Nie wszystkim ułożyło się w życiu

Katarzyna Kownacka
On w lekkiej kurtce i wypłowiałej bejsbolówce, ona w szarym zniszczonym prochowcu, który nie pamięta lat, w wielkiej czapie ze sztucznego futra i zdartych kozakach.

Próbowała jednej z kobiet handlujących na "Cytrusku" sprzedać swoje rękawiczki. Chciała za nie kilka złotych, za które mogłaby kupić coś do jedzenia. Szłam za nimi dobre pół godziny, zanim odważyłam się ich zagadnąć. Bałam się tego, co mogę usłyszeć.
- Te kozaki są trochę za ciasne - mówi zawstydzona Danuta. - Moje ukradli mi kilka tygodni temu, jak spałam. Zimno było, nie poczułam. Te wygrzebałam ze śmietnika. Kurtkę też miałam cieplejszą. Też mi ukradli. Nie miałam sił się bronić. Silny był, łobuz.
Siedliśmy na murku, na opolskim Małym Rynku. Joachim poszedł zająć kolejkę, która ustawiła się po gorącą herbatę. Codziennie koło południa zbierają się tu ci, którym - delikatnie rzecz ujmując - nie ułożyło się w życiu. Siostry Notre Dame przygotowują im gorące posiłki i napoje.
Zanim Danuta zaczęła mówić, minęła dłuższa chwila. Potem wzięła głęboki oddech, uśmiechnęła się i zaczęła swoją historię.

- Pytasz, ile to już trwa? Długo, może sześć, może siedem lat. Kiedyś zajmowałam się handlem. Miałam trzy stoiska z częściami motoryzacyjnymi. Jedno było na córkę, jedno na męża, a jedno na mnie - jej twarz na moment się rozjaśnia. Za chwilę wraca zmęczony, trochę smutny wzrok. Na krótko przeniosła się w odległą, lepszą przeszłość.
Potem opowiada mi o tym, jak po rozwodzie przeniosła się do matki i tam zameldowała. Krótko po niej przeprowadził się tam też jej brat. Kiedy matka zmarła, brat kazał jej wychodzić z domu, gdy on był w pracy. Wracała razem z nim. Z czasem zabronił jej korzystać z kuchni i łazienki, aż wreszcie wyrzucił na ulicę. Kiedy to opowiada, oczy zasnuwają się mgłą, a w ich kącikach przez moment błyszczą łzy. Danuta wyciera je szybko, tak, by nikt ich nie zauważył.
- Ta przeprowadzka to był mój największy błąd - wyznaje ze smutkiem.
Joachim podchodzi do nas, zaciera ręce. Jest chłodno, od czasu do czasu zawiewa ostry wiatr. Na herbatę trzeba będzie jeszcze kilka minut poczekać. Mężczyzna ma na sobie kilka warstw podkoszulków, koszul i swetrów.

- Trzeba nosić wszystko na sobie, bo kradną. A poza tym jest cieplej - tłumaczy Joachim.
Mężczyzna jest bardziej bezpośredni niż jego znajoma. Nie zastanawia się długo nad tym, czy zacząć opowiadać. Mówi, że mimo upływu lat dobrze pamięta wydarzenia sprzed lat. Z domu wyrzucili go w maju 1976 roku rodzice. Poszło o głupią sprzeczkę, której powodem - jak to często bywa - były pieniądze. Chciał, po wyjściu z wojska, kupić sobie motor, ale rodzice zdążyli wydać kwotę, którą zostawił w domu. Teraz za zasiłek, który dostaje - około trzystu złotych - "żyje" przez miesiąc. Kilka tygodni temu był u radcy prawnego. Ten poradził mu, żeby po śmierci jednego z rodziców założył sprawę w sądzie. Przysługiwać mu będzie połowa domu lub jej równowartość. Czeka więc. A póki co przez cały czas szuka miejsca w ośrodkach pomocy społecznej, noclegowniach.
- Wszędzie jest pełno - w Bielicach, Pępicach, Głogowie. Byłem nawet w Gorzowie Wielkopolskim, ale i tam nie wyszło - opowiada Joachim.
Danuta się ośmiela, ciągnie swoją historię. Mówi, że ma dwie córki. Jedna uczy angielskiego w szkole na Kościuszki i mieszka z byłym mężem Danuty. Przeprowadziła się tam po rozwodzie ze swoim. Druga jest w Koeln, w RFN. Wyszła za mąż, ma sześcioletniego syna.

- Kiedyś widziałam wnuczka. Taki ładny i do córki podobny - opowiada kobieta. - Tylko nie mogłam z nim porozmawiać, bo ani słowa po polsku nie umie.
Danuta mówi, że doszły ją słuchy o tym, że w latem przyjechał z Niemiec zięć. Podobno szukał jej, chciał zabrać ze sobą, ale jej były mąż nie chciał mu udzielić żadnych informacji.
Joachimowi również marzy się wyjazd na Zachód. Ma nadzieję, że tam udałoby się znaleźć pracę. Tutaj nie chcą go zatrudnić, bo jest inwalidą.
- Prawie cztery lata temu ucięli mi pół stopy. Odmrożona była - wyjaśnia.
Danuta, mimo że przysługuje jej renta, nie może jej odebrać. Kilka tygodni temu, kiedy spała, jeden z bezdomnych ukradł jej dokumenty. A niedługo potem zmarł...
- Pewnie leżą gdzieś pod którąś płytką chodnika - przypuszcza Danuta. - Jeden z bezdomnych mówił nawet, że wie gdzie są, ale chce za to forsę. A skąd ja mu ją wezmę?! - oburza się Danuta.

- Gdzie śpimy? Uśmiechają się jednocześnie. - Każde schody i zaułek są dobre. Aby nie wiało i nie padało. A zresztą już wiosna idzie. Cieplej jest...
Kiedy żegnam się z Danutą i Joachimem, zastanawiają się, czy dostaną dzisiaj jakieś pasujące na nich ubranie "u Świętego Krzyża w Caritasie". We środy potrzebujący mogą tam dostać rzeczy za darmo.
Danuta nie sprzedała rękawiczek na "Cytrusku". Po rozmowie z nimi zaszłam na stoisko z warzywami, do którego podchodziła. Sprzedająca powiedziała mi, że ma alergię i dlatego ich nie kupiła...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska