Mamy Cię!

Ewa Kosowska-Korniak
Czy można jednym kliknięciem w klawiaturę zgasić Pałac Kultury i Nauki, albo w słoneczny dzień sprowadzić do Polski tajfun? W tym programie tak, bo nie ma rzeczy niewykonalnych.

Idea jest prosta. Trzeba wplątać sławną osobę w niesamowitą i śmieszną sytuację i złapać obiektywem ukrytej kamery jej reakcję. Realizacja tzw. gagu lub wkrętu już jednak prosta nie jest. Wymaga czasu (na przykład wkręcenie aktorki Magdy Walach w pięcioraczą ciążę jej przyjaciółki zajęło 1,5 miesiąca), wielu sił i środków (statyści, pirotechnicy, kaskaderzy) i, co tu kryć, pewnego wyczucia, którego czasami autorom programu brakuje.
Markowski się wkurzył
Najbardziej przesadzonym, jak dotąd, wkrętem, był kaskaderski popis samochodowy przyjaciela wokalisty Perfectu Grzegorza Markowskiego. Gdy padło sakramentalne "Mamy Cię", a zza kamery wybiegła osoba z kwiatami, lider Perfectu zamiast przyjąć bukiet miał wyraźną ochotę przystąpić do rękoczynów.
- W tym przypadku przeholowaliśmy i mamy tego świadomość - mówi Marta Więch, jedna z producentek programu. - Ale uczymy się na własnych błędach i nie powtarzamy ich więcej.
Grzegorz Markowski obraził się, był zły, ale - jak twierdzi prowadzący program Szymon Majewski - po jednym dniu mu przeszło. Ostatecznie przyszedł do studia, by obejrzeć i skomentować gag.
- Ja w ogóle nie chciałem tego gagu pokazywać, gdyż był mocno stresujący, sytuacje z kaskaderem zbyt ostre, a Markowski potwornie się w to wkręcił. Gdyby nie zaakceptował tego gagu, programu by nie było - podkreśla Majewski.
Autorzy "Mamy Cię" nie chcą zdradzić kto odmówił przyjścia do studia, a tym samym nie zaakceptował wkrętu. Wiadomo, że były dwie takie osoby.
- Działamy jak partyzant, bez zgody człowieka nagrywamy go, robimy sobie z niego żarty. Dlatego on w każdej chwili ma prawo powiedzieć: "nie, bo nie". Proszę mi oddać materiały - dodaje Marta Więch z telewizji TVN. - Powodów jest wiele. Nie zawsze dobrze się wygląda w ukrytej kamerze, poza tym czasami człowiek nie ma ochoty ujawniać swojej prawdziwej natury, albo tego, że zachowuje się w określony sposób.
Na ogół wkręceni nie oglądają programu przed jego emisją w studiu, ale proszą o to swoich przyjaciół, menedżerów, krewnych. Autoryzują (w pewnym sensie negocjują) liczbę brzydkich wyrazów, które mogą być użyte i proszą o wycięcie fragmentów, w których mówią źle o innej osobie.
- Montaż filmu jest trudny, gdyż musimy w 8-10 minutach streścić to, co działo się przez 2 godziny i to w taki sposób, by napięcie rosło, a kwiaty były w tym momencie, w którym powinny być - wyjaśnia producentka.

Gagi wszędzie takie same
Przy programie realizowanym przez studio "Rochstar", na szwedzkiej licencji, pracuje kilkadziesiąt osób. Aktorzy i statyści to na ogół znajomi, krewni, szeregowi pracownicy TVN lub osoby wyłaniane w castingach do innych produkcji telewizyjnych. Wiadomo, że program jest bardzo drogi. Jak drogi? To tajemnica.
Kto wymyśla gagi? Okazuje się, że nikt. Wymyślili je właściciele licencji. Te same gagi są realizowane w kilkunastu krajach świata.
- My mamy wpływ na wybór gagu, który chcemy wcielić w życie i na jego końcowy wygląd, gdyż jest on adaptowany do polskich warunków. Możemy oczywiście wymyślić własny, ale wymaga to zatwierdzenia przez Szwedów. Dotychczas wszystkie nasze gagi były na licencji - zdradza Marta Więch.
Wieczorkowski zgasił
Pałac Kultury
Wkrętem, który producentom wydawał się niewykonalny, było zgaszenie Pałacu Kultury i Nauki. Gag wyszedł znakomicie. Wkręcony aktor Jan Wieczorkowski przyszedł na spotkanie z hakerem, w jego trakcie wcisnął na klawiaturze kombinację klawiszy i z przerażeniem odkrył, że włamał się do systemu energetycznego Warszawy i po kolei gasi widoczne na mapie kolejne punkty. Nagle na mapie gaśnie Pałac Kultury i Nauki, Wieczorkowski wygląda przez okno i widzi, że... rzeczywiście zgasł.
- Dużo pracy wymagało sprowadzenie tajfunu - dodaje producentka. - Przygotowanie ścieżki dźwiękowej z godzinną burzą, jej narastaniem, deszczem, wichurą i tak dalej, rozstawienie specjalnych głośników w różnych odległościach, tak, by od basów chodził cały dom. Każdy by uwierzył, że ta burza jest prawdziwa, choć tego dnia w Warszawie było piękne słońce. Wydaje się niemożliwe, że coś takiego można zrobić sztucznie, a jednak się udaje.
Wkręcona w tajfun aktorka Aleksandra Woźniak łykała w jego trakcie tabletki uspokajające, a ze zdenerwowania nie była w stanie otworzyć fiolki z tabletkami. W studiu dyskretnie ocierała łzy i mówiła, że zmontowany film nie oddaje w pełni grozy, jaką przeżyła. Autentycznie bała się o swoje życie.
- Zagrożenia życia nie było. Osoby wkręcane coś czują i postrzegają, niezależnie od tego, jakie są nasze intencje. Kayah stwierdziła, że zobaczyła wycelowane w siebie pistolety, a to nieprawda, bo ja byłam na miejscu. Broń była wycelowana w ziemię - zapewnia producentka.
Są granice
Czy twórcy programu wyznaczyli sobie granicę, której nie mogą przekroczyć?
- Tak, nigdy nie będzie takiej sytuacji, żeby ktoś wkręcany bał się o życie bliskiej osoby - wyjaśnia Marta Więch. - Nie będziemy też wykorzystywać naturalnych fobii, lęku przed wysokością czy pająkami. Przygotowując się do wkrętu, rozmawiamy z bliskimi ofiary. Pytamy o jej stan psychiczny. Czy to dobry moment na żart.
W drugiej edycji programu wkręca się dużo trudniej. Trzeba być coraz bardziej precyzyjnym, wymyślać realne wkręty i angażować we wkręcenie całe rodziny. Dawniej wystarczała jedna osoba. Były sytuacje, gdy ofiara od razu orientowała się, że to "Mamy Cię". Tak było z Joanną Brodzik i Edytą Jungowską.
- Bywa, że osoby w trakcie wkręcania mają przez moment poczucie, że może to żart. Ale później brną w tę nietypową sytuację, która im się przytrafiła. W całym naszym przedsięwzięciu nie chodzi o to, żeby daną osobę przestraszyć, ośmieszyć czy rozgniewać, ale by ją zaskoczyć. W środku pozornie zwykłej sytuacji nagle dzieje się coś dziwnego dla gwiazdy i superzabawnego dla widza - podsumowuje producentka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska