Gigantyczny amonit z Opola. Zabrany nielegalnie

Redakcja
Prof. Elena Yazykova: – Wkrótce wejdziemy na teren nieczynnego już kamieniołomu cementowni Odra, tam też jest pole do popisu dla paleontologów.
Prof. Elena Yazykova: – Wkrótce wejdziemy na teren nieczynnego już kamieniołomu cementowni Odra, tam też jest pole do popisu dla paleontologów. Paweł Stauffer
Wywieziono go z regionu po kryjomu, łamiąc przepisy. A wartość okazu jest dla nauki ogromna.

Gdy nto tydzień temu poinformowała o odkryciu w kamieniołomie w Opolu amonita - wyjątkowego, bo o średnicy ponad metra - w biurze Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zapanowała konsternacja. Mimo że okaz znaleziono niemal w centrum Opola, nikt tu o tym nie wiedział.

Amonit - w świetle przepisów - wywieziono nielegalnie: - Bo bez naszej wiedzy i zgody. - mówi dyrektor RDOŚ, Alicja Majewska. I przytacza przepisy: "Kto dokona odkrycia kopalnych szczątków roślin lub zwierząt, jest obowiązany powiadomić o tym niezwłocznie regionalnego dyrektora ochrony środowiska, a jeżeli nie jest to możliwe - właściwego wójta, burmistrza albo prezydenta miasta".

- Nie zakładam złej woli, ale odkrywca amonita nas o znalezisku nie poinformował - mówi Alicja Majewska. - Zwróciliśmy się do niego z pismem o wyjaśnienie sprawy. Odkrywcą jest Adrian Kin, jak sam o sobie mówi - łódzki naukowiec; ale jest doktorantem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kin wywiózł amonit z Opola do Łodzi, tam go zbadał, a teraz opublikował efekty swej pracy.

Nikt nic nie widział?

O tym, że to właśnie w cementowni Odra znaleziono gigantyczną skamieniałość, usłyszał też po raz pierwszy przedstawiciel Cementowni Odra, Piotr Dawid:

- Wcześniej, owszem, docierały do nas informacje o amonicie, zamieszczone w polskim wydaniu miesięcznika "National Geographic Polska" w styczniu 2009. Jest tam mowa o "zabezpieczeniu" gigantycznej skamieniałej muszli w okolicach Opola. Nie wskazano jednak jednoznacznie, skąd dokładnie pochodzi znalezisko, natomiast wyrobisk w Opolu i najbliższej okolicy jest wiele. Nam nic nie wiadomo o tym, aby w 2007 r. ktokolwiek prowadził poszukiwania na wyrobiskach należących do cementowni. Może to było wcześniej?

Adrian Kin potwierdza - amonit znalazł w 2007 roku. Tłumaczy, że nie była to jego pierwsza wizyta w kamieniołomie i wcześniej zgłaszał swoje wejścia. Wyjaśnia, że ponieważ często wracał z kamieniołomu z pustymi rękoma, w końcu przestał swe wejścia zgłaszać. Odkrycia są zwykle kwestią przypadku. W 2007 roku zajrzał do Opola na chwilę, po drodze do Jury Krakowsko-Częstochowskiej. I właśnie traf chciał, że zauważył fragment zwoju zamkniętego w skale ważącej około 600 kg. Pracował do wieczora przy odsłanianiu kolejnych fragmentów muszli. Następnego dnia zorganizował ciężarówkę i wywiózł znalezisko, by zbadać go w swojej pracowni w Łodzi. Według Adriana Kina pozostawienie amonita w kamieniołomie oznaczało, że najprawdopodobniej zostałby on przerobiony na cement. "Odra" jest przecież zakładem produkcyjnym, nie badawczym. Liczył się czas i skuteczność działania.

Naukowiec twierdzi też, że później kontaktował się z cementownią, chciał nawet zorganizować opolskiej firmie ekspozycję z amonitami.

Jak można było nielegalnie, bez wiedzy pracowników cementowni dwa dni obstukiwać skałę, potem wywieźć ją wraz z wystającym z niej zwojem gigantycznej muszli, wynajmując do tej eskapady ciężarówkę? Czy taką operację można przeprowadzić w tajemnicy? Piotr Dawid z Cementowni Odra powtarza, że o znalezisku nic nie wiedzieli. Przewertował też korespondencję cementowni sprzed lat i... - Znalazłem korespondencję mailową z panem Kinem z 2008 r. z ofertą współpracy przy organizacji wystawy, w której m.in. proponował wypożyczenie największego polskiego amonita za kwotę powyżej 1200 zł miesięcznie.

Cementownia z oferty nie skorzystała. Wystawa powstała we współpracy z lokalnym środowiskiem naukowym.

Nie pierwszy raz z naszego regionu wywieziono paleontologiczne szczątki o przełomowej dla nauki wartości. Znanemu naukowcowi Jerzemu Dzikowi, odkrywcy opolskiego silezaura, czyli praprzodka dinozaurów, zarzucano, że wywoził z wyrobiska cementowni w Górażdżach szczątki "dinusiów", nie informując o tym służb wojewody ani Uniwersytetu Opolskiego. - Bezpodstawne to zarzuty, bo pracując na wyrobisku w Krasiejowie, reprezentowałem Polską Akademię Nauk - mówi dziś profesor Dzik, dyrektor Instytutu Paleobiologii Polskiej Akademii Nauk. - Zanim się nie zbada, nie spreparuje i nie opisze znalezionych szczątków - nie ma pewności, co tak naprawdę się znalazło, a więc o czym informować urzędników od ochrony i konserwacji przyrody. Sami urzędnicy też nie byliby w stanie określić, z czym mają do czynienia.

Bo jest konkurencja

Nieoficjalnie badacze prehistorycznej przyrody przyznają, że niechęć do informowania urzędników o znalezisku wynika z obawy przed zatrzymaniem odkrytego okazu i udostępnieniem go konkurencyjnym naukowcom. Nie po to ktoś inwestuje swój czas, pieniądze i wiedzę w pracę badawczą w terenie, aby potem mieć problem z kontynuowaniem pracy w laboratorium. Wyciągnięcie z osadów czegoś wyjątkowego - takiego jak gigantyczny amonit z Opola czy pradinozaur z Krasiejowa - to "strzał" porównywalny z wypełnieniem kuponu totalizatora i trafieniem głównej nagrody. Czy ktoś taki kupon oddaje sąsiadowi?
Same zakłady też mają pewien problem z naukowcami spragnionymi odkryć na wciąż eksploatowanych terenach odkrywek, kopalni, kamieniołomów. Bo odkrycie naukowe oznacza wstrzymanie prac, a więc i straty zakładu. Dlatego pośpiech w usunięciu okazu w bezpieczne miejsce jest tak wskazany.

Szkopuł w tym, że okazy wywiezione, zbadane, opisane przez pracownika danej instytucji naukowej stają się już własnością owej instytucji. - To wynika z wewnętrznych statutów uczelni i instytutów naukowych. Wszystko, co znajdą pracownicy czy studenci w ramach prac naukowych, jest własnością zakładu badawczego, który ponosił koszty związane z wykształceniem pracownika i jego badaniami - mówi prof. Dzik. Tak więc upominanie się o znalezisko przez miejscową uczelnię czy muzeum to przysłowiowa musztarda po obiedzie. - Jeśli ktoś chce, aby przekazać mu już spreparowane, zbadane, opisane znalezisko, to powinien zapłacić za wykonaną pracę badawczą - mówi profesor Dzik.

Dlatego jest ważne, aby lokalne uczelnie prowadziły prace badawcze ściśle związane z potencjałem i z bogactwem regionu. Wtedy unika się takich nieporozumień.

- Aktualnie Uniwersytet Opolski nie ma umów dotyczących prowadzenia badań na wyrobiskach Odry. Wcześniej badania na wyrobiskach prowadzili pracownicy naukowi z Uniwersytetu Opolskiego, m.in. dr Yazykova - informuje Piotr Daniel z cementowni w Opolu.

Krasiejów ma bazę

Prof. Elena Yazykova z zakładu paleobiologii Uniwersytetu Opolskiego specjalizuje się w badaniach amonitów i przyznaje, że kamieniołom opolski to skarbnica: - Gigantyczne okazy amonitów nie są może na porządku dziennym, ale faktycznie można tu liczyć na znalezienie niejednej naukowej ciekawostki. Sama mam w kolekcji uczelnianej amonit z Odry o średnicy ponad 80 cm. Poza tym w kamieniołomie znajdowałam m.in. odciski w skale prehistorycznych małży, jeżowców i wreszcie zęby rekinów. Pochodzą z epoki kredy, czyli sprzed sprzed 90 mln lat.

Kamieniołom w Opolu jest wymarzonym miejscem pracy dydaktycznej, tam można pokazać studentom struktury odzwierciedlające ruchy tektoniczne. Praca wydobywcza w kamieniołomach w niewielkim stopniu przeszkadza pracy naukowej. Bo im więcej się w kamieniołomie wydobywa skał wapiennych, tym więcej się odkrywa materiału do badań paleontologicznych. Liczymy też na to, że w przypadku pojawienia się "kamieni dziwnych kształtów" pracownicy kamieniołomu zawsze nas informują.

Dlaczego więc Uniwersytet nie prowadzi w tej chwili badań na Odrze, a ekskluzywny okaz amonita trafił do zbiorów łódzkiego naukowca?

- Gdy pan Kin znalazł amonit, dopiero rozpoczynałam przygotowywanie dydaktyki i wstępnie planowałam reaktywację pracowni zbiorów paleontologicznych na opolskiej uczelni - mówi prof. Yazykova. - Ale ostatecznie dobrze się stało, bo okaz został uratowany i zachowany. Uzyskałam deklarację od pana Kina, że
jeśli tylko na Opolszczyźnie będzie możliwość eksponowania okazu, to go nam przekaże.

W magazynach łódzkiego naukowca jest wiele okazów paleontologicznych z całego kraju, skatalogowanych i czekających na ekspozycję. Stowarzyszenie Przyjaciół Nauk o Ziemi "Phacops", którego liderem jest naukowiec z Łodzi, chce je umieścić w 160-letnim modrzewiowym dworku - tak zapewnia łódzki paleontolog.
Ciężar badań naukowych pracowników zakładu palentologii Uniwersytetu Opolskiego przeniósł się do Krasiejowa i to wedle profesor Yazykowej rzecz naturalna: - To w Krasiejowie odkryto przełomowego dla historii i ewolucji dinozaurów silesaurusa opolensis. To tu jest baza naukowa Uniwersytetu, tu jest pawilon mieszkalny dla badaczy. Sami studenci chcą pisać prace magisterskie czy doktoranckie na podstawie odkryć właśnie z Krasiejowa. W tym samym celu przyjeżdżają tu naukowcy z całego kraju, współpracujemy z najróżniejszymi jednostkami badawczymi, z uniwersytetami Śląskim i Poznańskim i z Instytutem Paleobiologii w Warszawie. Krasiejów odwiedzili w tym roku studenci z Niemiec, Niderlandów i Belgii.
I wreszcie: wyrobisko nie jest od lat własnością spółki Górażdże Cement, która przekazała teren właśnie na potrzeby m.in. nauki. Prace paleontologiczne nie kolidują więc z wydobywczymi. - A współpraca ze Stowarzyszeniem Delta, które prowadzi tu JuraPark, układa się wzorcowo - dodaje Elena Yazykova. - Co do Cementowni Odra, wkrótce będziemy badać jeden z ich nieczynnych kamieniołomów, wprawdzie już zalany, ale to dla naszej pracy nie powinno mieć większego znaczenia. Zawsze też możemy wejść do czynnego kamieniołomu. Dobrze się nam współpracuje.

Eksponować nie ma gdzie

Co roku studenci z Opola znajdują tylko w Krasiejowie kilka kilogramów okazów wartych opracowania, a potem pokazania. Jak mówi prof. Yazykova, opolscy palentolodzy organizują małe ekspozycje, ale głównie w salach dydaktycznych czy na uczelnianych korytarzach. Ale one nie mają charakteru popularyzatorskiego dla mieszkańców Opolszczyzny. Ogromne nadzieje pokładane są w Muzeum Ziemi, jakie ma powstać w Krasiejowie. Tam zaprojektowano już nowoczesne i multimedialne sale wystawiennicze oraz laboratoria dla prowadzących wykopaliska w Krasiejowie. Kosztorys przedsięwzięcia to 20 milionów. Na razie nie wiadomo, kiedy inwestycja ruszy.

Zgodnie z umową przekazaliśmy Adrianowi Kinowi tekst celem autoryzacji jego wypowiedzi udzielonych dziennikarce nto. W odpowiedzi otrzymaliśmy zakaz ich publikacji - "jako potencjalnie szkodliwych". Stąd w tekście przedstawiamy - zamiast cytatów - omówienia wypowiedzi Adriana Kina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska