My z Covidowego. Pielęgniarka o walce z epidemią. Ludmiła Mejsyk: ludzie zaczynają wierzyć w COVID, jak dopadnie ich rodzinę

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Bardzo dużo jest takich ludzi, którzy nie wierzą. Dopiero jak widzą kogoś w ciężkim stanie, to się im oczy otwierają. Wtedy wierzą, że to jest prawdziwa choroba - mówi pielęgniarka. Ludmiła Mejsyk jest pielęgniarką w szpitalu w Kędzierzynie-Koźlu. W zawodzie od 32 lat.

Ludmiła Mejsyk: Z początkiem epidemii trafiłam na oddział neurologii i tam byłam 3 miesiące, do pierwszego odkształcenia. Następnie z dnia na dzień trafiłam na oddział zakaźny wewnętrzny, 2 piętro. Tam jestem do dzisiaj, praktycznie od prawie roku.

Sam fakt przejścia tutaj, do pracy na oddział zakaźny, był szalenie trudny. To było ciężkie psychicznie. Przypłaciłam to olbrzymim stresem. Wydawało mi się, że jestem mocna, udawałam, że sobie cały czas radzę…

Wiadomo, że te początki wszyscy mieliśmy trudne. Jakoś radziłam sobie z tym, udowadniałam każdego dnia że ja tam wejdę, wyjdę, że to potrafię. Ale to jest olbrzymi stres. Każda z nas, która tam pracuje wie, o czym ja mówię. Przypłaciłyśmy to brakiem snu, różnymi problemami.

Od momentu, gdy zaszczepiłyśmy na pewno ten stres jest mniejszy. Ale był on związany z tym, że co chwilę któraś z koleżanek chorowała. Niby wiedziałyśmy, że nie zaraziłyśmy się na oddziale, tylko od rodzin. Najczęściej jest tak, że to mężowie nas zarażają. Ale mimo wszystko nigdy się nie ma tej pewności.

Ubierając kombinezon czułyśmy się bezpieczne, ale tak ze znakiem zapytania. W tej chwili już trochę spokojniej do tego podchodzimy, chociaż widzimy, że są zupełnie inni pacjenci, zupełnie inne zachorowania.

Kiedyś byli głównie ludzie starsi, teraz czasem tacy się zdarzają. Trudno mówić o osobie 70-letniej, że jest stary. Myślę, to złe określenie do takiego wieku. W tej chwili to jest przerażające, że w zasadzie spotykamy naszych równolatków. To jest takie najbardziej niepokojące, bo mamy siostry, braci… Kiedyś dotyczyło to naszych rodziców, teraz – naszych równolatków. My jesteśmy zaszczepieni, ale nasze rodzeństwo nie…

Tu nie ma żartów. My w to wierzymy. Pacjenci którzy do nas trafiają często nie wierzą, że są zarażeni. Bo pacjent sobie złamał na przykład nogę i mówi „ale ja nie mam wirusa”. Odpowiedź jest prosta – jakby pan nie miał wirusa, to by pan tu z nami nie był, a ja bym nie była tak ubrana. I co słyszymy? Covid? Niemożliwe…

Bardzo dużo jest takich ludzi, którzy nie wierzą. Dopiero jak widzą kogoś w ciężkim stanie, to się im oczy otwierają. Wtedy wierzą, że to jest prawdziwa choroba. Wierzą, gdy koło nich ktoś odchodzi. Widzą, jak się pacjenci duszą, porównują to, co słyszeli w telewizji i łączą fakty.

Wydaje mi się, że społeczeństwo dużo rzeczy widzi w telewizji, ale tak nie całkiem w to wierzy. Propaganda i inne sformułowania na to są.

Nie ma sposobu, żeby ludzi przekonać. Najczęściej zaczynają w to wierzyć, gdy ktoś z bliskich odchodzi z rozpoznaniem covid-19. Wtedy oczy się otwierają, tylko to jest trochę za późno...

Relacja Ludmiły Mejsyk jest częścią projektu "My z covidowego".

To multimedialny projekt realizowany przez dziennikarkę Agnieszkę Pospiszyl i fotografa Adama Liszkę w celu pokazania wymiaru pracy osób zaangażowanych w walkę z pandemią COVID-19 w Samodzielnym Publicznym Zespole Opieki Zdrowotnej w Kędzierzynie-Koźlu.

Projekt ma służyć poprawie zaufania społecznego do pracowników służby zdrowia, pokazania konieczności partycypacji i odpowiedzialności społecznej za pracowników i cały sektor ochrony zdrowia.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska