Ja zamykam bandziorów

Małgorzata Kroczyńska <a href="mailto: [email protected] ">[email protected] </a> 077 44 32 585
Z detektywem Krzysztofem Rutkowskim rozmawia Małgorzata Kroczyńska.

- Jeszcze parę dni temu był pan bohaterem. Na gorącym uczynku złapał szantażystów Edyty Górniak i cała Polska tylko o tym mówiła. A dziś to panu prokuratura w Bytomiu stawia zarzuty i zakazuje kolejnych akcji. Zamierza się pan podporządkować temu zakazowi?
- Oczywiście. Mimo że prokurator zastosował wobec mnie bardzo surowe sankcje: poręczenie majątkowe w wysokości 20 tys. zł, zakaz opuszczania kraju, no i zakaz wykonywania zawodu. To sankcje dotkliwe i niewspółmierne w stosunku do czynu, o który się mnie, zresztą niesłusznie, podejrzewa. Prokurator, który dostał moją sprawę, ma chyba taką życiową ambicję, żeby udupić Rutkowskiego. Może chce na tej sprawie wypłynąć. Tak to czuję, bo moje wyjaśnienia nie miały dla niego żadnego znaczenia.

- Jest pan oskarżany o zatrzymanie trzech osób w związku z próbą wyłudzenia pieniędzy od pewnego małżeństwa na Śląsku. Zdaniem prokuratury pańskie działania były bezprawne.
- Wiadomo, co ja robię. Nie napadam na banki, tylko zamykam bandziorów. I po każdej naszej akcji oni trafiają do aresztu, mają postawione zarzuty. Jeszcze się tak nie zdarzyło, żebyśmy zatrzymali niewinnych ludzi.

- To o co chodzi prokuraturze?
- Cała ta sprawa zaczęła się od zastępcy komendanta wojewódzkiego policji w Katowicach. Na zlecenie klienta namierzaliśmy człowieka, który - mówiąc najogólniej - nielegalnie wszedł w posiadanie auta. O naszych ustaleniach powiadomiliśmy policję. Ten facet od samochodu był kolegą zastępcy komendanta i policjant uprzedził go, jak się ma zachować w chwili zatrzymania. A my się o tym dowiedzieliśmy i ujawniliśmy ten fakt dziennikarzom. Dlatego moim zdaniem to, co się dzieje dzisiaj, miało początek w tamtym konflikcie między zastępcą komendanta a naszym biurem.

- Wtedy może zadarł pan z policją, ale co mają do tego zarzuty prokuratury?
- Uważam, że to są po prostu czysto polityczne zagrywki, ponieważ każda nasza akcja kompromituje oficjalne instytucje, które konstytucyjnie powinny pomagać obywatelom. Tymczasem ludzie pokrzywdzeni przychodzą do mnie jako ostatniej deski ratunku. Nie mają zaufania do policji, do jej fachowości. A my im pomagamy. Ale - co chcę podkreślić - osoby przez nas zatrzymane zawsze są przekazywane organom ścigania.

- Oddaje pan przestępców w ręce policji, a ona pana nie lubi?
- To nie jest tak, że policjanci mnie nie lubią. Wśród nich jest naprawdę wielu wspaniałych ludzi, z którymi się doskonale pracuje, moich kolegów. Przecież ja swoją skutecznością statystyk im nie psuję, wręcz przeciwnie, dostarczam im przestępców.

- Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro też wypowiedział im wojnę. Więc powinno mu być z panem po drodze.
- Hmm, on tworzy państwo prawa i sprawiedliwości, kładzie duży nacisk na walkę z przestępczością, a tymczasem w telewizji pokazują akcję detektywa Rutkowskiego i jego ludzi, którzy non stop zatrzymują przestępców. Społeczeństwo widzi, że to nie dzięki policji oni trafią za kratki. To się nie może podobać. Poprzedni rząd zupełnie inaczej reagował na nasze istnienie. Poprzedni komendant główny policji potrafił zorganizować konferencję prasową i powiedzieć: dziękujemy, panie Rutkowski, za zatrzymanie groźnego bandyty Jędrzeja, za zatrzymanie zabójcy pani notariusz z Oświęcimia.

- Ale w tej ostatniej sprawie padło też oskarżenie o wywołanie skandalu dyplomatycznego, bo ujęliście mordercę w Czechach. Przewieźliście go do Polski, korzystając z immunitetu posła, którym pan wtedy był.
- Jaki skandal? Czy komuś coś się stało z tego powodu, że ja użyłem paszportu dyplomatycznego, bo tylko taki miałem przy sobie? To co, miałem nie wykonać roboty? Lepiej by było, gdybym pozwolił przestępcy uciec? Przecież gdybym go wtedy nie złapał, nasza policja szukałaby go pewnie do tej pory.

- Zarzuca się panu też stosowanie kontrowersyjnych metod działania.
- Przepraszam, jakie kontrowersyjne? Że powalam bandziorów na ziemię i przekazuję ich policji? Gdyby policjanci robili to samo, wreszcie byłby w Polsce porządek. Ja, proszę pani, najbardziej cieszę się z reakcji zwykłych ludzi. Niektórzy zatrzymują mnie nawet na ulicy i mówią: dziękujemy, że pan jest. To dla mnie największa zapłata.

- Wkroczenie na lekcję do szkoły w Rybniku, żeby zabrać i oddać matce 7-letniego syna, też było w porządku? Tamtejsza prokuratura uważa, że nie, i chce wytoczyć panu sprawę.
- Matka nie mogła odzyskać dziecka przez trzy lata, chociaż miała prawomocny wyrok sądu. Nikt nie był jej w stanie pomóc. Pani sędzina powiedziała: zabierz sobie to dziecko sama, kobieto. I ona tak zrobiła. My daliśmy jej tylko asystę, nic więcej nie robiliśmy.

- Dlaczego ludzie, którzy potrzebują pomocy policji, prokuratury, wolą zgłosić się do pana?
- Bo mają pewność, że robota zostanie skutecznie wykonana, a bandziory trafią tam, gdzie ich miejsce. Policja im mówi: nie możemy nic zrobić, nie mamy podstaw do działania. A my podstawy zawsze znajdziemy i przygotujemy materiał dowodowy na tyle skuteczny, że po ujęciu sprawcy nigdy nie powiemy klientowi: - Musimy go puścić, bo nie mamy za co zamknąć.

- Policja tłumaczy się procedurami, przepisami, ograniczającymi jej pracę.
- A mnie to nie interesuje. Mnie interesują wyniki. I moje biuro je ma. Dzięki nam wiele grup przestępczych zostało rozbitych, bo wszystko, co robimy, jest dograne, dopięte na ostatni guzik. I moim zdaniem absolutnie działamy w ramach prawa.

- Po decyzji prokuratora, zabraniającej panu przyjmowania kolejnych zleceń, będzie pan spokojnie czekał teraz na rozwój wypadków?
- Nie, składam zażalenie na działania prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska