Czego chce mniejszość?

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Polityka, gospodarka, edukacja i kultura to składniki decydujące o przyszłości mniejszości niemieckiej. Tak przynajmniej sądzą jej opolscy liderzy.

Perspektywy mniejszości są jednym z tematów stale dyskutowanych w tym środowisku i na jego obrzeżach. Jedni są w tej dyskusji optymistami i wierzą, że mniejszość, która po raz pierwszy dysponuje wielką liczbą młodych ludzi znających język niemiecki, najlepsze lata ma przed sobą. Nie brak i głosów bardziej sceptycznych, które przyszłość Niemców w regionie postrzegają raczej w kategoriach wymierania pokolenia "rycerzy pierwszej godziny", którzy tak wiele energii włożyli w wywalczenie miejsca dla mniejszości w regionie, że trochę jej zabrakło na utrzymanie międzypokoleniowej ciągłości.

Jest zgoda co do tego, że o przyszłości mniejszości zadecydują cztery czynniki: polityka, gospodarka, kultura i edukacja. Niezależnie od temperamentów politycznych i różnic w poglądach ludzie mniejszości uważają relacje z rządem niemieckim za najważniejszy składnik swego politycznego położenia. Najczęściej te relacje postrzegane są krytycznie.
- Oczekiwania wobec rządu Niemiec dotyczą wsparcia moralnego i politycznego. Na dziś jest ono niewystarczające, płynie tak szeroko i płytko, że mniejszość go niemal nie odczuwa. Oczekujemy, by członkowie rządu Niemiec mieli odwagę częściej spotykać się z nami. My nie jesteśmy trędowaci. Przedstawiciele rządu polskiego kontaktujący się stale z Polonią za granicą pozostają wciąż aktualnym przykładem dla rządu niemieckiego - uważa Hubert Beier, radny Sejmiku Województwa Opolskiego.
Znacznie bardziej krytycznie ocenia relacje z rządem niemieckim wiceprzewodniczący TSKN Bruno Kosak, wskazując na ekonomiczne skutki nie dość gorących relacji między Niemcami w Berlinie i na Opolszczyźnie.
- Niemiecka polityka skoncentrowana jest na problemach bilateralnych polsko-niemieckich. Mniejszość jest na dalszym planie, a czasem wydaje się, że byłoby najlepiej, gdyby nas w ogóle nie było. Często znajdujemy więcej zrozumienia u polskiej większości niż po stronie niemieckiej. Skutek jest taki, że niemiecki inwestor woli iść do Polski centralnej, gdzie nie ma mniejszości. U nas inwestorzy są obserwowani przez niemieckie koła rządowe, czy aby nazbyt nie wchodzą w konszachty z nami i nie próbują jakiejś pseudogermanizacji. Jakby tego było nie dość, że germanizacji boi się jeszcze niewielka część Polaków - mówi Bruno Kosak.
Wpływ na obecność i siłę mniejszości niemieckiej w regionie ma jego sytuacja gospodarcza. Odpowiedzią na ekonomiczną słabość może być z jednej strony emigracja młodzieży na Zachód, z drugiej - spadek znaczenia mniejszości w w samorządach lokalnych.
- My nie leżymy w strefie przygranicznej - zauważa Joachim Czernek, starosta krapkowicki. - Oni rozwijają się szybko dzięki handlowi przygranicznemu. Mają też potężną motywację do nauki niemieckiego. Do nas muszą trafić inwestycje związane z wytwarzaniem, obejmujące przemysł i usługi. Takie nakłady nie zwracają się szybko. Makroekonomia w Polsce w ogóle nie sprzyja inwestycjom. Na Opolszczyźnie dodatkowo nie mamy dużych aglomeracji przyciągających wielki kapitał. Samorządy robią naprawdę wiele, by obce inwestycje przyciągnąć, pracując przede wszystkim na rzecz infrastruktury komunalnej. Coraz częściej się to udaje. Naszym wielkim kapitałem są ludzie znający język, będący wykwalifikowanymi pracownikami w nowoczesnych przedsiębiorstwach.
- Wielu burmistrzów stara się przygotowywać tereny i działać na rzecz przyciągnięcia inwestycji. Sprowadzenie wielkich inwestorów to jest sprawa przerastająca możliwości samej mniejszości. Nie do końca jestem pewien, czy istnieje wspólna wola mniejszości i większości, by przyciągać niemieckie inwestycje na Śląsk - uważa Sebastian Fikus, dziennikarz i producent telewizyjny.
Zdaniem Józefa Kotysia, decydujące znaczenie dla przyszłości mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie ma gospodarka.
- Co przetrwało do dziś z kultury rzymskiej i jest poniekąd jej symbolem? Akwedukty. Jeśli mniejszość ma tu pozostać, jeśli nie mamy utracić młodych ludzi, musimy inwestować w infrastrukturę. Szczycimy się, że mamy kilkunastu śląskich noblistów, ale większość z nich nie mieszkała na Śląsku. Bez solidnych podstaw gospodarczych, w przyszłości będzie tak, że nasi ludzie będą robić kariery, ale mieszkać będą w Bochum i Stuttgarcie. Dla mnie to jest wątpliwa satysfakcja. Skoro na Opolszczyźnie brak nowych miejsc pracy, mamy wyludnienie i ujemny przyrost naturalny, to dopóki nie stworzymy solidnych podstaw gospodarczych, młodzi będą wyjeżdżać i możemy stać się z czasem co najwyżej skansenem mniejszości, a nie żywą społecznością - uważa Józef Kotyś.

Nieco inaczej priorytety mniejszości w regionie widzi Hubert Beier. Jego zdaniem, podtrzymanie i rozwój kultury niemieckiej przyczyni się decydująco do identyfikacji mniejszości z regionem.
- Rozwój kultury mniejszościowej da pozytywny sygnał do krajów zachodnich potwierdzający, że jesteśmy regionem prawdziwie europejskim. Może to spowodować falę inwestycji gospodarczych. Szkoda więc, że w dziedzinie kultury w naszym regionie współpraca z większością jest najsłabsza. Jest symptomatyczne, że np. w skansenie w Bierkowicach niemal nie ma śladów niemieckiej kultury, a te pojedyncze, które tam znajdziemy, nie są ani należycie opisane, ani wyeksponowane - uważa Hubert Beier.
Jego zdaniem rozwijana i dofinansowana powinna być zwłaszcza kultura powstająca na dole, w kołach DFK.
- Chcielibyśmy, by powstało w naszym regionie muzeum kultury niemieckiej na Śląsku, pokazujące - oczywiście w otoczeniu innych kultur - kulturę niemiecką, której świadomość starano się w latach PRL wyrugować. W przyszłości warto by mieć własny teatr musicalowy i scenę dramatyczną - dodaje Beier.
Radny Beier przypomina, że na kulturę mniejszości przeznacza się 0,18 proc. funduszy na kulturę w województwie. Jego zdaniem stopniowo kwota powinna rosnąć do 20 proc.
Inaczej widzi sprawę obecności i finansowania kultury mniejszości Józef Kotyś. Jego zdaniem te 0,18 proc. to są kwoty przeznaczone wprost na projekty i imprezy mniejszości. Ale mniejszość korzysta także z finansowanych z funduszy województwa innych placówek kultury.
- Jest wiele instytucji, które rzetelnie wypełniają powinność odzwierciedlania wielokulturowości Śląska. Dotyczy to choćby Muzeum Śląska Opolskiego. Oczywiście, są też placówki, do których mamy uwagi. Życzylibyśmy sobie np. więcej wielokulturowości w repertuarze teatru Kochanowskiego. Ale mniejszość musi sobie układać współżycie z większością. Chcemy dochodzić do udziału w kulturze i do prawdy historycznej. Jestem jednak przeciw nerwowym ruchom z naszej strony - uważa Józef Kotyś.
- Żeby realizować u nas niemiecką kulturę wysoką, nie trzeba od razu tworzyć odrębnych instytucji kulturalnych. Nie stać na to ani mniejszości, ani rządu niemieckiego, ani województwa. Trzeba korzystać jak najlepiej z instytucji, które już istnieją - dodaje Piotr Baron, prezes Niemieckiego Towarzystwa Oświatowego.
Dziś zapotrzebowanie mniejszości na kulturę wysoką nie jest wielkie, ale także większość chętniej sięga po pilota telewizora, niż udaje się do filharmonii.
Zdaniem Joachima Czernka, zapotrzebowanie mniejszości na kulturę będzie rosło, gdyż rośnie liczba młodych Niemców, którzy się kształcą.
- Większość ludzi boryka się dziś z problemami dnia codziennego. Nic dziwnego, że kultura i tradycja z konieczności schodzą czasem na dalszy plan - dodaje starosta Czernek.

Można się spierać, czy o przyszłości mniejszości w regionie zdecyduje bardziej infrastruktura czy kultura, ale nie ma wątpliwości, że na pewno przyszłość ta rozstrzyga się w szkole. Jeśli miarą przyszłości miałaby być liczba szkół, w których uczy się niemieckiego (ponad 300), można mówić o sukcesie i patrzeć w przyszłość spokojnie, ale w mniejszości są też głosy, że szkoła jest niewykorzystaną szansą, a problem dotyczy nie tylko nauczania niemieckiego.
- Kształtowanie świadomości naszych dzieci i młodzieży jest decydujące dla naszej przyszłości. Tymczasem historia, jakiej uczą się oni w szkołach, nie sprzyja temu, by byli dumni ze swego niemieckiego pochodzenia. Naprawdę nie chcę demonizować, ale uważam, że należy intensywniej pokazywać dobro, które na tej ziemi przez stulecia powstawało. Szkoda, że w szkołach wciąż jeszcze niektórzy nauczyciele nie pozbyli się myślenia z czasów socjalizmu i sterotypów antyniemieckich. To jest dla naszych ludzi deprymujące - sądzi Hubert Beier.
Nauczanie i uczenie niemieckiego też budzi kontrowersje.
- Moim zdaniem, ludzie odpowiedzialni za nauczanie niemieckiego nie starają się dostatecznie. Zbyt mało energii, czasu i sił w to wkładają, dlatego ustępujemy przygranicznym województwom. Uważam, że szczególna powinność ciąży na Niemieckim Towarzystwie Oświatowym - mówi Sebastian Fikus.
Prezes towarzystwa, Piotr Baron, zauważa, że to samorządy, a nie Niemieckie Towarzystwo Oświatowe są organami prowadzącymi szkoły. Przypomina osiągnięcia w nauczaniu niemieckiego: - Powstała sieć gimnazjów z wykładowym niemieckim, mamy programy nauczania, ponad 90 proc. nauczycieli zdobyło kwalifikacje zawodowe, uruchomiono Opolskie Centrum Doskonalenia Nauczycieli, pedagodzy objęci są opieką metodyczną - dodaje.
- Dopiero jak się przekonaliśmy, że jesteśmy na 5.-6. miejscu w nauczaniu niemieckiego w Polsce, zrozumieliśmy, że w naszych zachwytach nad szkołami dwujęzycznymi i nauczaniem niemieckiego jako ojczystego jest niemało propagandy, bo jesteśmy jeszcze daleko w tyle. Jeśli znajdziemy środki na nauczanie 4, a nie 3 godzin niemieckiego, to młodzież nie będzie protestować. Ale nasze samorządy gminne najchętniej tłumaczą się brakiem środków. Bo tak jest najłatwiej - uważa Bruno Kosak.
Zdaniem burmistrza Kotysia największą barierą w zwiększeniu liczby godzin niemieckiego jest niedoszacowana subwencja oświatowa. Jest ona zresztą tylką jedną z bolączek finansowych samorządów.
- Otrzymaliśmy możliwości, zadania, kompetencje, ale pieniądze są nadal w Warszawie - uważa Joachim Czernek.
Mimo to starosta jest - jak większość mniejszości - optymistą co do przyszłości tej społeczności na Opolszczyźnie.
- Mniejszość nie wymrze. Młodzież wykorzystuje swą szansę uczenia się języka, a on jest podstawowym elementem przywiązującym do tradycji i kultury niemieckiej.
- Wielu młodych posługuje się językiem niemieckim tak, jakby to był ich język ojczysty. Ale niewielu angażuje się w działalność mniejszościową, bo nie otrzymali od starszej generacji koniecznego przekazu niemieckości. Nikt im tego nie zaszczepił. Brakuje im przywiązania do Heimatu. Mamy więc przed sobą wiele pracy - uważa Piotr Baron.PS Inspiracją do powstania tekstu była dyskusja panelowa o przyszłości mniejszości niemieckiej zorganizowana przez Fundację Korporacji Akademickiej ds. Mniejszości Narodowych i Praw Grup Etnicznych w Europie z Saarbruecken.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska