Obrona nie zawsze konieczna

Fot. Paweł Stauffer
Fot. Paweł Stauffer
Z prokuratorem Romanem Wawrzynkiem z Prokuratury Okręgowej w Opolu rozmawia Ewa Kosowska-korniak

- Co bym pan poradził człowiekowi, który otwiera drzwi mieszkania, widzi gościa w kominiarce i słyszy: pieniądze albo życie. A tak się składa, że ma w zasięgu ręki broń...
- I co? Strzela do gościa w kominiarce? A potem się okazuje na przykład, że to sąsiad chciał nam zrobić głupi kawał i się przebrał. Nie odważyłbym się udzielić nikomu rady, bo tu się nie da nic poradzić. Obrona konieczna jest jedną z najtrudniejszych instytucji do stosowania.

- Anglosaska zasada "Mój dom moją twierdzą" usprawiedliwia nawet drastyczną obronę przed napastnikami. A u nas zaczyna się analizować, czy stopień zagrożenia był odpowiedni do zastosowania obrony koniecznej. Jak ofiara ma w ciągu paru sekund ocenić, jak daleko posunie się napastnik?

- Zastosowanie obrony koniecznej jest niezwykle trudne w praktycznym działaniu. Realność zamachu, bezpośredniość zamachu, bezprawność zamachu, a przede wszystkim - zamach. Te elementy muszą być spełnione. Są skrajne przypadki, gdy ktoś grozi naszemu zdrowiu lub życiu, my się bronimy i wszystko wydaje się oczywiste - każdy prawnik może bez trudu podać przykłady czystej obrony koniecznej. Ale jest wiele sytuacji pośrednich. Obrona nie może być ani przedwczesna, czyli nie może wyprzedzać samego zamachu, ani spóźniona. Nie ma obrony koniecznej "po wszystkim". Jeśli ktoś nas pobił i odchodzi, a wtedy my doskakujemy do niego z nożem, to nie jest już obrona konieczna. Ustawodawca tylko wtedy dopuszcza taką możliwość, gdy coś nam rzeczywiście grozi. Często to, co wydaje się obroną konieczną, wcale nią nie jest, mimo iż ktoś atakuje naszą własność.

- Proszę o przykłady.

- Podam osławiony akademicki przykład chłopaka, który wtargnął do mojego sadu i kradnie mi jabłka. Ja wychodzę z bronią i strzelam do niego, bo w kodeksie karnym jest mowa, że kto odpiera atak na jakiekolwiek nasze dobro... Jabłka to moja własność, kradzież jabłek to zamach na moje dobro. Jednak doktryna prawna wykształciła pojęcie wymierności działania. Jeśli dobro chronione jest bardzo mało warte, a my stosujemy bardzo intensywną obronę konieczną, to trudno mówić o tym, że jest to działanie prawne. Co jest więcej warte: ludzkie życie czy tych kilka jabłek?

- Lepiej uciekać przed napastnikiem? Zatrzasnąć drzwi? Zaryglować zamek? Ireneusz K. z Brzegu, do którego w noc sylwestrową zapukało trzech buńczucznie nastawionych młodych mężczyzn, powinien był po prostu zamknąć drzwi?

- Jedna z wersji mówi, że chciał to zrobić, ale w ostatniej chwili zrezygnował. Biorąc pod uwagę późniejsze tragiczne wydarzenia, tak byłoby najlepiej. Ale nie można mu zarzucić, że tego nie zrobił. Miał prawo otworzyć drzwi. Widząc trzech zbuntowanych młodych ludzi, nie musiał się przed nimi zamykać, uciekać.

- Jednak finał jest bardzo smutny - 17-letni zraniony napastnik zmarł w drodze do szpitala, a panu Ireneuszowi prokuratura postawiła zarzut przekroczenia granic obrony koniecznej. Dlaczego?

- Gdyż mamy daleko idące wątpliwości, czy była to obrona konieczna w czystej postaci. Chciałbym podkreślić, że przedwczesny osąd jest szkodliwy zarówno dla napastnika, a de facto ofiary, jak i dla zaatakowanego, czyli sprawcy zranienia.

- W tej sprawie powiedziano i napisano już tak wiele, że pora uporządkować fakty...

- Fakty są takie: Jest 31 grudnia 2002, sylwester, około godziny 21. Do jednego z mieszkań w Brzegu wchodzą trzej młodzi ludzi i żądają wydania pieniędzy - tak twierdzi napadnięty. Właściciel mieszkania rani jednego z napastników w klatkę piersiową. Z punktu widzenia właściciela mieszkania zachodzą wszystkie elementy obrony koniecznej: jest najście na dom, napad rabunkowy, żądanie pieniędzy, a więc jego działanie jest działaniem legalnym.

- Dlaczego prokuratura nie dała wiary tej wersji?

- Musimy się cofnąć do zdarzeń, które miały miejsce tego samego dnia, ale kilka godzin wcześniej. Wtedy doszło do bójki między 66-letnim Ireneuszem K. a innym emerytem z Brzegu. W wyniku bójki z ręki emeryta spadł zegarek, który jeden z sąsiadów, świadek końcowego etapu bójki, podniósł i podał Ireneuszowi K., mówiąc: "to jest zegarek tamtego pana". Pobity emeryt prosi trzech młodych chłopców, swoich znajomych, o odebranie własności. Zegarek jest wart około 400 złotych, młodzi ludzie liczą na prowizję. Idą do mieszkania Ireneusza K. i pytają o zegarek.
- Mamy pierwszą rozbieżność. Ireneusz K. twierdzi, że po otwarciu drzwi mieszkania usłyszał: "dawaj hajc"...

- Chłopcy zapewniają, że nie żądali pieniędzy, mieli je dostać od właściciela zegarka, oni żądali tylko zegarka. Wtedy ukazuje się nóż wędkarski, podobno Ireneusz K. trzymał go w przedpokoju. Jeden z chłopaków zostaje niegroźnie zraniony w okolice klatki piersiowej, wtedy do Ireneusza K. podchodzi drugi chłopak i zostaje ranny w okolice serca, tym razem rana okazuje się śmiertelna. Zdaniem Ireneusza K. ofiara nadziewa się na ostrze noża. Zdaniem pozostałych napastników jest to atak, dynamiczna akcja skierowana przeciwko ofierze. Wydarzenia rozgrywają się na klatce schodowej. Pierwszy zraniony chłopak ucieka na półpiętro, chłopcy wzywają pogotowie. Według ich wersji Ireneusz K. podążył za owym mniej rannym na górę i nakłaniał go, żeby zszedł, wyjaśnił, o co chodzi, i zapewniał, że nic mu nie zrobi. On jednak bał się zejść. W międzyczasie pogotowie zaalarmowało policję, wszyscy przyjeżdżają na miejsce zdarzenia. Nie wzywa ich jednak Ireneusz K. Policja zatrzymuje wszystkich uczestników zajścia, u wszystkich stwierdza stan nietrzeźwości, który o tej porze tego dnia jest stanem całkiem naturalnym, wszyscy mają we krwi poniżej jednego promila. Ciężko ranny siedemnastolatek umiera w trakcie przewożenia ze szpitala do szpitala.

CO NA TO SĄD NAJWYŻSZY
w Użycie niebezpiecznego narzędzia nie może być uznane za przekroczenie granic obrony koniecznej, jeśli odpierający zamach nie miał innego narzędzia pod ręką (wyrok SN z 4 września 2002).

w Używanie narzędzia śmiercionośnego (tu: noża) przeciwko sprawcom niegroźnych zaczepek, choćby bezprawnych, nie może korzystać z przywileju obrony koniecznej jako nieproporcjonalne, więc i niekonieczne. Zgoda na zadanie śmierci nietrzeźwemu, choćby ten kogoś niegroźnie uderzył, byłaby wynaturzeniem słusznej instytucji obrony koniecznej. Nie może być zgody na używanie noża w takich sytuacjach, zwłaszcza gdy obecnie w Polsce tak łatwo sięga się po nóż czy broń palną (wyrok SN z 18 października 2001).

w O przekroczeniu granic obrony koniecznej można mówić wtedy, gdy osoba odpierająca zamach obejmowała zarówno swą świadomością, jak i wolą naruszenie (przez zastosowanie niewspółmiernego środka obrony) dóbr napastnika w zakresie dalej idącym niż niebezpieczeństwo zamachu na te dobra, które stały się jego przedmiotem (wyrok SN z 3 stycznia 2002).

- Jest śmiertelna ofiara i jest zadający cios. Nic tylko aresztować sprawcę...

- Nie, w tej sprawie nie wystąpiliśmy o areszt, gdyż od początku było widać, że nie jest to zabójstwo, mimo iż jest ofiara śmiertelna. Ireneuszowi K. postawiliśmy zarzut umyślnego spowodowania uszkodzenia ciała, którego skutkiem jest śmierć i prawdopodobnie ten zarzut się utrzyma. Rozbieżność między tymi dwiema wersjami powoduje, że nie możemy na obecnym etapie rozstrzygnąć, która z nich jest prawdziwa. Problem polega również na tym, że zeznania obu chłopców są niespójne.

- Młodzi ludzie zachowywali się bardzo agresywnie, Ireneusz K. twierdzi, że był przez nich bity. Miał chyba prawo poczuć się zagrożony?

- Istotnie, po stronie tego pana mogło powstać wrażenie, że zagrożone jest jego zdrowie lub nawet życie. Oni zresztą nie ograniczyli się do słownych żądań, usiłowali go kopnąć. Ale jego ocena mogła być nieobiektywna. Ale jeśli coś takiego stwierdzimy, to nie możemy umorzyć postępowania. To nie będzie czysta obrona konieczna. Nie możemy tego umorzyć, gdyż wtedy wchodziłby w grę art. 25 par. 3 kodeksu karnego - przekroczenie granic obrony koniecznej, ale takie przekroczenie, które było wynikiem strachu lub wzburzenia, usprawiedliwionych okolicznościami. W takiej sytuacji sąd musi odstąpić od wymierzenia kary. Podkreślam, nie każdy strach, nie każde wzburzenie bierze się tu pod uwagę, a jedynie takie, które jest usprawiedliwione okolicznościami. Nic nikomu nie zawiniłem i nagle ktoś mnie atakuje. W takiej sytuacji sąd musi odstąpić od wymierzenia kary. To jest stwierdzenie działania, które nie mieściło się całkowicie w prawie, ale ze względu na tą sytuację sąd mówi: nie wymierzam ci kary.

- Czy Ireneusz K. może liczyć na całkowite uniewinnienie?

- Tak, jeśli sąd stwierdzi, że jego działanie było czystą obroną konieczną, to musi go uniewinnić. Ale gdyby taki stan faktyczny został udowodniony w postępowaniu przygotowawczym, prokurator również musiałby umorzyć sprawę. My, jak już zaznaczyłem, mamy daleko idące wątpliwości, czy była to czysta obrona konieczna, dlatego na pewno pójdziemy do sądu.

- Czy cudzy zegarek, po który przyszli napastnicy, rzeczywiście znajdował się w mieszkaniu Ireneusza K.?

- Tak, został przez nas zabezpieczony.

- W tej sprawie pojawił się jeszcze jeden wątek, na pierwszy rzut oka mało prawdopodobny - zazdrości o 17-letnią dziewczynę...

- Ten wątek również badamy. Fakty są takie, że do mieszkania Ireneusza K. przychodziła 17-letnia dziewczyna, która za drobną opłatę pomagała mu w pracach domowych - to jest bezsporne. Dziewczyna nie ma matki, ale ów 60-letni emeryt, który wdał się w bójkę z Ireneuszem K., od lat opiekuje się nią, interesuje się jej losem. W przeszłości 17-latka była dziewczyną jednego z trzech napastników. Powodem bójki emerytów były plotki, jakoby stosunki łączące dziewczynę z Ireneuszem K. wykraczały poza relacje pracodawca - pracobiorca. Nie możemy na razie stwierdzić, czy tak było.

- Czego jeszcze prokuraturze brakuje, by zamknąć śledztwo?
- Aby mówić o obronie koniecznej, musimy mieć pewność, że stan faktyczny jest jasno określony. Dopiero ten stan przykładamy do definicji obrony koniecznej i orzecznictwa, które o tej obronie mówi. Ja z pewnym smutkiem patrzę na ludzi, którzy w tej sprawie od początku ferują jasne i jednoznaczne poglądy oraz klarowne opinie co do winy. Chciałbym mieć ich pewność, ale jej nie mam, zwłaszcza teraz, gdy znane są sylwetki psychologiczne uczestników zdarzenia.
- Spokojny staruszek, trzech agresywnych napastników...

- Otóż nie wszystko jest takie proste. "Spokojny staruszek" był dość krewkim człowiekiem, o czym świadczy chociażby ta bójka kilka godzin przed zdarzeniem. W młodości trenował boks, poczuł się obrażony tym, że ktoś go pomawia. A oni, napastnicy, to wcale nie były jakieś tam bandziory. Normalni chłopcy, niekarani. Oni mówią, że byli tak zaskoczeni jego reakcją, że ten pierwszy zraniony ze strachu uciekł na półpiętro. "Dostałem kosą i uciekłem" - opowiada. Wydawało im się, że nie robią nic złego, idą tylko odebrać cudzy zegarek.

- Dlaczego prokuratura zdecydowała się przeprowadzić eksperyment procesowy?

- By wyeliminować rozbieżności w opisie całego zdarzenia. Eksperyment z udziałem wszystkich uczestników pozwoli określić opozycję każdego z nich i wykonywane przez niego ruchy. Rolę zmarłego chłopca odegra statysta. W eksperymencie weźmie udział biegły z zakładu medycyny sądowej. Zwróciliśmy się także do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie o ocenę, czy śmiertelna rana została spowodowana pchnięciem, czy też ofiara sama nadziała się na ostrze. Czekamy na ekspertyzę. Dopiero wtedy poznamy stan faktyczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska