Jarmuziewicz: Maluje mi się gębę

Redakcja
Tadeusz Jarmuziewicz: Tzw. sprawa Kostusia to nie mój problem. Poza tym, z tego co wiem, Tomek nigdy nie miał ambicji pracy w ratuszu. Nie myślę o nim w kategorii kandydata na wiceprezydenta, on zresztą też.
Tadeusz Jarmuziewicz: Tzw. sprawa Kostusia to nie mój problem. Poza tym, z tego co wiem, Tomek nigdy nie miał ambicji pracy w ratuszu. Nie myślę o nim w kategorii kandydata na wiceprezydenta, on zresztą też. Sławomir Mielnik
Rozmowa z Tadeuszem Jarmuziewiczem, opolskim posłem PO i wiceministrem infrastruktury

- Jak czuje się najgorszy poseł w historii Opolszczyzny?
- Po pierwsze nie czuję się najgorszym. Po drugie nie narzekam na samopoczucie czy kondycję. Dziś przebiegłem ponad 20 kilometrów i jeszcze się łudzę, że wystartuję w w maju w maratonie w Opolu, choć trochę brakuje mi formy. Nadal śpię spokojnie, jestem spełnionym gościem.

- Z jakiegoś jednak powodu przewodniczący sejmiku województwa Bogusław Wierdak powiedział, że jest pan "największym niewypałem w historii województwa", a potem zasugerował oddanie mandatu, bo nie potrafi pan załatwić pieniędzy na budowę obwodnic Nysy czy Niemodlina. Powiedział to publicznie, choć obaj jesteście członkami Platformy Obywatelskiej.

- Pan przewodniczący może mnie oceniać jak chce, wolno mu. Ale obiektywną ocenę wystawiają mi w każdych wyborach Opolanie, a od sześciu lat premier Donald Tusk, bo już tyle jestem wiceministrem infrastruktury w rządzie. Staram się - odkąd nim zostałem - łączyć mandat poselski z pracą w rządzie, a także na rzecz Opolszczyzny. Staram się, choć zdaję sobie sprawę, że idealnym posłem nie jestem i przyznaję to z ręką na sercu. Nie mam tyle czasu dla spraw regionu, ile inni posłowie, którzy nie są członkami rządu. Mój świętej pamięci ojciec zawsze powtarzał, że jak ktoś wstaje o poranku, to jest w stanie zrobić wszystko i wszędzie zdążyć. Gdy zostałem ministrem, ta zasada przestała działać, bo pierwsze telefony mam o siódmej rano.

- Nie można być na 100 procent posłem i ministrem?

- Dokładnie, te sześć lat mnie tego nauczyło. Dlatego w najbliższym czasie muszę podjąć męską decyzję. Myślę, że zapadnie w ciągu kilku najbliższych tygodni.

- Odejdzie pan z rządu?

- Wiceministrem się bywa. Nie jestem, choć wiele osób pewnie tak uważa, przyspawany do stołka w Warszawie. Zostało mi półtora roku, aby poświęcić się pracy posła i projektowi Opole, który jest realny. Urodziłem się w Opolu, tu zaczynałem i tu byłem radnym. Jestem gotowy na "powrót". Mam od dziesięciu lat dom i do tej pory nie udało mi się nim "najeść". Przez te wszystkie lata traktowałem go niemal jak hotel.

- Przyjmijmy, że pan faktycznie odejdzie z rządu na własną prośbę. Co potem?

- Staję się bardzo aktywnym posłem z Opolszczyzny.

- Ale co to znaczy "bardzo aktywny"?

- To taki, który ma czas, by być dobrym posłem i który wścibia nos w sprawy opolskie w ramach przygotowań do wyborów na prezydenta miasta.

- Pan rzeczywiście chce ubiegać się o fotel prezydenta Opola? Gdy jako pierwsi o tym napisaliśmy, niektórzy pana koledzy partyjni pytali, czy ja na serio biorę tę deklarację. Prognozowali, że poseł pewnie w ostatniej chwili się wycofa, a Platforma Obywatelska wystawi w stolicy województwa innego kandydata. Chętnych z pana ugrupowania, którzy też chcieliby zastąpić Ryszarda Zembaczyńskiego, znam kilku.

- Lubię rywalizację. Z tego, co się jednak orientuję, to w przypadku Platformy to rada powiatu wskaże kandydata pod koniec tego roku lub na początku przyszłego. Myślę, że to ja tę nominację dostanę. Na razie faktycznie jestem kandydatem na kandydata i inne osoby z naszego ugrupowania mogą mieć własne plany. Potem zresztą też, ale kandydat PO będzie jeden.

- Kiepski poseł może być dobrym prezydentem?

- A pan znowu swoje. Odpowiem pytaniem: czy gdybym był faktycznie aż tak złym politykiem, to czy przez ostatnie 16 lat byłbym parlamentarzystą, a przez sześć wiceministrem? Opolanie znajdują mnie na liście wyborczej i choć nigdy nie miałem jedynki, to zawsze zdobywałem mandat poselski. Dziś znam kilka tysięcy najważniejszych osób w Polsce, a to - eufemistycznie powiem - nie zaszkodzi pozycji przyszłego prezydenta.

- Kilka dni temu usłyszałem, że gdyby obecny prezydent musiał z jakiegoś powodu złożyć funkcję, np. przez uprawomocnienie się wyroku sądowego czy zły stan zdrowia, to właśnie pan zostanie komisarzem, który do kolejnych wyborów będzie zarządzał miastem.

- Jeśli będzie taka potrzeba - choć mam nadzieję że nie - jestem gotowy podjąć się tej trudnej funkcji. Mam wolne ręce, nie mam małych dzieci, jestem też niezależny finansowo. Chciałbym jednak podkreślić: bardzo szanuję obecnego prezydenta, bo to jest jedna z kilku ikon nie tylko miasta, ale i całego województwa. Dlatego zawsze życzyłem mu i nadal życzę jak najlepiej.

- Zakładamy jednak, że to pan zastępuje prezydenta lub za 1,5 roku wygrywa wybory. Pana "wychowanek", a dziś wicemarszałek Tomasz Kostuś, na którego zachowania skarżyli się pracownicy urzędu marszałkowskiego, przechodzi do ratusza i zostaje wiceprezydentem?

- Tzw. sprawa Kostusia to nie mój problem. Poza tym, z tego co wiem, Tomek nigdy nie miał ambicji pracy w ratuszu. Nie myślę o nim w kategorii kandydata na wiceprezydenta, on zresztą też.

- Wiceprezydentem pozostałby Arkadiusz Wiśniewski? Pytam, bo jest kolejną osobą, którą pan wprowadzał do opolskiej polityki.

- Wielki talent, ale musi jeszcze dużo ćwiczyć, bo szczyt formy przed nim. I dziś tylko tyle powiem.

- A obecny wiceprezydent Krzysztof Kawałko zostałby w ratuszu?

- Blisko nam do siebie nie tylko politycznie i to jest człowiek, którego bardzo cenię. Ale proszę, skończymy rozmowę o personaliach. Nie jestem prezydentem. Jeszcze.

- Wiele osób zastanawia się, czy pan jest w stanie podołać tej funkcji. Wątpliwości co do tego mają nawet koledzy partyjni. Mówią, że pan i tak w mieście nie mieszka od lat, że nie zna już jego specyfiki.

- Znam te opinie, czytałem kiedyś nawet w jakiejś gazecie (uśmiech). Nie podzielam obaw moich kolegów...

- Może pan je rozwieje? Co pan by zmienił w Opolu?

- Prezydent Zembaczyński robi dobrą robotę. Skoro inni potencjalni kandydaci na razie nie zamierzają się nawet ujawnić, to proszę wybaczyć, ale ja nie będę teraz wykładał na stół wszystkich swoich pomysłów i planów. Projekt Opole mam głowie, ale teraz za wcześnie, abym mógł mówić o szczegółach.

- Mam wrażenie, że na informowanie o tym, co pan robi, jest zawsze za wcześnie. Na pana stronie internetowej znalazłem w aktualnościach informację z... 2010 roku. Nie chce mi się wierzyć, że od tego czasu wiceminister nie robił nic.

- Co do strony, to znajdę winnych i przykładnie ukarzę. Na takiej stronie nie ma jednak miejsca, abym wyliczał tysiące spotkań i rozmów, m.in. z naszymi samorządowcami. Maluje się mi gębę takiego, co zapomniał już, skąd pochodzi. Tymczasem niedawno przyznano dwie duże dotacje na budowę obiektów mostowych na Opolszczyźnie, wśród nich jest siedem milionów złotych na nowy węzeł nad obwodnicą Opola. Decyzje o przyznaniu dotacji były podpisywane moim piórem.

- Ale czemu my nic o tym nie wiemy? Nie można się tym było pochwalić?

- Jestem ministrem dla całego kraju. Tzw. załatwiactwo, które często mi się sugeruje jako ścieżkę postępowania, nie wchodzi w grę.

- Jak słyszę, ze słynnej wypowiedzi, że "budujecie drogi dla Polski, a nie dla poszczególnych miast" się pan nie wycofuje?

- Podtrzymuję to, co powiedziałem. Nie stać nas na budowanie wszystkich zaplanowanych dróg w Polsce. Trzeba coś wybrać i to muszą być przede wszystkim takie, które są strategiczne dla państwa. Doskonale rozumiem mieszkańców Niemodlina, Nysy czy Kędzierzyna-Koźla, czekających na obwodnicę, ale prawda jest też taka, że obecnie największym problemem w naszym regionie nie jest brak nowych dróg, lecz znalezienie pieniędzy na remonty czy przebudowy tych, które już posiadamy.

- Są więc jakiekolwiek szanse, że któraś z planowanych u nas obwodnic zostanie jednak w zrealizowana w najbliższych kilku latach?
- Są, ale błagam proszę ode mnie nie oczekiwać, że teraz powiem, która z nich zostanie zbudowana. Wciąż trwają wewnątrzministerialne negocjacje o pieniądze unijne, które otrzymamy w latach 2014-2020. Od podziału tej puli wiele zależy. Myślę, że ostateczne decyzje zapadną niebawem, a pod względem pieniędzy na obwodnice Opolszczyzna nie będzie tak stratna, jak się to teraz przedstawia.

- Politycy z regionu czy nasi posłowie mogą jeszcze tej sprawie pomóc?

- Wymachiwaniem papierami na konferencjach prasowych i wysyłaniem setek pism niczego się już nie wskóra. Proszę mi wierzyć, że ta sprawa potrzebuje spokoju i ja jej osobiście pilnuję. Jeśli teraz - gdy jest wiceminister z regionu - nie będzie pieniędzy na którąś obwodnicę, to chyba nie będzie już ich nigdy.

- Na razie jednak sytuacja wygląda tak, że - oprócz braku pieniędzy na obwodnice - nie będzie też rozbudowy Elektrowni Opole, z której wycofał się koncern PGE. Sporo tych złych wieści ze strony rządu, którego pan jest członkiem. Jak to możliwe, skoro w naszym regionie i w Warszawie rządzi Platforma?

- Czytałem komunikat, jaki wydało PGE i tam nie ma informacji, że bloków 5. i 6. nie będzie. Ja w nim widzę ewidentną sugestię, aby w innej inżynierii finansowej ta ważna nie tylko na regionu inwestycja doszła do skutku. Myślę - choć to moja subiektywna ocena - że to jest zapytanie w stronę rynku, czy podjąłby się sfinansowania tej inwestycji, np. na zasadzie koncesji, podobnie jak to się dzieje w przypadku autostrad. Jak to się wszystko skończy, trudno dziś przewidywać, ale ja bym jeszcze nie płakał i nie rozdzierał szat. Poczekajmy do jesieni, wtedy wiele się może wyjaśnić.

- Pana sytuacja w ministerstwie też?

- Ta sprawa powinna rozstrzygnąć się dużo szybciej.

Z posłem rozmawialiśmy przed przeprowadzeniem sondażu prezydenckiego, który opublikujemy w poniedziałkowej nto.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska