Moje Kresy. Prezydenci Łucka

Stanisław S. Nicieja
Przed zamkiem Lubarta w Łucku: autor, operator Henryk Janas i reżyser Leszek Staroń.
Przed zamkiem Lubarta w Łucku: autor, operator Henryk Janas i reżyser Leszek Staroń. archiwum
Od kilku tygodni pracuję nad VIII tomem „Kresowej Atlantydy”, w którym będzie obszerny rozdział o Łucku - stolicy Wołynia. Krążę po bibliotekach oraz zbieram relacje od byłych mieszkańców tego miasta.

U schyłku starego roku niespodziewanie otrzymałem z Warszawy przesyłkę od Romana Suszyńskiego - znakomitego polskiego operatora kamery filmowej, współtwórcy około 100 polskich filmów, m.in. „Quo vadis” i „Starej baśni” Jerzego Hoffmanna, „Pułkownika Kwiatkowskiego” i „Śmierci jak kromki chleba” Kazimierza Kutza, „Pierścionka z orłem w koronie” Andrzeja Wajdy oraz ponad 300 odcinków serialu „Plebania”.

Roman Suszyński przysłał mi fotografie oraz informacje o swoim dziadku, byłym prezydencie Łucka, Janie Suszyńskim i wiadomość, że ostatnie lata przeżył on w Opolu i w 1958 roku spoczął na cmentarzu przy ulicy Wrocławskiej. Informacja ta poruszyła mnie. Uświadomiłem sobie, jak mało wiemy o ludziach, którzy na tym opolskim cmentarzu zostali pochowani, i to zarówno w czasach niemieckich, jak i powojennych - polskich. Wiele nagrobków wybitnych opolan, jak choćby znakomitego fotografika Maxa Glauera, zlikwidowano i nie wiemy, w której kwaterze było ostatnie miejsce jego spoczynku. Tak się też niestety stało z opolskim nagrobkiem byłego prezydenta Łucka - Jana Suszyńskiego, po wojnie pracownika Polskiego Czerwonego Krzyża w Opolu. Został po prostu zlikwidowany i starty z powierzchni ziemi.

Jan Suszyński (pierwszy z lewej w okularach), były prezydent Łucka, na zebraniu Czerwonego Krzyża w Opolu, rok ok. 1956. Czy ktoś z czytelników rozpozna
Jan Suszyński (pierwszy z lewej w okularach), były prezydent Łucka, na zebraniu Czerwonego Krzyża w Opolu, rok ok. 1956. Czy ktoś z czytelników rozpozna kogoś z uczestników tego zebrania? Fotografia publikowana po raz pierwszy. Ze zb. Romana Suszyńskiego - wnuka

Jest więc okazja, aby przypomnieć jego postać i przedstawić przy tej okazji innych prezydentów przedwojennego Łucka - dużego miasta na Kresach, nad rzeką Styr, będącego stolicą województwa wołyńskiego, tym bardziej że wielu mieszkańców Łucka osiadło po wojnie w Opolu, m.in. Rafaela Łukaszewicz, aktorka Teatru Lalek, i Włodzimierz Poleszczuk, szef opolskiego aeroklubu.

Krótka historia Łucka

Łuck zapisał się w historii I Rzeczpospolitej jako jedno z najważniejszych miast na Wołyniu. Z racji licznych tam kościołów, cerkwi i synagog nazywany był „Wołyńskim Rzymem”. Polska straciła Łuck po trzecim rozbiorze, w 1795 roku, i wówczas Łuck przestał być stolicą Wołynia, bo Rosjanie przenieśli administrację wołyńskiej guberni do Żytomierza. Tą decyzją zepchnęli Łuck na pozycję prowincjonalnego, zaniedbanego miasta. Józef Ignacy Kraszewski, który po ślubie w 1838 roku z Zofią Woronicz wydzierżawił pod Łuckiem wieś Gródek i zaczął tam gospodarzyć, swoją pierwszą wyprawę pod słynny zamek Lubarta, który dominował nad miastem, opisał tak: Z daleka wspaniale się nam przedstawiła katedra i wieże kilku innych kościołów i cerkwi, lecz oczy moje z nienasyconą ciekawością obrócone były na mury półkolistego zamku z wieżą. Łuck historyczny już był przede mną, lecz jakże nędzny! Mizerne domki drewniane, okopcone karczmy żydowskie, chatki pochylone stare, walące się i drągami podparte, wśród nich ogorzałe słupy popalonych domostw. Dalej Kraszewski pisał: Łuck ma swoje przysłowie, które mówi o czasach jego upadku:

W tym Łucku

Wszystko nie po ludzku,

Dookoła woda,

A w jego środku bieda.

Pierwsza wojna światowa spotęgowała jeszcze bardziej siermiężność Łucka, bo w 1915 roku po zdobyciu miasta przez Austriaków spłonęło tam wiele domów. Rok później na przedpolach Łucka rozegrała się jedna z największych bitew tej wojny na froncie wschodnim. Łuck znów trafił w ręce Rosjan, później zajęli go Ukraińcy pod wodzą Semena Petlury, następnie legioniści Józefa Piłsudskiego, później bolszewicy i armia konna Budionnego i dopiero pod koniec 1920 roku zniszczony Łuck wszedł w skład II Rzeczpospolitej: wyludniony i wypalony w rozmiarach porażających.

Gdy odrodzona Polska objęła go swymi granicami, Łuck znów awansował na stolicę Wołynia. Przywracając mu dawną rangę, władze musiały podjąć dzieło wielkiej rewitalizacji zniszczonej wojną infrastruktury. Jednocześnie przystąpiono do wznoszenia okazałych budynków użyteczności publicznej na miarę tej nowej stolicy województwa wołyńskiego.

W dziele budowy stołeczności Łucka dominującą rolę odegrali prezydenci tego miasta z czasów II Rzeczypospolitej. Byli to w większości ludzie ofiarni i dobrze wykształceni. Pierwszym polskim włodarzem Łucka został miejscowy notariusz - Edmund Martynowicz (1 czerwca 1919 - 1 czerwca 1920), o którym prawie nic nie wiemy.
Zabójstwo księcia Sanguszki

Drugim prezydentem Łucka był wspomniany już wyżej Jan Suszyński (1880-1958) - syn długoletniego zarządcy majątkami księcia Romana Sanguszki w Sławucie Stefana Suszyńskiego (1851-1902). Jan był najstarszym spośród dziewięciorga rodzeństwa. Młodość spędził w pobliżu słynnego pałacu Sanguszków, jednej z największych i najsłynniejszych rezydencji polskich ziemian na Kresach. To właśnie w tym pałacu rozegrał się dramat, który swego czasu wstrząsnął polską opinią publiczną. 1 listopada 1917 roku zrewoltowani żołnierze rosyjscy splądrowali pałac i w okrutny sposób zakłuli bagnetami jego właściciela, 85-letniego księcia Romana Sanguszkę, a następnie podpalili rezydencję.

Jan Suszyński, wówczas student Politechniki Kijowskiej, w Sławucie w 1902 roku przy grobie ojca, Stefana Suszyńskiego, zarządcy majątku księcia Romana
Jan Suszyński, wówczas student Politechniki Kijowskiej, w Sławucie w 1902 roku przy grobie ojca, Stefana Suszyńskiego, zarządcy majątku księcia Romana Sanguszki. Ze zb. wnuka - Romana Suszyńskiego z Komorowa pod Warszawą

Historia ta głęboko utkwiła także w świadomości rodziny Suszyńskich, która była związana z Sanguszkami przez miejsce pracy i zamieszkania. Na cmentarzu w Sławucie znajdował się grobowiec Suszyńskich. Do dziś w kolejnych pokoleniach potomków tej rodziny (mieszkających obecnie w Warszawie) dramat Sanguszków jest wspominany. Nic dziwnego, bo ograbienie pałacu w Sławucie i śmierć starego księcia Romana weszła do legendy polskich Kresów. Znalazła ogromne odbicie w literaturze polskiej, poczynając od „Pożogi” Zofii Kossak-Szczuckiej (powieści autobiograficznej, która uzyskała wielkie powodzenie w okresie międzywojennym), po dziesiątki relacji i wspomnień o tym jednym z pierwszych na ziemiach kresowych ograbionym pałacu przez zbuntowanych żołnierzy owładniętych propagandą bolszewicką. Trzeba o tym dramacie pamiętać.

Roman Sanguszko (1832-1917) - ordynat zasławski, wielki pan i kolekcjoner, konserwatywny ziemianin ze starej, polskiej rodziny magnackiej, w młodości gwardzista w Petersburskim Cesarskim Pułku, obdarowany na zakończenie służby wojskowej wspaniałym olejnym obrazem cara Aleksandra II - mieszkał przez całe lata w otoczonym pięknym angielskim parkiem pałacu. Sławuta zatopiona w lasach, leżąca z dala od frontów I wojny światowej, wydawała się miejscem bezpiecznym. Aż do 1 listopada 1917 roku. Tego dnia zrewoltowani żołnierze 24. Rosyjskiego Zapasowego Pułku Piechoty wpadli do pałacu i rozpoczęli jego grabież. Darli na strzępy płótna olejnych obrazów, tłukli lustra i żyrandole, rozbijali szafy i regały biblioteczne, napełniali kieszenie numizmatami. Gdy na pałacowym tarasie pojawił się stary książę, tłum pijanych żołnierzy zawył z oburzenia. Wokół pałacu leżały połamane meble, wdeptane w błoto rodowe portrety Sanguszków, fruwały na wietrze dokumenty i wyrwane kartki z książek.

Może książę Sanguszko łudził się, że w jego obronie stanie służba pałacowa. Ale ta zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię. Jeden z jego sług, Alojzy Hlousek, zdając później relację żonie księcia, napisał w liście, że załoga pałacu „schroniła się przed watahami rozjuszonych żołdaków w stodołach i oficynach”. Sądzono, że właściciel pałacu też się ukryje w którejś z komnat czy piwnic. Można jednak przypuszczać, że takie zachowanie mogło ubliżać godności bardzo sędziwego arystokraty. Może żywił nadzieję, że wiek osłoni go przed ręką mordercy.

Książę Sanguszko, zauważony przez rabusiów, został zawleczony do swego gabinetu i tam otrzymał od nich polecenie, aby osobiście zdjął ze ściany portret cara Aleksandra II. Dla rozjuszonych napastników car był symbolem „wielkiego krwiopijcy” - „ojcem wyzyskiwaczy”. Sanguszko - popychany, opluwany, lżony - odmówił. Stwierdził, że dostał ten obraz osobiście od Aleksandra II za służbę gwardyjską. Wówczas, jak napisała w swych wspomnieniach przybrana córka księcia, Ewa, został pod portretem cara zakłuty bagnetami.

Kilka godzin po zabójstwie księcia do Sławuty dotarł pułk regularnej, jeszcze nie zanarchizowanej armii rosyjskiej i przepędził buntowników, aresztując morderców. Trzy dni później odbył się w Sławucie wielki pogrzeb, podczas którego nad trumną księcia przemawiali trzej duchowni: ksiądz, pop i rabin. Ciało Romana Sanguszki złożono w krypcie kościoła św. Doroty. Kilka miesięcy później, po zajęciu Sławuty przez bolszewików, zwłoki księcia zostały wyrzucone z kościoła i zakopane pod murem cmentarnym.
Prezydentura Suszyńskiego

Rok 1920: Jan Suszyński, podporucznik baonu zapasowego 2 Pułku Wojsk Kolejowych, tuż przed objęciem funkcji prezydenta Łucka, którą sprawował trzy lata.
Rok 1920: Jan Suszyński, podporucznik baonu zapasowego 2 Pułku Wojsk Kolejowych, tuż przed objęciem funkcji prezydenta Łucka, którą sprawował trzy lata. Zmarł w Opolu w 1958 roku, spoczywa na cmentarzu przy ulicy Wrocławskiej. Ze zb. wnuka - Romana Suszyńskiego z Komorowa pod Warszawą

Historia zabójstwa księcia Sanguszki i spalenia jego pałacu w dużym stopniu wpisana jest w biografie rodziny Suszyńskich. Nie za dużo wiemy o losach Jana Suszyńskiego, nim trafił do Łucka, aby 2 czerwca 1920 roku objąć obowiązki prezydenta tego miasta. Na pewno był z wykształcenia inżynierem i absolwentem Politechniki Kijowskiej. W roku 1916 mieszkał w Charkowie, bo tam urodził się jego syn, Wacław. Kto mu zaproponował, aby jeszcze w czasie trwania wojny polsko-bolszewickiej objął prezydenturę Łucka, pozostaje tajemnicą. W każdym razie funkcję tę pełnił niespełna trzy lata (2 czerwca 1920 - 1 lutego 1923). Zasłużył się miastu głównie jako współtwórca Muzeum Wołyńskiego i organizator licznych wystaw oraz spotkań rocznicowych w tym Muzeum. Był też prezesem Związku Miast Wołynia i wieloletnim działaczem Wołyńskiego Towarzystwa Krajoznawczego i Opieki nad Zabytkami Przeszłości. Jako włodarz miasta i organizator życia kulturalnego parał się też dziennikarstwem, publikując artykuły w prasie, w których opiewał piękno ziemi łuckiej. Napisał też interesujące wspomnienia o pobycie marszałka Piłsudskiego w Łucku 19 października 1922 roku, podczas którego jako prezydent miasta, wydał obiad na 160 osób, a wieczorem w kasynie oficerskim wspólnie z płk. Stanisławem Kalabińskim - dowódcą miejscowej jednostki wojskowej, celebrował raut na 200 osób.

W czasie rautu Piłsudski poczęstował prezydenta Suszyńskiego papierosem, informując go, iż kilka paczek takich papierosów otrzymał od króla Rumunii w czasie swojej wizyty w Bukareszcie. Ciekawostką było, że na ustniku tego papierosa wydrukowany był napis: „Marszałek Polski Józef Piłsudski”. Oto przykład przyjemności, jakie sprawiali sobie przywódcy zaprzyjaźnionych państw.

Prezydent Łucka Jan Suszyński przeżył wojnę, gdyż zbiegł z Wołynia i schronił się w Zagnańsku pod Kielcami u swego zięcia, Mikołaja Masłowskiego (1897-1964), który pełnił tam funkcję dyrektora kamieniołomów w Wiśniówce i Barczy. Mikołaj Masłowski, również z urodzenia Wołynianin, bo pochodził z Dubna, to fascynująca postać. Jako absolwent Politechniki Warszawskiej był w okresie międzywojennym dyrektorem jednej z największych kopalń bazaltu w Dolinie Janowej w pobliżu Łucka. To w tych kamieniołomach w 1943 roku banderowcy dopuścili się jednej z największych zbrodni. Zamordowali 900 polskich cywilów. Po wojnie los rzucił Mikołaja Masłowskiego do Wenezueli i spoczywa dziś na cmentarzu w Caracas, a jego teść, Jan Suszyński, osiadł już we wrześniu 1945 roku w Opolu i zamieszkał na ulicy Chorzowskiej 31 mieszkania 1. Zmarł tam 13 lat później, w wieku 78 lat. Żonaty ze Stanisławą z Johnów miał z nią dwoje dzieci: Jadwigę Masłowską (1909-1996) i Wacława Suszyńskiego (1916-1991) - leśnika z wykształcenia, w czasie II wojny światowej żołnierza AK, a po wojnie pracownika Zjednoczenia Gospodarki Rybnej w Warszawie. Jego synem jest właśnie operator filmowy Roman Suszyński (rocznik 1950) - absolwent Łódzkiej Szkoły Filmowej.
Waligórski i Zieliński

Po Janie Suszyńskim na krótko (2 lutego 1923 - 1 grudnia 1923) prezydentem Łucka został Karol Waligórski (1870-1928), który do stolicy Wołynia przyjechał z Zagłębia Dąbrowskiego - z Sosnowca. Był z wykształcenia finansistą i rzutkim przedsiębiorcą. Prowadził firmy pośredniczące między Śląskiem a Wołyniem, oferujące wyroby metalowe i węgiel. Posiadał duże zdolności dziennikarskie i jako publicysta „Przeglądu Wołyńskiego” oraz stały współpracownik „Dziennika Wołyńskiego” napisał wiele artykułów, które są do dziś wartościowe przy odtwarzaniu politycznych dziejów Łucka i Wołynia. Był demokratą i zdeklarowanym piłsudczykiem. Zwalczał na Wołyniu wpływy endeckie i chadeckie. Potrafił o swych adwersarzach politycznych pisać dosadnie, dla przykładu - w 1926 roku, przed zamachem Piłsudskiego: Wołyniem rządzi Chadecja przez swych przedstawicieli - Dworakowskiego, Krzyżanowskiego, księdza Sznarbachowskiego [...]. Koło każdego urzędu i stanowiska żeruje banda hien, zbiera się ciężka kula smrodliwego powietrza. Jak widać, czasy się zmieniają, a język polemizujących polityków polskich niewiele.

Karol Waligórski opuścił posadę prezydenta Łucka w grudniu 1923 roku, by objąć podobną w pobliskim Kowlu. Wkrótce, w 1928 roku, zmarł na atak serca znękanym ostrym konfliktem z ks. Feliksem Sznarbachowskim oraz wojewodą łuckim Aleksandrem Dębskim, o orientacji narodowo-klerykalnej.

Po Waligórskim prezydentem Łucka został Bolesław Zieliński (2 grudnia 1923 - do połowy 1926) - postać wyjątkowa i warta szerszej prezentacji biograficznej. Urodził się w 1877 roku w okolicach Sanoka jako syn Władysław Zielińskiego i Zofii z Csatów. Był absolwentem Wydziału Prawa Uniwersytetu Lwowskiego i w czasach studenckich ujawnił talent publicystyczny. Pisywał artykuły do „Gazety Lwowskiej” i „Przeglądu Lwowskiego”. Po studiach wyjechał do Stanów Zjednoczonych i został tam redaktorem jednej z najstarszych polskojęzycznych gazet codziennych „Dziennika Związkowego” w Chicago oraz „Rekordu” w Detroit. Poza redagowaniem polonijnych gazet i pracą na stanowisku ławnika w magistracie organizował polskie zespoły teatralne. W czerwcu 1917 roku ożenił się i zaczął pracę jako inspektor rekrutacyjny do armii polskiej w Nowym Jorku. Wyróżniał się gorliwą działalnością agitacyjną wśród polonusów. Pisał w prasie polonijnej płomienne artykuły i przeżywał fakt, że dobrze już usytuowana w Stanach polska młodzież porzucała wszystko i garnęła się do tworzonej armii gen. Hallera, aby podjąć walkę o niepodległość kraju ojców.
Bolesław Zieliński porzucił ciepłą posadę w Ameryce i w stopniu kapitana przemierzył szlak bojowy z Francji do Polski. We wrześniu 1920 roku jako żołnierz Hallera objął stanowisko burmistrza w Toruniu i rok później zorganizował w tym mieście I Zjazd Polaków z Ameryki i byłych hallerczyków. Miał być na nim obecny premier Ignacy Paderewski, ale w ostatniej chwili obowiązki uniemożliwiły ten zamiar, przybył natomiast gen. Józef Haller, który odsłonił pamiątkowy Obelisk Niepodległości.

Na początku grudnia 1923 roku Zieliński został prezydentem Łucka i potraktował ten wybór jako misję związania na trwałe tego miasta z Rzeczpospolitą. Był współautorem kilku ważnych publikacji albumowych i historycznych o Łucku. W jednej z nich we wstępie pisał: Nie turystami, lecz gospodarzami tej ziemi jesteśmy. Niechże więc miejsce sentymentalnego roztkliwiania się nad zabytkami i przeszłością Łucka zajmie wprowadzenie w życie testamentu przodków naszych, którzy do nas czynami swemi przemówili. Niech praca nasza zbiorowa nad podniesieniem miasta i związaniem go z Macierzą spełni bodaj w części Jagiellonowe wskazania. Łuck jest polskim; bo nim był, będzie polskim, bo nim jest. Zieliński jako prezydent marzył o wskrzeszeniu dawnego, wielkiego Łucka. A było co robić, bo przewagę w mieście stanowiła drewniana zabudowa. Należało więc podjąć się budowy gmachów murowanych, szczególnie użyteczności publicznej, których w Łucku nie było.

Największą kamienicę murowaną w Łucku (niegdyś własność rodziny Kronsztajnów) przystosował na potrzeby Miejskiego Wydziału Podatkowego, Miejskiej Kasy Oszczędności i Przychodni Dentystycznej PCK. Dawne kasyno 11 pułku huzarów rosyjskich przekształcono na gmach Okręgowej Policji Państwowej. Przystąpił też do budowy magistratu, którego Łuck nie posiadał. Niestety, ten imponujący projekt ratusza, opublikowany w albumie „Łuck w obrazach”, nie doczekał się realizacji, ale zainicjowano wówczas kilka dużych budynków użyteczności publicznej, które opisał w swej monografii „Kresy nowoczesne” Michał Pszczółkowski (Toruń 2015). Są one do dziś ozdobą Łucka. Miały zwalczać myśl o tymczasowości państwa polskiego w tym regionie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska