Parabanki. Do czego prowadzi żądza zysku

Archiwum
Prezes Amber Gold Marcin Plichta, zapowiedział, że jest w stanie zwrócić pieniądze wszystkim klientom.
Prezes Amber Gold Marcin Plichta, zapowiedział, że jest w stanie zwrócić pieniądze wszystkim klientom. Archiwum
Ich klienci liczyli na dobry zarobek. Dziś plują sobie w brodę. Co robić, żeby nie dać się wpuścić w maliny?

Co najbardziej kusi klientów w instytucjach finansowych? - Możliwość zarobienia dużych pieniędzy - odpowiada Łukasz Dajnowicz z Komisji nadzoru Finansowego, która na początku tego roku przeprowadziła wśród Polaków ankietę na ten temat.

Odpowiedź na to pytanie wydaje się być z góry przesadzona, bo kto by nie chciał szybko i z dobrym skutkiem zarobić.

Z takim zamiarem swoje oszczędności ulokowało w Amber Gold ponad 50 tysięcy rodaków. Wierzyli, że zarobią na cieszących się dobrą opinią złocie i platynie. Dziś prokuratura sprawdza, czy spółka w ogóle inwestowała w te kruszce. A prezes tej firmy był karany za nieuczciwe prowadzenie innej działalności finansowej.

KNF umieściła już wcześniej tę spółkę na "czarnej" liście firm, które nie mają zezwolenia na wykonywanie czynności bankowych, w szczególności na przyjmowanie depozytów i ryzykowne ich inwestowanie. Dla klientów oznacza to, niestety, że nie ma żadnej gwarancji, że otrzymają wpłacone pieniądze.

Tyle, że ta informacja albo do klientów Amber Gold nie dotarła, albo ją zlekceważyli, bo ryzyko przysłonił właśnie obiecywany wysoki zysk. Miało to być nawet ponad 10 proc, podczas gdy najlepsze lokaty sięgają ok. 5 proc.

Fryderyk Karzełek, prezes spółki Polskie Doradztwo Finansowe krytykuje w mediach "naiwność" klientów tej firmy, ale przyznaje też, że Amber Gold robił dobre wrażenie: miał dobrą oprawę medialną (profesjonalnie przygotowane reklamy) i świetnie wyglądające logo.

Na opolskim podwórku także mieliśmy przykłady łatwowierności ludzi, którzy uwierzyli w wysokie zyski i powierzyli swoje oszczędności (od 25 tys. zł nawet do 300 tys. zł) Rafałowi S., który podawał się za maklera giełdowego. Mężczyzna przez 3 lata obiecywał krewnym i poleconym przez nich znajomym zyski na poziomie 10, a nawet 20 proc.

Na początek brał mniejsze sumy i w terminie, z umówionym zyskiem, oddawał. W sumie oszukał kilkanaście osób na ok. 3 mln zł. Niedawno został skazany i musi zwrócić pieniądze poszkodowanym, ale mało kto w to wierzy, bo co miesiąc musiałby oddawać po 22 tys. zł.

Firm takich jak Amber Gold, (nazywanych parabankami) na wspomnianej liście KNF jest obecnie szesnaście. Głównie kojarzone są w Polsce z tym, że udzielają pożyczek na wysoki procent, ale łatwo dostępnych, dzięki czemu znajdują wielu klientów szczególnie wśród ludzi niezamożnych, którzy nie dostaną kredytu w banku, bo są niewiarygodni.
Czym jeszcze różnią się one od banków?

- Po pierwsze nie mogą mieć w nazwie słowa "bank", ale co najważniejsze nie podlegają nadzorowi finansowemu, a klienci, którzy wpłacają do nich swoje pieniądze nie mają państwowej gwarancji ich zwrotu, nawet w przypadku upadłości takiej firmy - tłumaczy Łukasz Dajnowicz z Komisji Nadzoru Finansowego.

Gdyby Amber Gold był bankiem, każdy klient mógłby liczyć na zwrot do kwoty 100 tys. euro.

Parabankami były także popularne kilka lat temu "okienka kasowe", w których Polacy za niższą prowizję regulowali różnorodne rachunki. Po fali oszustw, polegających na tym, że firmy te nie przekazywały wpłacanych przez klientów kwot na konta dostawców mediów, spółdzielni, itp, "okienka kasowe" także trafiły pod skrzydła KNF.

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów od jesieni ubiegłego roku sprawdza, czy Amber Gold nie wprowadzał Polaków w błąd informacjami, że w tej firmie oszczędności są gwarantowane przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny.

- Niestety, nawet jeśli okaże się, że tak było, prezes UOKiK nałoży karę na przedsiębiorcę, ale nie zmieni to sytuacji osób, którym ta firma jest winna pieniądze - tłumaczy Małgorzata Cieloch, rzeczniczka UOKiK.

Eksperci radzą, abyśmy szukając dobrej okazji do oszczędzania upewnili się wcześniej, w czyje ręce powierzamy nasze pieniądze.

- Sprawdźmy, czy mamy do czynienia z licencjonowanym bankiem lub firmą inwestycyjną - podpowiadają eksperci z Komisji Nadzoru Finansowego. Lista taka znajduje się na stronie www.knf.gov.pl.

Działalność firm bez licencji jest mniej przejrzysta, a komisja nie może ich kontrolować ani nakładać kar za naruszanie przepisów.

- Nie ma wysokich zysków bez ryzyka. Trzeba zachować zdrowy rozsądek - przestrzegają eksperci. Jeśli ktoś oferuje dużo więcej niż oprocentowanie lokat bankowych, czy obligacji skarbowych - powinien to być już sygnał ostrzegawczy.

- Przed podpisaniem umowy dokładnie ją przeczytaj i zwróć uwagę na zapisy związane ze wszelkimi opłatami, także za wycofanie pieniędzy z tej instytucji - przestrzega Małgorzata Cieloch z UOKiK. - Nie musisz podpisywać jej od ręki. Możesz zabrać ją do domu i spokojnie przeanalizować, poprosić o pomoc kogoś bliskiego, kto się na tym zna albo pójść z nią np. do rzecznika konsumentów.

Pod koniec października br. nadzorem Komisji Nadzoru Finansowego zostaną objęte także SKOK-i, czyli spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe.

Sejm uznał, że jest taka potrzeba, po tym jak usługi tych kas stały się powszechnie dostępne, wzrosła liczba ich członków i z gromadzonych przez nich pieniędzy. Po objęciu państwowym nadzorem, KNF oceni sytuacji finansową kas oraz ryzyko występujące w ich działalności.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska