Co łaska

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Pies ma skruszyć serca darczyńców.
Pies ma skruszyć serca darczyńców.
Zrobiło się ciepło i na ulice znów wyszli żebracy. Dziś i jutro będzie ich szczególnie wielu, bo idą święta. Staną przed dużymi sklepami i kościołami.

To najlepsze miejsca - wszędzie dużo ludzi, wszyscy wyczekujący świąt (wymowa Wielkiejnocy ma tu niemałe znaczenie), a przez to z bardziej miękkimi sercami i bardziej otwartymi portfelami. Bo to okazja do wypełnienia katolickiego obowiązku miłosierdzia. Jak nie ulec, zwłaszcza po spowiedzi, zwłaszcza gdy ksiądz nakazał w pokucie spełnienie dobrego uczynku?
Niech jałmużna spotnieje ci w ręku
- Żebracy o tym wiedzą i wykorzystują koniunkturę - uważa ks. Arnold Drechsler, dyrektor Caritasu Diecezji Opolskiej. - Kiedy omijamy człowieka z wyciągniętą ręką, nie ma co mieć wyrzutów sumienia - o ile pomagamy jakiejś instytucji charytatywnej. Gorzej, gdy nie robimy ani tego, ani tego.
Zdaniem księdza są dwie metody pomagania. Po pierwsze: Pomagaj ludziom, którzy cię o to proszą, a oni niech biorą na swoje sumienie odpowiedzialność, za to, co zrobią z twoją pomocą. Po drugie: Niech jałmużna spotnieje w twoim ręku, czyli sprawdzaj, kontroluj, zachowuj się roztropnie, zanim pomożesz, żeby twoje pieniądze - czasem ostatni grosz - trafiły do rzeczywiście potrzebujących.
Największą pewność, że tak będzie, dają sprawdzone instytucje charytatywne. Ks. Drechsler przyznaje, że sam raczej nie rzuca datków do kapelusza i innym radzi to samo.
- No, chyba że ktoś ma pewność, że faktycznie pomoże. Takiej pewności życzę wszystkim pomagającym - mówi.
Wypisane nieszczęścia
Żebracy mają różne metody - na dziecko, na chorobę, na kalectwo (pozdejmowane protezy), a nawet na zwierzę ("zbieram dla siebie i swoich piesków"). To są ci, którzy liczą na empatię przechodniów. Jeśli ich tragedia nie jest widoczna gołym okiem, to zwykle trzymają w rękach tekturową tabliczkę z wypisanymi wszystkim nieszczęściami świata.
- Widok osoby kalekiej czy dziecka ma wpłynąć na emocje przechodniów i wywołać współczucie - mówi psycholog dr Alicja Głębocka z Uniwersytetu Opolskiego.
- I to jest rzeczywiście skuteczne, bo badania pokazują, że najchętniej pomagamy dzieciom, kalekom i kobietom w zaawansowanej ciąży - mówi socjolog prof. Marek S. Szczepański z Uniwerystetu Śląskiego. - Najmniejsze współczucie wywołują różni biedacy na dworcach, bo tam jest ich dużo, a wiadomo, że wszystkim nie można pomóc.
Są jeszcze żebracy happeningowi - najczęściej młodzi, nawet studenci - którzy bez żenady piszą: "zbieram na piwo". I o dziwo, udaje im się na niejedno piwo uzbierać.
W opinii Magdaleny Kasprzyk, dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu, żebractwo to wybór człowieka, sposób na życie, taki jak bezdomność.
- Kiedyś ten powód dominował. Teraz dochodzi drugi - ekonomiczny - mówi dyrektor Kasprzyk. - Żebractwo pozwala na uzupełnienie dochodów. Uzbierać można więcej, niż wynosi zasiłek z opieki społecznej.
Taki zasiłek stały to 398 zł. Okresowy to 50, 100, 200 złotych. Miesięcznie z pomocy MOPR w Opolu korzysta 3 tysiące rodzin. W ubiegłym roku było ich ponad 8,5 tysiąca. Zdaniem dyrektora MOPR, jego podopieczni nie wychodzą na ulicę. Może być za to odwrotnie. Ci z ulicy mogą stać się klientami opieki.

PROF. JACEK HOŁÓWKA, ETYK:
- Żebractwo jest istotnym problemem społecznym. Jest w nim aspekt zmuszający nas bezwzględnie do szukania środków umożliwiających życie ludziom, którzy znaleźli się w nędzy. Wystarczającym motywem tego działania jest współczucie i przekonanie, że niezależnie od tego, gdzie człowiek znalazł się w życiu, należy mu się jakaś pomoc. A z drugiej strony żebractwo jest problemem społecznym w tym sensie, że życie w mieście, w którym jest wielu żebraków, jest demoralizujące. Uczy nas bowiem oschłości, odpychania ludzi od siebie, podejrzliwości; rodzi przeświadczenie, że to manipulacja, albo zgoła prowadzi do czarnowidztwa, które nam sugeruje, że żyjemy w mieście, gdzie jeden czy dwa procent mieszkańców znalazło się w skrajnej nędzy i ludzie ci nie są w stanie zorganizować się tak, by przeżyć, a nikt inny nie potrafi im pomóc. Uczymy się więc społecznego okrucieństwa i zobojętnienia, to zaś uważam za bardzo niebezpieczne.
Źródło: Rozmowa
Bohdana Chwedeńczuka
w "Bez Dogmatu".

ŻEBRACY
W średniowieczu byli powszechnym zjawiskiem. Stanowili 1-2 proc. społeczności miejskich. Ich liczba gwałtownie rosła w okresach nieurodzaju, zarazy. W XIV i XV wieku tworzyli korporacje i cechy w ramach miejskich struktur organizacyjnych. Status żebraka uzyskiwali tylko ludzie starzy, chorzy, kalecy. W XVII i XVIII wieku żebractwo traktowano jako przestępstwo. Liczba żebraków zmniejszyła się znacząco dopiero w XIX wieku, przestali oni stanowić poważny problem społeczny. W Polsce po 1989 roku, w związku z przemianami politycznymi i ekonomicznymi, zjawisko żebractwa ponownie się nasiliło.
Źródło: Wielka Encyklopedia
Powszechna

NASZA BIEDA
40 proc. Polaków styka się z ludźmi potrzebującymi wsparcia, opuszczonymi, pozostawionymi
na łasce losu
58 proc. zna takie osoby ze słyszenia
12 proc. zalicza siebie do takiej grupy
63 proc. uważa, że obecnie trzeba być bardziej wrażliwym i gotowym do pomocy ludziom
25 proc. twierdzi, że obecnie należy się koncentrować na walce o swoje sprawy, nie zważając
na innych
41 proc. deklaruje udzielanie indywidualnej pomocy osobom w trudnej sytuacji życiowej
59 proc. nie angażuje się w tego typu pomoc
Źródło: CBOS, badanie z października 2002

- Moje pracownice zawsze reagują na widok żebrzących. Podchodzą, rozmawiają, proponują zgłoszenie się do ośrodka. Zwłaszcza gdy żebrze matka z dzieckiem. System pomocy społecznej w Polsce jest tak rozwinięty, że nie ma takiej sytuacji, by ktoś musiał wychodzić na ulicę, by zdobyć środki do życia - uważa dyrektor Kasprzyk. - Większość żebraków, w moim przekonaniu, zbiera na alkohol, używki i narkotyki. Dlatego ja nie rzucam pieniędzy do kapelusza. Chyba że jest to uliczny grajek, który w ten sposób dorabia. To mnie wzrusza, do innych nie mam zaufania.
Społeczne tło żebractwa jest bardzo poważne. Badania socjologiczne dowodzą, że zdecydowana większość żebraków wywodzi się z osób żyjących w biedzie biologicznej.
- To taka sytuacja, że gdyby nie pomoc z zewnątrz, ci ludzie umarliby z głodu i chłodu - mówi prof. Szczepański.
W skali kraju w biedzie biologicznej żyje 5 proc. Polaków, czyli niespełna dwa miliony ludzi.
- Kiedyś zdecydowana większość żebraków chciała pieniędzy - zauważa dr Alicja Głębocka. - Teraz w Polsce jest dużo głodnych ludzi i bardzo chętnie biorą jedzenie. Ja nigdy nie odmawiam żebrakowi kupna czegoś do zjedzenia.
Żebrak niejeden
ma paszport
Cechą charakterystyczną naszego żebractwa jest jego umiędzynarodowienie. Żebrzą Rumuni i Bułgarzy, głównie kobiety i dzieci, i jest to dla nich znacznie bardziej opłacalne u nas niż w ich krajach, dlatego deportowani uporczywie wracają.
- Ale to już nie jest tak uciążliwy problem jak 8-9 lat temu - podkreśla Jan Piotrowski, komendant Straży Miejskiej w Opolu.
W ubiegłym roku nakaz opuszczenia kraju dostało w Opolu czterech Rumunów.
W Polsce nie wolno nakłaniać do żebractwa dzieci, osób bezradnych lub w jakiś sposób zależnych. Wolno samemu żebrać, pod warunkiem, że nie ma się z czego żyć i nie jest się zdolnym do pracy. Może to robić np. kaleka bez rąk, nóg i dochodów. Gdyby jednak na ulicę wyszedł np. nauczyciel i wyciągnął rękę do przechodniów, popełniłby wykroczenie, za które grozi kara ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo kara nagany. Prawo mówi bowiem, że jak ktoś ma "środki egzystencji lub jest zdolny do pracy", to żebrać mu nie wolno.
Tylko jak to udowodnić, zwłaszcza że należałoby nie tylko ustalić, czy delikwent ma środki egzystencji, ale też czy są one dla niego i jego rodziny wystarczające dla zaspokojenie podstawowych potrzeb życiowych, czyli wyżywienia, ubrania i mieszkania. Zdolność do pracy przy obecnym bezrobociu też przestała być wystarczającą przesłanką do ukarania kogoś. W praktyce więc żebrać może każdy - o ile nie robi tego "w sposób natarczywy i oszukańczy". Jeśli żebrak nachalnie wyprasza jałmużnę, wielokrotnie zaczepia, zatrzymuje, blokuje przejście lub posyła za obojętnym przechodniem wiązankę wyzwisk, to za takie zachowanie grozi mu kara aresztu albo nawet ograniczenia wolności. Podobnie jest, jeśli ktoś żebrze "oszukańczo" i np. udaje kalekę, podszywa się pod kogoś lub otacza gromadą dzieci, które niby ma na utrzymaniu.
Mówią
na nią "Komaneczi"
Jeszcze w ubiegłym roku w przejściu przy kościele "na górce" można było spotkać żebrzącą młodą dziewczynę z potwornie wykręconymi nogami. Stopy miała odwrócone o 180 stopni. Przechodnie nie pozostawali obojętni wobec takiego nieszczęścia.
- Sam jej współczułem - przyznaje Jan Piotrowski. - Do czasu, gdy kiedyś zobaczyłem, jak po skończonej "dniówce" dziewczyna "przekręciła" nogi do normalnej pozycji i żwawo pomaszerowała do domu.
Odtąd strażnicy miejscy mówili na nią "Komaneczi" - od nazwiska słynnej rumuńskiej gimnastyczki Nadii Comaneci, która na olimpiadzie w Montrealu jako pierwsza zawodniczka w dziejach uzyskała maksymalną notę - 10 punktów.
Straż miejska nie może karać żebraków. Może ich kontrolować i przywoływać do porządku w razie potrzeby. Policja czasem interweniuje na wniosek właścicieli sklepów lub administratorów domów, pod którymi pojawiają się żebracy.
- Wystarczy pouczenie. Żebracy grzecznie usuwają się z miejsca i nie robią problemów - mówi komisarz Krzysztof Sochacki z opolskiej policji.
W Opolu jest ich kilku-kilkunastu. Policja wie, że są to osoby bez środków do życia.
- Nie są bardzo uciążliwi - dodaje komendant Piotrowski. - Nikogo za ręce nie łapią. Siedzą spokojnie i czekają. Oni doskonale znają prawo i nie robią niczego, co by mogło ich narazić na interwencję. Ten problem nie zniknie, dopóki ludzie nie przestaną dawać.
- Polacy są znani ze swojej "współczulności" - mówi prof. Szczepański - choć po licznych przypadkach oszustw jej poziom ostatnio maleje.
Przyczyniła się do tego na Śląsku pewna mieszkanka Mołdawii, która dla powodzenia swego procederu specjalnie wynajęła wózek inwalidzki, bo widziała, że nic tak Polaków nie wzrusza jak kalekie dziecko.
Maria nie ma wyjścia
Reportaż o tej sprawie czytała opolanka Maria, która sama czasem staje z chorym dzieckiem w wózku inwalidzkim przed dużymi sklepami.
- Nikt sobie nawet nie wyobraża, jakie to jest uczucie tak wystawić się na publiczny widok ze swoją tragedią, ale ja nie mam wyjścia - mówi Maria. - Dziecko wymaga leczenia, okresowych wyjazdów do kliniki we Wrocławiu. Jesteśmy tylko we dwoje. Na życie - kiepskie, bo kiepskie - jakoś wystarcza. Na leczenie - nie. Przechodnie czasem proponują jedzenie. Kiedy dziękuję i grzecznie odmawiam, słyszę, że jestem oszustką, ale to rzadko. Ludzie są na ogół dobrzy. Najchętniej pomagają matki z małymi dziećmi i starsze kobiety. Przed świętami Bożego Narodzenia w trzy dni zebrałam 350 złotych.
- Rzucając datek biedakowi, robimy też coś dla siebie - uważa dr Głębocka - poprawiamy sobie samopoczucie, budujemy własny dobry wizerunek człowiek zdolnego do współczucia i niesienia pomocy.
- Osoby ostentacyjnie zamożne są znacznie bardziej powściągliwe niż mniej zamożni, a nawet ludzie liczący się z każdym groszem - mówi prof. Szczepański. - Babcia rzucająca wdowi grosz ma większe rozumienie sytuacji osoby żebrzącej i większą zdolność współczucia. W ludziach starszego pokolenia zakodowana jest też mocno katolicka powinność postawy jałmużniczej.
We Wrocławiu organizacje katolickie przy wsparciu miejscowych parafii rozpowszechniły jednak ostatnio apel "Pomagajmy dobrze" i zwróciły się do mieszkańców miasta, by zaprzestali dawania datków ulicznym żebrakom. Argumentowano, że taka litość przyczynia się do rozwoju zawodu żebraczego.
- Dawać trzeba mądrze - zgadza się z tym prof. Szczepański. - Lepiej wspierać instytucje obywatelskie, np. noclegownie. Ale jest coś takiego jak "socjologia ulicy" i wtedy dużo zależy od wiarygodności sytuacji. Kiedy widzę matkę z zabiedzonym, brudnym dzieckiem, czuję się przede wszystkim ojcem i zwykle rzucam datek. Tu tylko sumienie decyduje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska