Jak seksowna Natasza polowała na bogatych Opolan

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
W łóżku wylądowali na czwartej randce. Robert zabrał ją do apartamentu w Opolu.
W łóżku wylądowali na czwartej randce. Robert zabrał ją do apartamentu w Opolu. Archiwum
Najpierw jest "przypadkowe" spotkanie z pięknością, które kończy się w łóżku. Później pojawia się "zdradzony mąż", gotów przyjąć zapłatę za straty moralne.

- Nie jestem idealnym mężem - przyznaje 35-letni Robert, biznesmen z Opola, choć zapewnia, że kocha żonę i dzieci. - Gdyby tak było, nie znalazłbym się z tą kobietą w łóżku. Ale ona była zjawiskowa, pewnie niewielu byłoby w stanie jej się oprzeć...

Problemy Roberta zaczęły się bardzo niewinnie w maju tego roku. Biznesmen jak zwykle jadł kolację w jednej z drogich restauracji i wtedy pojawiła się ona. Zajęła miejsce przy stoliku obok i rozmawiała przez telefon.

- Miała figurę modelki, długie lśniące włosy i piękne ciemne oczy - wspomina Robert. - Nie była typem blachary w kusej spódniczce. Wręcz przeciwnie, wyglądała jak kobieta z klasą: dobrze ubrana, eleganckie spodnie do tego seksowne szpilki. Chociaż myślę, że ona nawet w worku po ziemniakach potrafiłaby zawrócić w głowie - przyznaje.

Z rozmowy telefonicznej, którą kobieta prowadziła z tajemniczą osobą po drugiej stronie aparatu wynikało, że zgubiła drogę. W końcu przerwała połączenie i poprosiła o pomoc Roberta.

- Zapytała jak dojechać do SPA - opowiada biznesmen. - Nie wiem, co mnie podkusiło, ale zaproponowałem, że ją podwiozę. Początkowo wzbraniała się, mówiła że sobie poradzi, ale w końcu pozwoliła sobie pomóc.

Mężczyźnie ani przez myśl nie przeszło, że ta decyzja będzie go słono kosztowała. Natasza, bo tak przedstawiła się dziewczyna, nie wyglądała na modliszkę.

Udawała niedostępną

Piękność dała się odwieźć pod wskazany adres. Sprawiała wrażenie, jakby pieniądze Roberta nie robiły na niej żadnego wrażenia. Bez słowa wsiadła do jego lśniącego porsche, a na miejscu podziękowała za pomoc. Nie zaproponowała kolejnego spotkania, ani wymiany numerów.

- Wiedziała, że nie musi nic robić, bo ja nie pozwolę jej odejść. Poprosiłem o numer, a ona się zgodziła - opowiada biznesmen.

Nie było spontanicznego seksu w samochodzie, ani błyskawicznego wyjazdu do hotelowego pokoju. Natasza udawała niedostępną i chciała być zdobywana. To uśpiło czujność Roberta.

Dziewczyna wyglądała na 27-28 lat. Mówiła, że jest córką biznesmena z Warszawy. Oprócz tego, że piękna, była również inteligentna, co nie uszło uwadze mężczyzny.

W łóżku wylądowali na czwartej randce. Zabrał ją do apartamentu w Opolu. Po wszystkim rozstali się, a Robert był przekonany, że to nie ostatnie spotkanie.

- Na drugi dzień dzwoniłem, ale ona miała wyłączony telefon - opowiada. - Byłem przekonany, że ma jakieś spotkania biznesowe i nie może rozmawiać...

Forsa za straty moralne

Robert nie zdążył jeszcze porządnie zatęsknić, gdy w jego biurze pojawił się elegancko ubrany młody mężczyzna. Biznesmen zanotował, że przyjechał drogim samochodem, co u ludzi przed trzydziestką nie jest normą.

- Ominął sekretarkę i podsunął mi pod nos tablet, na którym zobaczyłem, jak uprawiam seks z Nataszą - opowiada. - Dźwięk był wyłączony. Za tym facetem wpadła do gabinetu sekretarka, próbując się go pozbyć, ale ja, widząc, co się dzieje zrobiłem dobrą minę do złej gry i powiedziałem, że to przyjaciel z dawnych lat. Nie chciałem, żeby się czegoś domyśliła. Usiedliśmy, a wtedy on zapytał, jak to jest bzykać komuś żonę. Mówił, że powie o wszystkim mojej żonie. Błagałem, żeby tego nie robił, pytałem, czego chce. Proponowałem kolejne sumy, ale on ciągle mówi, że nie odpuści. Przy 120 tys. zł w końcu łaskawie zgodził się, abym tak mu zrekompensował straty moralne.

Tajemniczy gość nie zamierzał czekać ani chwili na wypłatę i sugerował, że za moment oferta może nie być aktualna.

- Musiał wiedzieć, że część pieniędzy trzymam w domu, dlatego pojechaliśmy od razu tam - mówi Robert. - Zabrał mi telefon, wrzucił do kieszeni jakiś nadajnik (nie wiem, może chciał słyszeć, co robię?) i powiedział, że na przyniesienie kasy mam 4 minuty, a on dłużej czekał nie będzie.

Po wszystkim mężczyzna zniknął, a Robert został z niewesołymi myślami. Na odchodne dostał tablet z kompromitującym nagraniem i zapewnieniem, że kopii nie ma.

- Na początku bałem się, że wrócą po więcej, a kiedy nie zapłacę, powiedzą o wszystkim żonie - przyznaje. - Później byłem wściekły, że dałem się tak wydymać. To nie byli przypadkowi ludzie. Musieli mnie obserwować, skoro wiedzieli, że można ode mnie wyciągnąć dużą kasę. Pewnie wiedzieli też, że zależy mi na żonie oraz dzieciach i będę w stanie dużo zrobić, aby ratować rodzinę.

Kolega też się skusił

Robert podejrzewa, że kamera, którą nagrano jego miłosne spotkanie z Nataszą musiała zostać wszyta w torebkę tak, że nie wzbudzała podejrzeń. Sprzęt był profesjonalny, a jakość nagrania nie pozostawiała miejsca na niedomówienia.

Historia z Nataszą i "zdradzonym mężem" nie dawała Robertowi spokoju. W końcu o tym, co się wydarzyło, opowiedział swojemu przyjacielowi, również zamożnemu biznesmenowi z Opolszczyzny.

- Okazało się, że jego spotkało dokładnie to samo, z tą różnicą, że on zapłacił 140 tysięcy - dodaje Robert. - Historia identyczna jak moja, nawet Natasza - jak się okazało - ta sama. Oni wybierają tylko grube ryby, dlatego nie ma tu miejsca na przypadek.

Nie wiadomo, ile osób dało się nabrać na wdzięki Nataszy, bo mężczyźni zwykle nie zgłaszają takich spraw policji. Boją się, że naciągacze z zemsty opublikują ich nagrania.

- Funkcjonariusze nie przypominają sobie, żebyśmy mieli zgłoszenie albo chociażby sygnały, że do takich zdarzeń w Opolu dochodziło - potwierdza podkom. Hubert Adamek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

Robert zgodził się opowiedzieć swoją historię nto, aby ostrzec innych, którzy mogliby paść ofiarą Nataszy.

To nosi znamiona szantażu

Osoby wyciągające pieniądze od biznesmenów zachowują się dosyć ostrożnie, bo nie żądają zapłaty w zamian za milczenie, ale czekają, aż ofiara sama wyjdzie z taką propozycją. Mimo to uważam, że może to nosić znamiona szantażu - mówi prawnik Krzysztof Gaweł. - Ich gra była celowo skonstruowana w taki sposób, żeby sprawcy nie musieli zbyt wiele mówić, bo złapany na zdradzie mężczyzna wiedział, że musi im coś zaoferować, aby sprawa nie wyszła na jaw.

Wszystko zostało pomyślane tak, aby postawić kogoś w sytuacji zagrożenia jego interesów osobistych, a tym samym skłonić go do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Co więcej, jeśli działające w tej grupie osoby planują, że kobieta będzie uwodzić facetów po to, aby wyciągnąć od nich pieniądze, to może to również zostać potraktowane jako stręczycielstwo - dodaje prawnik.

Reportaż ukazał się po raz pierwszy w 2014 roku. Przypominamy go w ramach cyklu "Hity nto", w którym będziemy publikować dla Was nasze najciekawsze teksty.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści (5) - oszustwo na kartę NFZ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska