Plaża, woda i ładna pogoda zabierają ludziom rozumy

Sławomir Draguła
Sławomir Draguła
Dwie mieszkanki Brzegu bez kamizelek ratunkowych wypłynęły pontonem na środek jeziora. Mariusz Wilman (z lewej) i Jarosław Białochławek tym razem tylko pouczyli dziewczyny.
Dwie mieszkanki Brzegu bez kamizelek ratunkowych wypłynęły pontonem na środek jeziora. Mariusz Wilman (z lewej) i Jarosław Białochławek tym razem tylko pouczyli dziewczyny.
- Dlatego tragedia goni tragedię... - mówi sierżant sztabowy Jarosław Białochławek z nyskiej policji wodnej.

Wtorkowy ranek. Plaża Nyskiego Ośrodka Rekreacji nad Jeziorem Nyskim. Żar leje się z bezchmurnego nieba. Termometr pokazuje ponad 30 stopni w cieniu, temperatura wody wynosi 26 stopni.

Setki plażowiczów wygrzewają się na gorącym piachu albo szukają ochłody w wodzie. Na tafli jeziora kołysze się kilka żaglówek, bzyczą silniki skuterów wodnych i motorówek, wiosłują kajakarze, pedałują załogi rowerków wodnych.

Grupa kolonistów wypływa w rejs statkiem wycieczkowym. Powietrze tak przejrzyste, że jak na dłoni widać Góry Opawskie z Biskupią Kopą na czele, czeskie Jeseniki i wieżę telewizyjną na Pradziadzie. Około 10.00 patrol na jeziorze rozpoczynają sierżanci sztabowi Jarosław Białochławek i Mariusz Wilman.

- Słońce świeci, gorąc, duchota, więc naród chwyta za zmrożone browarki, a potem siada do kajaka, na motorówkę czy ponton - opowiada Jarosław Białochławek, kierownik sezonowego ogniwa wodnego Komendy Powiatowej Policji w Nysie.

W policji jest od siedmiu lat. Na co dzień służy w prewencji. Z zamiłowania wodniak, od 24 lat ratownik Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, a od niedawna szef nyskiego WOPR-u. - Nie chcę być złym prorokiem, ale na pewno trafimy dziś kogoś, kto trzeźwy umysł zostawił na brzegu - mówi Jarosław Białochławek.

Wsiadamy do policyjnej motorówki typu Parker 630, napędzanej 150-konnym silnikiem Mercury. Łajba potrafi rozwinąć prędkość do 60 km/h. Na wyposażeniu m.in. sonar pokazujący, ile wody ma pod kilem i jak ukształtowane jest dno, radar do nocnego pływania, GPS oraz... alkomat.

Jezioro z promilami

Odbijamy od pomostu. Podniesiony dziób łodzi zaczyna rozbijać taflę wody. Już po chwili na lewej burcie policjanci namierzają dwóch kajakarzy płynących kilka metrów od betonowego brzegu zbiornika. Podpływamy do nich.

- Dzień dobry, policja wodna, sierżant sztabowy Jarosław Białochławek. Czy, któryś z panów pił w ostatnim czasie alkohol? - pada rutynowe pytanie.

Ku zdziwieniu mundurowych jeden z mężczyzn szczerze przyznaje, że i owszem, "wytrąbił" z rana kilka piw, tak na kaca, bo poprzedniej nocy też imprezował. Jak na spowiedzi mówi, że była wódka i browary, że impreza skończyła się późno w nocy. Policjanci sięgają więc po alkomat. Podchmielony kajakarz nie chce dmuchać. Chce zaoszczędzić takiego widoku ojcu, który płynie obok.
- Jest po wylewie, niech się nie denerwuje - prosi mundurowych.

Przyznał się do winy, płynie kajakiem, a nie motorówką czy innym statkiem wodnym, do prowadzenia którego potrzebny jest patent... Policjanci chowają alkomat. Kajakarz jednak już tego dnia nigdzie nie popłynie. Mundurowi zabierają go na motorówkę, kajak biorą na hol. Wracamy na przystań. Tam mężczyzna zostaje ukarany 500-złotowym mandatem.
Dlaczego wszedł na kajak po pijaku?

- Z głupoty - spuszcza głowę zrezygnowany. - Czuję się w miarę dobrze, myślałem, że się uda.

Zatrzymany to 31-letni mieszkaniec Żor. Razem z ojcem, mamą i żoną nad Jeziorem Nyskim spędza wakacje. Kiedy patrol wręcza mu mandat, mówi pod nosem: - No to teraz żona mi da popalić...

Piją i szaleją

Pan Adam to tylko przykład, który potwierdza regułę. W minioną sobotę w rejonie Wójcic policjanci z patrolu wodnego zatrzymali 50-letniego mieszkańca Nysy, który sterował łodzią motorową, mając prawie dwa promile alkoholu w organizmie.

- Płynął i popijał sobie na pokładzie piwko - mówi Jarosław Białochławek. - Tak dla relaksu.
Dzień później policjanci z Jeziora Nyskiego zatrzymali 30-letniego wrocławianina, który szalał 260-konnym skuterem wodnym.

- Jak tylko podpłynęliśmy do niego, od razu czuć było jak z gorzelni - relacjonuje policjant. - Wręczyliśmy mu alkomat i kazaliśmy dmuchać. Miał prawie 1,5 promila. I nie miał patentu sternika. Twierdził, że właśnie robi kurs.

- No to jak zda egzamin i dostanie papier, zaraz będzie go musiał oddać - kwituje sierżant sztabowy Mariusz Wilman, kolejny policjant z ogniwa wodnego nyskiej komendy. - Na wodzie obowiązują takie same zasady jak na drodze. Kierowca traci prawko za jazdę na podwójnym gazie, a motorowodniak - patent.

Jak niebezpieczni są pijani sternicy łodzi motorowych, mogliśmy się przekonać trzy lata temu. Na Jeziorze Otmuchowskim w okolicy Sarnowic pijany 42-latek pożyczył od prywatnej osoby motorówkę, którą zaczął szaleć po akwenie. W pewnym momencie staranował i rozłupał na pół dwuosobowy kajak, którym płynęła 22-letnia kobieta i 14-letni chłopiec. Na szczęście oboje zostali tylko lekko ranni.

Wakacyjna beztroska

Pan Adam z Żor chwiejnym krokiem schodzi z policyjnej motorówki. Patrol odbija od brzegu i wypływa na środek jeziora. A tam kołysany przez fale gibie się malutki pontonik, taki z odpustowego straganu, a na nim Ewa i Patrycja, 23-letnie mieszkanki Brzegu. Bez kamizelek ratunkowych.

- A prawo mówi jasno: na każdym obiekcie pływającym taki sprzęt musi być. Natomiast osoby niepełnoletnie muszą mieć kamizelki założone - tłumaczy Jarosław Białochławek.

Za nieprzestrzeganie tych nakazów grozi do 500 zł mandatu. Tym razem kończy się jednak na pouczeniu. Ewa i Patrycja tłumaczą zawstydzone, że nie znają przepisów. Policjanci nakazują im powrót na brzeg. Dziewczyny pokornie wykonują polecenie. Kilka minut później napotykamy młodego chłopca płynącego po jeziorze... malutkim materacykiem. W asyście policjantów musi wracać do brzegu. I tym razem kończy się na pouczeniu.

Alkohol plus woda = tragedia

Jak mówią policjanci, trwający właśnie sezon nad Jeziorem Nyskim należy do najbezpieczniejszych od lat. Pierwszą ofiarę woda zabrała w ubiegłą sobotę.

W jednym z domków letniskowych 30-osobowa grupa młodzieży świętowała wejście w pełnoletność swojego kolegi. Około 22.00 podchmielone towarzystwo postanowiło wykąpać się w jeziorze. Większe chojraki skaczą z pomostu. Około 2.30 nad ranem w niedzielę zauważyli, że brakuje ich kolegi. Na plaży znaleźli jego ubrania i telefon.

Zawiadomili policję, a ta strażaków. Rozpoczęły się poszukiwania. Ciało topielca nurek zauważył przed 9.00. Leżało na głębokości niecałych dwóch metrów tuż przy pomoście.
Chłopak miał zaledwie 18 lat. Pochodził z jednej z miejscowości pod Głuchołazami.

Rodzice gubią dzieci

Zmorą policjantów i ratowników są też nieodpowiedzialni rodzice, którzy nie potrafią dopilnować swoich pociech. W niedzielne popołudnie na komisariat zgłosiła się dwójka mieszkańców Rudy Śląskiej.

- Powiedzieli, że od kilku godzin nie ma ich dziewięcioletniego syna - mówi aspirant sztabowy Mariusz Wilman. - Okazało się, że wcześniej na polu namiotowym raczyli się alkoholem, a malec się oddalił.

Ruszyły poszukiwania. Ktoś zeznał, że widział chłopca kąpiącego się poza wyznaczonym do tego obszarem. Z Nysy ściągnięto nurka, który zaczął przeczesywać dno jeziora. W tym czasie chłopca znalazł policjant patrolujący plażę. Siedział na piasku, nie chciał wracać do pijanych rodziców.

A w tym czasie szukało go prawie 50 osób: policjanci, strażacy, ratownicy WOPR.

Dziewięciolatek trafił do Ośrodka Opiekuńczo-Adopcyjnego w Nysie, a rodzice na komendę. Okazało się, że 43-letnia matka ma 3 promile alkoholu, a 47-letni ojciec - 3,5 promila. Niestety, ta historia ma ciąg dalszy. W środę po południu ratownik wyciągnął z wody tego samego dziewięciolatka, kąpał się bez opiekunów. Policjanci pojechali na pole namiotowe szukać jego rodziców. I znaleźli przy namiocie.

- Tym razem matka wydmuchała prawie 4 promile alkoholu, a ojciec ponad 2 - mówi sierżant sztabowy Katarzyna Janas z Komendy Powiatowej Policji w Nysie. - Chłopiec ponownie trafił do Ośrodka Opiekuńczo-Adopcyjnego w Nysie. Sprawa znajdzie swój finał w Sądzie Rodzinnym.

Jezioro Nyskie

Jezioro Nyskie, nazywane również Głębinowskim, to jedna z największych atrakcji turystycznych w regionie. Rocznie odpoczywa tu nawet milion osób. Tylko w ubiegłą niedzielę na miejskiej plaży "smażyło" się około 20 tysięcy plażowiczów.

Nad Nyskie przyjeżdżają wczasowicze nie tylko z Opolszczyzny, także ze Śląskiego, Dolnośląskiego i z Czech. Żeby polepszyć bezpieczeństwo nad jeziorem, powstał tam sezonowy komisariat wodny. Służy w nim ośmiu policjantów z Nysy i Opola. Na wyposażeniu mają łódź, quada oraz sprzęt zapewniający łączność. Dyżury policjanci pełnić będą do 31 sierpnia.

Zbiornik został zbudowany w 1971 roku na Nysie Kłodzkiej. Ma chronić położone poniżej zapory tereny przed powodzią. Jego głębokość waha się od 5 do nawet 25 m. Jezioro jest długie na ponad cztery, a szerokie na ponad trzy kilometry. W sumie jego powierzchnia liczy prawie 2100 hektarów. Zapora tworząca jezioro jest betonowo-ziemna, o długości 2 km i wysokości 20 m.

Na potrzeby budowy jeziora wysiedlono i zatopiono kilka wsi. Pod wodą znalazły się Miedniki wraz z pałacem i dawnym majątkiem Schlossgut oraz Brzezina Polska z kościołem św. Wawrzyńca i cmentarzem. Częściowo zalane zostały wsie Zamłynie, kilka domów ze Skorochowa oraz najniżej położona część Głębinowa.

Z powierzchni ziemi znikły także dwa nieduże majątki: dawny Ochsenhof niedaleko Miednik oraz Różanka, zamieniony po wojnie na PGR. Mieszkańcy z zalanych terenów otrzymali odszkodowania i musieli się przenieść na inne tereny. Część z nich wprowadziła się do bloków na nowo powstałym w tym czasie osiedlu Nysa Południe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska