Małgorzata Rozenek: Nie jestem terrorystką z mopem

TVN
Małgorzatą Rozenek, telewizyjna Perfekcyjna Pani Domu.
Małgorzatą Rozenek, telewizyjna Perfekcyjna Pani Domu. TVN
Rozmowa z Małgorzatą Rozenek, telewizyjną Perfekcyjną Panią Domu.

- Ostatnio czekając na swoją przyjaciółkę w jej mieszkaniu, zaczęła pani sprzątać. Wiem to oczywiście od niej i zastanawiam się - czy to taki świetny PR, czy jednak prawda?
- Prawda. Każdy ma swoje dziwactwa, czyż nie? (śmiech). A ja po prostu bardzo lubię porządek i ład wokół siebie. Kiedy więc tylko odczuwam taką potrzebę, nie widzę problemu w tym, by szybko coś wokół siebie ogarnąć. Nawet jeśli to cudze mieszkanie. A przyjaciółka przecież się nie obrazi.

- Ma pani bzika na punkcie sprzątania?
- Raczej na punkcie bałaganu. Nie odnajduję się w nim, chaos mi przeszkadza. Trudno mi wtedy cokolwiek znaleźć, niepotrzebnie tracę dużo czasu.

- Podobno to, co mamy wokół siebie, odzwierciedla to, co mamy w głowie.
- Niektórzy mówią, że porządek wokół nas pozwala na uporządkowanie myśli. Jestem zwolenniczką tej teorii. Wygodniej pracuje mi się i myśli w domu, który jest poukładany.

- Wobec innych jest pani terrorystką z mopem?
- Ależ skąd! Bardzo dobrze rozumiem ludzi, którzy nie odczuwają potrzeby utrzymywania wokół siebie ładu. Nikogo nie namawiam do tego, by żył w idealnie posprzątanym mieszkaniu.

- Ład i czystość nie zawsze idą w parze. Znam osoby, u których wszystko leży na wyznaczonym miejscu i tygodniami porasta kurzem.
- Gdybym miała wybierać, to wolę czysty rozgardiasz niż brudny porządek. Ale po co wybierać, skoro jedno z drugim można połączyć.

- Zawsze pani taka była?
- Jako nastolatka byłam prawdziwym utrapieniem moich bardzo uporządkowanych i poukładanych rodziców. Miałam w pokoju straszny bałagan i bardzo mi to przeszkadzało. Pamiętam też, że gdy otwierałam szuflady biurka mojego taty, panował w nich wzorowy porządek, każdy przedmiot miał swoje własne miejsce. Więc kiedy nie mogłam czegoś znaleźć u siebie, szłam do taty i od razu odnajdywałam to, co było mi potrzebne. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że to fajne.

- Z wykształcenia jest pani prawniczką, ale wypełniając ankietę przed castingiem do programu telewizyjnego, w rubryce zawód wpisała pani...
- ... perfekcyjna pani domu. To wcale nie była kokieteria. Po epizodzie w kancelarii prawniczej, kiedy pierwsze dziecko było już w drodze, z przyjemnością poświęciłam się pracy w domu i bardzo miło wspominam ten czas.

- Ale teraz, gdy jest pani telewizyjną gwiazdą, musi już pomagać - co pani wypominają tabloidy - sprzątaczka i niania?
- Moim celem nie jest sprzątanie jako takie, lecz porządek. Chcę, żeby moje dzieci wychowały się w takim domu, w jakim i ja dorastałam.

- Kilkuletnie maluchy głównie bałaganią.
- Starszy, 6,5-letni syn potrafi już dbać o porządek - dzieci uczą się najłatwiej, obserwując rodziców. Wystarczy tylko pewnych rzeczy wymagać, np. odkładania zabawek na miejsce. Reszta przychodzi sama.

- Jest pani powszechnie znana jako Perfekcyjna Pani Domu. Planowała pani karierę medialną?
- Bardzo lubię ten typ programów poradnikowych, sama bardzo wiele czerpałam z wersji oryginalnej, brytyjskiej. Kiedy więc zaproszono mnie na casting, uznałam, że to wyzwanie dla mnie.

- A na castingu miała pani tylko ładnie wypaść przed kamerą ze ściereczką w ręce?
- O, nie. Casting potraktowałam bardzo poważnie. Przygotowałam po prostu jeden odcinek programu, w całości napisałam jego scenariusz, przyniosłam ciasteczka...

- Przyznam, że do tej pory dziwią mnie ludzie, którzy się do tego programu zgłaszają, by pokazać, jaki mają nieprawdopodobny bajzel w domu. Rozumiem parcie na szkło, ale nie kosztem wstydu przed całą Polską.
- Proszę pamiętać, że to nie jest program o sprzątaniu, tylko o zmianie. Ludzie, którzy zgłaszają się do programu, w pewnym momencie stają pod ścianą bezradności i szukają pomocy. Przyjeżdżamy całą ekipą i naprawdę pomagamy.

- To się wydaje wydumane. Ogarnięcie własnego mieszkania to nie jest wielka filozofia.
- Nie radzimy sobie w życiu z różnymi rzeczami, a jak pokazuje program - z utrzymywaniem porządku również. Nie ma w tym nic złego. Nie ma też nic złego w tym, że ktoś prosi o pomoc. Nasz program pokazuje zmiany, o jakie można się pokusić. Poza tym już sam udział w programie jest dla wielu osób niesamowitą przygodą.

- Czy jesteśmy takimi flejtuchami, jak pokazuje ten program?
- Nie wiem, czy jesteśmy flejtuchami, ale wiem, że osoby zgłaszające się do programu tęsknią za domem czystym i poukładanym. Tyle że czasem im to nie wychodzi...

- Ten format wymyślili Brytyjczycy. Oni też tego potrzebują?
- Bałagan, z jakim musiała się zmagać gospodyni brytyjskiej wersji, Anthea Turner, był nieporównywalnie większy od bałaganu w domach polskich uczestników programu. Rozmowa z brytyjskimi producentami pokazała mi olbrzymią różnicę między wersją oryginalną a polską. My mamy ostatnio bardzo dużo zgłoszeń od mężczyzn. To, że mężczyzn już pokazywaliśmy i że nie zostali ośmieszeni, najwyraźniej ich ośmieliło. I nie mówię tu jedynie o trosce o dom. Ten pierwszy krok, jakim jest troska o własny dom, stanowi impuls do zmiany własnego życia. Nie wiem, czy to tak działa u wszystkich. W moim przypadku na pewno tak. Czysty dom daje mi siłę, by pracować, zdobywać nowe cele.

- Często pokazujecie bałagan ekstremalny. Dlatego dziwi mnie, że zgłaszają się ludzie, których potem sąsiedzi mogą wytykać palcami, że mieli robale za lodówką.
- Istotą programu nie jest szokowanie bałaganem. Zależy nam przede wszystkim na pokazywaniu ciekawych historii, fajnych ludzi.

- Ten bałagan jest zawsze prawdziwy? Czy przed wejściem kamery każecie go przez dwa tygodnie wyhodować?
- Widziała pani dwutygodniowy bałagan?

- Jak ktoś ma wszystkie naczynia w zlewie, a brudne gary na szafkach, to myślę, że gospodarze tej kuchni na coś czekali.
- A może po prostu nie sprzątali? Nigdy nie podrasowujemy bałaganu. Co więcej, dość często zdarza się, że przed ustawieniem kamery musimy sami troszkę posprzątać, bo w przeciwnym razie kamera najzwyczajniej by się nie zmieściła. W jednym z odcinków pokazaliśmy kuchenkę gazową zasypaną zużytymi zapałkami. Istne cmentarzysko zapałek. Nie wpadłabym na to, że zamiast do kosza, można je rzucać na kuchenkę.

- Kim są bohaterowie, a głównie bohaterki pani programu?
- Są nimi młode kobiety, które sobie nie radzą, bo w domu rodzinnym były we wszystkim wyręczane i nie nauczyły się porządku. Są też i zmęczone kobiety, które nie dość, że pracują zawodowo, to jeszcze mają na głowie dom. Są wreszcie starsze panie, którym najzwyczajniej brakuje siły. Łączy je to, że z różnych powodów przestały dbać o dom. Wbrew częstym opiniom wcale nie są to osoby, które w ogóle nie radzą sobie z życiem. Sam fakt, że się zgłosiły do programu, świadczy o tym, że jest w nich potencjał zaradności. Potrzebują tylko wsparcia.

- Jakiego? Bo chyba nie tego, że jak podłoga się zachlapała, to trzeba wziąć ścierkę i brud wytrzeć.
- Bardzo często właśnie takiego. Wiele osób nie wie, że można umyć ramy okienne albo listwy przypodłogowe. Prawdziwym wyzwaniem okazuje się jednak pozbycie się zbędnych rzeczy - można je wyrzucić lub oddać tym, którzy naprawdę ich potrzebują. Co i raz słyszę: "bo szkoda", "a może się przyda", "bo całkiem dobrze wygląda". Kobiety zazwyczaj trzymają za dużo ubrań, a panowie mają problem z kablami. Mają ich tony. Nie wiedzą do czego służą, ale je trzymają. Kiedy pytam uczestniczki programu: "Kiedy to miałaś ostatnio na sobie? Założysz to jeszcze?" najczęściej słyszę w odpowiedzi: "Nie wiem. Nie pamiętam. Chyba już nie założę".

- Znam ten problem. Chyba każda z nas go ma.
- Ja nie mam. Dwa razy do roku - wiosną i jesienią - robię przegląd zawartości mojej szafy. Wychodzę z założenia, że jeśli czegoś nie założyłam przez rok, to już nigdy tego nie założę. Mniej zaawansowanym proponuję okres dwuletni. Dłużej nie ma sensu.

- Problem z nadmiarem dotyczy tylko ubrań?
- A skąd! Ten problem dotyczy wszystkiego. Zaskakująca jest dla mnie liczba kubków w polskich domach. Po co trzyosobowej rodzinie - uwaga! - 400 kubków? Jedna z uczestniczek programu kupowała je namiętnie - tu jej się coś spodobało, tam była promocja i tak dorobiła się czterystu. Nawet nie miała gdzie ich ustawiać, stały zapakowane w kartonach.

- Czy po programie wpadacie z niezapowiedzianą wizytą, by sprawdzić, jaki przyniósł skutek?
- Format programu tego nie przewiduje, ale dziękuję za pomysł! Mam kontakt z uczestniczkami i wiem, że na dwie edycje programu, tylko trzy osoby wróciły do starych nawyków.

- Czy pani sama nie czuje się zakładniczką roli, jaką na siebie przyjęła. Plotkarskie media wytykają, gdy zaparkuje pani w mieście brudnym samochodem?
- Przygotowano mnie na takie reakcje. To samo przeżywała gospodyni brytyjskiej wersji programu, Anthea Turner. W naszym społeczeństwie już samo słowo "perfekcyjna" drażni. Ale nie spędza mi to snu z powiek.

- A jak udział w programie odbił się na pani relacjach towarzyskich? Przyjaciele, znajomi nie boją się pani zapraszać?
- Przeciwnie, miałam sporo zaproszeń, by posprzątać im przed świętami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska