Kiepscy to my

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
W Polsce panuje mieszanka kapitalizmu z komunizmem - uważają robotnicy z gościejowickiej wylęgarni piskląt. - System polega na tym, że zwalniają jak w kapitalizmie, a kradną jak za komuny.

Gościejowice pod Niemodlinem, wylęgarnia drobiu. To jeden z dziesiątek zakładów globalnego koncernu "Continental Grain Company". Zatrudnieni tu robotnicy pochodzą z pobliskiego Niemodlina i okolicznych wsi. Nie byli na wyborach, bo uważają, że "to i tak nic nie daje". Ufają Lepperowi, ale zauważają, że po przyjeździe do Warszawy "już zaczyna inaczej gadać".
Brakuje na salceson
Roman Syguła jest kierowcą, ma 43 lata. Kiedyś pracował na etacie, teraz kazali mu założyć firmę. Żeby utrzymać żonę i trójkę dzieci, od rana do nocy jeździ starem.
- Jak chcę wyciągnąć tysiąc na rękę, jeżdżę na okrągło, dzieci mało co widzę - mówi.
- Kto to jest Leszek Pogan? - pytamy.
- Nie wiem, nie znam.
- A Jałowiecki, Szteliga, Kroll, Pęzioł?
- Nie wiem, nigdy o nich nie słyszałem. Widziałem tylko w telewizji, że Lepper doszedł do władzy. Ja pracuję od rana do nocy, stara muszę spłacić.
Syguła czasem obejrzy dziennik, słyszy wtedy o "koalicji" i "konsensusie". Ale nikt mu nie wytłumaczył, co to jest ten konsensus i koalicja.
- Czy mi się od tego konsensusu polepszy? - pyta. - Tamto życie na górze jest inne niż tu, na dole.
Dla Syguły polityka to "zakład pracy tych na górze".
- Tam ciężko wejść normalnemu człowiekowi - mówi. - Lepper się prześlizgnął, ale i z niego już się robi filozof. Bo prawda jest taka, że jak ktoś raz wejdzie do polityki, to do końca życia jest ustawiony. Bo politycy żyją z tego, co my tu na dole wypracujemy. Oni mają po pięć mieszkań, a nam, normalnym ludziom, na salceson brakuje.
Daj Bóg tej komuny
Urszula Gala ma bezrobotnego męża i trójkę uczących się dzieci. Zarabia 620 złotych (większość idzie na opłaty). Jest robotnikiem hodowlanym, nakłada szuflady z jajkami na specjalne wózki. Sześć i pół tony przenosi w pół godziny.
- Jak wrócę do domu - mówi - to nie mogę dać dziecku klapsa, bo bym chyba zabiła, takie mam łapy od tej roboty.
Urszula nie chodzi na wybory.
- Już się w życiu nachodziłam i nic to nie dało - twierdzi. - U nas, w Niemodlinie, obiecywali, że jak będzie nowa rada, to szpital znowu ruszy. I co, ruszył?
Kobieta nigdy nie słyszała takich nazwisk jak Pogan, Pęzioł, Szteliga czy Jałowiecki. Wie z telewizji, że w Polsce rządzi Miller.
- Dajby Bóg, żeby ten Miller wiedział, co się dzieje tu na dole, na przykład w szpitalach - mówi. - Niedawno chrześniak koleżanki dwa latka miał, ciężko zachorował. Lekarze ciągnęli koperty nawet przed samą śmiercią, jak już dla dziecka szans nie było.
Urszula słyszała, że Miller ma przywracać w Polsce komunę. Kibicowałaby mu nawet w tym przywracaniu, ale tyle razy już się dała nabrać, że teraz nie wierzy, że jest szansa na powrót do Peerelu.
- No bo jak tu przywrócić komunę, jak wszystko rozkradzione - mówi. - Mnie za komuny dobrze było, dzieci mogłam na wczasy posłać, człowiek zjadł i się ubrał. Wystawało się w kolejkach, ale bynajmniej nikt głodny nie chodził.
Gdyby Leszkowi Millerowi nie udało się przywrócić komuny, to pani Gala prosiłaby go o to, żeby przynajmniej zlikwidował bezrobocie.
- "Porcelit" zamknęli, "Fermstal" zamknęli, "Defalin" zamknęli - wylicza. - Tak jeszcze nie było, że młody po szkole od rana pije piwo, z nudów kradnie. Pracę można załatwić tylko po znajomości. Na przykład u nas policjant, który ma emeryturę, w banku za ochroniarza dorabia. A dla młodego nie ma miejsca...
Laski lecą na kasę
Grzegorz Pietrzak jest elektrykiem w wylęgarni. Zarabia ponad 600 złotych, jeździ 18-letnim audi (auto dobrze wygląda, bo Grzesiek bardzo o nie dba). Grzegorz ma narzeczoną, chciałby się z nią ożenić, mieć dziecko. Ale na razie o tym nie marzy, bo nie ma pieniędzy.
- Z mojej klasy tylko kilku kolegów ma coś do roboty - mówi. - Niechby taki Miller z telewizji przyjechał do Niemodlina. Zobaczy, jak chłopaki od rana ciągną winka pod sklepem. Czasem podjedzie jakiś prywaciarz, chłopcy dostaną jakąś robótkę, za dniówkę.
Koledzy Grześka zakładają jednak rodziny, rodzą im się dzieci. Z czego oni żyją?
- Widział pan "Kiepskich" na Polsacie? - pyta młody elektryk. - Tak właśnie wygląda prawdziwe życie. Jak młodzi mają jakąś babkę na wózku, dziadka, to jest kapucha. Tu babka na rencie pomoże, tam ojciec z emeryturki dołoży i tak się jakoś żyje. Nikt nie myśli, co będzie, jak dziadki i rodzice pomrą. Wtedy tylko płacz i sodomia, panie redaktorze.
Grzegorz jedzie czasem na dyskotekę. Widzi tam rówieśników, którzy prowadzą inne życie.
- Panienki lecą na tych "z pochodzeniem" - mówi. - Oni mają inne auta, stawiają drinki. Teraz laski tylko na kapuchę patrzą. Masz pochodzenie, żyjesz jak lord.
Nawet Lepper nie poradzi
Maria Gruhlke pracuje przy wylęgu, naświetla szuflady z jajkami. Nie ma zielonego pojęcia, kto to jest Leszek Pogan, nigdy o nim nie słyszała. Nie wiem też, co to znaczy "koalicja". Bardzo jej za to wstyd, że nie wie.
- Przepraszam - powtarza cicho.
A potem zaczyna płakać:
- Mam piątkę dzieci, męża wysłali na przedemerytalne. Jedna córka wyszła za mąż, urodziło jej się dziecko. Ani ona, ani zięć nie mają pracy. Kto by pomyślał, że w tym kapitaliźmie tyle młodych będzie stało pod sklepami. Mężczyźni piją, bo nikt ich nie potrzebuje, żony krzyczą, bo nie ma pieniędzy. A cierpią najbardziej dzieci.
Pani Maria wierzy tylko Lepperowi. Ale coraz bardziej się boi, że on sam nie da rady "tym z Warszawy".
- On jeden jest z ludu - mówi o szefie "Samoobrony". - Ale oni mu tam nie pozwolą nic zrobić dla ludu. On dostanie pieniądze i będzie siedział cicho.
Studentorobotnik
Katarzyna Kulasik ma 21 lat, studiuje zaocznie resocjalizację na Uniwersytecie Opolskim. Żeby studiować, zatrudniła się w wylęgarni jako robotnica.
- Teraz bez studiów nie ma szans na normalną pracę - mówi. - Na dzienne studia mnie nie stać. Muszę tu harować, żeby coś osiągnąć.
- Jaka partia w Polsce rządzi? - pytamy.
- Nie wiem, uczciwie przyznaję - mówi studentka. - Polityka w Polsce nie jest dla zwykłych ludzi. Politycy kręcą się wokół swoich spraw, a ludzie w małych miasteczkach cieszą się, jak mają pracę za 600 złotych. Jak pracy nie ma, zaczyna się picie. Jak piją, to potem kradną. Widzę to po swoich kolegach.
- Dlatego poszła pani na resocjalizację?
- Pracy mi nie zabraknie - śmieje się.
Dla Kasi Polska to kraj, w którym tylko wąska grupa ma dobrze.
- Już mam chory kręgosłup, a dopiero rok pracuję - mówi. - Wie pan, co ja robię? Przebieram pisklęta pod tym kątem, żeby były silne i zdrowe.
- A co pani robi z chorymi?
- Wyrzucam je.
Demokracja? Nie u nas...
Roman Syguła, Urszula Gala, Maria Gruhlke, Grzesiek Pietrzak i Kasia Kulasik - nie przyjmują do wiadomości, że to, kto "pójdzie na górę", powinno zależeć od nich, że taki jest sens demokracji.
- W Polsce nie ma demokracji - mówi Kasia. - Bo demokracja jest wtedy, jak najprostszy człowiek może zapewnić byt sobie i swojej rodzinie.
- Demokracja, co to jest? Hmmm... - zastanawia się Grzesiek Pietrzak. - W demokracji się kombinuje, żeby jakoś przeżyć. W sklepach wszystko jest, a kapuchy nie ma. Szef nie może dać więcej, bo straszy, że zakład padnie.
Maria Gruhlke, gdy pytamy o demokrację, znów popłakuje.
- W demokracji wszyscy powinni być równi - mówi cicho. - Jak robili demokrację, to mówili, że prostym ludziom będzie dobrze.
- W Polsce panuje "autodemokracja" - uważa Maria Gala. - To znaczy, że góra rządzi, a dół słucha. Przy demokracji ciągle kręcą się ci sami ludzie. Ten, co był premierem, idzie na ministra, ten, co był ministrem - idzie na premiera. Na tym, po mojemu, to polega.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska