Dramat na deskach

Archiwum teatru
Naprawdę nie dzieje się nic... czyli piosenki z Opola. Władze miasta wycofały się z dotowania pokazu tego widowiska na opolskim dworcu (teatr zrobił to za własne pieniądze, aby nie zawieść widzów).
Naprawdę nie dzieje się nic... czyli piosenki z Opola. Władze miasta wycofały się z dotowania pokazu tego widowiska na opolskim dworcu (teatr zrobił to za własne pieniądze, aby nie zawieść widzów). Archiwum teatru
O znaczeniu Opolskich Konfrontacji Teatralnych wszyscy mówią z namaszczeniem. Klasyka - wiadomo - świętość, a poza tym to nasza wizytówka i sztandarowa impreza. Tylko nikt się nie pali, by ten sztandar unieść finansowo.

Trudno ocenić, kto w tym roku bardziej się wypiął na festiwal klasyki. Urząd marszałkowski i ratusz, które powiedziały, że pieniędzy nie dadzą i słowa dotrzymały, czy minister kultury, który pieniądze obiecał, ale dał tylko połowę oczekiwanej kwoty.

Różnica między tymi trzema instytucjami jest taka, że marszałek jest gospodarzem teatru, więc organizacja konfrontacji jest jego problemem (jeśli nie powinnością).

W przypadku ratusza można liczyć tylko na uprzejmość i dobrą wolę, a minister ma swoje priorytety.

Dżentelmeni mówią o pieniądzach

Koszty tegorocznego festiwalu klasyki polskiej skalkulowano na 400 tysięcy zł. Po raz pierwszy urząd marszałkowski odmówił nawet złotówki ekstra na festiwal ponad budżet teatru.

Zwykle marszałek wrzucał do festiwalowej kasy 100 tys. zł, ale teraz uznał, że te pieniądze musi znaleźć teatr, bo sytuacja jest kryzysowa. Ta sama sytuacja kryzysowa spowodowała jednak, że budżet teatru został zmniejszony w tym roku o pół miliona złotych.

- Przeanalizowaliśmy dochody teatru i wspólnie z jego dyrektorem doszliśmy do wniosku, że jest on w stanie wnieść swój wkład w wysokości 100 tys. zł - mówi Barbara Kamińska, w zarządzie województwa odpowiedzialna za kulturę.

Resztę, 300 tys. zł, czyli 75 procent kosztów festiwalu, miała pokryć dotacja ministerialna.

Minister kultury tylko raz dał opolskim konfrontacjom taką kwotę i było to z okazji 35-lecia festiwalu. Poza jubileuszami było mniej. Ostatnio coraz mniej - w ubiegłym roku tylko 180 tysiecy. Skąd przekonanie, że tym razem minister wykaże się gestem?

- Mieliśmy taką obietnicę - twierdzi wicemarszałek Barbara Kamińska. Przy okazji otwarcia rozbudowanej Filharmonii Opolskiej faktycznie minister Bogdan Zdrojewski na konferencji prasowej wspomniał o ważnej roli festiwalu klasyki i deklarował jego wsparcie, ale o kwocie nie było mowy.

Ta podobno padła podczas nieoficjalnych spotkań i zarząd województwa wciąż trzyma się zasłyszanych wówczas zapewnień, choć pierwszy podział pieniędzy z tzw. programów ministra na teatr i taniec świadczy o tym, że resort kultury przywiązuje zupełnie inną wagę do naszego festiwalu, niż nam się wydawało.

Programy ministra to rodzaj konkursu. Instytucje składają wnioski o dofinansowanie, a komisja ocenia wartość projektów. Najlepiej ocenione wnioski uzyskały 97 i 95 pkt, nasz tylko 75,2.

Opolskim Konfrontacjom Teatralnym minister przyznał 150 tys. zł, połowę kwoty, o którą organizator prosił. Chociaż "wartość strategiczna" naszych konfrontacji została oceniona jako jedna z najwyższych, to jednak nie przełożyło się na złotówki. Wyżej od festiwalu klasyki został doceniony Ogólnopolski Festiwal Teatrów Lalkowych w Opolu, któremu zapewniono 200 tys. zł dotacji.

Druga lista dotacji - z pozytywnie rozpatrzonych odwołań instytucji, które przy pierwszym naborze przepadły - też pokazuje, że są przedsięwzięcia znacznie ważniejsze od naszego festiwalu klasyki. Po 500 tys. zł dostały nie tylko Warszawskie Spotkania Teatralne (jeden z najważniejszych krajowych festiwali), ale też Fundacja Krystyny Jandy na Rzecz Kultury - na "wybrane premiery Teatru Polonia i Och-Teatru", czyli prywatnych scen Krystyny Jandy.

- Dyrektor teatru Kochanowskiego też złożył odwołanie, dołączyliśmy do tego poparcie urzędu marszałkowskiego. Mamy wciąż nadzieje, że ministerstwo zagwarantuje nam 300 tys. dotacji - przekonuje marszałek Barbara Kamińska.

Nasze odwołanie ma jednak inny charakter, niż te, o których wyżej mowa. Konfrontacje w pierwszym naborze wniosków do programów ministra dotację dostały, tyle że za małą. Teraz po prostu prosimy resort, by zechciał jeszcze raz przyjrzeć się naszej prośbie.

Władze samorządowe województwa na razie nie mówią, co będzie, gdy minister już niczego nie dorzuci. - Sprawa nie jest ostatecznie rozstrzygnięta. Kiedy tak się stanie, wrócimy do tematu - powtarza Barbara Kamińska. Czy powrót do tematu oznacza wysupłanie brakujących 150 tys. zł - nie chce powiedzieć.

- Poprosiłem dyrektorów zaproszonych teatrów, by zeszli z kosztów. Jedno jest pewne - za 250 tys. zł festiwalu w zaplanowanym kształcie nie da się zrobić - twierdzi Tomasz Konina, dyrektor Teatru Kochanowskiego i zarazem Opolskich Konfrontacji Teatralnych.

Dni są policzone

Oferta jest skromniejsza niż zwykle, bo zaledwie pięciodniowa, co oznacza, że przyjadą do nas tylko cztery teatry z Polski, ale to i tak lepiej niż rok temu. Ubiegłoroczne konfrontacje były nimi właściwie tylko z nazwy. Nie odbył się konkurs, zaproszono tylko jedno przedstawienie z zewnątrz - znakomitego "Pana Tadeusza" ze Starego Teatru - a pokaz w sumie trzech spektakli uzupełniły projekcje czterech filmów.

Już wtedy powodem był kryzys, choć teatr miał większy budżet, samorząd województwa dał 180 tys. zł, a ministerstwo dołożyło drugie tyle.

- Jednak kondycja naszego teatru jest lepsza niż przed rokiem - twierdzi Barbara Kamińska. - Powinien sobie poradzić.

- To prawda. Dochody w styczniu były trzykrotnie większe niż kiedykolwiek - potwierdza Tomasz Konina - ale przecież my łatamy dziurę, spowodowaną zmniejszonym budżetem. Dzięki temu może jakoś dociągniemy do końca roku. Na pewno nie wydam tych pieniędzy na obce teatry i pięć dni festiwalu, bo to byłoby samobójstwo.

Od zawsze Opolskie Konfrontacje Teatralne wspierały władze miasta. Nie były to duże pieniądze, zwykle 25 tys. zł, ale za taką kwotę można sprowadzić małe przedstawienie ze średniego teatru (te najdroższe - jak krakowski Stary - kosztują ponad 100 tys.). Ostatni raz ratusz dorzucił się do konfrontacji w 2010 roku.

- Każdego roku ponawiamy prośby - mówi Tomasz Konina. - Przecież ten festiwal odbywa się w Opolu, więc władzom miasta też powinno na nim zależeć.

- I zależy - potwierdza wiceprezydent Krzysztof Kawałko - ale brakuje nam pieniędzy. W pierwszej kolejności musimy myśleć o instytucjach miejskich.

Na sugestię, że konfrontacje - wizytówka miasta i regionu - to wspólny interes, prezydent Kawałko odpowiada, że do opolskiego zoo też przyjeżdżają ludzie z całego województwa, ale pieniądze na jego utrzymanie daje tylko miasto.

W środowisku mówi się jednak, że kurek w ratuszu zakręcono po tym, jak prezydent Ryszard Zembaczyński ostro wypowiedział się o skandalizującym "Zmierzchu bogów" w "Kochanowskim".

Od tego czasu prośby teatru o jakiekolwiek wsparcie spotykają się z odmową. Odrzucono np. propozycję wystawienia "Piosenek z Opola" w amfiteatrze, władze miasta wycofały się także z dotowania pokazu tego widowiska na opolskim dworcu (teatr zrobił to za własne pieniądze, aby nie zawieść widzów).

Biednieje festiwal i widzowie

Kłopoty z finansowaniem Opolskich Konfrontacji Teatralnych odbijają się na kształcie festiwalu, a zarazem na jego randze. Impreza, kiedyś obrośnięta imprezami towarzyszącymi, teraz ogranicza się do samego konkursu.

Festiwal zwykle siedmiodniowy (Adamowi Sroce w latach 90. udało się nawet zrobić imprezę 12-dniową) kurczy się.

Maleje zresztą zainteresowanie samych teatrów. Jeszcze kilka lat temu chęć pokazania się w Opolu zgłosiło 36 teatrów, w tym roku tylko 20. Teatry z wielkich miast, teatry z dużymi sukcesami na ogół się nie zgłaszają.

Uwielbiany w Opolu Stary Teatr chętnie tu przyjeżdża, ale na specjalne zaproszenie. Narodowy z Warszawy ostatni raz gościł w 2008 roku. Na kolejne zaproszenia odpisali, że udział w konkursach już sceny narodowej nie interesuje.

- Dwie trzecie kosztów pochłania sprowadzenie teatrów - mówi Tomasz Konina. - Mniejsze pieniądze to mniej przedstawień, mniejsze nagrody, skromna promocja. Jeśli ten festiwal ma mieć rangę, to występujące tu zespoły powinny mieć o co walczyć. Tymczasem pula nagród od lat się nie zmienia i wynosi ok. 40 tys. zł. To straszna bieda.

Coraz trudniej też liczyć na sponsorów. Na rozesłane prośby na razie odpowiedziała jedna firma - i zadeklarowała 5 tys. zł. Nawet bankiet na zakończenie festiwalu kosztuje więcej, ale i w tej kwestii ze sponsorami jest kiepsko. Dwukrotnie bankiety przygotowywała Szara Willa, ale w rewanżu teatr grał dla jej gości przedstawienia za darmo.

Kiedy 20 lat temu opolska korespondentka PAP napisała w depeszy, że festiwal obejrzy 10 tysięcy widzów, w warszawskiej centrali zażądali potwierdzenia liczby, bo nie mogli uwierzyć w taki rozmach. W tym roku festiwal obejrzy ok. 2 tysięcy widzów. Ich zainteresowanie też słabnie.

W latach 90. w dniu otwarcia kasy biletowej drzwi teatru szturmowało kilkaset osób. - W tym roku pierwszego dnia mieliśmy zaledwie kilku chętnych - mówi Alina Wójcik, kierownik Biura Obsługi Widzów, która w "Kochanowskim" pracuje 22 lata.

Biednieje nie tylko festiwal. Widzowie też. Najchętniej chodzą na przedstawienie gwiazdorskie, ale kiedyś bilety na nie rozchodziły się błyskawicznie, a teraz - choć sprzedaż trwa ponad trzy tygodnie - wciąż są w kasie.

Festiwali teatralnych w Polsce jest ponad 200, tylko w kwietniu - w porze konfrontacji - odbywa się ich 20.

Dziennikarze z Polski przestali do Opola na klasykę przyjeżdżać, a to oznacza, że konfrontacje stają się powoli tylko naszą opolską sprawą. Więc jeśli ten festiwal ma coś znaczyć poza opłotkami województwa, to my, Opolanie, sami musimy mu w tym pomóc. Bez pieniędzy nie da się tego zrobić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska