Politycy swoje, obywatele swoje

Wysłuchała Monika Kluf
Przedstawiamy sylwetki kluczborskich radnych oraz oceny ich pracy. Wyborców spytaliśmy, czy wiedzą, kto ich reprezentuje, a także czy łatwo nawiązać kontakt z lokalną władzą.

Jan Kałuża, lat 38, w radzie drugą kadencję, jest członkiem zarządu miejskiego i zastępcą przewodniczącego komisji rolnictwa. W radzie reprezentuje Towarzystwo Społeczno-Kulturalne Niemców na Śląsku Opolskim. Pracuje w Zakładzie Energetycznym Opole SA, rejon Kluczbork. Żona Urszula, dwoje dzieci: córka Jadwiga, 17 lat, i syn Andrzej, 15 lat.

- Dlaczego chciał pan zostać radnym?
- Widziałem braki na wsiach, nie było kanalizacji, wodociągów, telefonów, problemy z oświetleniem. Myślałem, że wstępując do rady, te problemy uda mi się bardzo szybko załatwić. Niestety, szybko przekonałem się, że nie jest to takie łatwe i załatwienie jakiegokolwiek zadania jest sztuką kompromisów.

- Co drogą tego kompromisu udało się panu z początkowych zamierzeń załatwić?
- Zlikwidowanie wyłączeń oświetlenia ulicznego na wsiach gminy Kluczbork między 23.00 a 5.00, nie narażając gminy na dodatkowe wydatki. Wystarczyło zastąpić zwykłe liczniki energii licznikami dwutaryfowymi. Walczyłem o to z całą radą z pomocą komisji rolnictwa. Więc jak się potrafi radę do czegoś przekonać racjonalnymi argumentami, jeden radny jest w stanie coś przeforsować. Druga sprawa to wprowadzenie 50-procentowych ulg w podatku drogowym na przyczepy rolnicze. Następnie dofinansowanie budowy kaplicy cmentarnej w Kuniowie. Dalej, doprowadzenie do zrównania cen wody na wsi i w mieście. Przyczyniłem się też do wprowadzenia do budżetu na rok 2001 budowy pompowni wody w Kuniowie. Również na mój wniosek zostały zwiększone środki dla rad sołeckich gminy Kluczbork. Zabiegałem też o wykonanie koncepcji kanalizacji w gminie Kluczbork, a szczególnie terenów wiejskich i mam nadzieję, że kwota ok. 3 mln zł z obligacji w 2002 r. zostanie przeznaczona na ten właśnie cel. Ale nie patrzę na sprawy wsi jako mieszkaniec wsi. Trzeba patrzeć na całą gminę. Dla przykładu otrzymałem od wyborców sygnał, że trzeba koniecznie postawić znaki stop na skrzyżowaniu ulic Sienkiewicza i Konopnickiej, gdzie często dochodziło do wypadków drogowych. I udało mi się to załatwić.

- Bycie radnym i członkiem zarządu powoduje, że czasem staje się przed dylematem - interes wyborców, których się reprezentuje, i interes gminy nie zawsze oznacza to samo. Czasem trzeba wybrać...
- Wybór jest trudny, a ja jestem zwolennikiem wyważonych podatków. Uważam, że podatek, głównie chodzi tu o podatek od nieruchomości, powinien mieścić się w granicach 85 - 90 procent stawek maksymalnych. A w komisji rolnej próbujemy, i to jak na razie skutecznie, obniżać cenę skupu żyta, która jest wyznacznikiem podatku rolnego. To jest taka próba pogodzenia interesów wyborcy i budżetu.
- Skąd czerpie pan wiedzę o tym, czego oczekują od pana wyborcy. Czy się pan z nimi spotyka, gdzie, jak często. Jak ocenia pan swój kontakt z wyborcami?
- Jestem mieszkańcem wsi, pracuję w mieście i problemy, z jakimi borykają się wyborcy, to są również moje problemy. I tak w głównej mierze to traktuję. Regularnych spotkań nie organizuję. To nie jest jedyny sposób na kontakt z wyborcami. Na przykład sprawa pompowni w Kuniowie była załatwiona dosłownie na ulicy, wyniknęła podczas bezpośrednich, nieplanowanych spotkań.
Spotykam się również raz do roku na zebraniach sołeckich z mieszkańcami wsi Kuniów. Uczestniczyłem również w podobnych spotkaniach w innych wsiach, na przykład w Kujakowicach, Łowkowicach czy Bogacicy. Również mniejszość niemiecka organizuje raz do roku spotkania ze swoimi członkami, przeważnie w styczniu, w których również uczestniczę. Z problemami ludzi można zapoznać się wszędzie, trzeba mieć tylko oczy i uszy otwarte.
- Ile pan dostaje za swoją działalność w radzie i zarządzie? Niektórzy radni podawali nam do tej pory różne kwoty. Czy nie wiedzą, jakie diety dostają?
- Stawki są określone w uchwale rady miejskiej. W moim przypadku za udział w sesji, tj. raz w miesiącu - dostaję 114 zł, tyle samo otrzymuję za udział w komisji rolnictwa, która zbiera się na ogół raz miesiącu. A za posiedzenie zarządu, tj. cztery razy w miesiącu - 152 zł. Natomiast chciałem przy okazji obalić mit, jakoby radni otrzymywali dodatkowe nagrody za swoją pracę. Żadnych dodatkowych nagród nie ma.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska