Operacje plastyczne przestały już być przywilejem gwiazd i bogaczy

Redakcja
Tego nie da się powstrzymać, bo każdy, choćby skrycie, marzy, żeby jak najdłużej wyglądać młodo.

Katarzyna, 30-letnia opolanka, jest ładną, drobną blondynką. Przeszło rok temu powiększyła sobie piersi. Zrobiła to w tajemnicy przed rodzicami, obawiając się ich reakcji, ale oni do tej pory niczego nie zauważyli. Są przekonani, że ich córka zaokrągliła się w sposób naturalny.

- Nie musiałam tego robić, bo nigdy nie byłam płaska jak deska - przyznaje Kasia. - Miałam całkiem duży biust, ale marzyłam o jeszcze większym i ładniejszym. Nie podjęłam tej decyzji z dnia na dzień, tylko starannie ją przemyślałam.

Przejrzałam opinie na temat chirurgów plastycznych, których jest pełno w internecie, zrobiłam sondę wśród koleżanek i dopiero wtedy dokonałam wyboru. Zabieg zrobiłam w prywatnym gabinecie w Opolu. Przebiegł bez problemu. Nigdy swojej decyzji nie żałowałam.

W trakcie pierwszej wizyty chirurg ją zbadał, wypytał o przebyte choroby, po czym pokazał różne modele piersi.

- Założyłam specjalny biustonosz, on wsuwał po kolei różne wkładki, ja miałam wybrać rozmiar - opowiada opolanka. - Niczego mi nie sugerował, nie pytał "po co to pani?". Zaznaczył jedynie, że wielkość biustu powinna harmonizować z sylwetką. Wybrałam piersi o rozmiar większe od moich.

Wiele pań decyduje się na silikon i wtedy biust przypomina odstające piłeczki. Łatwo poznać. Ja wolałam wkładki anatomiczne, w kształcie łezki. Wszywa się je pod piersiami.

Przed operacją dostała pełną narkozę i 1,5 godziny później było już po wszystkim. Została na obserwacji jeszcze przez godzinę, po czym znajomy odwiózł ją do domu. Wcześniej założono jej cienkie dreny, kolejny specjalny biustonosz, żeby nie doszło do przemieszczania się wkładek i opatrunek z bandażu.

- Nic nie czułam, bo działały jeszcze leki przeciwbólowe - wspomina Kasia. - Ale lekarz od razu mnie uprzedził, że muszę przez pierwsze dni po zabiegu łykać mocne dawki ketonalu, inaczej będę z bólu drapać ściany. Zrozumiałam, co to znaczy, już następnego ranka.

Ból, który mnie zbudził, był straszny, jakby mi ktoś rozszarpywał klatkę piersiową. Cierpiałam, ale czego się nie robi dla urody. Łykałam tabletki i przetrwałam. Trzy dni później poszłam już do pracy. Musiałam tylko na siebie uważać, nie mogłam niczego podnosić.

Dzień po operacji lekarz przyszedł do Kasi do domu i wyjął dreny. Za operację zapłaciła ponad 10 tys. zł.

- Na razie jestem jeszcze młoda, ale jak zobaczę u siebie pierwsze zmarszczki, to może wtedy pomyślę o liftingu - dodaje opolanka. - Jeśli ma mi to poprawić samopoczucie, to dlaczego nie?

Moja koleżanka miała odstające uszy i przez wiele lat z ich powodu cierpiała. Niedawno je zoperowała i jest teraz szczęśliwa. Wprawdzie przez pół roku uszu nie czuła, ale było warto. Żałowała tylko, że zdecydowała się na to tak późno.

Większe piersi to nie grzech

Ile to kosztuje

lifting twarzy i szyi (w zależności od renomy kliniki) - od 9,5 do 15 tys. zł
powiększenie piersi - od 10 do ok. 15 tys. zł
zmniejszenie uszu - ok. 3,5 tys. zł
plastyka powiek górnych i dolnych - ok. 6,2 tys.zł
odsysanie podbródka - ok. 3 tys. zł
korekcja pełna nosa - od 5 do 6 tys. zł
wycięcie nadmiaru skóry ramion - 6 tys. zł
plastyka brzucha - ok.13 tys. zł
plastyka ud - od 5 do 7 tys. zł
plastyka bioder - ok. 3,5 tys. zł

Na całym świecie, w tym i w Polsce, upowszechnia się kult kobiety zawsze pięknej, zgrabnej i wiecznie młodej.

Apetyty na ładny wygląd podsycają kolorowe magazyny z celebrytkami na okładkach, na twarzy których nie widać ani jednej zmarszczki.

To często tylko efekt fotoshopu, ale czytelniczki o tym przeważnie nie wiedzą i pragną wyglądać tak samo. Koniunkturę gabinetom medycyny estetycznej nakręcają też programy w stylu reality show, nagrywane w klinikach chirurgii plastycznej, gdzie zabiegi odbywają się wręcz na oczach telewidzów.

Poddają im się nie tylko znane osoby, jak ostatnio satyryczka Maria Czubaszek, która zdecydowała się na usunięcie nadmiaru skóry na powiekach.

Ale też nie krępują się spełniać swoich skrytych marzeń gospodynie domowe, nauczycielki, ekspedientki. Pokazują nawet najbardziej wstydliwe mankamenty swej urody przed kamerą, ale coś za coś, pewnie w zamian klinika funduje im wybraną operację. Koszty upiększania i odmładzania nie są bowiem na przeciętną kieszeń. Taki zabieg, jaki miała Czubaszek, kosztuje 3200 zł.

- Nie ma w tym nic złego, że kobiety są teraz bardziej otwarte i przywiązują większą wagę do swojego wyglądu - uważa dr n. med. Ireneusz Łątkowski, specjalista chirurgii plastycznej z prywatnej kliniki w Polanicy Zdroju, członek Towarzystwa Chirurgii Plastycznej, Estetycznej i Rekonstrukcyjnej. - Kiedyś spełnienie takiego marzenia to był prawie grzech, oskarżono by kobietę, że się jej w głowie przewróciło, ale to już przeszłość. Obecnie zabieg powiększenia piersi u pań 50-letnich to norma. Kobiety w tym wieku i dużo starsze są nadal czynne zawodowo, wysportowane i chcą dobrze się prezentować.

Czasem pytają: "Czy ja nie jestem na taką operację za stara?". Otóż nie, jeśli tylko nie ma żadnych przeciwwskazań zdrowotnych.

Oprócz powiększenia, podniesienia czy zmniejszenia biustu, korekcji odstających uszu, zmiany kształtu nosa, pełnego lub częściowego liftingu twarzy, pojawiają się propozycje bardziej hardcorowe. Należy do nich np. zmniejszenie warg sromowych.

Ostatnio takiemu zabiegowi poddała się młoda dziewczyna, pacjentka kliniki, w której kręcony jest reality show, pokazywany w jednej z polskich stacji telewizyjnych. Pacjentka ta mówiła otwarcie o swoim problemie. Kamera tym razem nie pokazywała przebiegu samego zabiegu, ale pewnie jest to tylko kwestia czasu.

Chirurdzy plastyczni oferują też inne nietypowe zabiegi jak: podniesienie brwi, wycięcie nadmiaru skóry ramion, poprawa czubka nosa, ujędrnienie pośladków lub ud bądź usuwanie z zewnętrznych organów płciowych blizn i tatuaży.

- Moda na rodzaj zabiegów się zmienia, ale trendy pozostają jednak te same - podkreśla dr Irenusz Łątkowski. - Teraz popularne są implantacje złotych nici, które spowalniają proces starzenia się twarzy. Ale są to mody przemijające. Na topie zawsze były i są operacje powiek i piersi, do tych części ciała nasze pacjentki przywiązują największą wagę.

Usunięcie nadmiaru skóry powiek, daje efekt młodego oka, wypoczętej twarzy. Jest to zabieg dość szybki, mało kłopotliwy. Jeśli chodzi o piersi, to wiele pacjentek mówi od razu, że chcą mieć takie jak Doda. Czasem próbujemy sugerować, że nie wszystko im pasuje. Z różnym skutkiem.

Złote nici Kleopatry

Dużym wyzwaniem dla chirurga plastycznego i zarazem aktem odwagi dla kobiety jest poddanie się pełnemu liftingowi twarzy i szyi.

Decydują się na to panie najwcześniej po 50.-60. roku życia. Operacja ta polega na uniesieniu i rozprostowaniu skóry policzków, w okolicach żuchwy oraz szyi. Dzięki temu poprawia się zarys twarzy, która zaczyna wyglądać młodo jak na swój wiek.

Należy jednak odczekać co najmniej 3-4 tygodnie, aż się wszystko wygoi. Przede wszystkim jednak trzeba trafić na dobrego chirurga. Źle zrobiony lifting przemieni twarz w maskę, pozbawioną mimiki.

- W naszej profesji uważa się, że wykonanie liftingu, który nie odejmie kobiecie 15 lat, nie ma sensu - mówi dr Ireneusz Łątkowski, chirurg plastyczny z 20-letnim stażem. - Ale można też kogoś odmłodzić o 20, 25, a nawet o 30 lat. Wynik liftingu powinien się utrzymywać przez siedem lat od wykonania zabiegu, zanim twarz zacznie się na nowo starzeć. Ale nie odbywa się to gwałtownie, tylko powoli, naturalnie.

W chirurgii plastycznej nie powiedziano jeszcze ostatniego słowa. Ciągle szuka się nowych technik albo sięga do starych, znanych już w starożytności. Jedna z nich polega na zastosowaniu nici z 24-karatowego złota, o grubości 0,1 milimetra.

Wprowadza się je w policzki, skronie, podbródek, okolice dekoltu, a także w uda i pośladki, za pomocą specjalnej igły. Ma to zapobiec wiotczeniu skóry. Zabiegowi "przeszywania" złotymi nićmi twarzy poddała się niedawno, na oczach telewidzów, Katarzyna Figura. Zdecydowały się na to: Catherine Deneuve i Isabelle Adjani.

Skąd się ten pomysł wziął? Podobno Kleopatra, która przeżyła 39 lat i do końca miała skórę 15-latki, z niego skorzystała. Miałyby o tym świadczyć znalezione przez archeologów w trakcie prac wykopaliskowych w Egipcie, w miejscu jej byłego pałacu, bardzo cieniutkie, przypominające pajęczynę, właśnie złote nici.

- W przypadku nowinek radziłbym jednak zachować szczególną ostrożność - ostrzega chirurg plastyczny z Polanicy Zdroju. - Złote nici mogą być ryzykowne, to jest jednak obce ciało.

Silikonowe pośladki

Kobiety, żeby olśnić mężczyzn, znaleźć atrakcyjną pracę, są skłonne ponieść niejedno ryzyko. Takim przykładem, ale nie do naśladowania, była miss Argentyny, 37-letnia Solange Magnano, która zmarła dwa dni po tym, jak wszczepiono jej w pośladki implanty z silikonu.

Doszło u niej do powikłań, blokady dopływu krwi do płuc i już nic nie dało się zrobić. Czy ten dramat odstraszył tysiące innych kobiet poddających się zabiegom upiększającym? Raczej nie.

W Argentynie chirurgom plastycznym powierza swoją twarz i ciało mnóstwo kobiet. Wizyta u takiego lekarza to jak wypicie filiżanki kawy. Wszczepianie silikonu w pośladki jest tam modne, choć zabieg ten jest zakazany w większości państw.

- Pośladki to część ciała szczególnie narażona na urazy - podkreśla dr Zbigniew Brachaczek, anestezjolog ze Strzelec Op. - Silikon, gdy dostanie się do krwi, może spowodować zakrzepy, których konsekwencją jest zator płuc. Wystarczy, że kobieta po zabiegu upiększającym pośladki zbyt mocno na nich usiądzie lub upadnie, wtedy implant może zostać naruszony i silikon z łatwością trafi do krwiobiegu. Wygląda to tak, jakby wziąć woreczek foliowy z wodą i uderzyć nim o ziemię.

Czy równie ryzykowne dla życia są implanty z silikonu w piersiach? Zdaniem lekarzy tu niebezpieczeństwo jest mniejsze, bo piersi są rzadziej narażone na urazy. Trudniej jednak wykonuje się u kobiet ze sztucznym biustem mammografię.

Lista możliwych powikłań po operacjach plastycznych jest jednak długa. To infekcje, uszkodzenia nerwów twarzy, opadanie lub niezamykanie się powiek, niekontrolowane tiki (zwłaszcza po nieudanych liftingach), czerwone blizny, bardzo długo gojące się rany, nadmierna utrata krwi.

Ewelina jest po czterdziestce, mieszka i pracuje w Londynie. Pomyślała: już najwyższy czas, żeby nieco się odmłodzić. Bo choć bogaty narzeczony nie przestaje jej zapewniać o swoim uczuciu, to lepiej nie ryzykować i poprawić urodę.

- Pomyślałam o korekcji powiek, wybrałam jedną z wrocławskich klinik - opowiada atrakcyjna brunetka. - Już miałam na sobie sterylne ubranie, kładłam się na stół, gdy chirurg wręczył mi formularz do podpisania.

Była na nim zaznaczona długa lista możliwych powikłań. Przeraziłam się. W trakcie wcześniejszej wizyty w klinice nic mi nie powiedziano, że jak się coś nie powiedzie, to mogę już nigdy nie zamknąć oczu. W ostatniej chwili chwyciłam lekarza za rękę i zerwałam się ze stołu.

Ewelina ucieszyła się jedynie, że nie musi pokryć kosztów zabiegu, bo i takie warunki kliniki stawiają, na wypadek, gdyby pacjentka w ostatniej chwili się rozmyśliła. - Kiedy spojrzałam w domu w lustro, powiedziałam do siebie: "Przecież ty jesteś taka piękna, po co ci operacja".

Uszy jak u elfa

Moda na mocno wypukłe kości policzkowe, co uzyskuje się za pomocą silikonowych implantów, już mija. Powoli zaczyna to również dotyczyć mocno wydatnych ust, w stylu Angeliny Jolie.

Najnowszym hitem jest korekta uszu, ale nie dlatego, że są za małe czy odstają. Do gabinetów chirurgów plastycznych zgłaszają się coraz częściej osoby, które chcą mieć takie uszy jak elfy z "Władców Pierścieni" Tolkiena. Co jednak zrobią, gdy filmy i powieści tego autora wyjdą z mody?

- Do mnie przyszedł kiedyś pacjent, który zażyczył sobie kocie oczy - opowiada dr n. med. Mariusz Kęcik, specjalista II stopnia z zakresu chirurgii plastycznej z Warszawy. - Był modelem i chciał wystąpić w reklamie zagranicznych perfum. Uznał, że taki kształt oczu jest do tego niezbędny, żeby przejść przez casting. Oczywiście odmówiłem, choć przeprowadziłem z tym panem długą rozmowę.

Zgłosiła się też młoda dziewczyna, która chciała sobie poprawić nos. Był troszeczkę garbaty, ale jej pasował. W trakcie wstępnego wywiadu, na który poświęcam zawsze minimum 1,5 godziny, okazało się, że głównym powodem zrobienia tej operacji było to, że ta pani nie może znaleźć satysfakcjonującej pracy.

Marzyła o zatrudnieniu w zagranicznej firmie, tymczasem nie znała żadnego języka, nie miała wyższego wykształcenia. Postawiła znak równości między pracą a operacją.

Zdaniem warszawskiego lekarza średnio 30 proc. pacjentów zgłaszających się do chirurgów plastycznych nie powinno być operowanych. Traktują oni bowiem zabieg jako panaceum na swoje niepowodzenia miłosne, rodzinne, zawodowe.

- Są pacjenci hiperestetyczni, którzy mają nadmierne oczekiwania co do swojego wyglądu i chcieliby się poddawać coraz to kolejnym zabiegom, oraz hipoestetyczni, którzy mają bardzo złe wyobrażenie o swoim wyglądzie - mówi dr Mariusz Kęcik. - Jednym, jak i drugim nigdy się nie dogodzi. Przede wszystkim trzeba ich od operacji odwieść.

W tym przypadku potrzebna jest bardziej ingerencja psychiatry. Chirurg plastyczny musi być przede wszystkim lekarzem, odmawiać pacjentom, jeśli wiadomo, że zabieg nie przyniesie oczekiwanych efektów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska