Gong. Dźwięk, który koi

Archiwum prywatne
Don Contreaux stworzył gong jogę. Jest największym wirtuozem tego instrumentu.
Don Contreaux stworzył gong jogę. Jest największym wirtuozem tego instrumentu. Archiwum prywatne
Ale bardziej duszę niż ciało - zaznaczają miłośnicy gongów i przekonują, że ich instrumenty zabierają w podróż do wnętrza samego siebie. O sceptykach, którzy patrzą na nich z pobłażaniem, mówią: im na pewno nie pomogą.

Bo na gongi trzeba być przede wszystkim otwartym. Ktoś, kto nie wierzy i nie chce uwierzyć w ich moc, zablokuje się na dźwięki i wibracje - stwierdza Krzysztof Gibek, opolanin, który na gongach gra od roku.
Mówienie o energetycznych blokadach w naszym organizmie, które mają rozbijać dźwięk instrumentów i wibracje z nich płynące - bo na tym polega moc gongów - dla wielu brzmi jak opowieść o Alicji z Krainy Czarów.

- Ale to wcale nie jest szarlataneria - przekonuje Krzysztof Gibek. - Nie mówimy, że gong uzdrawia albo że ma właściwości medyczne. Są wprawdzie badania, które mówią, że nasz organizm jest wielką energią i gdy jego energia spotka się z inną, na przykład tą tworzoną przez fale dźwiękowe, nie tylko umysł, ale i ciało musi na nią zareagować. Ale nie da się matematycznie obliczyć, jak uderzyć w instrument, by dźwięk zadziałał konkretnie na jelito, trzustkę czy wątrobę. To rzecz zbyt przypadkowa, by ją gwarantować. Zależy od wielu czynników - siły uderzenia, kubatury pomieszczenia, w którym seans się odbywa, a nawet nastroju uderzającego.

Relaks i biegunka

Grający na gongach mistrzowie nie mają natomiast wątpliwości, że ich dźwięki to z pewnością sposób na zupełne oderwanie się od rzeczywistości i odblokowanie kanałów energetycznych. Co oznacza mniej więcej tyle, co wprowadzanie organizmu w dobry nastrój. Zapewniają, że ich muzyka likwiduje napięcia mięśni i kłopoty ze snem. Ci, którzy jej doświadczają, wychodzą z seansu rozluźnieni, uśmiechnięci i pozytywnie nastawieni do życia.

- Choć są ludzie, którzy doświadczają też reakcji czysto fizycznych - twierdzi Krzysztof Gibek. - Wibracje, które wyzwala dźwięk gongu, poruszają na przykład jelita. Wyczuwalne drżenie powietrza wprawia w drgania nasze organy wewnętrzne. Ci, którzy ich doświadczyli, mogą mieć po spotkaniach na przykład biegunkę. To znak, że organizm się oczyszcza.

Zazwyczaj jednak reakcje są łagodniejsze. Ci, którzy uczestniczą w seansach, zwanych przez miłośników gongów kąpielami, mówią o stanie zupełnego odprężenia, czasem lekkich zawrotach głowy. Niektórzy zapadają w sen, inni mówią o wizjach. - Często w opowieściach powtarza się motyw rozpadania się na kawałki i budowania siebie od nowa - opowiada Krzysztof Gibek.

- Jedni przez dłuższy czas odczuwają ciepło, inni mówią, że czują chłód stóp i dłoni. Są tacy, którzy mówią o przechodzących ich ciarkach lub wrażeniu lekkiego bólu w miejscach, w których wcześniej doznali na przykład złamań czy zwichnięć - dodaje Tom Czartoryski, polski mistrz gongu nr 1.
Fora uczestników seansów pełne są wrażeń ze spotkań.

"To było cudowne przeżycie. Miałam niezwykle kolorowe wizje, zobaczyłam moją przyszłość. Wszystko się w niej ułożyło tak, jak tego pragnę" - opowiada Magda.

"Czułam, że opuściło mnie całe napięcie i irytacja, które towarzyszyły mi od kilku dni - opisuje z kolei swoje odczucia z kąpieli Marta. - Miałam wrażenie, jakby mój mózg pozostawał w stanie nieważkości, wolny od problemów i spraw zaprzątających go na co dzień".

Joanna pisze, że podczas seansów najczęściej czuje falowanie w okolicach pleców i wibracje w głowie. "Bywa, że wręcz napór na czoło w środkowej partii - dzieli się przeżyciami w sieci. - Poza tym sama przyjemność, relaks i odlot".

Kasia wyznaje: "Były dreszcze, uczucie przestrzeni, szczęście, paraliż kończyn, błogość, smak czekolady w ustach, ciepło w głowę, brzuch. Piękne widoki górskie, wiatr ciepły, czasem chłodny".

Instrumenty sprzed wieków

Z historycznych przekazów wynika, że gong miał się pojawić się 5,5 tysiąca lat temu na terenie ówczesnej Mezopotamii, tam gdzie dziś leży Turcja, Iran i Irak. Najprawdopodobniej pierwsze instrumenty zrobiono przypadkowo, w piecach piekarskich stosowanych w czasach rewolucji rolniczej…

- Starożytni wytwórcy gongów zauważyli, że jeśli do odlewanego stopu dorzucą tajemnicze i rzadkie, zsyłane z nieba meteoryty, to udoskonalą one brzmienie brązu - opowiada Tom Czartoryski. - Staje się ono potężniejsze, bardziej przestrzenne i o wiele dłużej wybrzmiewa. Takie gongi nazywano świętymi. Pierwsi odlewnicy nie mieli pojęcia, że tym szczególnym składnikiem z meteorytów był nikiel.

Dziś nikiel to metal powszechnie używany do wyrobu tych instrumentów ze stopu zwanego nowym srebrem. W jego skład wchodzi jeszcze miedź i cynk. Gongi wytwarza się też z brązu. - Mają od 6 cali, czyli około 15 centymetrów średnicy, do nawet 1,5-2 metrów - opowiada Krzysztof Gibek. - Kosztują od 500 zł do nawet 50 tysięcy złotych.

- Największy, na jakim grałem, miał 2 metry średnicy - wspomina Tomasz Czartoryski. - Taki instrument wytwarza niezwykle głęboki dźwięk i wyraźne fale. Najlepiej słucha się go z pewnej odległości. Doskonale sprawdza się na naprawdę dużych spotkaniach, na które przychodzi po 500-700 osób.

Gongi są w modzie

A miłośników muzyki i wibracji wywołanych uderzeniami w archaiczne instrumenty jest coraz więcej.
- Przez 10 lat, czyli odkąd zająłem się gongami, byłem z koncertami niemal w całej Europie, Singapurze, Stanach Zjednoczonych, Australii czy Nowej Zelandii - mówi Tomasz Czartoryski. - W Polsce dziś też na nasze seanse przychodzą dziesiątki ludzi. Ale musiało upłynąć trochę czasu, by ludzie się z tym oswoili.

Jeszcze dziesięć lat temu bywało, że brali mnie za egzorcystę albo kogoś z pogranicza wyznawców voodoo - śmieje się mistrz. Dlaczego? - Społeczeństwa głęboko katolickie dopatrują się w tym elementów pogańskich. Tymczasem gongi i muzyka, którą gramy, nie ma nic wspólnego z religią. Stoi za nimi jedynie filozofia miłości i pokoju.

Największym jej propagatorem jest Don Contreaux, światowej sławy mistrz gongu. Jak mówią co dowcipniejsi - ktoś na kształt Michaela Jacksona w grze na tym instrumencie.

- Jest pionierem terapii dźwiękiem i nauczycielem jogi. Pracuje z gongami od 55 lat. Stworzył swoją unikalną gong jogę - wyjaśnia Krzysztof Gibek. - Znany jest też ze swoich działań na rzecz pokoju. Rokrocznie organizuje koncert "Artyści Światu". Stworzył też ideę Ogrodu Dzwonów na rzecz Pokoju. To strefy ciszy i spokoju. Przestrzeń ogrodów wypełniają kamienne kręgi, a w centralnym miejscu zainstalowany jest dzwon. Takie miejsca służą kontemplacji.

Don Contreaux i Tomasz Czartoryski w kolejny weekend, 18 i 19 czerwca, będą na Opolszczyźnie. Koncert mistrzów gongu odbędzie się 18 czerwca o godz. 19.00 w klubie Fabio w Czarnowąsach. Bilet kosztuje 47 zł. Mistrzowie poprowadzą też warsztaty. Szczegóły: www.harmoniazycia.com.

- Tych, którzy kiedykolwiek byli na takim koncercie, zapraszać już nie trzeba. Gong ma w sobie coś takiego, że wciąga - mówi Krzysztof Gibek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska