Dobrze mieć sąsiada. Byle nie muzyka, polityka i amatora seksu

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Sąsiedzkie afery są zwykle odwrotnie proporcjonalne do skali rzekomych szkód. Jak u Kargula i Pawlaka - wielka wojna o wąską miedzę.
Sąsiedzkie afery są zwykle odwrotnie proporcjonalne do skali rzekomych szkód. Jak u Kargula i Pawlaka - wielka wojna o wąską miedzę.
Coraz bardziej cenimy fakt posiadania sąsiadów. Już nie tylko pożyczamy od nich cukier, ale nawet zapraszamy się na rodzinne uroczystości.

Mieszkania w Opolu - czytaj więcej w regiodom.pl

Krystyna Wróblewska poznała swoją sąsiadkę "z góry", gdy zderzyły się wielkimi brzuchami na zakręcie schodów wąskiej klatki schodowej. Obie trzydziestolatki, obie tuż przed rozwiązaniem. Krystyna była w bloku na opolskim Zaodrzu nowa i wcześniej Doroty nie widziała.

- "Ciężarówki" lgną do siebie, nasza znajomość zaczęła się od wspólnego utyskiwania na trudy dźwigania brzucha podczas lipcowych upałów - wspomina. Niebawem spotkały się na porodówce - rodziły w odstępie dwóch dni - a potem znajomość poszła jak burza. Razem wychodziły z maluchami na spacery, ratowały herbatką z kopru włoskiego, gdy w nocy kolka niemowlaka nie dawała spać całemu pionowi, dzieliły ciuszkami, które Dorota dostawała w ilościach hurtowych od rodziny z Niemiec. - Rosnąca zażyłość nie tylko pozwalała przetrwać trudne chwile, jakie są w życiu każdej młodej matki. Dzięki sąsiedzkiej znajomości, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, szybciej też mogłyśmy odzyskać wolność - opowiada Krystyna. - Urwanie się na dwie-trzy godziny z domowego kieratu, żeby połazić po sklepach czy pójść na lody, już nie było problemem. Miałyśmy do siebie takie zaufanie, że nawzajem opiekowałyśmy się naszymi córeczkami.

Sąsiadka ratuje życie

Przeprowadzone niedawno przez TNS Polska badania pokazują, że tendencja do zacieśniania więzi z osobami z najbliższego otoczenia staje się coraz wyraźniejsza.

- Utarło się przekonanie, że w dzisiejszych czasach stosunki z sąsiadami nie są w najlepszej kondycji, dlatego postanowiliśmy sprawdzić, ile w tym twierdzeniu jest prawdy - mówi Przemysław Klemczak z serwisu Tablica.pl, który zlecił przeprowadzenie badań. - Odpowiedzi ankietowanych dowiodły, że Polacy zaczynają przełamywać barierę nieufności i powoli wracają do znanych wzorców zachowań: chętniej przebywają w towarzystwie sąsiadów, powierzają im opiekę nad swoim dobytkiem lub zwyczajnym uśmiechem wyrażają sympatię.

Okazuje się, że większość Polaków, pozostaje ze swoimi sąsiadami w dobrych relacjach - 62 proc. ankietowanych odpowiedziało, że żyją ze sobą w zgodzie, składają sobie świąteczne życzenia i chętnie pożyczają przysłowiowy cukier. Z drugiej strony co czwarty badany, zwłaszcza w wieku od 20 do 29 lat, poprzestaje jedynie na wymianie grzecznościowego "dzień dobry". Za to niemal co piąty Polak (18 proc.) wśród swoich sąsiadów ma przyjaciół, których często odwiedza i zaprasza na rodzinne uroczystości.

Pani Irena Szczedryk ze Spychalskiego w Opolu mówi, że taka sąsiadka jak Zofia Marcinów to prawdziwy skarb. Znają się od ponad trzydziestu lat. Ich drzwi, niemal vis a vis, dzieli zaledwie półtorametrowej szerokości korytarz. Kiedy pani Irena wyjeżdża do sanatorium albo w odwiedziny do mieszkającej 800 km od Opola córki, zostawia klucze mieszkania sąsiadce. A ta podlewa kwiatki, wieczorami trochę poświeci, żeby nikogo nie skusiło opuszczone mieszkanie, wyjmuje też pocztę ze skrzynki. Sąsiedzkie relacje są jednak dużo bliższe. - Pani Zosia jest niezwykle dobrą i wrażliwą osobą. Często wpada, by zobaczyć, co słychać, jak się czuję. Zawsze jest gotowa do pomocy - mówi pani Irena. Ta sąsiedzka wrażliwość być może uratowała jej w lutym życie. Zwykłe przeziębienie, które starsza pani zbagatelizowała, rozwinęło się w poważną chorobę. Czujna pani Zofia zaglądała do chorej i kiedy zauważyła jej niepokojący stan, zadzwoniła do rodziny. Jak się potem okazało, to był ostatni moment na skuteczną pomoc.

Puk, puk do sąsiada

Najczęściej do drzwi sąsiada pukamy, żeby skorzystać z pożyczki. Młotek, sól czy cukier albo inną brakującą rzecz pożyczyło 57 proc. respondentów. Z kolei 30 proc. korzysta z uprzejmości sąsiadów, gdy wyjeżdża poza dom - wtedy pod ich opiekę trafiają mieszkania i obowiązki, takie jak podlewanie kwiatów czy karmienie rybek. Taką formę sąsiedzkich relacji gorąco popiera policja. - Czujny sąsiad to najlepszy monitoring - mówi insp. Jarosław Dryszcz z KWP w Opolu.

Dawniej sąsiada poznawało się dopiero wtedy, kiedy zalał nam sufit, obecnie nowi mieszkańcy chętnie przenoszą na polski grunt zachodnią tradycję i przynoszą na powitanie ciasto lub organizują "parapetówkę" (6 proc.). 14 proc. osób z sąsiadami urządziło grilla i prawie tyle samo wspólnie działa na rzecz wprowadzania zmian w funkcjonowaniu osiedla.

- Wybudowaliśmy się w okolicy jako ostatni. Nasza działka długo stała pusta między urządzonymi już posesjami. Wszyscy się już znali i od razu spotkaliśmy się z dużą życzliwością sąsiadów. Okazało się, że mają w zwyczaju organizować kolejno wspólne - w sześć rodzin - imprezy ogrodowe. Kiedy tylko się rozpakowaliśmy, zaraz nas zaprosili. Błyskawicznie weszliśmy w nowe środowisko. Następne spotkanie już my organizowaliśmy, na razie na wypożyczonych grilach, stołach i krzesłach, bo po przeprowadzce z opolskiego blokowiska jeszcze takich sprzętów nie mieliśmy - mówi Mirosław Grajewski spod Opola.

Ewa i Robert Grzankowie od kilku lat mieszkający w Grudzicach w podobny sposób zaprzyjaźnili się z sąsiadami "przez płot". Płot oddzielał ogrody obu posesji, więc najpierw zrobili w nim furtkę, żeby nie latać naokoło przez ulicę, a po roku wewnętrzne ogrodzenie rozebrali, zostawiając tylko symboliczny niski murek z oto-czaków.

Dobry sąsiad jak u Żaków

Znana para aktorska, Katarzyna i Cezary Żakowie, znaleźli życzliwych sąsiadów, a później przyjaciół przez... podobieństwo ich domów. "Robiliśmy pierwszą wigilię dla całej rodziny - wspomina Katarzyna Żak. - Domy mój i Joli są w podobnym stylu, mają niemal identyczny kolor elewacji, dachówek. Nawet płoty są podobne. I większość naszej rodziny pojechała do nich. Tak też działo się okazjonalnie z innymi gośćmi (brama u Joli najczęściej jest otwarta, jakby zapraszała). Wszyscy wjeżdżają, wyładowują bagaże, walizki i dopiero, gdy widzą psa, zaczynają się orientować, że to chyba nie ten adres. My mamy berneńskiego psa pasterskiego, olbrzyma, a Jola malutkiego kundelka. Gdy kolejny nasz gość wjechał pomyłkowo na ich posesję, poszłam z przeprosinami. "Nie ma problemu, zapraszamy do nas", usłyszałam. I tak się zaczęło".

Badania TNS Polska potwierdzają jednak regułę, że najrzadziej kontakty z sąsiadami nawiązują ludzie z dużych miast. Mieszkańcy wsi, żyjący w mniejszych i mniej anonimowych społecznościach, są bardziej skłonni do tego, by z sąsiadami się przyjaźnić (23 proc.) i żyć w zgodzie (73 proc.); rzadziej natomiast ich kontakty są wyłącznie grzecznościowe (28 proc.). Z kolei mieszkańcy miast powyżej 500 tys. są bardziej zdystansowani wobec osób żyjących za ścianą - połowa badanych osób przyznała, że poprzestaje na zwyczajowym "dzień dobry". Tylko co dziesiąty z nich regularnie się odwiedza i przyjaźni.

Zdaniem socjologa - dr. Mateusza Błaszczyka z Uniwersytetu Wrocławskiego, sąsiad jest nam po prostu potrzebny do życia. Jesteśmy istotami społecznymi i trudno nam się obejść bez ludzi. Potrzebujemy kontaktu, wsparcia od innych i tego właśnie szukamy u sąsiadów. I nie chodzi tylko o sąsiedzkie pożyczki, wzajemne podlewanie kwiatków i pilnowanie mieszkania podczas urlopów.

“Sąsiad pomaga nam się też społecznie odnaleźć" - uważa dr Mateusz Błaszczyk. “Dowiedzieć się, co wolno, a czego nie wolno, jak się zachowywać wobec innych. No i jest dla nas źródłem informacji. Dzięki niemu wiemy, co słychać na osiedlu i u osób, z którymi nie utrzymujemy tak intensywnych kontaktów. Dostarcza nam wiadomości na temat tego, co nas najbardziej interesuje, bo jest najbliżej nas, a o czym nie przeczytamy w żadnej gazecie".

Jak w rodzinie

Wiele lat temu sąsiedzi byli jak rodzina. Spotykali się, pomagali sobie, oglądali wspólnie telewizję u tego, kto pierwszy dorobił się odbiornika. Jak kilkadziesiąt lat temu wyglądały stosunki w kamienicy czy bloku - pokazywał rewelacyjny serial "Dom". Potem w wielkiej płycie te relacje się ochładzały. Martyna Jakubowicz śpiewała, że "w domach z betonu nie ma wolnej miłości". Najczęściej jednak brakowało tam zwykłej życzliwości, ludzie stawali się sobie obcy. Teraz to się zmienia. Potrzebę pielęgnowania dobrych sąsiedzkich relacji zauważyli już nawet deweloperzy, którzy coraz częściej budują małe, kameralne osiedla, na których starają się zapewnić warunki sprzyjające przyjaznej atmosferze. Powstają tam miejsca przeznaczone do wypoczynku oraz kluby, dzięki którym mieszkańcy mogą brać aktywny udział w życiu lokalnej społeczności. Nierzadko ci mieszkańcy poznają się jeszcze przed odebraniem kluczy do mieszkania - dzięki stronom internetowym powstających osiedli. Najpierw spotykają się na forum, a potem w realu. Zdarza się, że po to, by razem przedsięwziąć coś przeciwko deweloperowi, który nie spełnia ich oczekiwań.

Święto sąsiada

Według badaczy życia społecznego rozwój budownictwa mieszkaniowego, a także wzrost świadomości obywatelskiej sprzyja nasileniu sąsiedzkiej aktywności. - Kiedyś zamykaliśmy się w naszych domach jak w twierdzach. Teraz mamy większe poczucie obywatelskiej wspólnoty, współodpowiedzialności. Wiemy, że razem możemy więcej zdziałać - uważa psycholog Małgorzata Siebert. - Sprzyja temu fakt, że na nowoczesnych osiedlach spotykają się osoby o podobnej zasobności portfela, ale też o podobnym stylu życia, poglądach. To stwarza platformę do budowania ściślejszych relacji.
Przykładem zachodzących w społeczeństwie zmian są osiedlowe imprezy z okazji Europejskiego Dnia Sąsiadów, przypadającego w maju.

- Organizując od kilku lat Gdańskie Dni Sąsiadów, zauważyliśmy, że sąsiedzi i sąsiadki znają się, lubią i chcą integrować. Świadczy o tym fakt, że w naszym zeszłorocznym wydarzeniu wzięło udział 20 tysięcy mieszkańców, którzy według własnego pomysłu zorganizowali 90 spotkań w 25 dzielnicach - mówi Anna Urbańczyk, koordynatorka Gdańskich Dni Sąsiadów z Instytutu Kultury Miejskiej.

Choć większych uprzedzeń nie mamy, to jednak pewnych osób za ścianą wolelibyśmy nie mieć. Prawie co piąty badany wyklucza muzyka, a 17 procent parę kochanków głośno uprawiających miłość. 12 procent osób nie życzyłoby sobie polityka oraz studentów. Na czarnej liście są też rodziny wielodzietne, majsterkowicze, osoby starsze i młode małżeństwa. Co ciekawe, kobietom bardziej niż mężczyznom przeszkadzałyby pary głośno uprawiające seks (22 proc. w porównaniu do 11 proc.). Nie podobałoby się to też starszym, powyżej sześćdziesiątki. Przeciwników potencjalnie hałasujących sąsiadów jest znacznie więcej w dużych miastach. Tam muzyka nie życzyłby sobie już co czwarty badany, studenta i majsterkowicza co piąty, a rodziny z kilkorgiem dzieci co szósty. Ale trudno się dziwić - w bloku lub kamienicy głośny sąsiad jest znacznie bardziej uciążliwy niż towarzystwo hałasujące na sąsiedniej działce.

Podłożyć sąsiadowi... żabę

Do nieprzyjaznych relacji sąsiedzkich przyznaje się znikoma część społeczeństwa. Zaledwie trzy osoby na sto unikają swoich sąsiadów i tylko co setny ma wśród nich wrogów, z którymi prowadzi mniej lub bardziej intensywną wojnę. A bywają to historie bardzo malownicze.

Latem ubiegłego roku głośny na całą Polskę stał się spór dwóch rodzin ze Zdzieszowic o zbyt głośne żaby. Urządzenie imitujące kumkanie miał w swoim oczku wodnym zamontować jeden z mieszkańców willowej dzielnicy na złość drugiemu. Żaby nie dawały spać, nie pozwalały w nocy otworzyć okna i podnosiły adrenalinę. Nękany w ten sposób obywatel wezwał w końcu policję, która żab ani niczego złego w postępowaniu sąsiada nie stwierdziła. Z kolei Straż Miejska w Opolu przez wiele miesięcy zajmowała się butami pewnej kobiety, która wracając z miasta, zostawiała je przy wycieraczce swego blokowego mieszkania, co z kolei raniło zmysł estetyczny i powonienie jej sąsiadki. Pani nieobuta, po licznych interwencjach strażników, w końcu ustąpiła, ale w rewanżu podkablowała skarżącą ją sąsiadkę, że ta sobie przy wejściu na strych urządziła palarnię. Sąsiedzkie afery są zwykle odwrotnie proporcjonalne do skali rzekomych szkód. Jak u Kargula i Pawlaka - wielka wojna o wąską miedzę. W maju ubiegłego roku policja w Krapkowiach interweniowała w sprawie płotu rozdzielającego dwie posesje. Międzysąsiedzka zbrodnia miała wymiar trzech centymetrów, o które robotnicy stawiający płot przekroczyli granice działki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska