Leszek Korzeniowski: - Ocena PO jest niesprawiedliwa

Redakcja
Leszek Korzeniowski, lider PO na Opolszczyźnie.
Leszek Korzeniowski, lider PO na Opolszczyźnie. Sławomir Mielnik
- Spotykam się z marszałkiem Sebestą często, częściej niż z innymi, i nigdy mi o czymś takim nie wspominał. Ale dla mnie to dowód na to, że widocznie nic nie wiedział. - mówi poseł Leszek Korzeniowski, lider PO na Opolszczyźnie.

- Co pan pomyślał po lekturze tekstu o zachowaniach wicemarszałka Kostusia? O tych wszystkich komendach "siad", "waruj", "głos"?
- Wie pan, nie przeczytałem tego do końca, bo mnie w tym czasie nie było. A potem, gdy cała sprawa nabrała rumieńców, to nie było sensu tego czytać, czytałem tylko wyrywkowo.

- No, ale po tym wyrywkowym czytaniu jakieś refleksje jednak pana naszły.
- Refleksje takie, że nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby Tomek Kostuś, którego znam jedenaście czy dwanaście lat, czyli od początku, gdy wszedłem do polityki, potrafił się zachowywać w sposób, jaki został opisany. Nie mieściło mi się to w głowie. Trudno mi uwierzyć, że on miałby być takim leniem, dyletantem. A w sferze moralnej, gdy idzie o te odzywki, to ja nigdy takich nie słyszałem z jego ust.

- Może dlatego, że nie jest pan jego kierowcą.
- Naprawdę trudno mi w to uwierzyć.

- W radiu powiedział pan w związku z tą sprawą, że przede wszystkim szkoda rodziny marszałka Kostusia. Zawsze rodziny szkoda, ale o tym powinna pomyśleć jej głowa, zanim mleko się rozleje.
- Ma pan rację.

- A gdy marszałek Kostuś teraz mówi, że może i obrażał podwładnych, może mu się coś wymskło, ale incydentalnie - czy to jest w porządku czy nie porządku? Pytam, bo tej sprawie towarzyszy taki relatywizm moralny; pojawiają się głosy: no, pewnie coś chlapnął, ale nie na tyle, żeby od razu na artykuł w gazecie.
- Ja też tak myślę. Wiem z doświadczenia, że w sytuacjach napięcia czasami padają słowa dość szorstkie i potem z tego wynikają konflikty.

- A ja myślę, że gdyby to były incydentalne wyskoki, to pewnie nikt by o tym nie wspominał. Jak pan tak opowiada, to zastanawiam się, czy warto bronić człowieka, który idzie w zaparte.
- Nie mam podstaw, dla których miałbym nie wierzyć Kostusiowi.

- Mówiąc "w zaparte", miałem na myśli jego tłumaczenia - na przykład, że nie mówił "waruj", tylko "proszę warować", albo w kwestii wywalenia kierowcy z wozu. Kostuś tłumaczy, że nie wyrzucił kierowcy, tylko kierowca opuścił samochód na własne życzenie. Takie rzeczy to tylko w bajkach są możliwe. Ludzie się na forach śmieją, że ten kierowca najwidoczniej wziął na trasie urlop na żądanie w trakcie jazdy. A pan ciągle wierzy?
- Wspomniał pan o forum. Niech pan powie, jak to jest, że w pierwszych czterdziestu głosach pod tekstem nie ma ani jednego, który staje po stronie Kostusia. Uważam, że to nie jest przypadek i więcej nie chciałbym ciągnąć tego wątku.
- Rzeczywiście nie warto, bo już pierwszy i trzeci głos w dyskusji na forum pod tekstem to głosy sprzyjające wicemarszałkowi. Pan nie doczytał, ktoś pana źle poinformował i podejrzewa pan spisek.
- Ja nie podejrzewam spisku, tylko uważam, że jest to co najmniej dziwne.

- I nieprawdziwe. Panie pośle, a jakie pan media woli: krytyczne wobec władzy, tropiące przejawy jej patologii czy takie jak TVP Opole, która, gdy Kostuś się dowiedział, że nto zainteresowała się jego stosunkiem do podwładnych, kręci migawkę o tym, że wolna jazda samochodem bywa niebezpieczna?
- Ja do telewizji Opole nie chodziłem za poprzednich władz i teraz też nie byłem. Niech to będzie odpowiedź na pana pytanie. Media powinny być opiniotwórcze, ale i sprawiedliwe.

- Czyli gdy ludzie przychodzą do gazety i skarżą się, że przełożony ich poniża, rozmawia z nimi jak z czworonogami, mówi "daj głos" do dyrektorów i składają w tej kwestii oświadczenia na piśmie, to gazeta powinna się tym zająć czy nie powinna?
- Oczywiście, że powinna się zająć. Natomiast nie do końca wierzę, że to miało miejsce.

- Gdy pana tak słucham, przypominają mi się okoliczności afery Pogana i SLD w Opolu. Oczywiście te sprawy są nie do porównania. Tamte zarzuty, które stawiała nasza gazeta, były o wiele poważniejsze. Tu w moim przekonaniu chodzi o przejaw karierowiczostwa człowieka, którego przerosła sytuacja, stanowisko, sodówa uderzyła do głowy. Który zwyczajnie nie potrafi się zachować, nie ma kindersztuby. Ale oni wtedy i pan teraz podnosicie te same argumenty: "To niemożliwe, my tych ludzi znamy od lat, oni nie mogli tego zrobić…".
- Każdy stara się bronić tych osób, które zna, powtarzam: ja znam Kostusia dwanaście lat i ja od niego nigdy nie usłyszałem takich słów. Nigdy nie zauważyłem jakiegoś niewłaściwego zachowania. To mi do niego nie pasuje. Wątek nieróbstwa jest na sto procent przesadzony, tak samo jak tych spóźnień do pracy, przecież to PIP teraz wyłapie. Jest to dla mnie szok.

- Przeciwnicy wyciągania tej sprawy przez gazetę argumentują, że nto uderza w PO, bo widocznie szuka poklasku. Dziwne, bo to argument przeciwskuteczny: skoro władza jest według nich taka świetna, to ci, co ją krytykują, nie mogą liczyć na społeczną aprobatę. A po drugie - pieniądze są zwykle przy korycie. Od lat obserwuję ten rynek i mam wrażenie, że niektóre media aż do przesady nie potrafią o tym zapomnieć. Gazeta, która miałaby jakoby trudności, nie krytykuje władzy, tylko się przymila, bo to przy władzy są zlecenia i ogłoszenia. Czyli jednak musi nam chodzić o coś innego niż kasę.
- Nie wiem, co panu na to odpowiedzieć, ja nie zajmuję się bieżącą działalnością samorządów, urzędu wojewódzkiego, w ogóle rzadko tam bywam.
- A może to jest tak, że winny nie jest Kostuś, tylko wy zrobiliście mu krzywdę. Powyciągaliście działaczy z platformianej młodzieżówki, ludzi, którzy jednego dnia poza strukturą partyjną nie przepracowali, którzy cały system wartości mają na zewnątrz. Wszystko, do czego doszli, zawdzięczają Platformie. Określa ich tylko stanowisko. Dlatego potem idą do sklepu, przedstawiają się funkcją i mówią, że chcą zrobić zakupy.
- No a skąd mamy brać tych ludzi, skoro nie z młodzieżówki. Poza tym marszałek Kostuś ma 38 lat, więc już nie jest taki młody, bez przesady. Poza tym, o ile wiem, jest urlopowanym pracownikiem politechniki, więc jakiś epizod zawodowy poza polityką jednak ma. Jestem starszy od niego o dwadzieścia lat i uważam, że już powoli powinienem myśleć o wycofaniu się z polityki. Pewnie, że wolałbym, żeby przychodzili ludzie mający życiową praktykę, ale pamiętam, że ja taki byłem i też żeście mi zarzucali: "wyłożył pieniądze i tak został posłem". Dlatego myślę, że jak by nie było, to zawsze jest źle. Trzeba dawać szanse młodym ludziom i w Platformie było takich wielu, natomiast niewielu się wybiło tak jak Kostuś. Dlatego nie mogę uwierzyć, że zachowywał się tak, jak to zostało u was opisane.

- Nie ma pan poczucia, że ludzie, których zadaniem jest pilnowanie porządku na opolskim podwórku, nie mówią panu całej prawdy?
- Ja zawsze miałem taki model kierowania, że deleguję zadania. Przede wszystkim w biznesie i tam odniosłem sukcesy. Ten model przeniosłem do polityki: nie patrzę wtedy ludziom na ręce, co nie znaczy, że nie rozliczam. Tak było w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie miałem zaufanie do ludzi i oni go nadużyli. Wtedy pojechał tam zrobić porządek w strukturach PO mój kolega senator Świeykowski. On mi od czasu do czasu zdaje relacje z tej pracy, myślę, że sprawy zmierzają w dobrym kierunku. I tak samo pojmuję swoją funkcję szefa partii w regionie. Ja w mojej firmie nie podpowiadam dyrektorowi, kogo zatrudniać, ale jeśli pracownik się nie sprawdzi, to uważam, że wina leży po stronie szefa, a nie pracownika, bo to on źle sobie dobrał ludzi i to on ich źle nadzorował. W polityce podobnie pojmuję kwestie odpowiedzialności. I nie ma tu wyjątków ani szarży, która byłaby z takich ocen wyłączona.

- To kto odpowiada za to, że po 6 latach waszych rządów w regionie panoszy się kolesiostwo, triumfuje niekompetencja, krążą panowie Sitkowie, którzy jak nie sprawdzają się w MZK, to się ich rzuca na odcinek rolnictwa albo z budownictwa do energetyki.
- W sprawie Darka Sitki to wasza skucha. Bo jeżeli miasto jest jak przedsiębiorstwo, to kogo do rad nadzorczych ma wybrać prezydent Zembaczyński, jak nie zaufanych ludzi? Stawia na tych, którym ufa i takich tam w swoim imieniu deleguje. Z tego co wiem, Sitko w ODR zajmuje się sprawą energii odnawialnej, podejrzewam, że jako specjalista w tej dziedzinie znalazł się też w radzie nadzorczej ECO.

- Trudno uwierzyć, że prezydent Zembaczyński jest w kropce, nie ma specjalistów, do tego stopnia, że jego zaufani muszą się znać na wszystkim - od komunikacji poprzez energię odnawialną do ciepłociągów. Taką macie krótką ławkę, żeby przerzucać od Annasza do Kajfasza jednych i tych samych ludzi?
- Ale to jest sprawa prezydenta, jego decyzji. Ja tylko podejrzewam, czym mógł się kierować. Na pewno jednak Dariusz Sitko nie jest symbolem jakiejś zawrotnej kariery.

- Przecież tu nie chodzi o pana Sitkę, ale o pewien mechanizm robienia kariery. Ten mechanizm pana nie niepokoi?
- Ja nie widzę tu żadnego mechanizmu.

- A czy jego elementem nie jest wybór do rady Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska męża pana kuzynki?
- Ja nie mam z tym nic wspólnego, może pan w to wierzyć lub nie, ale tak właśnie jest. Sprawę wyciągnął na sejmiku radny Andrzej Namysło, zagrzmiał publicznie, a potem cichcem zatelefonował i mnie za to przepraszał. A Jerzy Szteliga, który przez lata miał w WFOŚ ciepłą posadkę z ramienia strażaków, na waszych łamach opowiada, że to się nadaje do CBA. Tymczasem zaledwie dzień wcześniej, gdy już wiedział, że jego czas w funduszu się kończy, pytał, czybyśmy go nie przyjęli do Platformy. I takie są kulisy ich bezkompromisowości. Natomiast co do współkoalicjanta - w kwestii WFOŚ nie mieliśmy żadnych ustaleń. Nie wiem, dlaczego Staszek Rakoczy zapomniał o tym powiedzieć kolegom z PSL-u i podtrzymał u nich mylne wrażenie, że byliśmy dogadani, bo nie byliśmy. PSL ma już dość i musi pamiętać, że nie można mieć wszystkiego.

- Każda partia idzie do władzy z hasłem sanacji zastanych porządków, a potem jakoś tak się dzieje, że chętnie wskakuje w stare buty.
- Taka ocena co do Platformy jest niesprawiedliwa. Gdy PiS doszedł do władzy, w jednym dniu wymienił wszystkich dyrektorów agencji rolnych, agencji nieruchomości rolnych. Władze telewizji - w ciągu jednej nocy. I proszę spojrzeć na Opolszczyznę - w miesiąc zostali wtedy wymienieni wszyscy dyrektorzy i kierownicy mający znaczenie dla gospodarki, dla urzędów. Proszę zauważyć, jak sobie zmajstrowali sprytnie kodeks służby cywilnej, który pozwalał im na omijanie różnych konkursów przy obsadzaniu swoich ludzi. Można nam zarzucać jakieś błędy przy konkursach, ale my przynajmniej robimy błędy przy otwartej kurtynie. Na Opolszczyźnie do tej pory za naszej kadencji nikt nie ruszał dyrektorów urzędów celnych, ZUS-u, w urzędzie marszałkowskim są dyrektorzy jeszcze z SLD-owskiego nadania, więc mówienie o tym, że wskakujemy w te same buty, jest nieuprawnione. To jest zupełnie inna polityka.

- W przedostatniej "Polityce" w analizie autorstwa Mariusza Janickiego i Wiesława Władyki znalazło się takie zdanie: "Widać, że pieniądze zdobyte w Unii mają być dla Donalda Tuska przepustką do trzeciej kadencji rządzenia. Ale nie z tymi ludźmi i nie w tym stylu".
- Pewnie mieli na myśli rząd.

- Nie ma pan wrażenia, że premier też tak rozumuje, stąd zapowiedź przeglądu ministrów w połowie roku i ostatnia nominacja na szefa MSW ministra Sienkiewicza, człowieka spoza platformianego układu?
- Rzeczywiście jest taki trend, by odchodzić od ministrów sejmowych, czyli tych, którzy zasiadają w Sejmie.

- A nie myślał pan, by podobny przegląd kadr przeprowadzić też w regionie?
- Ja nie będę robił takiego przeglądu, najwyżej poproszę ludzi, którzy zarządzają kadrami, o to , by go dokonali. To jest dobry pomysł, słuszna uwaga.

- Na poniedziałkowym zarządzie partii po wyjaśnieniach marszałka Kostusia większość stanęła za nim murem. Większość, czyli nie wszyscy. A jeśli ten mur się zawali, to można pod nim polec.
- Można, zobaczymy.

- Pana to nie niepokoi, że takie sygnały o przedmiotowym traktowaniu ludzi w urzędzie marszałkowskim docierają do pana z gazety? A nie od współpracowników, na przykład od marszałka Sebesty?
- Spotykam się z marszałkiem Sebestą często, częściej niż z innymi, i nigdy mi o czymś takim nie wspominał. Ale dla mnie to dowód na to, że widocznie nic nie wiedział.

- Pan jest człowiekiem wielkiej wiary. Gdyby marszałek Sebesta się spotkał z dziennikarką, która pisała ten materiał, toby się dowiedział jeszcze przed publikacją, ale nawet nie chciał z nią rozmawiać. Teraz twierdzi, że nie pamięta takiej rozmowy, ale zachował się z niej billing i marszałek nigdy nie zakwestionował umieszczonego w tekście cytatu z tej krótkiej wymiany zdań, po której ją odprawił.
- Powtarzam, że nie miałem takiej wiedzy, o jakiej wspominacie w tekście, i liczę, że wszystkie zarzuty zostaną dogłębnie wyjaśnione. Pewne okoliczności wyostrzyły mój ogląd w tej sprawie, ale proszę nie drążyć jakie, bo i tak o nich teraz nie powiem.

- Pan naprawdę myśli, że gazeta to wszystko wymyśliła, bez dowodów, bez podkładek?
- Ja nic nie myślę. Czekam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska