Duś, duś gołąbki, ale gdzie są goście?

Redakcja
Teresa i Tomasz Kernowie z wnuczką Paulinką. Na ich pieczone gołąbki - modziki przyjeżdżają amatorzy dobrej kuchni nie tylko z Polski, ale również z Holandii i Niemiec.
Teresa i Tomasz Kernowie z wnuczką Paulinką. Na ich pieczone gołąbki - modziki przyjeżdżają amatorzy dobrej kuchni nie tylko z Polski, ale również z Holandii i Niemiec. Paweł Stauffer
Przez żołądek do serca. Także turysty. Wiedzą o tym w Polsce, gdzie mnożą się lokalne szlaki kulinarne. Wszędzie - tylko nie u nas.

W kraju jest już ponad dwadzieścia szlaków kulinarnych.

Poza takimi oczywistościami jak podhalański Szlak Oscypkowy (ponad 30 bacówek) czy szlaki wina (zielonogórski i lubuski), przybywają kolejne, coraz to bardziej wyszukane.

W województwie kujawsko-pomorskim powstał Szlak Gęsinowy; w Gdyni - restauracyjny Szlak Morza i Marzeń; w Małopolsce - Szlak Śliwki (turysta pichci powidła, smakuje, piecze placki z owocami, popija śliwowicę).

Zabytki niekonieczne

- Każdy region ma swoje dziedzictwo kulinarne, a więc i odpowiedni potencjał, aby odnieść w tej branży sukces. Nie potrzeba sieci zabytków - mówi Hubert Gonera, specjalista od promowania marki turystycznej, współtwórca wielu polskich szlaków turystycznych, w tym kulinarnych.

Idea jest prosta - turyści zwiedzają słynące z lokalnej kuchni miejsca: restauracje, gospodarstwa agroturystyczne, wytwórnie. Konieczne są: sowita degustacja i zajęcia kulinarne. Muzea, pałace, ruiny? Można się bez nich obejść. I to działa!

Na takich kulinarnych szlakach bazuje np. biuro Poland Culinary Vacation. Organizuje ono dla zagranicznych grup (zwykle od 6 do 12 osób) tygodniowe objazdówki po Polsce. Cena - 3 tys. dolarów od osoby.

- Biuro ma coraz więcej zainteresowanych, nie są to tylko turyści sentymentalni, ale i nowe pokolenia. Przedsięwzięcie nie jest już niszowe - informuje Hubert Gonera.

Przykładowy plan wizyty na Dolnym Śląsku obejmuje m.in. Bolesławiec, Wrocław, Krosnowice, Wałbrzych, Jaszkowę Górną. Wszędzie są degustacje i biesiadowanie, poza tym dwie-trzy lekcje gotowania; zajęcia prowadzone przez panie z kół gospodyń wiejskich, noclegi organizowane w hotelach lub w agroturystyce. Pamiątki z wyjazdu to fartuszki kuchenne, w jakich odbywały się lekcje gotowania i przepisy na śląskie jadło.

Opolszczyzna ze swoją listą produktów regionalnych też mogłaby zaistnieć na podobnym szlaku. Od lat na listę prowadzoną przez ministerstwo rolnictwa za pośrednictwem urzędu marszałkowskiego trafiają opolskie dania i napitki oraz produkty wytwarzane wedle tradycyjnych, udokumentowanych historycznie receptur. Lista liczy już ponad pół setki smakowitych pozycji.

- Ja sama mam już kilka wyróżnień za moje produkty regionalne - mówi Teresa Kern ze wsi Walce. W styczniu na ogólnopolskiej liście zarejestrowane zostały jej modziki, czyli potrawa z młodych gołębi nielotów. - Dyplomy wiszą w sali, w której podaję posiłki gościom gospodarstwa agroturystycznego, i świadczą o jakości serwowanych specjałów.

Modziki to już hit

Co może wyróżniać opolski szlak kulinarny? Odnoszący sukcesy (około 4 milionów turystów) Śląski Szlak Kulinarny postawił na karminadle, kluski i roladę. Na Opolszczyźnie można roladę i kluski też uczynić znakami firmowymi kulinariów, ale…

- Warto także wykorzystać inne lokalne specjalności stanowiące opolskie dziedzictwo kulinarne - mów Gonera.

Mogą to być potrawy z karpia, skoro Opolszczyzna to polskie zagłębie karpia hodowlanego, czy właśnie modziki - potrawa z nich porównywana jest do ekskluzywnych przepiórek.

W gospodarstwie państwa Kernów są świnie, bydło, konie. Uprawiają też zboża, ziemniaki, kukurydzę. Cztery lata temu postanowili jednak uruchomić działalność agroturystyczną - wybudowali nowy dom z pokojami i wielką kuchnią z nowoczesnym sprzętem umożliwiającą żywienie agroturystów oraz salę na 60-80 ludzi.

- My nie tacy starzy, trzeba było myśleć perspektywicznie: z czego się utrzymać i w co inwestować - mówi Norbert, mąż pani Teresy. - Gospodarstw agroturystycznych jest sporo, nasze musi być inne, choćby przez to, że słynące ze smaków. Kulinarny szlak turystyczny to dobry pomysł. Takich gospodarstw jak nasze powinno być na szlaku więcej.

Wiadomość o oryginalnej potrawie z gołębi szybko rozniosła się po Polsce i Europie. Potraw z gołębi nielotów posmakowali już Niemcy i Holendrzy. Przyjeżdżali do rodziny albo zwiedzać pobliską górę św. Anny, a spać i stołować chcieli się u Kernów, głównie z uwagi na kulinarną sławę.

- Modziki im smakowały, bo talerze zostawili puste - mówi pani Teresa. - To lekko słodkie, delikatne i dietetyczne mięso, od wieków rosół z modzików podawano kobietom w połogu. Gołębie karmione są naszą paszą, ziarnem bez żadnych dodatków. Jasne, że małego gołąbka ubić szkoda, osobiście zabić go nie potrafię. Od tego jest mąż. Za to ugotowane modziki to już wszyscy chętnie jedzą.

- Samica nie jest niespokojna, gdy zabieram młode, ma już kolejne jaja i siedzi na nich - zapewnia Norbert Kern. Hodowla gołębi to tradycja w jego rodzinie, od pokoleń. - I zawsze jadało się gołąbki - dodaje.

Modziki najpierw są bazą rosołu, który serwuje się z domowym makaronem lub kluseczkami. Potem ptasie tuszki wyłowione z rosołu lądują na patelni.

- Na masełku - lekko je podsmażam, dodaję swojskiej śmietany i mamy modziki w białym sosie - opowiada gospodyni. - Gdy jechałam do Poznania po Perłę (nagroda za wprowadzenie potrawy na listę produktów regionalnych - dop. aut.), to dostałam informację, że mam przywieźć sto porcji modzików, takie jest zainteresowanie. Ciężko było przygotować tyle porcji. Trochę zamrożonych miałam, trochę modzików mąż zabił. Ale to wciąż było mało. Dobrzy sąsiedzi pożyczyli swoje modziki. Sto porcji rozeszło się w parę minut.

Wielkie żarcie? Nie w Opolu

Tomasz Kandziora, opolski przewodnik turystyczny: - Każda zagraniczna grupa zorganizowana wie, że na Opolszczyźnie trzeba spróbować śląskiego kołocza. Zwykle turyści stawiają przewodnikowi warunek, aby posiłki były organizowane w restauracjach z lokalnymi tradycjami. Ja zaś - mówiąc szczerze - mam kłopot, aby znaleźć taką regionalną restaurację w stolicy regionu. Poza Starką - wybór w Opolu jest niewielki.

Więc przewodnik na wielkie śląskie żarcie wywozi turystów z Opola: - Do restauracji na Górze św. Anny, do Źlinic, do Gogolina, Siołkowic. I zawsze dla turysty to wielka przygoda i przyjemność. Musimy zdawać sobie sprawę, że kulinaria to także produkt turystyczny - mówi pan Tomasz.

Wspomina, jak Japończycy obfotografowywali śląskie rolady z kluskami i żur śląski, potem jedli i chwalili, że smaczne. Wkrótce zaczęli jednak lamentować i łapać się za brzuchy - że porcje ogromniaste.

- Wiadomo - w wiejskich restauracjach porcje muszą być słuszne - mówi przewodnik. Tymczasem przyzwyczajone do sushi żołądki miały kłopot z pomieszczeniem rosołu oraz wołowiny z zołzą i kluskami.

Początkowo myśleli nawet, że talerz z jedną porcją to danie dla paru osób. Jak już się najedli i narobili zdjęć, to wypytywali o receptury. Gdyby tylko była możliwość kucharzenia - pewnie wzięliby w takim przedsięwzięciu udział.

Podobnym zachwytem reagują turyści innych nacji. Amerykanom smakowały rolady, byli też wniebowzięci po zjedzeniu śląskiego nieba. Włochom i Rosjanom do gustu przypadła szpajza, drugi - poza kołoczem - typowo śląski deser. - Szpajza to deser lekki, delikatny, nawet odświeżający - recenzowali.

Podobnie zachwycali się nimi Brytyjczycy - wielu z tych ostatnich twierdziło, że szpajza jest lepsza niż pudding.

Dziś turyści chętniej niż figurkę Wieży Piastowskiej czy dinozaura z Krasiejowa kupują jako podarunek czy pamiątkę z wyjazdu na Opolszczyznę - lokalną kulinarną specjalność: miody z ziemi kluczborskiej, nalewki, śmietanówkę z Olesna. - Smakowite jedzenie składa się na pozytywny odbiór całego zwiedzanego regionu - mówi przewodnik.

Właśnie nad tym pracujemy

- Szlak kulinarny przynosi korzyści jego udziałowcom. To wiąże się z promocją, która powoduje zainteresowanie ze strony klientów zewnętrznych, ale i wewnętrznych. Gdy uruchomiono Śląski Szlak Kulinarny, to mieszkańcy Górnego Śląska odkryli na nowo karminadle - mówi Hubert Gonera. - Dlatego to lokalne władze czy organizacje turystyczne powinny wspierać takie pomysły i je inicjować.

- W pojedynkę nikt nic nie zdziała - potwierdza Beniamin Godyla ze Stowarzyszenia Konsorcjum Producentów Kołocza Śląskiego z Opola. Gdy stowarzyszenie zarejestrowało i zaczęło certyfikować tradycyjne śląskie ciasto z kruszonką, zrzeszeni w nim cukiernicy szybko odczuli korzyści.

- Wokół kołocza zaczęło się dużo dziać, sporo było działań promocyjnych, było o nas głośno. To przełożyło się na zainteresowanie ciastem. W ciągu roku w piekarniach, które mają certyfikat na produkcję kołocza śląskiego sprzedaż ciasta wzrosła średnio czterokrotnie. I to zainteresowanie wcale nie spadło do dziś. Ale na ten sukces pracowaliśmy wspólnie ponad dwa lata i też wspierały nas władze - mówi pan Beniamin.

Piotr Mielec, dyrektor Opolskiej Regionalnej Organizacji Turystycznej, na pytanie, dlaczego Opolszczyzna, choć słynie ze znakomitej kuchni, jest jednym z nielicznych w Polsce regionów bez szlaku kulinarnego, zapewnia, że ten stan rzeczy nie potrwa długo: - Tak się składa, że nto pyta mnie o to w momencie, gdy kończymy projekt Szlaku Kulinarnego Śląska Opolskiego. Chcemy go realizować we współpracy z zespołem opracowującym listę produktów regionalnych w urzędzie marszałkowskim. W projekcie wezmą udział opolscy restauratorzy, gospodarstwa agroturystyczne, a nawet lokalna winiarnia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska