Prezes chciał zrobić coś dobrego

Monika Kluf
Jeszcze w lutym nowi właściciele obiecywali, że spłacą długi po poprzedniku, wypłacą zaległe pensje i stworzą nowe miejsca pracy.

Tymczasem do dziś pracownicy nie otrzymali całej pensji za maj. Dostali tylko po 150 zł, i to w dwóch ratach. A teraz majątek i konto firmy zajął urząd skarbowy.
Ludzie są załamani. Boją się o pracę. Jeśli firma padnie i właściciel zwinie interes, 140 osób wyleci na bruk.
- A miało być lepiej niż "za Niemca" - mówią pracownicy "Eurofashion". Do stycznia tego roku firma nazywała się RL "Fashion" i była własnością obywatela Niemiec, który kilka lat temu postanowił w Kluczborku ulokować firmę odzieżową, szyjącą ubrania, głównie spodnie, dla zagranicznych odbiorców i krajowych hipermarketów. Wkrótce o firmie, a przede wszystkim o panujących tam stosunkach zaczęło być w mieście głośno. Pracownicy byli zastraszeni, a najmniejszy odruch protestu groził wyrzuceniem z pracy.
Nie raz z okien zakładu słychać było rzucane do załogi wyzwiska po niemiecku. Za palenie papierosów można było zapłacić 50 zł kary, a za wniesienie na teren zakładu telefonu komórkowego - 100 zł i zarekwirowanie aparatu. Praca po godzinach czy w wolne soboty, za "dziękuję", była normalką.
Ale każdy chciał pracować, żeby zarobić chociaż na zasiłek. Bo "do Niemca" trafiali głównie zarejestrowani w biurze pracy bezrobotni. A on zalegał z wypłatami, nie odprowadzał składek ZUS-owskich i podatków. Ale nikt nie śmiał się zbuntować. A potem, kiedy firma popadła w długi, Niemiec interes zwinął i wyjechał.

Wtedy pojawiło się dwóch biznesmenów, jeden z okolic Torunia, drugi z Leszna, którzy byli zainteresowani przejęciem firmy. Ludzie odetchnęli. Zwłaszcza po tym, jak "nowi" obiecali, że wypłacą zaległe pensje i to z nawiązką, popłacą składki ZUS-owskie i podatki. Zatrudnią 140 osób, a potem co najmniej drugie tyle...
"Nowi" to Damian Jarząbek i Benedykt Laskowski. Przejęli firmę "RL Fashion" z zobowiązaniem, że spłacą należności poprzednika wobec skarbu państwa.
Branża pozostała ta sama, głównym dostawcą była firma, dla której wcześniej szył RL "Fashion". Zmieniła się nazwa, zresztą na podobnie brzmiącą, a także stosunki w firmie. Nikt już nie krzyczał na ludzi po niemiecku, a prezes był miły.

Miesiąc po przejęciu firmy pojawiły się kłopoty z wypłatami. Za luty pracownicy dostali pensje z poślizgiem, za marzec i kwiecień normalnie. - Ale za maj dostaliśmy po 100 zł, potem po 50 - mówi jedna z pracownic. Ludzie z "Eurofashion", którzy z nami rozmawiali, wolą nie podawać nazwisk.
- Jak mamy za to rodziny utrzymać, dzieciom dać jeść - skarżą się kobiety, które stanowią większość załogi.
Ludzie boją się o swoje pieniądze. Spora część pracowników wystąpiła do sądu pracy o wypłatę należnych wynagrodzeń, kiedy zaczęły się kłopoty firmy ze skarbówką.

Urząd skarbowy zablokował w marcu konto firmy. Potem zaplombowano magazyny razem z materiałami i wyprodukowanym towarem. Miesiąc temu skarbówka ogłosiła przetarg na część maszyn, ale nie było chętnych, więc jest jeszcze przy czym pracować. Teraz komornik w imieniu innych wierzycieli upomina się o swoje.
W ubiegły piątek zakład stanął. Produkcja miała być zatrzymana do czasu wyjaśnienia spraw z urzędem skarbowym - tłumaczyli prezesi. Sprawy się nie wyjaśniły. W poniedziałek ludzie przyszli do pracy. Prezes miał zrobić zebranie, ale poprosił tylko o wydelegowanie czterech osób.
- Usłyszałyśmy - mówi jedna z pracownic - że trzeba by było jeszcze ze dwa tygodnie popracować, żeby odzyskać pensje za maj i czerwiec, i że z tego, co teraz uszyjemy, możemy odzyskać wypłaty.
We wtorek ludzie mieli stanąć do maszyn. Ale nie wszyscy. Jakieś 10 osób postanowiło zwolnić się "z winy pracodawcy". Inni się zastanawiają. Nie wierzą już, że firma się z długów podźwignie. Z drugiej strony prezes przekonuje, że jak będą oddawać sprawy o zaległe wypłaty do komornika, to działają na niekorzyść firmy, więc i na swoją własną. A to oznacza zwolnienia.
- A tyle nam obiecywał - wspominają ci, którzy byli na pierwszym spotkaniu z właścicielami albo czytali o ich zapewnieniach w gazecie. - Powiedział nam, że z dobroci serca chce firmę przejąć, ze względu na ludzi, bo mógłby to inaczej załatwić...

Benedykt Laskowski, jeden z prezesów spółki "Eurofashion", przekonuje, że chciał zrobić coś dobrego i właśnie z tego powodu przejął zadłużoną na horrendalne kwoty firmę. - Zrobiłem to dla ludzi, żeby dać im pracę, zatrudniłem 140 osób. Chciałem zatrudnić jeszcze 80, głównie kobiety, którym na rynku pracy jest szczególnie trudno. A tymczasem w tym mieście rzuca mi się zewsząd kłody pod nogi. Starałem się o wsparcie z biura pracy w związku z tworzeniem nowych miejsc pracy. Usłyszałem, że moja firma jest nowa i dlatego muszę czekać pół roku. Chciałem uzyskać zwolnienie od gminy z podatku od nieruchomości dla podmiotów tworzących nowe miejsca pracy, dowiedziałem się, że moja firma nie jest nowa, że jest kontynuacją starej i mi się nie należy. Przekonałem się na własnej skórze, że w Kluczborku nie ma klimatu dla pracodawców...
Klimat ten psuje, zdaniem Laskowskiego, głównie urząd skarbowy, który bezwzględnie domaga się spłaty zadłużenia po poprzedniku. A ja, co mogłem, płaciłem - zarzeka się Laskowski.
- Nie można żądać, żebym w ciągu trzech miesięcy spłacił wszystko, skoro poprzedni właściciel mógł się zadłużać w nieskończoność. Jak tak dalej pójdzie, może to doprowadzić do sytuacji, że będę musiał zlikwidować firmę. Ale urzędu skarbowego nie interesuje, że przez ich bezwzględne działania 140 osób może stracić pracę...

- Takie tłumaczenie, zwalanie winy za to, że firma ma kłopoty, i mówienie, że przez nas ludzie stracą pracę, to już jest chwyt poniżej pasa - komentuje Janusz Świderski, dyrektor Urzędu Skarbowego w Kluczborku.
- Nowi właściciele zobowiązali się w akcie notarialnym do spłaty wszystkich zobowiązań poprzednika - mówi Halina Zabłocka, nadzorująca postępowanie egzekucyjne w "Eurofashion". Myśmy już za poprzedniego właściciela prowadzili tam egzekucję należności i próbowaliśmy systematycznie je ściągać. Ale po przejęciu firmy, dokładnie 9 stycznia tego roku, przez nowych nabywców chcieliśmy dać im odetchnąć. Odblokowaliśmy konto, rozumiejąc, że muszą mieć czas na rozruch, na znalezienie nowych rynków zbytu. I przez miesiąc daliśmy im spokój.
- W lutym spłaciłem ok. 150 tys. zł - mówi prezes Laskowski. - Potem jeszcze po 23 tys. zł w marcu i kwietniu.
- Wpłynęło mniej - twierdzi Halina Zabłocka. - A i tak była to znikoma część ogólnej kwoty zadłużenia.
- Chciałem spłacić resztę w formie wierzytelności - twierdzi Laskowski. - Wskazałem spółkę, która jest mi dłużna pieniądze. I ten dług urząd skarbowy mógł sobie ściągnąć. Bylibyśmy rozliczeni i to z nadwyżką. Ale ich interesowała tylko żywa gotówka.
- Możemy przyjąć wierzytelności, ale tylko skarbu państwa, a nie długi jakiejś spółki - wyjaśnia Halina Zabłocka. - Poza tym sprawdziliśmy i okazało się, że wskazana przez pana Laskowskiego spółka z Warszawy po prostu nie istnieje.

Tymczasem zadłużenie "Eurofashion" rosło. Bo nie spłacane były także bieżące zobowiązania firmy. Terminy spłaty były przesuwane z tygodnia na tydzień.
- W końcu daliśmy ostrzeżenie - wpłata do 10 maja albo rzeczoznawca wycenia ruchomości, czyli przede wszystkim maszyny, i sprzedajemy je - mówi dyrektor Świderski. Termin minął, a my nie dostaliśmy nic.
21 czerwca zorganizowano przetarg na maszyny. Ale chętnych nie było.
- Za to ludzie, podjudzeni przez szefa, zareagowali agresywnie. Krzyczeli na nas. Nie chcieli dopuścić do maszyn - mówią pracownicy kluczborskiej skarbówki. Zagłuszali prowadzącego licytację.
- Trudno się dziwić. Boją się o pracę, ale niektórzy nie zdają sobie sprawy, że działamy także w ich interesie - dodaje Halina Zabłocka. - To, co ściągniemy pójdzie przede wszystkim na ich pensje.
Pracownicy "Eurofashion" też w to zasłanianie się urzędem skarbowym przestają wierzyć. Mówią, że była jeszcze duża część wyprodukowanego towaru, którego skarbówka nie zajęła, i to zostało sprzedane.
- Więc gdzie są pieniądze? - pytają.
- Poszły na wypłaty dla administracji - wyjaśnia Laskowski. Druga część miała pójść na resztę wynagrodzeń, ale w wyniku takich, a nie innych działań urzędu skarbowego zleceniodawca zablokował przelewy.
W tej chwili w "Eurofashion" urząd skarbowy prowadzi kontrolę, która ma wykazać, jak wygląda sprawa wynagrodzeń. Tylko na nie mogą być pobierane pieniądze z zablokowanego konta firmy.
Tymczasem, jak się nieoficjalnie dowiadujemy, bankowi przedkładano listy wynagrodzeń, na które pobrano z konta firmy duże sumy. O wiele większe od tych, które łącznie otrzymali do tej pory pracownicy. Komu faktycznie i ile się płaci, wykaże kontrola fiskusa.
- Sprawdzimy, czy nie są to kwoty fikcyjne, żeby wyciągnąć z banku jak największą ilość gotówki - mówi anonimowo jeden z pracowników skarbówki. - Podatku od wynagrodzeń nie otrzymaliśmy do dziś - mówi dyrektor Świderski. - Nie otrzymaliśmy też żadnych deklaracji podatkowych. Patrząc na to, co się dzieje w Kluczborku, nie zależy nam na tym, żeby doprowadzić do upadku kolejnego zakładu pracy, staramy się iść na rękę, ale nasza cierpliwość ma swoje granice...
- Jeśli chodzi o listy płac przedstawiane bankowi, owszem, były umowy-zlecenia na tzw. prace zlecone, na wyższe kwoty niż normalna pensja - przyznaje prezes Laskowski. Ale po jego - jak mówi - weryfikacji wróciły do kasy firmy i zostały przeznaczone na wydatki związane z jej utrzymaniem.
         
W urzędzie skarbowym twierdzą, że po takiej "weryfikacji" pieniądze te powinny wrócić na konto, bo z zablokowanego konta można brać pieniądze tylko na wynagrodzenia, a nie na wydatki firmy.
- To jest jakaś nagonka - kwituje prezes "Eurofashion". Ale to nic. Wczoraj w firmie był przedstawiciel głównego zleceniodawcy. - Zapoznał się z sytuacją. Jestem po wstępnych rozmowach i wszystko wskazuje na to, że będziemy kontynuować zlecenia - mówi Laskowski. Poinformowałem o tym pracowników i jestem dobrej myśli.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Gadżety i ceny oficjalnego sklepu Euro 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska