- Ostatnie wspomnienia z mojej ojczyzny są bardzo traumatyczne. Nie życzyłabym nikomu, aby musiał coś takiego przeżyć. Wszystko zaczęło się w nocy z 23 na 24 lutego, gdy zadzwoniła do mnie siostra, mieszkająca na co dzień w Kijowie, żeby przestrzec mnie przed zbliżającym się bombardowaniem. Tej nocy nie zmrużyliśmy oka, ale wówczas nikt nie wyobrażał sobie, że Putin jest w stanie posunąć się do ostateczności, jaką było wypowiedzenie nam wojny - tłumaczy Arina, studentka Uniwersytetu Opolskiego.
Gdy pierwsze rosyjskie pociski artyleryjskie spadły na Ukrainę, a wojska Putina zaczęły iść w głąb kraju, Arina postanowiła uciekać. Decyzja nie była łatwa, ponieważ jej mama chciała zostać w swoim rodzinnym mieście - Mariupolu, jednak pozostanie w nim wiązało się z wielkim niebezpieczeństwem.
Arina wsiadła do pociągu i ruszyła w kierunku granicy. Stamtąd, po dwóch dniach tułaczki, dostała się do Opola. Czemu akurat tutaj? Arina jest studentką Uniwersytetu Opolskiego, dobrze zna miasto, tutaj też ma znajomych, którzy od razu po jej przybyciu otoczyli ją opieką i wsparciem.
- Siły rosyjskie wywołują katastrofę humanitarną w naszym mieście. Uszkodzonych zostało wiele budynków, szkół i dzielnic mieszkaniowych. 16-letni chłopak zginął w Mariupolu, kiedy na boisko piłkarskie spadły rosyjskie rakiety - wylicza ze łzami w oczach Arina.
Od tygodnia nie ma kontaktu z rodziną
Informacje o tym, co dzieje się w tym prawie półmilionowym mieście portowym na południu Ukrainy, Arina czerpie z telewizji i internetu.
Jak tłumaczy w rozmowie, od ponad tygodnia na niczym innym nie może się skupić, chociaż każda wiadomość o kolejnych ostrzałach przez wojska rosyjskie pogłębiają jej traumę.
- Najgorsza jest ta niepewność. Nie wiem nawet, co dzieje się aktualnie z moją mamą. Kontakt z nią się urwał, bo w Mariupolu nie działa ani sieć komórkowa, ani internet, nie ma też ogrzewania i ciepłej wody. To wszystko brzmi jak horror, ale w rzeczywistości jest jeszcze gorsze - dodaje studentka.
Solidarność opolanek z kobietami z Ukrainy
Irena Pordzik, Konsul Honorowa Ukrainy w Opolu podkreślała w trakcie spotkania, że w obecnej sytuacji potrzebna jest każda pomoc.
- Bardzo dużo kobiet z dziećmi przyjeżdża teraz do Opola, dlatego potrzebna jest dla nich wszelaka pomoc. Przede wszystkim lokalowa, ale też związana z potrzebami bieżącymi. To są takie rzeczy jak zabawki, sprzęt do gotowania, materace czy pościel - wyjaśnia Irena Pordzik.
Spotkanie zakończyło podpisaniem apelu o "Solidarności z Kobietami z Ukrainy", którego inicjatorem jest opolska posłanka PiS Violetta Porowska.
- Chcemy jednym głosem wyrazić nasz sprzeciw wobec wojny na Ukrainie. To, co się tam teraz dzieje, to powrót do strasznych czasów barbarzyństwa. Nie ma naszej zgody, aby w XXI wieku nadal działy się takie straszne rzeczy, żeby ginęli bezbronni i niewinni ludzie. Także my, kobiety z Opolszczyzny mówimy stanowcze nie! - podkreśla Violetta Porowska.
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?