Kurs na prezesa

Michał Wandrasz
Od kilku tygodni Zrzeszenie Transportu Prywatnego w Opolu ma dwóch szefów, jeden oskarża drugiego o łamanie prawa.

Pod koniec maja 36 taksówkarzy ze zrzeszenia przyniosło do jego siedziby pismo z wnioskiem o wotum nieufności dla dotychczasowego prezesa Ryszarda Muszyńskiego i zwołanie zebrania środowiskowego.
- Mimo że 36 osób stanowi więcej niż połowę członków zrzeszenia, prezes Muszyński odmówił zwołania zebrania - mówi Tomasz Simowanyk, wiceprezes. - Próbowałem mu tłumaczyć, że musi to zrobić, ale bez efektu. Powiedział, że najpierw musi zebrać się prezydium zarządu. Z kolei w całym zarządzie było 11 osób, w tym opozycję stanowiłem ja i jeszcze jeden kolega. Wszyscy wiedzieli, że na prezydium nie przegłosuje się zwołania zebrania środowiskowego.
Posiedzenie prezydium prezes Muszyński zwołał na 7 czerwca. W południe do biura gabinetu prezesa przyszło pięciu członków prezydium, a kwadrans później do pomieszczenia wkroczyło jeszcze dziewięć osób.

- Była to delegacja, która zapytała prezesa, kiedy zwoła zebranie załogi - relacjonuje Simowanyk. - On zaczął krzyczeć, że to jest bezprawie i chciał ich wyrzucić. Ludzie jednak go nie posłuchali i zostali w gabinecie. W tym momencie kolega z prezydium, który do tej pory był niezdecydowany, podjął decyzję, że przechodzi na naszą stronę i prezydium postanowiło większością głosów, że zebranie środowiskowe ma się odbyć. Prezes stwierdził, że z taką bandą nie będzie rozmawiał i po oddaniu kluczy wyszedł.
Większość członków prezydium na spotkaniu 7 czerwca postanowiła, że tymczasowo obowiązki prezesa pełnić będzie Tomasz Simowanyk, który stanie na czele zarządu komisarycznego. Postanowiono też zawiesić przewodniczących komisji rewizyjnej i komisji dyscyplinarnej.

- Cała sytuacja wynikła z tego, że zacząłem robić w zrzeszeniu porządek i parę osób zgodnie ze statutem zostało usuniętych, bo działali na szkodę firmy, pomawiając zarząd o malwersacje - twierdzi z kolei Ryszard Muszyński. - Najwyższym statutowym organem mogącym powołać i odwołać prezesa jest zebranie delegatów. Tymczasem 23 czerwca odbyło się tylko środowiskowe zebranie załogi, które jest po to, żeby można sobie było pogadać o bieżących sprawach i ewentualnie wybrać osoby na zebranie delegatów. Dopiero na tym zebraniu powołuje się prezesa, komisję rewizyjną, dyscyplinarną itd. Wkraczając 7 czerwca na posiedzenie prezydium zarządu, ludzie ci złamali wszelkie możliwe zasady, tworząc zarząd komisaryczny, który może powołać tylko sąd. Oni działają niezgodnie z obowiązującym statutem. Nie użyli przemocy fizycznej tylko dlatego, że obawiali się, iż mogą mnie jako osobie schorowanej zrobić niechcący jakąś krzywdę. Presja psychiczna była jednak tak duża, że poczułem się zagrożony i wyszedłem.
Buntownicy zarzucili prezesowi między innymi bezprawne odwołanie przewodniczącego komisji rewizyjnej - Janusz Ścibora, i dyscyplinarnej - Henryka Pacholarza. Do ich odwołania posłużyć się miał przychylnymi mu członkami komisji. W miejsce odwołanych przewodniczących został powołany Mieczysław Jachmiczyk (komisja dyscyplinarna) oraz Henryk Karwatka (rewizyjna).
- Nie zgadzałem się po prostu na to, by prezes załatwiał moimi rękami swoje prywatne sprawy, czyli mógł wykluczać niewygodnych członków zrzeszenia - tłumaczy Pacholarz. - Ja także stałem się niewygodny, więc mnie odwołali.
- Przewodniczącego komisji rewizyjnej i dyscyplinarnej powołują spośród siebie jej członkowie - ripostuje Muszyński. - Oni również mogą go odwołać. Kiedy zmieniano przewodniczących w tych komisjach, moi zwolennicy byli w mniejszości, więc jak miałbym wywierać jakieś naciski? To właśnie teraz opozycja wywiera nacisk na ludzi i ich zastrasza. Grozi się tym, którzy utrzymują ze mną kontakty, że się ich wyrzuci ze zrzeszenia.
Kiedy komisja rewizyjna w styczniu tego roku przeprowadziła kontrolę działalności prezesa, jej członek Janusz Ścibor odmówił podpisania protokołu, który stwierdzał, że wszystko jest w porządku. Po rewolcie w gabinecie prezesa powołano komisję do przeprowadzenia rekontroli działalności prezesa Muszyńskiego od czerwca 1998 do czerwca 2001. Rekontrola odbyła się 11 czerwca.

- Ujawniła ona nieuzasadnione rachunki wystawiane przez pana Muszyńskiego oraz trzech innych kierowców, nie uzgodnioną z nikim pożyczkę w kwocie 700 złotych udzieloną z konta bieżącego ZTP przez prezesa przewodniczącemu komisji rewizyjnej oraz nieopłacanie przez prezesa pełnych składek członkowskich od stycznia do czerwca ?99 i od kwietnia do grudnia 2000 roku w ogólnej kwocie 980 złotych - wylicza zarzuty Tomasz Simowanyk. - Ponadto komisja ujawniła przywłaszczenie telefonu komórkowego zakupionego na rachunek ZTP. Po prostu prezes kupił nowy telefon i zabrał go, zostawiając zamiast niego w biurze kilkuletnią komórkę, która jest kompletnym złomem. Było jeszcze kilka innych drobniejszych zarzutów, o których nie warto wspominać.

- W 1998 roku chorowałem i przebyłem operację, a kolega Simowanyk zawalił w tym czasie wiele spraw ZTP. Prosili mnie o pomoc i przywozili do zrzeszenia. Sam Simowanyk obiecał mi, że będę to miał jakoś wynagrodzone - broni się Muszyński. - Kiedy w 1999 roku pojawiły się zarzuty o nienależne pobieranie przeze mnie ekwiwalentu, zbadała to specjalna komisja pod przewodnictwem pana Ścibora, która nie dopatrzyła się żadnych nadużyć i zaniedbań. Późniejsze rachunki, o które czepiają się teraz moi przeciwnicy, opiewają na kwotę 220 złotych za dwa lata. To są rachunki za kursy, które robiłem w sprawach zrzeszenia. Sam wiceprezes Simowanyk w okresie 1999 - 2001 wystawiał takie rachunki i brał pieniądze, ale jego teraz się nie sprawdza, tylko mnie. Jeśli zaś chodzi o telefon, który kupiłem na zrzeszenie, to używałem go dlatego, że mój stary telefon był już wyeksploatowany i trudno się było do mnie dodzwonić w sprawach służbowych. Stary telefon podłączony na stałe do ładowarki zostawiłem u dyspozytorki i teraz chętnie bym zamienił z powrotem te telefony, ale dla mnie drzwi do zrzeszenia są zamknięte, a dyspozytorka ma zakaz wpuszczania mnie.
Zarzut niezapłacenia składek prezes Muszyński odpiera, powołując się na uchwałę z 1998 roku, która mówiła, że członek zrzeszenia, który załatwi korzyści finansowe dla firmy, może mieć rekompensatę w wysokości do 10 procent pozyskanej kwoty.
- Ponieważ załatwiłem reklamę w brzeskiej "Odrze", to przysługiwało mi zwolnienie ze składek - mówi Muszyński. - Kolega z Brzegu umówił mnie tylko z prezesem firmy. Resztę załatwiałem sam. Pan Simowanyk też kiedyś korzystał ze zwolnienia, przynosząc pieniądze za reklamę.
- Załatwiając reklamę w Brzegu, Muszyński po prostu podczepił się pod kolegę z tego miasta, bo to praktycznie on ją załatwił - twierdzi Simowanyk. - Prezes przywłaszczył sobie należną mu ulgę w składkach.
Na 12 czerwca Tomasz Simowanyk zwołał zarząd komisaryczny i zaprosił na niego prezesa Muszyńskiego. Prezes telefonicznie poinformował jednak swych oponentów, że nie przyjdzie, bo działalność buntowników jest niezgodna ze statutem.

Podczas zebrania zarząd komisaryczny wysłuchał między innymi taksówkarzy, których rachunki wzbudziły zastrzeżenia. Taksówkarze ci złożyli oświadczenia, że rachunki wypisywali na polecenie prezesa Muszyńskiego i nie wiedzieli, co działo się z pieniędzmi. Zarząd komisaryczny uznał, że prezes wyłudził te pieniądze i postanowił obciążyć go ogólną kwotą ponad 3 tysięcy złotych.
- Zarząd komisaryczny postanowił wykreślić pana Muszyńskiego z listy członków ZTP z dniem 12 czerwca 2001 za działania na szkodę zrzeszenia - mówi Simowanyk. - Gdyby kolega Muszyński przyszedł tego dnia na zarząd, to może mógłby ustosunkować się do zarzutów i cała sprawa wcale nie musiałaby się skończyć jego skreśleniem.
Pismo, w którym poinformowano Ryszarda Muszyńskiego o postanowieniach zarządu komisarycznego, wysłano do niego listem poleconym. Po kilku dniach rozkolportował on wśród taksówkarzy ZTP ulotkę, w której stwierdzał, że działania grupy buntowników są całkowicie niezgodne z prawem i wszelkie jej decyzje są nieważne. Wszystkie zarzuty uznał za zupełnie bezpodstawne i będące jedynie pretekstem do przejęcia władzy w zrzeszeniu.

Zarząd komisaryczny na wniosek 37 taksówkarzy zwołał na 23 czerwca zebranie środowiskowe opolskich członków zrzeszenia. Na 63 uprawnione osoby przybyło na nie 43 taksówkarzy. Podczas głosowania jednogłośnie zdecydowali oni o odwołaniu z funkcji prezesa Ryszarda Muszyńskiego i skreśleniu go z listy zrzeszenia. Wiąże się to ze zdjęciem logo firmy z jego samochodu oraz rozkodowaniem radia w taksówce.
Na zebraniu zaakceptowano także dziewięcioosobowy zarząd komisaryczny, który ma pełnić władzę w zrzeszeniu do czasu wyborów. Postanowiono także, że wybór prezesa i członków zarządu będzie się odbywać w sposób bezpośredni podczas zebrania środowiskowego (do tej pory prezes sam dobierał sobie członków zarządu). Uczestnicy zebrania zobowiązali zarząd komisaryczny do przedstawienia do 15 sierpnia projektu nowego statutu zrzeszenia i przedstawienia go do akceptacji w siedzibie ZTP.
- Po prostu kolega Muszyński jest despotą, który sądził, że uda mu się załapać na następną kadencję - podsumowuje Simowanyk. - Nie udało się, a on nie potrafi przyjąć z godnością, że koledzy już go nie chcą.
Ryszard Muszyński nie pozostaje dłużny swoim oponentom.
- 7 czerwca to był bandycki napad i pan Simowanyk działa wbrew statutowi. Jest po prostu żądny władzy. Od mojego wyjścia z gabinetu nie mam żadnej kontroli nad dokumentacją, która tam została, i nie mogę brać żadnej odpowiedzialności za to, co się z nią stanie - stwierdza Muszyński. - Dlatego też prosto ze zrzeszenia poszedłem tego dnia na policję i zgłosiłem, że zostałem bezprawnie zmuszony do wyjścia ze swojego gabinetu. Teraz powinno być zwołane przez zarząd nadzwyczajne zebranie delegatów. Na 7 lipca o godzinie 11.00 zwołałem zarząd, ale nie wiem, czy dojdzie do niego, bo uzurpatorzy sterroryzowali jego członków i ludzie mogą się bać przyjść. Nie wiem, jak się to wszystko zakończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska