - przypomina Magda Stefańska, prezes Fundacji "Fioletowy Pies".
Rok wcześniej w Gorzowie Wielkopolskim ktoś uciął przednie łapki czteromiesięcznej burej kotce. Zwierzak wykrwawił się na śmierć. Próbował się jeszcze czołgać. Świadczą o tym ślady krwi zabezpieczone niedaleko miejsca, gdzie znaleziono martwe zwierzę.

Dlatego społecznicy działający na rzecz zwierząt mocno kibicują planom zaostrzenia przepisów wobec ludzi dręczących zwierzęta. Parlamentarzyści pracują nad nową ustawą o ochronie zwierząt. Kary mają być surowsze: do 3 lat lat więzienia (a nie dwóch, jak obecnie), dożywotni zakaz posiadania zwierząt i 100 tys. zł (a nie maksymalnie 2,5 tys., jak dziś) nawiązki.

- Przepisy muszą się zmienić, bo dziś ktoś, kto w bestialski sposób traktuje zwierzęta, jest praktycznie bezkarny - stwierdza Dorota Skupińska.
- Te propozycje są bardzo dobre, ale by zadziałały, musi się zmienić podejście sądów do takich spraw - dodaje Andrzej Zębala, kierownik schroniska dla zwierząt w Kędzierzynie-Koźlu. - Póki co są zbyt liberalne w wymierzaniu kar.
Ale są i zdania przeciwne: - Zwiększenie wymiaru kar nic nie zmieni, kiedy jest tak niski poziom świadomości w społeczeństwie - twierdzi Marek Tymowicz. - Póki ludzie nie zrozumieją, że zwierzęta odczuwają i cierpią.

Prokurator Waldemar Chrząszcz z Prokuratury Rejonowej w Brzegu, nominowany ostatnio w plebiscycie "Mój Pies" do tytułu "Serce dla zwierząt", przyznaje, że wśród zgłaszanych spraw dotyczących okrutnego traktowania zwierząt mniej niż połowa kończy się aktem oskarżenia. Powód? Trudno zgromadzić dowody i znaleźć świadków często oczywistych zdarzeń. - Dlatego tak ważne jest nagłaśnianie kolejnych przypadków i uświadamianie ludziom, by nie przechodzili obojętnie wobec krzywdy zwierząt - nie tylko psów czy kotów, ale też zwierząt hodowlanych - uzasadnia. - Tym bardziej że przestępstw tego typu jest z pewnością znacznie więcej niż zgłoszeń.

Zapewnia, że wszelkie sygnały o maltretowaniu są sprawdzane, i zaprzecza, że prokuratury umarzają tego typu zgłoszenia ze względu na niską szkodliwość czynów.

- Mnie przez 25 lat zdarzyło się to tylko raz: w przypadku starszego pana, który zagłodził psa, bo nie zdawał sobie sprawy z tego, że stare zwierzę nie jest w stanie zjeść twardych kości - wspomina.

Najdrastyczniejsza sprawa, którą pamięta? - Pies, którego dwaj mieszkańcy Brzegu podczas sylwestrowej nocy najpierw brutalnie bili i kopali, a potem obcięli mu łapy sekatorem. Pies podczas tortur najprawdopodobniej jeszcze żył - opowiada Waldemar Chrząszcz. - Niestety trzeba było umorzyć śledztwo. Nie ze względu na niską szkodliwość, tylko właśnie brak świadków - a mam przekonanie, że byli, i brak ciała psa. Właściciel twierdził, że był pijany, i nie wie, gdzie je zakopał.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska