Czerwone autobusy wożą powietrze

Joanna Forysiak
Przekształcenie Miejskiego Zakładu Komunikacji w Nysie w spółkę gminną miało rozwiązać jej finansowe problemy. Według obecnych władz gminy wpędziło ją jednak w jeszcze poważniejsze tarapaty.

Nyska komunikacja miejska, podobnie jak inne tego typu przedsiębiorstwa w całym kraju, od dłuższego czasu borykała się z brakiem pieniędzy. Głównie dlatego, że autobusy woziły ludzi według stawek ustalonych przez radę miejską, która starała się ich zbyt wysoko nie windować, a dodatkowo znaczna część pasażerów uprawniona była do przejazdów ulgowych. Jak ówcześnie oceniano, MZK rocznie sprzedawał 5 milionów biletów, z czego około 3 milionów to ulgowe.

Pierwszym krokiem, który miał uzdrowić sytuację zakładu, było zlikwidowanie w ubiegłym roku ulgowych biletów jednorazowych dla uczniów i emerytów. Następnym - przekształcenie zakładu budżetowego w spółkę gminną. Prezes MZK, Krzysztof Głowacki, argumentował, że zmiana formy organizacyjnej umożliwiłaby firmie legalne zarabianie pieniędzy na prowadzenie działalności podstawowej, czyli na wożenie pasażerów: - Po przekształceniu mielibyśmy większą swobodę działania, bylibyśmy niezależni, firma sama decydowałaby o sobie. Moglibyśmy stawać do przetargów i zarabiać, prowadząc dodatkową działalność, ubiegać się o komercyjny kredyt. Ponadto nie byłoby corocznych problemów z dotacją i dofinansowaniem, ponieważ zawarlibyśmy umowę między spółką a radą miasta na zasadzie trzyletniego kontraktu - wyliczał prezes Głowacki.

Jak się jednak okazało, komunikacja miejska, mimo przekształceń, nie pozbyła się problemów finansowych. Co więcej, wiceburmistrz Stanisław Arczyński zarzuca prezesowi niegospodarność. - Umowa między gminą a spółką stanowiła, że w tym roku dostanie ona milion siedemset pięćdziesiąt tysięcy złotych z tytułu dopłat do przejazdów ulgowych w dwunastu miesięcznych ratach - powiedział "NTO" Arczyński. - Tymczasem na początku roku prezes zwrócił się z prośbą o przekazanie MZK dodatkowo trzystu tysięcy złotych. A jak wiadomo, sprzedaż biletów spada, więc po co wyższa dotacja? - pyta wiceburmistrz, twierdząc jednocześnie, iż wszystkie ewentualne problemy firmy w jego rozeznaniu biorą się po prostu z kiepskiego zarządzania nią. - Nie opłacono składek ZUS, stąd zostaliśmy zmuszeni do przyspieszenia wypłaty jednej raty, należne pracownikom premie nie zostały wypłacone, prezes beztrosko rządzi groszem podatników, ale nie ustaje w swoich naciskach na władze. To jest nie w porządku - twierdzi Stanisław Arczyński.

Krzysztof Głowacki tłumaczy, iż prośba skierowana do rady miejskiej nie wynikała z rozrzutności w gospodarowaniu dotacją. - Milion siedemset pięćdziesiąt tysięcy to pieniądze, które zaplanowano dla nas przy konstruowaniu budżetu w listopadzie, umowę zaś podpisaliśmy na dwa miliony czterdzieści trzy tysiące złotych - wyjaśnia prezes. - Pieniądze, o które się ubiegaliśmy, to różnica między tymi kwotami. Radni jednak nam ich nie przyznali, być może dostaniemy je w czwartym kwartale tego roku. To wszystko bardzo niekorzystnie wpływa na kondycję spółki, która jak co roku z największymi kłopotami boryka się w okresie wakacji. Prezes Głowacki nie rozumie także, dlaczego władze Nysy zarzucają mu niegospodarność. - Pewne wydatki, jak paliwo, składki ZUS czy płace, są sztywne i nie można od nich odstąpić. Nie będzie tylko lipcowej i sierpniowej premii, gdyż ta jest uzależniona od sprzedaży biletów. Ale to jeszcze nie powód, by mówić o tarapatach finansowych MZK.

Spadek sprzedaży jest konsekwencją ogólnego załamania na nyskim rynku pracy. Z komunikacji miejskiej korzystają bowiem głównie pracownicy takich zakładów jak Nysa Motor, Zakład Urządzeń Przemysłowych czy Garbarnia Asko, którzy kupują bilety miesięczne. Kiedy jednak firmy mają przestoje lub gdy zwalniają ludzi, wpływy do MZK automatycznie są mniejsze. - Z naszych wyliczeń wynika, że czterysta pięćdziesiąt osób nie wykupiło biletu miesięcznego, co oznacza, że w kasie będziemy mieli trzydzieści tysięcy złotych mniej. A na premie przeznaczamy dwadzieścia osiem tysięcy złotych - wylicza Krzysztof Głowacki. - Wiem, że ludzie się buntują, bo dla nich oznacza to sto dwadzieścia złotych netto mniej przy wypłacie, ale nie da się tego przeskoczyć.

Prezes MZK uważa, że zarzuty stawiane mu przez władze gminy w istocie są krytyką poprzedniego zarządu, któremu przewodniczył Janusz Sanocki. Zarząd ten bowiem w ubiegłym roku wspomógł spółkę kwotą 1,5 miliarda złotych. - Dzięki tym pieniądzom mogliśmy w znacznym stopniu zmodernizować firmę, udało nam się także częściowo odnowić tabor, kupując pięć autobusow po odbudowie - mówi Krzysztof Głowacki. - Ale żeby mówić o całkowitej odnowie, takich zakupów powinniśmy dokonywać przez następne dwa, a może nawet trzy lata. Tymczasem w tym roku jest zastój.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska