Przepchać wroga, powalić. I... nie połamać przy tym paznokci

Redakcja
Paweł Stauffer
Vixens Opole to nazwa opolskiej, jednej z czterech w kraju, drużyny żeńskiego futbolu amerykańskiego. Opolskie Lisice trenują zaciekle, rozgrywają mecze pokazowe i towarzyskie. A stroje,ochraniacze i kaski pożyczają od facetów.

Parę faktów

Parę faktów

>25.11.2013 r. - pierwszy nabór oraz założenie pierwszej w Opolu i czwartej w Polsce żeńskiej drużyny futbolu amerykańskiego.
>1.01.2014 r. - przyjęcie nazwy Vixens Opole.
>Luty 2014 r. - przystąpienie do Akademickiego Związku Sportowego.
>25.04.2015 r. - pierwszy w historii Polski mecz dwóch żeńskich drużyn futbolu amerykańskiego rozegrany w futbolu flagowym pomiędzy AZS Vixens Opole a Warsaw Sirens.

Wrist coach to opaska na przedramię, tuż nad nadgarstkiem (wrist - po angielsku nadgarstek, coach - trener). W tej opasce znajduje się najbardziej strzeżona przez zawodników futbolu amerykańskiego tajemnica, czyli rozpiska zagrywek drużyny. Dlatego Ewa Słupianek, liderka opolskich futbolistek, gdy ma na ramieniu wrist coacha, energicznie protestuje podczas robienia jej zdjęć. - Nie możemy tej rozpiski pokazać!

I zaraz wyciąga kartonik, rozpisuje "lipne" rozstawienie zawodniczek. Jak fotografować, to taką spreparowaną podkładkę. - Strategia drużyny to sekretny skarb - podkreśla.
Opolski AZS Vixens (Lisice) to żeńska drużyna futbolu amerykańskiego. Kobiecy futbol amerykański nie istnieje w ramach rozgrywek ligowych, panie rozgrywają jedynie mecze towarzyskie i pokazowe. - To nieprawda, że futbol amerykański jest typowo męskim sportem - mówią z przekorą.

- Gdy koledzy dowiadują się, że trenuję "amerykankę", natychmiast chcą ze mną rywalizować, siłować się, niektórzy pytają, czy ich podniosę - śmieje się Natalia Dytkowska. - No więc jak któryś z nich nie jest za ciężki, to podnoszę. Żaden problem.

Opolanki trenują raz w tygodniu. Współpracują z występującą w 2. Lidze PLFA Wolverines Opole (męska drużyna futbolu amerykańskiego). Są jedną z czterech działających w Polsce żeńskich "amerykanek". - Jesteśmy też w kontakcie z liderującym w Polsce żeńskim zespołem warszawskich Sirens - mówi Ewa.

Ewa Słupianek dynamicznie, w locie, łapie piłkę, podaje ją dalej. Przy tej okazji w słońcu błyszczą jej dopiero co elegancko zrobione paznokcie. - Nie przeszkadzają? - pytam. - Nie łamią się?

- Nie - śmieje się Ewa. - Piłka, którą gramy, jest mniejsza, ma wydłużony kształt, więc gdy ją łapiemy, nie zahacza o pazury…

Ale siniaków w tej grze już nie da się ominąć. - Sukienki po meczach czy nawet treningach? To zły pomysł. Niektóre siniaki długo się wchłaniają - mówi Ewa. I pokazuje ślad na piszczelu. To pamiątka z gry pokazowej futbolu amerykańskiego, jaki opolska drużyna Vixens dała dwa miesiące temu.

- Nie wiem, kiedy zejdzie - mówi futbolistka.

Ewa jest założycielką drużyny, sama o sobie mówi, że jest "chora" na sport. Kiedyś z sukcesami trenowała łyżwiarstwo figurowe. Teraz próbuje sił w futbolu amerykańskim.
To ostra gra, fulkontaktowa. Owszem, opolanki trenują wersję łagodną, tzw. flagówkę. Zawodnicy mają przyczepione do stroju szarfy i zerwanie szarfy przez przeciwnika - w dużym uproszczeniu - oznacza stratę. Sędzia powinien zaś eliminować wszelkie próby bardziej bezpośrednich ingerencji. Szarżowanie jest zabronione. Tyle teoria. Praktycznie różnie bywa, a i dziewczyny rwą się do walki "na całego".

- Blokowanie i zatrzymywanie innych to jest to, co sprawia mi największą frajdę. Gram na linii - zarówno w ofensywie, jak i w defensywie. Zatrzymuję zawodników. Uwielbiam być w tym skuteczna! Trzeba dobrze się ustawić, schować głowę między ramiona, potem wepchać ją między żebra przeciwnika, powalić go - mówi Natalia Dytkowska. Kiedyś uprawiała siatkówkę. Grę zespołową, ale bez kontaktu z przeciwnikiem. A tu taka odmiana.

Gdy powiedziała w domu, jaki sport stał się teraz jej pasją, mama była zmartwiona.
- Wciąż powtarzała, że się uszkodzę - mówi Natalia. - Więc pokazałam jej mecze futbolu flagowego, żeby się nie denerwowała.

Szarżować, powalać, przepychać się - owszem - można, ale w pełnym stroju, z odpowiednimi ochraniaczami. Podstawa to pady, czyli ochraniacze na ramiona i klatkę piersiowa. Ale przydałyby się też na szczęki, łokcie, kolana. No i okratowane kaski. I tu opolska żeńska drużyna boryka się z pewnymi problemami (jak zresztą każdy początkujący zespół). Profesjonalnych strojów do fulkontaktowego grania nie mają. Więc pożyczają od chłopaków, czyli bardziej zaawansowanych i z większym stażem futbolistów z Wolverines Opole.

- Piszemy też program o dofinansowanie w ramach projektu "Polak potrafi" - dodaje Ewa.
Własny, odpowiednio dobrany strój to gwarancja bezpieczeństwa. Więc trzeba go mieć. Poza tym - jak wiadomo - kobiety różnią się anatomicznie od mężczyzn i winny chronić nieco inne partie ciała. Pożyczać od facetów padów w nieskończoność więc nie można.
Gra w padzie nabiera zupełnie innego charakteru - tak, jakby zbroja z ochraniaczy dodawała dziewczynom ducha walki.

- Gdy gram w kompletnym sprzęcie, dostaję dodatkowego uderzenia adrenaliny - mówi Paulina Bolek. To filigranowa, zgrabna dziewczyna, kiedyś trenowała akrobatykę. W Vixens gra na pozycji WR, co oznacza - jak mówi - że jej zadaniem jest biec jak najdalej w pole punktowe. Trzeba być zwinnym, omijać przeciwników, wywijać się z ich ataków. - Jak w życiu - uśmiecha sie Paulina. - A jak mnie w końcu przeciwniczki dopadną, uderzą i polecę w tył... To też fajne uczucie! - śmieje się.

- Uwielbiam to poczucie własnej siły i kondycji wyrobionej podczas treningów. Wreszcie można kogoś przepchać, przestawić - dodaje z zapałem Mariola Gardzij, grająca na pozycji liniowej. Na boisku to już nawet nie lisica, ale waleczna lwica: broni swego zawodnika za wszelką cenę, nie cofa się przed rozwiązaniami siłowymi. Ale tylko na boisku. Poza nim to łagodna dziewczyna.

- W życiu, inaczej niż w futbolu, nie lubię starć, wybieram w sytuacjach konfliktowych negocjacje - mówi. - Kocham pracować z dziećmi, do niedawna pracowałam w żłobku, teraz skupiam się na kontynuacji studiów. No i na treningach.

I pomyśleć, że waleczna "lisica" Mariola to... była baletnica. - Ale gdy zaczęłam dorastać - usłyszłam, że balet jest już nie dla mnie, nie byłam wystarczająco chuda i filigranowa - wspomina. Potem były doświadczenia z tańcem nowoczesnym. Aż kolega przyniósł jej ulotkę o naborze do Vixens. - To sport dla ciebie - powiedział. Miał rację.

Natomiast Patrycja Paralusz (rozgrywająca) wcześniej grała w hokeja na trawie, także w piłkę nożną. Gdy tylko mogła, próbowła wszystkiego, co ekstremalne. - Lubię sporty charyzmatyczne, wymagające twardości, siły fizycznej, ale i charakteru - mówi. Tylko jej babcia, gdy usłyszała, że Pati będzie teraz amerykańską futbolistką, jęknęła:

- Jeszcze tego ci brakowało!

- Babciu, później będziemy się martwić - odpowiedziała z uśmiechem. I teraz przyznaje, że faktycznie, futbolu amerykańskiego jej w życiu bardzo brakowało, do szczęścia.

Obawy rodzin opolskich "lisic" nie są bezpodstawne. W krajach, gdzie ten sport uprawia się od lat i z pełnym, także siłowym, zaangażowaniem, nawet sprzęt chroniący nie zawsze pozwala na uniknięcie kontuzji. Według statystyk, w latach 2000-2005, zmarło 28 zawodników (głównie z lig szkół średnich) od urazów odniesionych podczas gier futbolowych. Częste są wstrząśnienia mózgu - około 41 tys. zawodników ze szkół średnich doznaje co roku tego typu urazów.

Natomiast w wysokiej zawodowej lidze, kiedy umiejetności techniczne są o wiele większe od niepohamowanej, karmionej adrenainą woli siłowego rozstrzygania rywalizacji - kontuzji jest mniej. Za to pieniądze - gigantyczne. Aaron Rodgers, rozgrywający Green Bay Packers z National Football League, podpisał dwa lata temu umowę ważną do 2019 roku - o wartości 110 milionów dolarów.

Przeciętnemu Polakowi oglądającemu amerykański futbol najłatwiej jest pojąć cel gry - dość oczywisty: zdobyć w ustalonym czasie więcej punktów od drużyny przeciwnej. Jak to się robi? Lisice prezentują: zawodnik RB (running back) przebija się do QB (quarterback, czyli rozgrywającego) i przekazuje mu piłkę hand to hand (do ręki).
Jajowatą charakterystyczną piłkę można wykopywać, nieść, rzucać czy wreszcie przekazywać ją z rąk do rąk. Punkty zdobywa się na wiele sposobów, na przykład przez przeniesienie piłki przez tzw. linię punktową, rzucenie piłki do zawodnika stojącego za tą linią - czyli w polu punktowym, lub przez kop na bramkę.

Dla nieobeznanego z tą dyscypliną obserwatora meczu kłopotem jest, że gra jest wciąż przerywana. Według analizy przeprowadzonej przez "Wall Street Journal" na podstawie meczów NFL pokazywanych przez cztery czołowe stacje telewizyjne, średni czas transmisji wynosi 174 minuty.

W tym czasie zaledwie 10 minut 43 sekundy stanowi właściwa gra, a jedna akcja trwa średnio 4 sekundy. Stąd, ponieważ zawodnicy mają 40 sekund na wznowienie gry, większość z 60 minut regulaminowego czasu całego meczu stanowią "stałe fragmenty", w których gra jest przerwana, ale czas jest odmierzany (co odróżnia futbol amerykański od koszykówki czy hokeja na lodzie). Więcej czasu transmisji niż gra wypełniają zbliżenia zawodników (średnio 75 minut), reklamy (około godziny), analizy meczu, powtórki (średnio 17 minut).

- Jeśli zna się zasady gry, to nie ma mowy o nudzie - zapewnia Mariola Gardzij. - Patrzysz jak zawodnicy zdobywają jardy i dech ci zapiera, a na skórze pojawia się gęsia skórka. Ja to poczułam niedawno, siedząc na widowni wrocławskiego stadionu.

Niedawno bowiem na stadionie we Wrocławiu w X SuperFinale zmierzyły się dwie najlepsze w tym sezonie drużyny męskie - Panthers Wrocław oraz Seahawks Gdynia. Stawką meczu będzie mistrzostwo Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego.Na trybunach zasiadło 14 tysięcy widzów. Seahawks wygrali.

A Lisicom marzy się, że i one kiedyś zagrają w zawodach podobnej rangi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska