Entliczek, pentliczek - co myśli Piechniczek

Redakcja
Antoni Piechniczek
Antoni Piechniczek
Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, byłym selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski i wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej

- Interesuje się pan siatkówką?
- Oczywiście, tak jak większość kibiców. Nie byłem siatkarzem, ale jestem na bieżąco i wiem, co się dzieje w polskiej siatkówce.

- A dzieje się sporo, bowiem Polski Związek Piłki Siatkowej właśnie powierzył funkcję selekcjonera reprezentacji Stephanowi Antidze, który jest jeszcze czynnym zawodnikiem. Szaleństwo?
- Nie znam osobiście francuskiego siatkarza Stephana Antigi, ale wiem, że jest bardzo dobrym zawodnikiem. Nikt nie wie, jakim będzie trenerem. Trudno mi tę decyzję komentować, choć na pewno jest odważna, by nie powiedzieć ryzykowna. Oczywiście z zachowaniem pewnych proporcji sądzę, że nikt nie wpadłby na to, żeby grającemu w Bundeslidze Robertowi Lewandowskiemu dać do prowadzenia inną drużynę Bundesligi, nie mówiąc już o reprezentacji Niemiec.

- W polskiej piłce trwa właśnie proces rekrutacji selekcjonera i w związku z nim też pojawiały się dylematy: trener z Polski czy z zagranicy. Pan jest orędownikiem przekazywania reprezentacji Polski polskim trenerom. Dlaczego?
- Bez względu na wielkie nazwiska, jakie na "giełdzie" mogą się pojawić, zawsze jestem zwolennikiem trenera krajowego. Wielkie nazwiska to wielkie pieniądze do wydania i żadnych gwarancji wyników.

- Obcokrajowiec to tylko drenaż konta PZPN-u?
- Nie chodzi tylko o pieniądze, bardziej o wyniki. Gdyby zatrudnienie obcokrajowca sprawiało, że na pewno będzie lepiej i gwarantowało wygranie kolejnych eliminacji, to rozumiem. Jednak statystyki nie kłamią. A one pokazują, że nasza reprezentacja największe sukcesy odnosiła, kiedy prowadzili ją polscy trenerzy, że jednym tchem wymienię: Kazimierz Górski, Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek. Przez 14 lat graliśmy w 4 kolejnych finałach mistrzostw świata, zdobyliśmy dwa medale olimpijskie: złoty i srebrny, zdobyliśmy dwa medale mistrzostw świata. Te sukcesy są potwierdzeniem moich słów. Dzisiaj nieszczęście polega na tym, że ludźmi opiniotwórczymi są dziennikarze młodego pokolenia, którzy tego nie pamiętają albo nie chcą pamiętać. Oni teraz i dziś chcą mieć swoje przeżycia, swoje mistrzostwa świata, swój sukces, swojego trenera, którego będą wychwalali pod niebiosa i któremu są gotowi pomniki stawiać. Niestety, mają tego pecha, że to się nie udaje.

- Ja mam to szczęście, że pamiętam pana sukces w Hiszpanii i ten przebój Łazuki "Entliczek, pentliczek - co zrobi Piechniczek". Problem w tym, że to było ponad 30 lat temu i od tej pory w seniorskiej piłce mamy posuchę. Oczywiście pamiętamy też wicemistrzostwo olimpijskie z 1992 roku drużyny Janusza Wójcika, ale z mistrzostw świata lub Europy wracamy z niczym lub wcale na nich nas nie ma. Dlaczego panu się udało, a innym przez tak długi okres czasu nie wychodzi?
- Złożyło się na to wiele przyczyn. Najbardziej rzucającą się w oczy jest umiejętność znalezienia z piłkarzami wspólnego języka i ciągnięcia wózka w jednym kierunku. Opolanie pewnie pamiętają, że ja doświadczyłem olbrzymiej lekcji w Odrze Opole, gdzie wymagania stawiane przed drużyną były bardzo wysokie. I słusznie. Opolska drużyna to był konglomerat piłkarzy starszego i młodego pokolenia, konglomerat ludzi wywodzących się z różnych rejonów Polski, nie tylko z Opolszczyzny. Przed nimi stanął trener troszeczkę starszy od nich, który miał to wszystko scementować. Udało mi się do nich trafić i przekonać do swojej wizji pracy i gry. Oczywiście to nie była sielanka, gdzie wszyscy całują się w czółko i jest super. Było mnóstwo mniejszych i większych problemów, którymi razem żyliśmy i które razem pokonywaliśmy. Dzisiaj rzecz jest jeszcze trudniejsza, bo piłkarze Fornalika czy kolejnego selekcjonera spotykają się najczęściej w samolocie. Lecą do Polski na zgrupowanie, potem na mecz, a po meczu - tak jak ostatnio w Anglii - nikt nie wraca do Polski, tylko z Londynu rozlatują się po Europie. Wracają i żyją piłką niemiecką, francuską, czy turecką. Polska jest im daleka. W wielu sprawach cementujących drużynę miałem ułatwione zadania.

- I mógł pan z drużyną dłużej popracować.
- Oczywiście, choć ostatni trenerzy też mieli czas, by wywrzeć pozytywny wpływ na zespół. Podstawowym kapitałem selekcjonera zatrudnionego przez PZPN jest czas. Ma rok, dwa, czasem więcej. Smuda pracował z kadrą 30 miesięcy, Beenhakker 33 miesiące, Fornalik 14 miesięcy. Przez taki czas można wpoić mnóstwo zasad, swój punkt widzenia na piłkę.

- To dlaczego tego wpływu nie wywierali. Zgrupowania były za krótkie?
- Ja miałem dłuższe zgrupowania, na których mogliśmy wiele wariantów gry przećwiczyć. Oczywiście dzisiaj nikt selekcjonerowi nie da drużyny na dwa tygodnie, jednak długość zgrupowania nie zależy od czasu pobytu na zgrupowaniu, ale od efektywnego wykorzystania tego czasu. Do takiego zgrupowania muszę być przygotowany, wiedzieć, czego chcę od obrońców, pomocników, napastników. Przygotować kilkanaście różnego rodzaju kombinacji taktycznych, nad którymi chcemy pracować i które chcemy wpoić, by one były opanowane przez piłkarzy.

- Będzie pan zaskoczony, jeśli selekcjonerem reprezentacji nie zostanie Adam Nawałka?
- Wszystko jest możliwe, choć Adam dzisiaj jest głównym faworytem. Jednak do momentu podpisania umowy wstrzymałbym się z ogłaszaniem nazwiska nowego selekcjonera, bo mogą się wydarzyć pewne sprawy, które niekoniecznie muszą ujrzeć światło dzienne. Jeśli Boniek powie Nawałce: "nie będę płacił ci tyle, co Fornalikowi, tylko pięćdziesiąt procent tego, a dam ci dużą premię, jak awansujesz do mistrzostw Europy", a Nawałka odpowie: "słuchaj stary, dla prestiżu bycia selekcjonerem się nie zgadzam, muszę mieć tyle samo co Fornalik , bo inaczej nikt mnie nie będzie cenił" - wziąłby pan wtedy Nawałkę?

- Nie, bo uważam, że zarówno trener, jak i piłkarze powinni dużo zarabiać za osiągnięcie celu, a nie za stawienie się na zgrupowaniu.
- W tym kierunku zdaje się podążać prezes Boniek i to jest jego święte prawo. Stary prezes miał inną zasadę.

- Dlaczego prezes PZPN-u wybiera selekcjonera, a nie szersze gremium?
- Takie są tradycje związku, że prezes namaszcza selekcjonera. Tak było za poprzedników: Grzegorza Laty i Michała Listkiewicza, nie mówiąc o czasach Mariana Dziurowicza czy Kazimierza Górskiego. Teraz decyzję podejmie Zbigniew Boniek.

- Którego faworytem zdaje się być Adam Nawałka. Czym właściwie będzie się różnił od Waldemara Fornalika czy Franciszka Smudy. Każdy z nich zyskiwał popularność i poparcie poprzez dobrą pracę w klubach. W reprezentacji było inaczej.
- Jednak każdy z nich ma inny charakter, inną wizję futbolu. Problem w tym, czy potrafią tę wizję i swoje piętno odcisnąć na reprezentacji. Nawałka w prowadzonych zespołach to robi, poza tym ma również bogaty dorobek jako piłkarz. Świetnie prowadzi Górnika Zabrze, wcześniej zdobył mistrzostwo Polski w Wiśle Kraków. Co prawda przejął ją po Oreście Lenczyku, ale złoto też jest jego udziałem. O Nawałce jako o trenerze mam bardzo dobre zdanie. Ma wielkie doświadczenie zawodnicze, pracował z kilkoma bardzo dobrymi szkoleniowcami.

- Mimo porażki w eliminacjach pan do końca bronił Waldemara Fornalika. Trenera powinny bronić wyniki, a tych nie mieliśmy.
- Nie uciekam od tego, że proponowałem Waldemara Fornalika na stanowisko selekcjonera i teraz także o niego walczyłem. Chciałem, żeby został na stanowisku, bo uważam, że mimo przegranych eliminacji okres jego pracy nie był stracony. Reprezentacja gra coraz lepiej, ma duży potencjał i w niedługiej przyszłości może odnosić dobre wyniki. Jest wielka różnica między pierwszym meczem za kadencji Fornalika, a ostatnimi meczami eliminacji.

- Już dawno w reprezentacji nie mieliśmy tylu zawodników mających miejsce w wyjściowych jedenastkach europejskich klubów, nawet decydujących o obliczu czołowych europejskich zespołów. Może oni potrzebują trenera z charyzmą i europejskim nazwiskiem?
- To są profesjonaliści, wiedzą, o co grają i mają odpowiednie podejście do meczów. Nie sądzę, by zagraniczny trener miał do nich lepiej trafić. Choć piłkarzom także powinniśmy stawiać większe wymagania. Każda reprezentacja Polski, która osiągała sukcesy, miała lidera. Teraz mamy kilka gwiazd, ale brakuje zawodnika, który bierze na siebie odpowiedzialność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska