Czy za mało "socjalu"?

Michał Zieliński Autor jest docentem na UMCS w Lublinie i znanym dziennikarzem ekonomicznym, laureatem wielu nagród.
Świetna służba zdrowia, darmowe wczasy i kolonie, hojne emerytury, tanie mieszkania - tak zapamiętali Polacy czasy socjalizmu. Natomiast dzień dzisiejszy jawi im się jako "południowolatynoski kapitalizm". Tak przynajmniej (oceny i określenia są autentyczne!) uważa wielu polityków.

Przez cztery tygodnie pod przewodnim hasłem "Którędy do dobrobytu" prezentować będziemy w wydaniach weekendowych "NTO" teksty wybitnych polskich ekonomistów z Towarzystwa Ekonomistów Polskich. Publikacje te są owocem porozumienia "NTO" z TEP i mają za zadanie krzewienie wśród obywateli idei wolnego rynku i nieskrępowanej przedsiębiorczości. Tylko bowiem wolność jest gwarancją dostatku - dlatego też hasło cyklu pozbawione jest pytajnika. Fachowcy z TEP nie pytają, oni podpowiadają.

Jest to, ich zdaniem, kapitalizm oparty na "krwiożerczym liberalizmie i monetaryzmie" nacechowany "kompletnym brakiem opieki socjalnej", co powoduje, że ludzie "szukają pożywienia na śmietnikach" oraz "umierają z braku pieniędzy na leczenie pod płotem szpitala". Czy rzeczywiście w Polsce nastąpił całkowity zanik opiekuńczej funkcji państwa? A może - jak twierdzą niektórzy ekonomiści - jest wręcz odwrotnie?

Młodości urok miniony...
Ludzie zawsze uważali, że dawniej było lepiej. I w pewnym sensie mieli rację. Bo przecież, kiedyś: dziewczyny i chłopcy byli ładniejsi, wódka - smaczniejsza i zdrowsza, a domy wygodniejsze, bo na czwarte piętro wbiegaliśmy bez zadyszki.
Ta prawda obowiązuje nadal i niewątpliwie odnosi się do wszystkich, których określa się mianem "40+". W tym i do mnie. Z tą może różnicą, że ja swoich subiektywnych ocen staram się nie uogólniać. Istnieją bowiem opublikowane dane opisujące rzeczywistość PRL i każdy może sobie obraz naszego ówczesnego "bogactwa" przypomnieć.
A mimo to PRL rzeczywiście była państwem "opiekuńczym" i "socjalnym". Zasadniczym wyróżnikiem takiego państwa jest rozdział dóbr niezależnie od efektów pracy. Z tym tylko, że owo uniezależnienie od efektów (a nawet sensu pracy) miało inny od podręcznikowego charakter, bo polegało na niepotrzebnym mnożeniu miejsc pracy i stanowisk. Skala tego zjawiska, nigdy dokładnie nie określona, była jednak niemała, skoro, przy znacznym wzroście produkcji, większość funkcjonujących nadal przedsiębiorstw zredukowała zatrudnienie co najmniej o połowę!

Relikty socjalizmu, czyli "socjal" ukryty
Redukcja nadmiernego zatrudnienia nie oznacza, że całkowicie ono zanikło. W kopalniach węgla pracuje wprawdzie tylko jedna trzecia dawnej kadry, ale nadal jest to wiele tysięcy osób za dużo. Zmiany doprowadziły jedynie do tego, że - licząc w tonach wydobytego węgla na 1 zatrudnionego - osiągnęliśmy w górnictwie poziom przedwojenny!
Na kolei ciągle zatrudnionych jest ok. 180 tys. ludzi. Tyle samo co na kolei w RFN. Tyle tylko że polska kolej przewozi w ciągu roku 250 mln, a niemiecka 1,7 mld osób. Oznacza to, że w Polsce na jednego kolejarza przypada rocznie 1400, a w RFN 8500 pasażerów, czyli że przy dobrej wydajności pracy aktualną wielkość przewozów powinna obsługiwać u nas 1/6 zatrudnionych.
Stan taki przysparza kolei strat (3,3 mld zł w 2001 i 1,7 mld zł w 2002 r.).
Bezprecedensowy "socjal" jawny
Dotowanie "reliktów socjalizmu" jest jednak ubocznym kanałem wydatkowania pieniędzy podatników. Zasadniczym są świadczenia społeczne. A tu wydarzyła się rzecz nie mająca precedensu w historii świata. Oto w początku 2003 r. kwota świadczeń socjalnych przekroczyła wielkość wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw!
Błędem jest sądzić, że spowodowane jest to rosnącymi wypłatami zasiłków dla bezrobotnych. Jest ich wprawdzie coraz więcej, ale pieniędzy otrzymują coraz mniej. W 1996 r. mieliśmy 2 360 tys. bezrobotnych, w lipcu br. - 3 123 tys. Mimo to suma wypłacanych zasiłków jest o prawie 40 proc. mniejsza.
Najwięcej świadczeń społecznych (1/3 finansów publicznych!) pochłania system emerytalno-rentowy. Pozornie nie ma w tym nic złego. Wszak emerytury są świadczeniem wypracowanym, a starzenie się ludności musi powodować wzrost wypłat.
Niestety! Analizy demograficzne wykazują co innego. Ciągle jesteśmy jednym z n a j m ł o d s z y c h społeczeństw Europy. W Polsce tylko 15 proc. ogółu mieszkańców weszło w wiek poprodukcyjny (przy tym granica tego wieku jest niższa niż średnio w Europie).
Mimo to mamy jeden z n a j w y- ż s z y c h odsetków emerytów. Liczba ludności w wieku poprodukcyjnym wynosi bowiem 5 749 tys., a świadczenia (emerytura, renta, renta rodzinna) pobiera 9 114 tys. osób!! Pobiera - nie oznacza, że nie pracuje. Z owych 9 114 tys. w narodowym spisie powszechnym ludności i mieszkań 2002 tylko 4 468 tys. zadeklarowało się jako "bierni zawodowo".
Na wsi, przez sześć lat, liczba gospodarstw rolnych zmniejszyła się o ponad 100 tys. O ponad 300 tys. zmalała tam liczba ludności w wieku poprodukcyjnym. Świadczeniobiorców jest jednak niemal dwa razy więcej: Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego wypłaca 1 798 tys. rent i emerytur.
Renty inwalidzkie pobiera w Polsce 2 674 tys. osób. Oznacza to, że co dziesiąty dorosły Polak to inwalida. Jest to najwyższy wskaźnik na świecie!
Tak więc odpowiedź na tytułowe pytanie brzmi: "socjalu" mamy dosyć (jak dzielony, to już inna sprawa). Jeżeli ktoś sądzi, że jest go za mało, niech odpowie na pytanie, które od tytułowego różni się tylko sformułowaniem: "czy podatki w Polsce są za niskie?".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska