Papież zostawiał w człowieku ślad

Fot. Adam Bujak
Z Adamem Bujakiem, fotografem Jana Pawła II, rozmawia Danuta Nowicka.
- Kiedy papieża wynoszono z Sali Klementyńskiej, dźwięk dzwonu i pieśni żałobnych robiły tak ogromne wrażenie, że ręce zaczęły mi latać - mówi Adam
- Kiedy papieża wynoszono z Sali Klementyńskiej, dźwięk dzwonu i pieśni żałobnych robiły tak ogromne wrażenie, że ręce zaczęły mi latać - mówi Adam Bujak.

- Kiedy papieża wynoszono z Sali Klementyńskiej, dźwięk dzwonu i pieśni żałobnych robiły tak ogromne wrażenie, że ręce zaczęły mi latać - mówi Adam Bujak.

Adam Bujak - światowej sławy artysta fotografik, autor 120 albumów, wydawanych na wszystkich kontynentach. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików, Towarzystwa Fotograficznego Wielkiej Brytanii, Międzynarodowej Federacji Sztuki. Laureat około stu polskich i międzynarodowych nagród. Jego albumy wielokrotnie honorowano tytułem najpiękniejszej książki roku. Od wielu lat związany z wydawnictwem Biały Kruk. Jest współautorem - obok Arturo Mari - 27-tomowej fotokroniki "Dzieje wielkiego pontyfikatu Jana Pawła II", którego pierwsze dwa tomy: "Habemus papam" i "Ewangelizacja świata" ukazały się w przededniu śmierci Jana Pawła II w Białym Kruku.

- Pamięta pan swoje pierwsze zdjęcia z papieżem?
- To był rok 1958, sakra biskupia. Niestety, żadne z nich się nie zachowało. Najwcześniejsze fotografie, które posiadam, pochodzą z 1963 z Kalwarii Zebrzydowskiej, dla Jana Pawła II bardzo ważnego miejsca. Wędrował tu kiedyś z ojcem aż z Wadowic, dwanaście kilometrów. Zapamiętałem, że w 63 ubrany był w ciężkie szaty wyszywane prawdziwym złotem, które po soborze trafiły do Muzeum Archidiecezjal-nego. Najwyraźniej czuł się w nich źle. Blichtr nigdy mu nie odpowiadał.

- A ostatnie zdjęcia?
- Zostały zrobione tuż po śmierci, kiedy wynoszono go z Sali Klementyńskiej. W kondukcie szli arcybiskup Dziwisz, osobisty kamerdyner Angelo Bugier, siostra Tobiana i inne siostry, które przy nim pracowały - cała rodzina watykańska. Dźwięk dzwonu i pieśni śpiewanych po łacinie robił tak ogromne wrażenie, że ręce zaczęły mi latać i kilka zdjęć jest poruszonych. Kiedy leżał już na katafalku, a potem w trumnie, odwiedzałem go w bazylice codziennie i widziałem, jak jego ręce splecione do modlitwy opadały coraz niżej i niżej. Musiałem wziąć się w garść, żeby zupełnie psychicznie się nie rozłożyć. Patrzyłem na martwą twarz i przypominałem sobie te tysiące razy, kiedy był radosny i uśmiechnięty, przytulał dzieci, głaskał kadłuby o zniekształconych rękach, ciężko chorych, obłąkanych, krzyczących. Nieraz przywożono do niego ludzi, którzy nie wiedzieli nawet z kim się spotykają. Zawsze siedzieli lub na rozkładanych łóżkach leżeli przy ołtarzu, zgodnie z papieskim życzeniem. Pamiętam setki i tysiące wózków inwalidzkich, a potem jego samego, gdy na takim się znalazł, choć ten wózek eufemistycznie nazywano tronem.

- Sprzęt fotograficzny pana nie rozpraszał?
- Aparatura jest coraz lepsza i przyszedł moment, kiedy zacząłem z tego korzystać. Lecieliśmy z ostatnią wizytą do Lourdes. Czołowy fotografik rzymski porwał mój aparat i przebiegł przez samolot krzycząc: "Budżak już nie jest tradycjonalistą, pracuje na digitalu!". Modlitwa w grocie w Lourdes - to też było mistyczne wydarzenie. Papież najwyraźniej się żegnał, a ja jeszcze nie miałem świadomości, że chodziło o pożegnanie z własnym życiem. Był jednym z chorych i kalekich na tysiącach wózków - nie wyobraża sobie pani, jakie to robiło niesamowite wrażenie. Mieszkał razem z nimi w hospicjum. Nie skorzystał z zaproszenia do rezydencji.

Adam Bujak fotografował papieża od początku jego pontyfikatu. Na tym zdjęciu utrwalił Ojca św. podczas mszy na placu Zwycięstwa w Warszawie.
Adam Bujak fotografował papieża od początku jego pontyfikatu. Na tym zdjęciu utrwalił Ojca św. podczas mszy na placu Zwycięstwa w Warszawie. Fot. Adam Bujak

Adam Bujak fotografował papieża od początku jego pontyfikatu. Na tym zdjęciu utrwalił Ojca św. podczas mszy na placu Zwycięstwa w Warszawie.
(fot. Fot. Adam Bujak)

- Po powrocie z papieskiego pogrzebu czekała pana niespodzianka.
- Dzieci na przywitanie powiedziały: "Dostałeś relikwię" i podały kopertę. Wewnątrz była kartka, a na niej "cittŕ del Vaticano, 31 marca" i podpis - "Jan Paweł II". Okazało się, że Papież przysłał mi pożegnanie i podziękowanie za ostatni album. Zapewniał, że pamięta o mnie w modlitwach.

- Nie po raz pierwszy...
- Przed laty czekała mnie koszmarna operacja, bo czy może być coś okrutniejszego niż trepanacja czaszki? Nie chciałem mu o tym pisać, ale zrobił to naczelny wydawnictwa Biały Kruk, Leszek Sosnowski. Natychmiast nadeszła odpowiedź biskupa Dziwisza: "Panie Adamie, papież włączył pana do swoich codziennych modlitw". Ta świadomość bardzo mi pomogła, ponieważ wierzyłem w ich skuteczność.

- Wielu wierzyło nawet w cudowną moc papieskiego dotyku.
- I dlatego na audiencjach tak licznie pojawiali się politycy, wielkie aktorki, znani piosenkarze, amerykańskie seksbomby, jeszcze mało znane. - Charakterystyczny uścisk dłoni Jana Pawła II zawsze pozostawiał jakiś ślad w człowieku - to słowa Andrzeja Wajdy.

- Jaki ślad pozostawił w przypadku Ali Agcy? Był pan świadkiem jego spotkania z niedoszłą ofiarą spotkania w więzieniu.
- Zrobiłem wówczas zdjęcie oczu Agcy, te oczy mnie przeszyły. Prasa różnie to spotkanie komentowała, ja nie zauważyłem niczego poza zdziwieniem doświadczonego mordercy, że tym razem nie trafił i zaprzepaścił milion dolarów, za które żyłby beztrosko do końca. Zaczął wrzeszczeć, że jest Chrystusem, mesjaszem. W moim przekonaniu udawał.

- Częste spotkania bardzo zbliżyły pana i papieża. Dawał temu wyraz?
- Np. na krakowskich Dębnikach, tu, gdzie rozmawiamy. Niedaleko stoi jego dom, kościół parafialny, 800 metrów stąd, na Zakrzówku pracował w kamieniołomie. To miejsce jest naznaczone jego obecnością. Tędy jechał papamobile podczas ostatniej wizyty. Choćby przy takich okazjach zatrzymywał się i żartował: "Niech żyje fotografia artystyczna!". Albo - "O, będzie piękny materiał do Białego Kruka, prawda?". Czasem pogłaskał, czasem pocałował albo w ułamku sekundy zrobił jakiś specjalny gest, a ja już wiedziałem co z tym zrobić.

- Przebywając w pobliżu papieża przez czterdzieści lat widział pan, jak bardzo się zmieniał.
- Żadnych zmian nie zauważyłem. Oczywiście coraz starsze stawało się jego ciało, ale to nie miało większego znaczenia. Powiem więcej - okres ostatnich pięciu lat uważam za najpiękniejszy.

- Niektórzy wtedy mówili: "Już trudno na niego patrzeć. Powinien się wycofać".
- Jednak tych, którzy patrzyli na jego okrutne cierpienie i wspaniałą śmierć, wyraźnie to zmieniło. Dla mnie, członka Arcybractwa Dobrej Śmierci, której papież był promotorem, było to szczególnie doświadczenie, ponieważ śmierć mnie nie przeraża i gdyby okazało się, że pojawi się jutro, niczego bym nie zmienił: dzisiaj skończylibyśmy wywiad, jutro pożegnałbym się z najbliższymi.

- Był pan przy śmierci Jana Pawła II?
- Nie. Te chwile pozostaną czasem tajemnicy, nieudokumentowanym. Nie raz widziałem jednak umierających i mogę sobie wyobrazić, że w fazie końcowej mogły pojawić się drgawki, po czym głowa opadła w prawo, bo w tej pozycji go zobaczyłem.

- Zdarzało się, że świadomie zrezygnował pan z robienia zdjęć?
- Podczas spotkań w szpitalu, z umierającymi. Także w Jerozolimie, przy grobie Chrystusowym, najważniejszym dla chrześcijan miejscu, był tak wzruszony, że zdecydowałem się tylko na jedno ujęcie: białej sylwetki na tle ciemnego wgłębienia.

- Podobno w Polsce nie opublikowano ujęć ze skąpo ubranymi mieszkankami Afryki, żeby nie gorszyć wiernych.
- Nic podobnego. Ledwo ubrana była także młodzież na spotkaniu w Rzymie. Temperatura dochodziła do 45 stopni, wiatru ani na lekarstwo. Nikogo to nie gorszyło, natomiast kilka tygodni wcześniej drażniły pochody homoseksualistów pod szyldem parady równości, niezwykle brutalne, z rozpiętymi rozporkami, chamskimi, ordynarnymi ruchami.

- Miał pan okazję udokumentować spotkania z koronowanymi głowami.
- A także z najważniejszymi politykami, Matką Teresą - pomyślałem wtedy - oto dwoje świętych - bratem Rogerem. Nie zapomnę, kiedy Arafat całował Jana Pawła II (od tej pory, jak słyszałem, już zawsze chodził na pasterkę do Betlejem), byłem w obozie uchodźców palestyńskich. Nigdy nie zapomnę następującej sceny: porozwalane domy, wynędzniali ludzie, a na tym tle bardzo już schorowany Arafat trzymający papieża za rękę.

- Bywały i sceny pałacowe.
- Na Malcie czy u wielkiego szejka Egiptu, równocześnie rektora wyższej szkoły muzułmańskiej. Tego nie da się opisać. Kapiące od złota sale, drogocenne stroje, wschodni przepych, zdawałoby się, rodem z bajki.

- Jak papież czuł się w tej scenerii?
- Nie zwracał uwagi. Koncentrował się tylko na tym, by jak najwięcej uzyskać dla innych, dla biednych. Zachowywał się równie swobodnie w pałacach, slumsach i wśród trędowatych w Kalkucie. I w ostrzeliwanym samolocie. W 2000 roku lecieliśmy z Jordanii do Izraela przez pustynię. To był horror - papieską maszyną rzucało w dół i w górę, myślałem, że skrzydła odpadną i tylko patrzyłem, kiedy runie. Papież siedział na pierwszym fotelu, jak zwykle spokojny.

- Nie spełniło się jego szczególne marzenie - wyjazd do Rosji.
- "Pod" tę niedoszłą pielgrzymkę przygotowałem nawet album, a przedtem, w latach 1988 - 91 przejechałem przez łagry i inne okrutne miejsca. Spotkałem księdza prawosławnego Gleba Jakunina, więzionego w łagrach 12 lat, który powiedział mi, że komunizm unicestwił znacznie więcej ludzi niż Niemcy hitlerowskie, wedle memoriału rosyjskiego pomiędzy 80 a 100 milionów. Moim przewodnikiem był ksiądz wyznaczony przez arcybiskupa Omska, osoba niezwykle uduchowiona. Spytałem: "Kim był ksiądz w czasach Breżniewa?" A on: "Panem życia i śmierci. Kierowałem ludzi do łagrów, ale poznałem Chrystusa, jak święty Paweł przy murach Damaszku i zmieniłem całe swoje życie". Dotarliśmy do Kolonii 8 przy granicy Kazachstanu, gdzie za Stalina w jednych barakach trzymano świnie, a w drugich więźniów. Kiedy świnie głośno kwiczały z głodu, strzelano do ludzi i wpuszczano stado.

- Poruszał się pan po Rosji swobodnie?
- Tak. Gorbaczow chciał pokazać, że kraj się zmienia. Dzień i noc pilnowali mnie ludzie z frakcji Breżniewa, która chciała mnie rozwalić, i Gorbaczowa, żeby nic mi się nie stało. Kiedy książka "Ruś. Tysiąc lat chrześcijaństwa" została wydana, patriarcha Aleksiej przysłał do Krakowa w podzięce sławny chór patriarchatu moskiewskiego. Zaśpiewał mi "Mnohoje leta".

- Papież dotarł jedynie do Kazachstanu.
- To było niesamowite przeżycie - ludzie przyjechali z różnych stron, żeby go przywitać. Zobaczyli świat, którego nigdy przedtem nie widzieli.

- Scena wymarzona dla fotografa - z jednej strony ludzkie mrowie, z drugiej - mały biały człowiek...
- Ten człowiek jednak wiele znaczył i wciąż znaczy. Dzisiaj rano wróciłem z Rzymu. Modliłem się na grobie papieża; okazuje się, że każdego dnia odwiedza go 20 tysięcy osób! Na uroczystość przyznania godności kardynalskich zjechało około tysiąca dziennikarzy, głównie z powodu księdza Stanisława Dziwisza. Kiedy Benedykt XVI go wywołał rozległo się wielkie "hurra!" i gromkie oklaski. Stało się oczywiste, że widzą w nim światło Jana Pawła II.

- Jest takie szczególne zdjęcie, na którym sylwetkę Jana Pawła II, a szczególnie jego głowę otacza jasność. Jak pan to tłumaczy?
- Mogę powiedzieć tylko, że nie widziałem jej, kiedy robiłem zdjęcie. Także potem nie uciekłem się do żadnego zabiegu. Może to błąd techniczny? Diapozytyw oddałem kardynałowi Dziwiszowi. Niech z nim zrobi, co uważa za słuszne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska