Nawet najbardziej uzależnieni mogą odbić się od dna

Redakcja
- Z dna nie wraca się od razu. Są wzloty i upadki zanim człowiek podniesie się na dobre - mówi Adam.
- Z dna nie wraca się od razu. Są wzloty i upadki zanim człowiek podniesie się na dobre - mówi Adam. Sławomir Mielnik
Nawet najbardziej uzależnieni, ci, którzy sięgnęli dna, mogą się od niego odbić. Udowodnił to 53-letni Adam, Opolanin. - Wróciłem z piekła - przyznaje. Był nałogowym alkoholikiem, ćpał. Stracił wszystko. Dziś robi doktorat.

Jednak droga do miejsca, w którym jest teraz, prowadziła, jak mówi, przez wszystkie pokłady piekieł.
- Każdy może wyjść z uzależnienia, tylko trzeba się obudzić w porę - uważa 53-latek. Pogodna twarz, gęstwa siwych szczeciniastych włosów. - Jeden się budzi, kiedy odchodzi rodzina, inny, żeby ratować swoje staczające się już dziecko.

Adam głaszcze przymilającego się kota, zaraz będzie musiał wyprowadzić psa. - Kiedy wychodziłem z nałogu, pomogły mi “Kicia" i “Dożo", bo one miały mnie, a ja na świecie miałem tylko te zwierzaki - wzdycha.

Jego historia zaczyna się na jednym z osiedli garnizonowych Dolnego Śląska. Mówi, że ojciec w domu jedynie bywał. Za to zapamiętał gale i uroczystości, w których brała też udział jego matka. Pierwszy raz pił z żołnierzami pod płotem, kiedy miał 12 lat. Ani w domu, ani w szkole nikt nie widział, co się z nim dzieje. A raczej - nikt nie chciał widzieć.

- W tej miejscowości nikt nie chciał zadzierać z moim ojcem - opowiada. - Był tam szychą. Potem ojciec robił karierę w dużym mieście, to znaczy dużym garnizonie. A ja miałem 17 lat i zaczęły się w tym mieście moje doświadczenia z polską heroiną. Życie zaczynało się i zamykało na polach makowych i makowej słomie.

Na rękach umarła mu dziewczyna. - Kiedy odeszła, już nie miałem po co żyć - wspomina. - Chciałem się zaćpać. Ale po śmierci mojego przyjaciela trafiłem na odwyk w Garwolinie, ten u Kotańskiego.

Kiedy on próbował wychodzić z nałogu, matka miała nową rodzinę, a ojciec zapijał się w samotności. - Zostałem sam jak palec, więc zamieszkałem u wujka, który zajmował się renowacją antyków - opowiada Adam. - Wtedy wydawało się, że jestem na prostej. Brałem prysznic i szukałem namiastki kopa po “herze" (polskiej heroinie - przyp. aut.).

Te stany zagłuszałem gorzałą, którą wujek wypijał w strasznych ilościach. Ale przy nim nauczyłem się też rękodzieła, w którym on był mistrzem.

Ożenił się, na świat przyszły dzieci. Poznawał ludzi, których inni znali tylko z telewizji. - Wszyscy chcieli mieć przodków i pamiątki “rodzinne", więc walili do nas - uśmiecha się. - Musiałem tylko pilnować wujka, bo zdarzało się, że robił antyk i go zaraz sprzedawał na wódę, zanim po mebel zgłaszał się właściciel.

Pili razem, razem pracowali… - Wujek zszedł na zawał - dodaje Adam po chwili milczenia.
Został sam w piwnicy. Żona od niego odeszła, zabrała dzieci. Potem wychodził już tylko po denaturat, do mebli i do picia. Tak minęły trzy lata. Ocknął się w swojej piwnicy przy kilkunastostopniowym mrozie, to przypadek, że ktoś go tam znalazł.

- Sanitariusz targał mnie na powierzchnię, z tej piwnicy i krzyczał “Co ty, k…. ze swoim życiem robisz?! - opowiada (ociera łzy). - Nie rozumiałem, dlaczego komuś mogłoby na mnie zależeć, a ten sanitariusz, przypadkowy człowiek… Cudem uniknąłem amputacji przemrożonej nogi.

Znowu był odwyk, dla uzależnionych krzyżowo, od wódki i innych substancji. Praca, psychoterapia i odwyk, gdzieś pod Warszawą.

- Ale z dna nie wraca się od razu, są wzloty i upadki, zanim człowiek się podniesie na dobre - podkreśla Adam.

On miał 44 lata, kiedy zrobił maturę. Gdy skończył 50, napisał pracę magisterską o wychodzeniu uzależnionych na prostą. Teraz przymierza się do doktoratu. - Pewnie, że mi żal tych lat spędzonych na dnie, ale teraz każdy mój dzień przeżywam tak, jakby miał być moim ostatnim - dodaje Adam. Pomaga mu w tym Danka, podobnie jak Adam - po przejściach.

Opinia

Czy Adam jest nadzwyczajnym przypadkiem?

- U nas wszyscy trzeźwiejący, wychodzący na prostą muszą porządkować swoje życie i się rozwijać - mówi Mika Pawełczak-Kwolek, założycielka Stowarzyszenia na rzecz Ludzi Uzależnionych “To człowiek". - Wśród terapeutów są byli narkomani i alkoholicy, którzy wyszli z uzależnienia na prostą. Musieli skończyć studia, zdobyć certyfikat. I ciągle się rozwijają. Więc wśród uzależnionych takich pozytywnych przykładów jest wiele. Są też tacy, co zrobili doktoraty. Oni później sięgali po narkotyk niż dzisiejsza młodzież, gdzieś na etapie szkoły średniej, kiedy już jakiś etap rozwoju był za nimi. M.in. ze środowiska polskich heroinistów wywodzi się wielu terapeutów. U nich panowały jeszcze jakieś zasady, chociażby taka, że “działki" niepełnoletnim nikt nie sprzedał. Dzisiaj zaczynają już nawet 13-letnie dzieci brać narkotyki.

W tym momencie następuje zatrzymanie w rozwoju psychicznym. I nikt się nie zastanawia, że sprzedaje je dzieciom, bo to jest tylko klient. I nie ma problemów ze zdobyciem heroiny białej, brązowej, czy marihuany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska