Po wypadku w Prudniku. Zawracał i zabił, nie czuje się winny

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
W miejscu, gdzie zginął Bartek, płoną znicze. Chłopiec został przyciśnięty do metalowego płotu przez naczepę tira. Jego kierowca chciał w wąskiej uliczce zawrócić, gdy zorientował się, że nie zmieści się pod wiaduktem. Na zdjęciu: miejsce tragedii razem z policjantem ogląda biegły ds. wypadków drogowych.
W miejscu, gdzie zginął Bartek, płoną znicze. Chłopiec został przyciśnięty do metalowego płotu przez naczepę tira. Jego kierowca chciał w wąskiej uliczce zawrócić, gdy zorientował się, że nie zmieści się pod wiaduktem. Na zdjęciu: miejsce tragedii razem z policjantem ogląda biegły ds. wypadków drogowych. Krzysztof Strauchmann
Po wypadku, w którym zginął 10-letni Bartek, zarządca drogi w Prudniku zapowiada zmianę oznakowania. A tiry wciąż zawracają na bocznej uliczce.

W sobotę 46-letni kierowca z Czech opuścił prudnicką komendę policji i wrócił do domu.

- Postawiliśmy mu zarzut naruszenia przepisów ruchu drogowego i doprowadzenia do wypadku ze skutkiem śmiertelnym - mówi Jacek Placzek, szef Prokuratury Rejonowej w Prudniku. - Zgodnie z kodeksem karnym grozi za to do 8 lat więzienia. Kierowca złożył wyjaśnienia, nie przyznał się do winy.

Prokuratura nie występowała o tymczasowy areszt. 46-letni Czech wyszedł za poręczeniem majątkowym - kilka tysięcy złotych kaucji. Kierowca był trzeźwy, co zdecydowało o łagodniejszym potraktowaniu go.

- W naszej opinii jest winny, ale rozważamy, czy to wyłącznie jego wina - komentuje prok. Jacek Placzek. - Czekamy na opinię biegłego do spraw wypadków drogowych. Kierowca jest obcokrajowcem, ale nie ma obawy, że ucieknie. Jest zobowiązany do stawiania się na wezwanie sądu.

Czech tłumaczył śledczym, że przez Prudnik jechał zgodnie ze wskazaniami nawigacji satelitarnej GPS.

Do wypadku doszło 1 sierpnia na ul. Nyskiej, przed wiaduktem kolejowym. Kierowca jechał od przejścia granicznego w Trzebinie w stronę Nysy. W centrum Prudnika powinien pojechać ul. Powstańców Śląskich do obwodnicy. GPS wskazał mu jednak wyjazd ul. Kolejową i Nyską. Zignorował jednocześnie oznakowanie na drodze krajowej.

Potem zignorował znak informujący, że w prawo mogą skręcać auta tylko do 3,3 metra wysokości. Zaczął się wycofywać przed samym wiaduktem, bo jego tir był zbyt wysoki.
Cofnął w boczną uliczkę i przygniótł do ogrodzenia bawiącego się tam 10-letniego Bartka. Chłopiec zginął na miejscu

Tuż po wypadku przed zdesperowanym tłumem Czecha musiało bronić 40 policjantów.
- Oznakowanie na drodze jest prawidłowe, ale widocznie trzeba je udoskonalić - mówi starosta prudnicki Radosław Roszkowski.

Kierowcy TIR-ów lekceważą znaki

Nasze dzieci nie jeżdżą na wakacje. Nie mamy na to pieniędzy - mówi jedna z mieszkanek ul. Maków w Prudniku, gdzie zginął 10-letni Bartek. - Teraz straciły resztę wakacyjnej radości. Zabraliśmy im rowerki, piłki, wrotki i pilnujemy, żeby nie wychodziły z najdalszego kąta podwórza.

- Czy musiało dojść do tragedii, żeby ktoś pomyślał o dobrym oznakowaniu tego miejsca? - wzdycha mama Bartka.

W czwartek po południu była w domu, gdy syn założył wrotki i poszedł się bawić za dom. Ten teren kiedyś był podwórzem dla kilku sąsiednich kamienic. Potem placyk przemianowano na ul. Maków, żeby samochody mieszkańców mogły tu legalnie wjeżdżać i parkować.

- Dzieci muszą się gdzieś bawić, a w okolicy nie ma innego miejsca. Place zabaw są w centrum miasta. O nas nikt nie myśli - mówią mieszkanki ul. Maków.

Bartek bawił się z koleżanką, która jeździła na różowym rowerku. Kiedy czeski TIR wjechał przyczepą w boczną uliczkę, żeby zawrócić przed przeszkodą, chłopiec stał między samochodem a metalowym płotem. Tam nie ma chodnika. TIR zaczął skręcać. Tył długiej naczepy zarzuciło na bok. Uderzyła w płot, aż skrzywiły się metalowe słupki. Bartek zgnieciony przez naczepę, zginął na miejscu. Jego koleżanka zdążyła rzucić rowerek i uciec. Dziewczynka wciąż jest w szoku, policja przesłuchała ją w obecności psychologa.

- To miejsce jest bardzo niebezpieczne, odkąd wzmógł się ruch ciężarowy od czeskiego przejścia granicznego - opowiada jeden z mieszkańców.

W kwietniu pod pechowym wiaduktem utknął polski TIR. Jego kierowca zupełnie zlekceważył ostrzeżenia o ograniczeniu wysokości aut. Uszkodził naczepę, stanął i na kilka godzin zablokował przejazd. Dopiero po spuszczeniu powietrza z kół wyjechał spod przeszkody.

- Już po wypadku, w sobotę w tym miejscu zawracały trzy ciężarówki - mówi inny mieszkaniec ul. Maków. - Niektóre zawracają wcześniej, tuż po pierwszym znaku ostrzegawczym, blokując skrzyżowanie Nyskiej i Kolejowej. I czasem aż "zachodzą" na chodnik.

- W trakcie śledztwa będziemy też sprawdzać prawidłowość oznakowania - mówi Andrzej Spyrka, rzecznik Komendy Powiatowej Policji w Prudniku.

- My już sprawdziliśmy. Oznakowanie jest prawidłowe, ale jeszcze coś poprawimy - zapewnia starosta Radosław Roszkowski (ul. Nyska i Kolejowa to drogi powiatowe). - Wystąpimy do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych o pilne ustawienie dużej tablicy, informującej dużo wcześniej, jeszcze na krajówce, o problemie z wysokością. Będziemy też docierać do producentów map GPS, żeby poprawili nawigację w tym miejscu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska