Listonosze już nie chcą dłużej zaciskać pasa

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
W Poczcie Polskiej każda podwyżka to problem skali, bo najmniejsza nawet suma pomnożona przez80 tysięcy pracowników oznacza olbrzymi wzrost kosztów dla firmy.  Tomasz Kapica
W Poczcie Polskiej każda podwyżka to problem skali, bo najmniejsza nawet suma pomnożona przez80 tysięcy pracowników oznacza olbrzymi wzrost kosztów dla firmy. Tomasz Kapica Tomasz Hołod
Kilka dni temu Poczta Polska straciła jedynego silnego konkurenta i znów jest liderem na rynku przesyłek listowych. Ale za chwilę może się okazać, że nie będzie komu ich roznosić...

Listonosze to bardzo twardzi ludzie, ale coraz więcej z nas zastanawia się nad tym, czy nie zmienić pracy.Chętnych do rozpoczęcia roboty w tym fachu także nie ma - opowiada jedna z kędzierzyńskich listonoszek. - Warunki pracy stają się coraz trudniejsze, a pensje praktycznie stoją w miejscu i nieznacznie przekraczają najniższą krajową. Jednocześnie dają nam coraz więcej pracy.

Musimy już nie tylko roznosić listy, ale ubezpieczać ludzi, sprzedawać im różne gadżety, z czego jesteśmy potem rozliczani według planów sprzedażowych. Niedawno koledzy z innego miasta musieli roznosić kości dla psów, które w formie bezpłatnego artykułu promocyjnego wysyłała do ludzi jakaś firma produkująca żywność dla zwierząt i zabawki.

Niektórzy listonosze już muszą odczytywać liczniki gazowe, a mówi się o tym, że trzeba będzie czytać także inne liczniki. Ciężko jest.

Poczta Polska to największy pracodawca w Polsce i główny gracz na rynku pocztowym, bez którego sprawne funkcjonowanie państwa wydaje się praktycznie niemożliwe. Tymczasem wobec szybko zmieniającego się rynku pracy i rosnących oczekiwań płacowych stanęła przed potężnym problemem, jakim jest właśnie brak chętnych do pracy. Mówiąc wprost, niedługo może nie będzie komu roznosić listów i paczek. Potencjalni pracownicy poszukiwani są praktycznie w całym kraju.

Na Opolszczyźnie listonosze na gwałt potrzebni są w Opolu, Kędzierzynie-Koźlu, Prudniku, Lewinie Brzeskim, Kluczborku, Krap­kowicach, Dobrzeniu czy Polskiej Cerekwi.

Z nieoficjalnych informacji wiadomo, że nie ma zatrzęsienia chętnych. Listonosze wymieniają się informacjami na ten temat na różnych forach i portalach spo­łecznościowych. „Jak przyjmowanie nowych listonoszy u Was na urzędach?” - pyta jeden z internautów swoich kolegów. I tłumaczy, że u niego idzie to kiepsko. „U nas nowi często widząc ogrom pracy idą zaraz na L4 albo odchodzą. Zdarzały się sytuacje, kiedy uciekali tego samego dnia z ubikacji, nie wracali z przerwy na papierosa czy z rejonu. Na dłużej zostają ci najbardziej zdesperowani, ale w międzyczasie rozglądają się za inną pracą.

Takie są efekty polityki płacowej firmy, która wymaga od pracownika pracy za dwóch, a wynagradza jak za pół etatu”.

Podwyżki kosztują, a niewiele zmieniają
Pod koniec lipca zakończyły się negocjacje zarządu głównego Poczty Polskiej i związków zawodowych. Wspólnie ustalono, że wszyscy pracownicy, którzy zarabiają poniżej 4 tysięcy złotych brutto, dostaną 100 złotych brutto podwyżki. W sumie zwiększono uposażenia 70 z 80 tysięcy pracowników. To była już druga podwyżka przyznana w tym roku. W marcu związki wynegocjowały 150 złotych brutto dla każdego pracownika.

Sęk w tym, że nieznaczne wzrosty uposażeń niewiele zmieniają sytuację pracowników, mają natomiast potężny wpływ na sytuację finansową całego przedsiębiorstwa. Już pierwsza podwyżka oznaczała wzrost kosztów działalności firmy o 160 mln złotych w skali roku, druga to kolejne 100 mln zł. To ważne, jeżeli weźmie się pod uwagę, że w zeszłym roku zysk firmy wyniósł zaledwie 12 mln złotych. To oznacza, że operator może ponieść potężną stratę finansową w tym roku, a także w przyszłym.

Co gorsza, wielu pracowników te pod­wyżki w żaden sposób nie zadowoliły. Domagają się dodatkowych 500 złotych. Grożą masowym strajkiem, który mógłby sparaliżować pracę Poczty Polskiej. Chociaż związkowcy uspokajają: - Jesteśmy w sporze zbiorowym, zdajemy sobie sprawę z tego, że jest duże niezadowolenie z poziomu wynagrodzeń, ale jako związki zawodowe nie zdecydujemy się na żadne działania, które mogłyby być niezgodne z prawem - zapewnia Piotr Górzny, wiceprzewodniczący Wolnego Związku Zawodowego Pracowników Poczty.

W firmie od kilku miesięcy trwają poszukiwania wyjścia z kłopotów. Jednym ze sposób niedopuszczenia do sytuacji, w której nie będzie komu wyjść na rejon, było powołanie tak zwanych „lotnych brygad”. W ich skład miały wejść m.in. księgowe, kadrowe, osoby zarządzające nieruchomościami. W lutym w piśmie rozesłanym do kierowników centrala poczty prosiła o wskazanie nazwisk pracowników, którzy wejdą w skład „brygad lotnych”.

Jak można się domyślać, pomysł nie wywołał entuzjazmu. - Jak panie z okienka dostaną torby i wyjdą na rejon, to pierwszym miejscem, gdzie zajdą, będzie przychodnia, z której wezmą zwolnienie chorobowe - zauważają związkowcy.
Ostatecznie „lotne brygady” nie zostały wykorzystane na masową skalę, ale cały czas pozostają jako strategiczna rezerwa na wypadek, gdyby dostępni pod ręką listonosze nie dali rady roznieść paczek i listów.

Co dalej będzie się działo z Pocztą Polską i jakie są w ogóle perspektywy tej branży? Wiadomo, że Polacy wysyłają coraz mniej listów. W 2013 roku było ich 1,66 miliarda, rok później 1,48 mld, a w zeszłym roku 1,46 mld. Szacuje się, że ostatni list w Polsce zostanie nadany w 2025 roku. Spadają też przychody z tej działalności. Jeszcze trzy lata temu cały krajowy rynek przesyłek listowych wart był prawie 3,6 miliarda, a w zeszłym roku już 3,2 mld zł.

Od 1 marca Poczta Polska wróciła do kontraktu na obsługę korespondencji sądowej. Kilka lat wcześniej przetarg na to zlecenie, warte pół miliarda złotych, wygrał prywatny InPost. Nie dysponował on taką infrastrukturą jak Poczta Polska, więc do­chodziło do sytuacji, w których korespondencję pocztową odbierano np. w sklepach monopolowych.

W grudniu 2015 InPost stanął do kolejnego przetargu, deklarując, że będzie obsługiwał przesyłki sądowe za 470 mln zł. W praktyce mniej więcej taka jest realna wartość tych usług. Ale Poczta Polska, chcąc mieć pewność wygrania przetargu, zaproponowała kwotę 293 mln zł. Część ekspertów wątpiła, czy to opłacalne przedsięwzięcie.

Szczególnie że za list polecony PP każe sobie płacić 4,22 zł, w przetargu w praktyce zaoferowała 1,37 zł. Na dodatek musiała też zainwestować 54 mln zł m.in. w 13 tys. tabletów dla listonoszy i 6 tys. specjalnych padów do składania podpisów.

NIK widzi błędy
Nie oznacza to jednak, że przed Pocztą Polską nie ma szans wyjścia na prostą. Przede wszystkim znów jest praktycznie monopolistą na rynku przesyłek listowych, ponieważ InPost odpuścił ten segment po przegraniu przetargu. InPost kilka dni temu sprzedał spółkę Bezpieczny List, która zajmowała się tą działalnością. Poszła za... 1o tysięcy złotych.

Poza tym coraz bardziej rozwija się rynek przesyłek kurierskich. Z danych Urzędu Komunikacji Elektronicznej wynika, że jeszcze trzy lata temu wysłano w Polsce 136 mln przesyłek kurierskich.

W 2014 roku było ich już prawie 200 milionów, a rok temu 214 mln. Analitycy szacują, że co roku będzie ich więcej o nawet 20 procent, co jest związane z rozwojem między innymi handlu w internecie. Przychody z przesyłek kurierskich wszystkich operatorów w Polsce wyniosły w zeszłym roku 3,2 miliarda złotych i były o 18 procent wyższe niż rok wcześniej. Niewiele jest tak obiecujących branż na polskim rynku.

Firma musi być jednak lepiej zarządzana. Niedawno kondycję Poczty Polskiej badała Najwyższa Izba Kontroli. Według NIK przeprowadzana w ostatnich latach restrukturyzacja firmy prowadzona była źle. W ostatnich latach zredukowano zatrudnienie o blisko 13 proc. (z ponad 94 tys. do blisko 80 tys. osób).

Redukcje dotknęły przede wszystkim pracujących przy obsłudze klientów w urzędach i punktach pocztowych (zwolniono 13 proc.) oraz listonoszy (ich liczbę zredukowano o blisko 14 proc.). Jednocześnie powołano kilkudziesięciu dodatkowych dyrektorów, z którymi podpisano bardzo wysokie kontrakty menedżerskie. Z kolei roczny koszt funkcjonowania sześcioosobowego zarządu wyniósł w 2014 roku... 8 milionów złotych.

Restrukturyzacja.
W ostatnich latach w ramach restrukturyzacji zredukowano zatrudnienie o blisko 13 proc. (z ponad 94 tys. do blisko 83 tys. osób). Redukcje dotknęły przede wszystkim pracujących przy obsłudze klientów w urzędach i punktach pocztowych (zwolniono 13 proc.) oraz listonoszy (ich liczbę zredukowano o blisko 14 proc.). Teraz ich brakuje.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska