Potrzeba nam Reagana

Joanna Jakubowska
Bezrobocie jest dziś słowem najczęściej używanym przez polityków. Niestety, nadzieje na poprawę sytuacji maleją wraz z potokiem sloganów.

Im bliżej wyborów, tym więcej powstaje recept na zmniejszenie bezrobocia. Lekarzy jest tylu, ile partii na scenie politycznej. Na recepcie jednak zamiast lekarstwa jest zapisany postulat - "trzeba leczyć". Na najwyższych szczeblach władzy odbywają się regularnie "okrągłe stoły", debaty polityczne, zawiązują się "pakty przeciw bezrobociu". Dyskusje sprowadzają się do opisu sytuacji na rynku pracy, deklaracji poprawy i połączenia sił wszystkich środowisk przeciw stagnacji na rynku zatrudnienia. Być może na ocenę efektów tych przedsięwzięć jest jeszcze za wcześnie, ale same debaty i strategie na papierze niczego nie zmienią. Dość powiedzieć, że rząd już w 1999 roku opracował strategię dla małych i średnich przedsiębiorstw, ale minister Janusz Steinhoff powiedział wtedy od razu, że... na jej realizację nie mamy pieniędzy.
Posłuchajcie ekonomistów
O ile politycy udają, że wiedzą, co trzeba z bezrobociem robić, o tyle przedsiębiorcy są zdecydowani co do jednego: w Polsce trzeba zmniejszyć podatki i koszty pracy. Dopiero wtedy można liczyć na zwiększenie liczby miejsc pracy. Wystarczy przywołać przykład gospodarki Stanów Zjednoczonych, która po radykalnym obniżeniu podatków za prezydentury Ronalda Reagana dostała niesamowitego przyspieszenia i ten stan utrzymuje się do dziś przez ponad 20 lat!
U nas powstawanie nowych firm i miejsc pracy hamują olbrzymie obciążenia fiskalne. Wystarczy powiedzieć, że do płacy netto, która jest wynagrodzeniem za pracę, pracodawca musi zapłacić - oprócz podatku dochodowego - składkę na ZUS, na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, Zakładowy Fundusz Socjalny, PFRON. Łącznie wszystkie te obciążenia stanowią prawie 100 procent sumy, którą pracownik bierze w kasie "na rękę". Haracz ściągnięty z wynagrodzeń stanowi jedną trzecią dochodów publicznych. Czy w sytuacji, kiedy budżet państwa ma coraz większy deficyt, państwo zechce zrezygnować z części swoich dochodów? Nic tego nie zapowiada. Informacje są coraz bardziej alarmujące, bo z comiesięcznych sprawozdań z wykonania tegorocznego budżetu państwa wynika, że osiągnięto już prawie 100 procent deficytu zaplanowanego na cały rok!
Instytucje zjadają podatki
Politycy mówią o potrzebie obniżenia podatków, ale tego nie robią. Do tego trzeba dojrzałości politycznej, a na tej politykom w Polsce nie zbywa. Politycy nie potrafią przestawić się z myślenia kategoriami polityki partyjnej na państwową. Nie dobro publiczne jest celem, lecz interes partyjny. Urzędnicy, którzy żyją z podatków obywateli, wcale nie mają interesu w tym, by podatki obniżać. Potrzebują pieniędzy na utrzymanie instytucji pozabudżetowych, gospodarujących pieniędzmi publicznymi, które stanowi zaplecze synekur zarezerwowanych dla "swoich ludzi". Są to najczęściej skomercjalizowane i zawłaszczone przez poszczególne partie polityczne fundusze publiczne, będące poza zasięgiem oddziaływania centrum, a więc: agencje, spółdzielnie, fundacje, fundusze celowe, kasy chorych, fundusze emerytalne, a także segmenty mienia społecznego (mienie wojskowe, własność rolna). Oczywiście, stanowiska w tych instytucjach są również miejscami pracy, które przyczyniają się do zmniejszenia bezrobocia, ale koszty ich utrzymania są zbyt wysokie, bo są to w większości tak zwane stanowiska nieprodukcyjne, nie generujące żadnego dochodu.
Obecny system gospodarczy jest systemem rozpraszającym i marnotrawiącym pieniądze, które winny być przeznaczone na system zdolny do koncentrowania środków na cele rozwojowe.
Pokrętny przepływ
pieniędzy
Wystarczy spojrzeć na to, w jaki sposób pieniądze przeznaczane na pomoc dla bezrobotnych trafiają do osób najbardziej zainteresowanych. Powiatowe urzędy pracy, czyli instytucje znajdujące się najbliżej bezrobotnych, podlegają samorządom tego szczebla, czyli powiatom. Jednak pieniądze na ich działalność nie dostają z budżetu powiatów, lecz za pośrednictwem Krajowego Urzędu Pracy, a ten z kolei zależny jest od budżetu państwa. Taka niezrozumiała sytuacja prowadzi do tego, że powiatowym urzędom pracy pieniędzy starcza zazwyczaj na kilka miesięcy. Nie płacą ZUS-owi składek za bezrobotnych, ZUS zajmuje więc konta PUP. Do takich paranoicznych sytuacji w zeszłym roku dochodziło wiele razy, lecz politycy z Warszawy jakby nie dostrzegali tej sytuacji.
Jakby tych kłopotów było mało, pracodawcy, którzy podpisali z powiatowymi urzędami pracy umowy na odpłatne szkolenia zawodowe młodocianych, grożą powszechnym kierowaniem spraw do sądu, bo PUP nie płacą im za te szkolenia, gdyż nie dostają pieniędzy z Warszawy.
Bezrobocie bez końca
Wysokie bezrobocie to nie tylko problem egzystencjalny 2,9 mln Polaków i ich rodzin. To także problem społeczny, który może zdestabilizować sytuację polityczną kraju: brak pracy sprzyja przestępczości, patologiom i narastającej frustracji, szczególnie młodego pokolenia. Niezadowolenie zaś stanowi znakomite podglebie dla przeszczepiania idei ksenofobicznych, populistycznych, demagogicznych, popularyzowanych przez ugrupowania, które w krajach o stabilnych gospodarkach pełnią rolę folkloru politycznego. Akceptacja poczynań i wzrost popularności takich postaci jak Lepper, przy rosnącym niezadowoleniu społecznym, mogą w przyszłości zachwiać systemem demokratycznym.
W tej chwili w Polsce bez pracy jest prawie 2,9 miliona osób, czyli 15,8 proc. ludzi aktywnych zawodowo. To najwyższe bezrobocie od siedmiu lat. Wciąż utrzymuje się duży odsetek osób długotrwale bezrobotnych, brakuje pracy dla ludzi młodych i rośnie liczba zarejestrowanych bez prawa do zasiłku. W styczniu nie otrzymywało go prawie 80 procent bezrobotnych. Statystyka jest przerażająca: według Głównego Urzędu Statystycznego, na każdą ofertę zatrudnienia trafiającą do urzędów pracy przypada 374 bezrobotnych!
Czy wobec braku zmian systemowych możliwe jest zmniejszenie bezrobocia? Coraz więcej ekonomistów wyraża swój pesymizm co do poprawy sytuacji na rynku pracy.
- Nie jestem optymistą - powiedział niedawno w rozmowie z "NTO" Krzysztof Dzierżawski, ekspert w Centrum im. Adama Smitha w Warszawie. - Jeśli ludziom nie stworzy się warunków do tego, by wyzwolili oni swą przedsiębiorczość, rynek pracy będzie się nadal kurczył, a to grozi licznymi konsekwencjami włącznie z katastrofą.
Czy wobec tak
pesymistycznej wizji
i braku rozwiązań systemowych można się łudzić, że tu, lokalnie, w województwie opolskim, samorząd będzie mógł stworzyć warunki sprzyjające rozwojowi przedsiębiorczości?
Nie można odbierać nadziei tym środowiskom, szczególnie lokalnym, które próbują robić to, co mieści się w granicach ich możliwości i kompetencji. Na Opolszczyźnie są to próby powołania Funduszu Poręczeń Kredytowych, decyzje gmin o zwolnieniu z podatku od nieruchomości firm, które tworzą miejsca pracy, wydzielanie w miastach stref dla inwestorów, tworzenie stypendiów fundowanych przez prezesów dobrze prosperujących firm, debaty w gronie przedstawicieli biznesu i samorządu lokalnego i posłów na temat obniżenia bezrobocia.
Inicjatywy lokalne są o tyle pożyteczne, że mogą poprawić klimat do tworzenia miejsc pracy, jednak nie są w stanie radykalnie zmienić sytuacji na rynku. Do tego potrzeba ingerencji w system dochodów publicznych. I nie chodzi tu wyłącznie o obniżenie podatków od dochodów ludności, o czym politycy mówią najczęściej, lecz o zmiany w strukturze podatków, a głównie zmniejszenie opodatkowania pracy.
Bezrobocie
na Opolszczyźnie
Liczba bezrobotnych zarejestrowanych w powiatowych urzędach pracy w końcu lutego 2001 roku wyniosła 73 497 osób i była wyższa w porównaniu z końcem stycznia 2001 roku o 596 osób, tj. o 0,8 procent.
Bezrobotni zarejestrowani w końcu lutego 2001 roku w powiatowych urzędach pracy stanowili 16,1 proc. ludności aktywnej zawodowo (o 0,3 punktu procentowego więcej, niż wynosi stopa bezrobocia w kraju). Natomiast w końcu stycznia 2000 roku stopa bezrobocia wynosiła 16,0 proc.
W lutym 2001 roku na terenie województwa opolskiego zanotowano wzrost liczby bezrobotnych o 596 osób. Zwiększenie ich liczby odnotowano w ośmiu powiatach, najbardziej bezrobocie wzrosło w powiatach: nyskim - o 193 osoby, Opolu (miasto na prawach powiatu) - o 180 osób i kędzierzyńsko-kozielskim - o 90 osób.
Spadek liczby osób pozostających bez pracy wystąpił na terenie działania powiatowych urzędów pracy w Prudniku - o 49 osób, Krapkowicach - o 25 osób, Namysłowie - o 14 osób i Strzelcach Opolskich - o 6 osób.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska