Jak zwykle lekarze są niewinni

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Wiktor zaraz po urodzeniu dostał 10 punktów w skali Apgar. Według położników oznacza to, że dziecko jest okazem zdrowia. Po 17 dniach Wiktor zmarł. Na wrodzoną wadę serca.

Sześcioletnia Ola bardzo chciała mieć braciszka. Czekała niecierpliwie przez dziewięć miesięcy. Pytała mamę, kiedy wreszcie będzie się mogła z nim pobawić. Gdy Wiktor w końcu przyjechał do domu, Ola nie rozstawała się z nim nawet na moment.
Grażyna i Mariusz, rodzice chłopczyka, zdążyli mu zrobić zaledwie kilkanaście zdjęć. Na połowie z nich malucha tuli Ola. Po 17 dniach swojego życia niemowlę musiało pojechać do szpitala, z którego już nie wróciło.
- Nie wiedzieliśmy, jak to wytłumaczyć Oli - wspomina ze łzami w oczach mama. - Wyjaśnialiśmy, że jest w szpitalu, bo jest chory. Później powoli przygotowywaliśmy ją na najgorsze, mówiąc, że jego stan się pogarsza. W końcu trzeba było powiedzieć prawdę...

Położna niczego
nie zauważyła
To była czwarta ciąża Grażyny. Wcześniejsze nie były modelowe, miała kłopoty. W 1993 r., w szóstym miesiącu, okazało się, że dziecko ma wadę serca i wodogłowie. Córka zmarła dziewięć godzin po porodzie. Pięć lat później Grażyna urodziła Olę. Wkrótce po narodzinach mała przeszła zapalenie płuc i żółtaczkę. Wyzdrowiała, dziś rozwija się prawidłowo. W 2001 r. Grażyna spodziewała się dziecka po raz trzeci. Niestety, poroniła zaraz po tym, jak lekarz stwierdził, że jest w ciąży.
Rok później czekała już na Wiktora. Według ginekologa, przez całą ciążę czuła się źle. Często przebywała na zwolnieniu lekarskim, starała się dużo wypoczywać. Grażyna poinformowała lekarza o przebiegu wcześniejszych ciąż, prosiła, by zwracał baczną uwagę na stan dziecka. - Z tak obciążającym wywiadem położniczym powinnam mieć przeprowadzone wszystkie możliwe badania - podkreśla Grażyna.
Ale nie miała.
Wiktor urodził się 11 marca 2003 r. Poród przebiegł bez komplikacji, w pierwszej minucie pobytu malucha na świecie lekarze przebadali go i dali 10 punktów w skali Apgar. Wprawdzie drugiego dnia pojawił się nieregularny oddech, ale nie stwierdzono nieprawidłowości. Pięć dni po porodzie Grażyna z Wiktorem opuścili Szpital Ginekologiczno-Położniczy w Opolu.
Chłopczyk miał apetyt, położna, która dwukrotnie odwiedziła go w domu, nie stwierdziła żadnych niepokojących sygnałów.

Po ciężkiej nocy
przyszła śmierć
W nocy z 27 na 28 marca 2003 r. Wiktor niespodziewanie poczuł się źle. Nie chciał jeść, płakał. Po ciężkiej nocy malucha przebadano w przychodni przy ul. Kościuszki. Zalecono analizę moczu i ewentualną konsultację laryngologiczną. Wyniki badań moczu nie budziły żadnych podejrzeń, jednak stan dziecka pogarszał się z minuty na minutę. Rodzice zrezygnowali ze zrobienia badań laryngologicznych i pobiegli z maluchem do szpitala ginekologiczno-położniczego. Tam zlecono natychmiastowe przewiezienie dziecka na Oddział Intensywnej Opieki Medycznej Wojewódzkiego Centrum Medycznego przy ul. Witosa.
- Po czterech godzinach na OIOM odszedł na zawsze... - stwierdza ze smutkiem Grażyna.
Na OIOM kardiolog stwierdził u Wiktorka wrodzoną wadę serca. Sekcja zwłok wykazała "zwłóknienie sprężyste wsierdzia".
Rodzice chcą śledztwa
Grażyna i jej mąż Mariusz nie mieli wątpliwości: śmierć ich dziecka to efekt zaniedbań lekarzy, którzy nie potrafili postawić prawidłowej diagnozy. W pierwszej kolejności prowadzącego ciążę, który nie zlecił wszystkich koniecznych badań pozwalających wykryć wadę serca. Następnie lekarzy opiekujących się dzieckiem w pierwszych dniach jego życia.
- Zapewniano nas, że jest zdrowy, mówiono, że to książkowy przykład - przypominają rodzice. Postanowili szukać sprawiedliwości, złożyli doniesienie do prokuratury.
Ta wszczęła śledztwo o nieumyślne spowodowanie śmierci. Później prokurator Violetta Kowalska zawiesiła postępowanie - konieczna dla wyjaśnienia okoliczności sprawy oraz postępowania lekarzy i pielęgniarek była opinia od specjalisty neonatologa (lekarz zajmujący się noworodkami).
Prof. Marii Kornackiej, kierownikowi Kliniki Neonatologii II Katedry Położnictwa i Ginekologii w Warszawie, prokurator zadała 23 pytania dotyczące prawidłowości prowadzenia ciąży przez dr. Huberta Certycha, a także zachowania lekarzy w szpitalu położniczym i na OIOM.
- Lekarze nie zbadali chłopcu nawet grupy krwi. W jaki sposób oni myśleli o ewentualnej operacji serca i transfuzji krwi? - oburza się Grażyna.

Lekarze bez winy
Prof. Kornacka przesłała opinię, a 12 sierpnia 2003 r. prokurator Kowalska odwiesiła śledztwo. I jeszcze tego samego dnia napisała decyzję o jego umorzeniu...
Opinia prof. Kornackiej, korzystna dla lekarzy, poraża jednak swoją lakonicznością i sprzecznościami. Doktor nie odpowiada na wiele pytań zadanych przez prokurator. "Nie ma żadnych najmniejszych podstaw do oskarżenia lekarzy za zgon dziecka" - stwierdza zdecydowanie. Ale przyznaje, że brakuje jej wielu danych. Niektóre sformułowania zadziwiają: w jednym zdaniu profesor przyznaje, że ciąża była prowadzona prawidłowo, by w następnym dodać, że dokumentacja z prywatnej praktyki jest trudna do odczytania.
Kornacka informuje, że choroba, na którą zmarł Wiktor, jest możliwa do zdiagnozowania jedynie podczas sekcji zwłok. Jednak kilka zdań niżej pisze, że można to stwierdzić w badaniu echokardiograficznym. I zaznacza, że "być może na takie badanie powinna trafić pacjentka". W podsumowaniu stwierdza, iż choroba jest trudna do zdiagnozowania (ale nie niemożliwa).
Tylko na OIOM kardiolog rozpoznał ją natychmiast.
Prokurator Violetta Kowalska przyznaje, że otrzymana opinia dała podstawę do umorzenia śledztwa. Biegła stwierdziła, że to bardzo trudna do zdiagnozowania choroba, która w większości przypadków kończy się śmiercią, bez względu na moment zdiagnozowania. Profesor zaznaczyła, że pacjentkę należało skonsultować z poradnią genetyczną. Nie ma jednak gwarancji, że trafiłaby do niej. A nawet gdyby tak się stało, że wykryto by schorzenia.
- To nie może być podstawa do stawiania zarzutu, zbyt wiele jest "być może" - zaznacza prokurator Kowalska.

Śledztwo do umorzenia
- Na początku prokurator mówiła nam, że sprawa jest ewidentna, utrzymywała w przekonaniu, że mamy rację, a nagle śledztwo umorzyła - dziwi się Grażyna.
W decyzji o umorzeniu prokurator przyznaje, że lekarze zaniechali wykonanie badań echokardiograficznych serca płodu. Mimo tego zdaniem Violetty Kowalskiej brakuje podstaw do przyjęcia, iż doszło do błędu lekarskiego.
Przemysław Kuliński, adwokat reprezentujący Grażynę i Mariusza, odwołał się od decyzji o umorzeniu śledztwa, teraz sprawę rozpatrzy sąd. - Jeśli sąd umorzy śledztwo, to nigdy nie dowiemy się prawdy o śmierci syna - boleje matka Wiktorka.
Mecenas Kuliński wypunktowuje wiele braków. Zarzuca prokurator, że nie przesłuchała w tej sprawie świadków (oprócz Grażyny, Mariusza i ich kuzynki) oraz, że nie powołała biegłego sądowego, a jedynie specjalistę. Nie przesłuchano lekarza, który prowadził ciążę, położnej oraz lekarza obecnego przy porodzie.
- Każdy, kto jest specjalistą w danej dziedzinie może występować jako biegły. Nie musi to być osoba widniejąca na liście sądu okręgowego - stwierdza Roman Wawrzynek, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Opolu. - Panią profesor wskazali fachowcy z Akademii Medycznej w Warszawie jako niekwestionowany autorytet w tej dziedzinie. Przeprowadza ona nawet zabiegi w okresie prenatalnym.
Dlaczego prokurator nie przesłuchała wszystkich świadków?
- Najpierw przesłuchuje się pokrzywdzonych, później zabezpiecza dokumentację lekarską - przekonuje Violetta Kowalska. - Dysponując takim materiałem, wystąpiłam do biegłej o sporządzenie opinii. Na tym etapie nie można jeszcze przesądzać, kto może być świadkiem, a kto ewentualnym podejrzanym.
Nie chcą mówić
o pracy kolegów
- Opieka z mojej strony w czasie ciąży była bardzo dobra. Daleki byłem od tego, by coś zaniedbać. Nie mam do siebie żadnych zastrzeżeń, a ciążę prowadziłem praktycznie wg podręcznika - broni się Hubert Certych. Przypomina, że po porodzie dziecko dostało 10 punktów...
Ginekolog twierdzi, odmiennie jak prof. Kornacka, że badań echokardiograficznych w trakcie ciąży się nie wykonuje. Przyznaje, że jego pacjentka miała obciążający wywiad położniczy, ale pod innym kątem - tj. zatrucia ciążowego.
Lekarz przyjmujący poród nie chciał z nami rozmawiać. Odsyłał do ordynatora wydziału. Ordynator do dyrektor szpitala. Dyrektor była nieuchwytna.
Grażyna i Mariusz mogą się jeszcze starać o odszkodowanie w procesie cywilnym. Nie wykluczają takiej możliwości. - Żadne pieniądze nie są w stanie wynagrodzić nam tej krzywdy ani zapełnić w domu pustego miejsca po Wiktorze - szlocha Grażyna. - Na drodze prawnej chcielibyśmy tylko dochodzić swoich racji i poznać prawdę. Już sama nie wiem, czy to rzeczywiście wada serca, czy może coś innego.
Grażyna o chorobie syna próbowała rozmawiać z innymi kardiologami, ale żaden nie chce recenzować pracy swoich kolegów. Minął rok, a kobieta czuje się osamotniona. - Wszyscy o sprawie już dawno zapomnieli. Mnie pozostała tylko pustka w domu...
Wiktor był bardzo silnym dzieckiem, podczas kąpieli próbował nawet podnosić głowę. - Lekarze nie dali mu szansy żyć - oskarża Grażyna. - Nam nie dano możliwości ratowania go. Tuląc go, nie wiedziałam, że on powoli umiera.
Kilka dni po śmierci Wiktora do drzwi zapukała położna. Przyszła na kolejną wizytę. Nawet nie wiedziała, że chłopiec już nie żyje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska