Bohumil Hrabal. Prawdziwa fikcja

Małgorzata Kroczyńska
Małgorzata Kroczyńska
Prof. Wojciech Soliński: - Nam się wydaje, że to opowiadacz prostych, knajpianych historyjek, a one mają solidną podbudowę filozoficzną.
Prof. Wojciech Soliński: - Nam się wydaje, że to opowiadacz prostych, knajpianych historyjek, a one mają solidną podbudowę filozoficzną. Paweł Stauffer
Rozmowa z prof. Wojciechem Solińskim z Uniwersytetu Wrocławskiego, znawcą twórczości Bohumila Hrabala

- Młodzież z gimnazjum w Nymburku, gdzie największy czeski pisarz XX wieku spędził dzieciństwo i wczesną młodość, nie docenia mistrza. Uczniowie oświadczyli, że nie chcą takiego patrona, co dwa razy nie zdał do następnej klasy.
- Nie znam tej historii, ale podoba mi się. Jest taka... hrabalowska. Dlatego tych młodych ludzi podejrzewam o ogromne poczucie humoru. Oni, jak sądzę, świetnie zdają sobie sprawę, kto to był Bohumil Hrabal, ale skoro faktycznie repetował, to zaszczyt bycia akurat patronem szkoły mu się nie należy.

- A może nie wiedzą, że Hrabal prawdziwą edukację rozpoczął znacznie później, ale za to z jakim skutkiem! Był nadzwyczaj oczytany. "Bez przerwy pić nie można, dlatego się dokształcam" - żartował. Ci młodzi Czesi być może także nie wiedzą, że nie miał łatwego dzieciństwa. Był nieślubnym dzieckiem. Gdy dziadek Bohumila dowiedział się, że jego córka jest w ciąży, chciał ją zabić.
- Tak, tak, ruszył na nią z siekierą, a wtedy jego żona, czyli babcia nienarodzonego jeszcze dziecka, powstrzymała męża, mówiąc po prostu, że zupa stygnie. Z tym, że sam Hrabal tę historię opowiadał, więc najprawdopodobniej on ją wymyślił.

- W marcu minęła 100. rocznica urodzin pisarza. Mamy Rok Hrabalowski, różne obchody, uroczystości, naukowe debaty. A on zdaje się nie lubił celebry. Mówił: "Ja nie chcę żadnej tablicy, a jeśli już, to tylko na takiej wysokości, gdzie sikają psy".
- No właśnie. Dlatego nie doceniłby, że próbujemy dziś roztrząsać jego twórczość. I to na trzeźwo!

- Plotka głosi, że był człowiekiem trudnym we współżyciu, dało się z nim wytrzymać dopiero, gdy się napił.
- W Pradze mieszkał z żoną w oficynie ze spadzistym dachem. I na tym dachu w pełnym słońcu, zawsze na potwornym kacu, walił w maszynę, nie bardzo wiedział, co robi - przynajmniej taką legendę sam o sobie rozpowszechniał. Dodawał jeszcze, że pisał szybko, bo jak skończył, to wreszcie mógł się znów napić. Vaclav Kadlec, biograf pisarza, twierdzi, że "wszystko, co się o Hrabalu mówi, to nieprawda i wszystko, co się o Hrabalu mówi, to prawda". Czyli nikt nie znał go do końca. Był niewątpliwie człowiekiem wykształconym, ale skrzętnie skrywał wykształcenie. To zresztą znak tamtych czasów. Po Praskiej Wiośnie 1968 intelektualiści czescy, wyrzuceni z uniwersytetu, prowadzili tramwaje albo szuflowali złom i jednocześnie rozmawiali o Kancie. Hrabal wylądował w hucie w Kladnie, na własne życzenie. Uprzedził ruch władz, sam tam pojechał jako wolontariusz. I miał ciężki wypadek, betonowy blok rozpłatał mu czaszkę. Potem utrzymywał, że konsekwencją tego wypadku jest jego nadwrażliwość.

- Skończył prawo, ale twierdził, że najlepszy uniwersytet to knajpa. Był jej stałym bywalcem. Pił piwo i słuchał. Nie jestem opowiadaczem, tylko zapisywaczem - mówił o swoim pisarstwie. Kokietował?
- Więcej, on często mówił też o sobie, że jest złodziejem, bo te historie kradnie. Rzeczywiście, skubany, miał nieprawdopodobną pamięć, niczego nie notował, a im więcej wypił, tym lepiej te knajpiane opowieści pamiętał. I wszystko wykorzystywał w swoich opowiadaniach. Można by powiedzieć, że one składają się z samych cytatów. Tyle że gdy skończył pisać, nie wiedział już, skąd to jest, kogo i kiedy zacytował.

- W Polsce Hrabal jest patronem i ulubionym autorem wydawnictwa, które zresztą swoją nazwę wzięło z jego opowiadania - "Czuły barbarzyńca". Polacy czytają i lubią Hrabala. Za co?
- Nam się wydaje, że to opowiadacz prostych, knajpianych historyjek, a one mają solidną podbudowę filozoficzną. "Zbyt głośna samotność" czy "Obsługiwałem angielskiego króla" to arcydzieła, które głęboko wnikają w ludzką naturę. Przy pomocy traktatu o kelnerze mówi się rzeczy absolutnie fundamentalne dla kondycji człowieka. A weźmy moje ulubione "Pociągi pod specjalnym nadzorem". Oto historyjka o chłopaku, który ma problemy seksualne i jakoś próbuje je rozwiązać - tak to banalnie brzmi. Mamy tu lekką formę, trochę erotyzmu. Tymczasem trzeba pamiętać, że rzecz się dzieje podczas II wojny światowej w Protektoracie Czech i Moraw. Przez malutką stacyjkę w Kostomlatach jadą transporty z amunicją na front wschodni, z powrotem zaś z rannymi i martwymi żołnierzami Wehrmachtu. I kiedy to weźmiemy pod uwagę, to już przestaje być tylko takie zabawne opowiadanie. Byłem w tych Kostomlatach i powiem pani, że tam do dziś niewiele się zmieniło. Ciągle tylko dwa tory, wszystko zapyziałe. A kiedyś tamtędy przejeżdżała Historia.

- "Pociągi pod specjalnym nadzorem" to bodaj najsłynniejsze opowiadanie Hrabala. Takiego połączenia humoru, ironii z tragizmem, takiego obrazu wojny w polskiej literaturze nie znajdziemy. Może dlatego tak nas te "Pociągi..." pociągają?
- "Przedwczoraj nieprzyjacielski samolot myśliwski ostrzelał nad naszym miasteczkiem niemiecką maszynę" - to jedno z pierwszych zdań z "Pociągów...". Tak sytuację widzi lojalny obywatel Protektoratu. Z drugiej strony jest tam dziadek głównego bohatera, hipnotyzer. On jedyny próbował się przeciwstawić anschlussowi Czechosłowacji w ten sposób, że stanął na drodze niemieckich czołgów jadących w kierunku Pragi i siłą hipnozy nakazywał im zatrzymanie się. Taka scena raczej się nie wydarzyła, ale pod piórem Hrabala jest do wyobrażenia. Jest też w tej historii tchórzliwy zawiadowca stacji, który boi się wszystkich, a najbardziej swojej żony. Jak chce się wyżalić, wykrzyczeć swoje pretensje, to wykrzykuje je w kuchenny świetlik. Kiedy jednak ten człowiek, hodowca niemieckich gołębi rasy norymberskiej, dowiedział się, że 1 września 1939 roku hitlerowcy zaatakowali Polskę, kazał posługaczowi wszystkie te ptaki pomordować. Po czym pojechał na targ i przywiózł gołębie rasy rysie polskie. Taka była jego solidarność z walczącą Polską. Hrabal pokazuje wojnę jako groteskę, ale jest u niego także takie codzienne bohaterstwo, które w naszej literaturze raczej nie miało racji bytu.

- "Pociągi pod specjalnym nadzorem" światowy sukces zawdzięczają głównie znakomitej ekranizacji Jirziego Menzla, w 1967 roku nagrodzonej Oscarem. Menzel jak nikt umiał przełożyć Hrabala na język filmu?
- Taka symbioza, jaka łączyła Hrabala z Jirzim Menzlem, rzadko się zdarza. Jest zaskakująca, bo wszystko ich dzieliło, również to, że Hrabal był trunkowy, a Menzel - wręcz przeciwnie. Tymczasem robili znakomite kino. Powiedziałbym nawet, że... lokomotywą sukcesu Hrabala w dużym stopniu są filmy. Popularność tej twórczości np. w Japonii czy we Włoszech to jest popularność filmów. To one powodują wtórną lekturę tekstów.

- Cieniem na życiorysie pisarza kładzie się jego postawa wobec komunistów. 8 stycznia 1975 roku w reżimowym piśmie "Tvorba" ukazał się wywiad z Hrabalem, w którym ten sławi jedynie słuszny ustrój. Dostało mu się za tę kolaborację z władzą, jego książki demonstracyjnie palono. On bronił się, że rozmowę w dużej mierze spreparowano. Ale z drugiej strony nie przeszkadzała mu ingerencja cenzury w jego teksty.
- I nie podpisał słynnej antykomunistycznej Karty 77, a złożył swój podpis pod tzw. antykartą. To są fakty. Moim zdaniem on jest przerażająco szczery, kiedy mówi, że robił to ze strachu. Hrabal, w przeciwieństwie choćby do Milana Kundery, który wyemigrował do Francji i zaczął pisać po francusku, po prostu nie wyobrażał sobie życia poza tym czeskim żywiołem, w którym funkcjonował, nie umiałby tworzyć w innym niż język czeskiej ulicy, knajpy, codzienności. Władza to wiedziała, dlatego igrała sobie z nim trochę. Do dzisiaj są w Czechach ludzie, którzy mu to pamiętają.

- A polskim czytelnikom Hrabala układy z komunistami nigdy nie przeszkadzały?
- Tu jest pewien paradoks. W Polsce pierwsze wydania "Zbyt głośnej samotności" czy "Obsługiwałem angielskiego króla" wyszły w wydawnictwach podziemnych. I oto pisarz, który w swoim kraju był beniaminkiem komunistycznej władzy, w Polsce stał się właściwie pisarzem opozycyjnym. W Polsce po Praskiej Wiośnie, po wydarzeniach marcowych czytali Hrabala wszyscy i zachwycali się nim. Był tak egzotyczny, zdumiewający, te opowieści były takie dziwne, niesamowite, że ludzie sobie je opowiadali jako anegdotki. Ja jako student zacząłem czytać Hrabala, i tak mi się spodobał, że napisałem o nim pracę magisterską. Od 1973 trwa ten mój flirt z nim.

- Ile w jego twórczości jest doświadczeń z niełatwego życia, ile tej specyficznej czeskiej mentalności, ironii, a ile wyobraźni, kreacji? To się da zmierzyć, zważyć?
- U Hrabala wszystko się zlewa. Reminiscencje z lektur, z obserwacji rzeczywistości, i to tej widzianej zawsze z dołów społecznych, nigdy z wysoka. To konfrontacja tego, o czym czytał, z tym, co przeżył, co go na co dzień otaczało. Z tego ulepił się sam pisarz i z tego się ulepiło jego dzieło. Opowiadał, że jego ojczym, zatrudniony w browarze, zabierał go ze sobą w podróże po knajpach. Gdy browarnik rozmawiał z restauratorami, ich żony małego Bohumila poiły, najpierw lemoniadą, potem piwem. W takich okolicznościach naturę ludzką poznał Hrabal na wylot, co zresztą najlepiej widać w "Obsługiwałem angielskiego króla". Jego mistrzostwo stąd się bierze, że nigdy nie oddziela mądrości książkowych od życiowych. One się przenikają. Dlatego Bohumil Hrabal wielkim pisarzem ciągle jest. Jego przekaz wciąż jest żywy.

- Tymczasem on nazywał swoje pisanie "odwleczonym samobójstwem". 3 lutego 1997 roku chciał nakarmić gołębie, wychylił się i wypadł z piątego piętra praskiego szpitala, jak chcą jedni, albo wyskoczył, co sugerują inni. Pana zdaniem to był przypadek czy...?
- Myślę, że samobójstwo. Nawet to piąte piętro nie jest przypadkowe, powtarza się u niego wielokrotnie, zwłaszcza po śmierci ukochanej żony Pipsi. Taki koniec pasuje zresztą do tej całej legendy o nim, którą sam zbudował. Im był starszy i bardziej schorowany, tym częściej mawiał: "jak już nie mogę pić, to po co żyć".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska