Opolscy ratownicy medyczni - jak pracują

Mirosław Olszewski
Robert Czochara
Robert Czochara
Gdy ratownik jest młody i pełen zapału, to i trupa gotów reanimować - śmieją się opolscy ratownicy medyczni.

A było tak: Gdzieś pod Prądami kierowca karawanu popełnił błąd. Karawan się wywalił i żeby makabra była pełna, z jego wnętrza wypadła trumna, a z niej z kolei - lokator.

Był wieczór, ktoś przejeżdżający obok zauważył wypadek i zadzwonił z komórki na pogotowie (nikt nie używa właściwej nazwy Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego).

Ekipa ruszyła. Z full wypasem: na kogucie, z wyciem syreny, piskiem opon ambulansu, ładowanym zawczasu defibrylatorem.

Zgodnie z procedurą, już kwadrans po zgłoszeniu wyhamowała na miejscu wypadku. Młodzi ratownicy wyskoczyli w pełnym rynsztunku i dalej reanimować denata, który leżał sobie na asfalcie obojętny, z podwiązaną szczęką, czego nie było widać z powodu ciemności.

Dopiero najstarszy z nich, który nie biegał tak rączo jak jego młodsi koledzy, zapewnił ich, że podejmują wysiłki daremne, gdyż sprawa jest nieodwracalna przynajmniej do Sądu Ostatecznego, a i wtedy wskrzeszaniem nie zajmą się ratownicy medyczni, tylko zgoła inne osoby, i to nie z tej ziemi bynajmniej.

Starsze panie z lornetkami denerwują ratowników najbardziej
Robert Czochara pamięta, jak gnali kiedyś na łeb na szyję do zgłoszenia o człowieku, który "najpewniej zasłabł, a może i całkiem umarł" i leży na trawniku na dawnym ZWM w Opolu.

Zgłoszenie potraktowano poważnie, jak każde inne. Ekipa wskoczyła do ambulansu i pofrunęła na miejsce potencjalnego dramatu. Jednak gdy w osiem minut od zgłoszenia leżący na trawie facet został otoczony przez ubranych w czerwone kombinezony ludzi, którzy wysypali się biegiem z błyskającego i wyjącego wehikułu, omal nie dostał zawału.

- Panowie - tłumaczył - duchota taka, a ja szedłem pieszo z pracy, to się na chwilę położyłem.
Jak się już wszyscy wyśmiali, Czochara z dobrej woli pouczył człowieka, że Polska jest takim krajem, w którym na trawniku leżeć nie wolno. To taki postpogański kult zielska opisany w prawie.

Marcin Fijak: - Żarty żartami, ale w tej pracy bywają sytuacje mało zabawne. Ja się kiedyś ukłułem przypadkowo igłą od strzykawki. I to już wcześniej użytą. Nikomu nie życzę stresu, jaki przeżyłem.

Kilka dni temu w Gdańsku zdarzyła się podobna sytuacja. Narkoman, który zasłabł i do którego ktoś wezwał pogotowie, zadrapał ratownika, mówiąc, że niniejszym wszczepił mu wirusa HiV.

Okazało się, że pracownik pogotowia jest związany z firmą jedynie kontraktem, zatem nie musi ona refundować mu kosztów leczenia drogimi preparatami. On sam zaś nie miał wystarczająco dużo pieniędzy, by samemu pokryć koszty leczenia.

Zdaniem Stanisława Szczerbińskiego, taki przypadek nie mógłby się zdarzyć w opolskim pogotowiu, gdyż wszyscy ratownicy są na etatach, zatem - odpukać - mieliby w podobnej sytuacji zapewnione refundacje kosztów leczenia wynikające z umowy ubezpieczeniowej.

Z drugiej strony - mówią ratownicy - trudno ocenić, która z form zatrudnienia jest lepsza. Ta kontraktowa, która pozwala zarobić więcej, czy ta etatowa, która daje komfort bezpieczeństwa, ale z etatu wprost wyżyć się nie da.

Marcin Bulak pokazuje swój pasek wypłaty. Tysiąc trzysta z kawałkiem za poprzedni miesiąc. Z Michałem Sajkowskim prawie chórem mówią, że trzeba być lekkim wariatem, by pracować w tej branży.

Marcin: - Wyrabiam około 250 godzin miesięcznie, pracuję tu od sześciu lat, a mieszkam wciąż w hotelu pielęgniarskim i to tylko dlatego, że narzeczona jest pielęgniarką. I już na wstępie, zwłaszcza przy każdej wypłacie, widzę coraz wyraźniej, że to na dłuższą metę chyba nie ma sensu. Jeżdżę czasem na interwencje do wariatów, do ludzi w alkoholowym czy narkotycznym amoku, a zarabiam tyle, że by z rodziną móc pojechać na urlop - nie do Egiptu, lecz gdzieś w kraju, muszę odkładać przez rok.

Michał: - Tak jak mało kto wie, że nie ma pogotowia, a jest Opolskie Centrum Ratownictwa Medycznego, tak niewielu się orientuje, że nie jesteśmy sanitariuszami od dźwigania noszy, lecz ludźmi wykształconymi w branży i potrafiącymi ratować życie i zdrowie. A płaci nam się jak niewykwalifikowanym robolom.

Kształćcie się sami
Za wszelkie kursy podnoszące umiejętności ratowania życia muszą płacić z własnych kieszeni. Stanisław Szczerbiński ocenia, że przez dziesięć lat pracy w ratownictwie na szkolenia wydał około 10 tys. złotych. Kolejni dyrektorzy zawsze bardzo dbali o to, by sukcesy w ogólnopolskich zawodach opolskich ratowników były widoczne w mediach, nie przypominają sobie natomiast, by po którymkolwiek sukcesie dostali choćby symboliczne nagrody.
- Uścisk dłoni najwyżej - śmieją się.

Koszty udziału w zawodach krajowych też ponoszą sami. Chwaleni za zajęcie III miejsca w mistrzostwach ziemi kaliskiej, pierwszego w reanimacji, VI w mistrzostwach południowo-zachodniej Polski - wciąż wykładają ze swych portfeli za koszty przejazdu czy zakwaterowania.

- Doceniani są strażacy - i słusznie - mówią - bo to robota ciężka i nadzwyczaj medialna. My tak sobie siedzimy na dyżurach i jak nie ma nic do roboty, to narzekamy między sobą co najwyżej.

Lekarka biegnąca do karetki zatrzymała się na chwilę: - Opowiedzcie o przesłuchaniach w rolach świadków!
Ją przesłuchiwali kilka razy. Ostatnio w sprawie zgonu faceta, którego zabiła maszyna rolnicza.
- W jakiej pozycji znajdował się denat?

- Leżącej - odpowiedziała zgodnie z prawdą i prawami fizyki.
Czochara pamięta sprawę spod jednego ze sklepów na Malince w Opolu, gdy dostali wezwanie do ratowania życia ofiarom mafijnych porachunków.

- Brzmiało to groźnie - opowiada - bo zestresowany gość opowiedział, że usłyszał głośny strzał, a potem zobaczył człowieka, który osunął się i leży pod murem. Więc ekipa do wozu, kukuryku na dachu i jazda na maksa. Wpadamy na miejsce, faktycznie gość leży. Ale krwi nie widać. Badamy go zgodnie z zasadami sztuki ratowniczej, a on się budzi. Cóż się okazuje? Oto kupił sobie dwa piwa "na dobicie" i wyszedł za sklep się wysikać. Usłyszał strzał i ze strachu zemdlał. Inni świadkowie powiedzieli zaś, że owszem, był tu samochód, któremu strzelił tłumik...

Innym razem szukali "tirówki", która tak bardzo zapamiętała się w obsłudze klienta-kierowcy, że falbankami zaczepiła o klamkę, drzwi się otwarły i kobieta wyleciała na szosę na łuku drogi. Na pogotowie zadzwonił przestraszony szofer, by uniknąć posądzenia o niewrażliwość na możliwą tragedię.

Gdy jednak ambulans znalazł ofiarę, stała ona w pełni sił na skraju drogi i ochoczo potrząsała piersiami, wabiąc kolejnych klientów, a choćby i z ambulansu. W sumie warunki tu są.
Trochę się złoszczą, gdy nazywać ich paramedykami, a już nie daj Boże sanitariuszami. Bo, jak mówią, wchodzą w sam środek ludzkich dramatów, często biorą na siebie skutki nerwów i desperacji pokrzywdzonych i ich najbliższych. Ludzie w stresie potrafią być nieprzyjemni. Do dziś słyszą uszczypliwe uwagi o łódzkich "łowcach skór" i niby-żarty o pavulonie.
A pavulon jest do dziś podawany, tylko z oczywistych względów handlowych pod inną nazwą - tłumaczą.
Mówią, że są chyba lekkimi wariatami. Bo za marne pieniądze nadal robią swoje, uczą się i wciąż wierzą, że ktoś, kto zarządza pogotowiem w regionie, pogada z nimi o jego organizacji.

Na przykład o czymś tak prostym jak porozstawianie karetek w różnych rejonach miasta, a nie trzymaniu ich w jednym, centralnym punkcie. Ale nikt z nimi rozmawiać nie chce.

Liczą na powstanie w końcu lotniska dla helikoptera ratownictwa medycznego, bo tę działkę będzie finansowało Ministerstwo Zdrowia, skąd pieniądze pewniejsze i większe. Dziesięciu opolskich ratowników gotowych byłoby tam przejść z marszu.

Ale są wśród nich i inni "lekcy wariaci", którzy będą cisnąć, by wzorem Rybnika i Gdańska "pogotowie" kupiło motocykle medyczne. W czasach korków ulicznych syrena ambulansu czasem nie pomoże. A motocyklista z defibrylatorem przeciśnie się przez każdy drogowy zator.
A czasem o życiu decydują minuty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska