Artykuł o tajemniczym obrazie Matki Boskiej Jasnogórskiej z kościoła w Wierzchu wywołał spore zainteresowanie Czytelników. Jeden z nich powiadomił NTO o innej kopii Jasnogórskiego Obrazu, która wisi w bocznym ołtarzu kościoła w Biedrzychowicach koło Głogówka. Prawdopodobnie pochodzi jeszcze z XVIII wieku.
- Obraz zamówili bogatsi mieszkańcy naszej wioski, aby podziękować za to, że w czasie Potopu Szwedzkiego najeźdźcy ominęli nasze ziemie - opowiada 71-letnia Joanna Schier z Biedrzychowic, która od swojej matki i ciotek w dzieciństwie słuchała starych historii. - Namalował go jeden z uczniów Sebastiniego.
Anton Sebastini, znany morawski malarz, w 1773 roku przyjechał do Głogówka i spędził tu kilka lat zdobiąc śląskie kościoły. W warsztacie mistrza zdolni miejscowi chłopcy mogli się uczyć malowania. Jak opowiada pani Joanna, kopia cudownego obrazu wisiała w Biedrzychowicach już przed 1790 rokiem, kiedy miejscowy kościół spłonął w pożarze.
Podobizna Matki Boskiej Częstochowskiej ocalała. W odbudowanej świątyni ponownie trafiła do głównego ołtarza. W 1928 roku, po znacznej rozbudowie świątyni, w głównym ołtarzu umieszczono obraz Wniebowzięcia Matki Boskiej, namalowany przez pochodzącego z Kierpnia Konstantego Smytzka, który studiował malarstwo w Wiedniu. Matka Boska z Jasnej Góry została przeniesiona do bocznego ołtarza pod chórem, gdzie znajduje się do dzisiaj.
Obraz jest pamiątką silnych związków, jakie łączyły mieszkańców tej części Śląska z Jasną Górą. W niedalekim Mochowie znajdował się bowiem klasztor Paulinów, do którego według legendy wywieziono cudowny obraz w czasie potopu. Licznie pielgrzymowano wtedy ze Śląska do Częstochowy.
- Jeszcze kiedy nie było kolei, gospodarze zakładali płachty na wozy drabiniaste, zaprzęgali konie, zabierali znajomych i jechali pół nocy, cały dzień, żeby na drugi dzień dojechać na Jasną Górę - opowiada Joanna Schier. - Brat mojej prababki Johan Globisch z Wierzchu w 1880 roku pojechał na taką pielgrzymkę. W czasie mszy w kaplicy jasnogórskiej zrobiło mu się słabo. Zdołał wyjść, ale zmarł przed kościołem. Miał 36 lat, osierocił córkę i żonę. Parobkowie pochowali go na cmentarzu w Częstochowie, a następnego dnia konie nie chciały wracać do domu bez swojego właściciela.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?