Przesolone, przesłodzone

Lina Szejner
Lina Szejner
Lina Szejner
Dostaję mdłości zarówno wtedy, kiedy czytam takie przesolone rozmowy jak ta z gasnącą aktorką, jak i te przesłodzone z kolejnymi idealnymi małżonkami. Ale ludzie to lubią.

Znam takie powiedzenie, że jeśli o kobiecie nikt nie plotkuje, to znaczy, że jest stara, a jak dotyczy to aktorki, znaczy, że się skończyła. W świecie gwiazd co prawda nie brakuje tematów do plotek, ale niektóre, zwłaszcza te dogasające, bardzo się starają, aby w rozmowie z dziennikarzami pozostawić wrażenie osób na tyle niekonwencjonalnych, z takimi poglądami, że czytelnicy mogą je za to znielubić, ale nie pozostaną obojętni.
W jednym z pism przeczytałam wywiad z aktorką, która właśnie spodziewa się dziecka, ale dzieci w ogóle to nie lubi. Leciała kiedyś samolotem i "coś" przez całą podróż wyło. Teraz aktorka ma zamiar poprosić, żeby organizowano loty osobne dla dzieci i osobne dla dorosłych. W tym miejscu chciałoby się zapytać, czy gdyby miała lecieć w podróż ze swoim dzieckiem, które niebawem urodzi, czy też poprosi o to, by je wysłano innym samolotem. Przyszła mama, jak przystało na niekonwencjonalną osobę, nie ma zamiaru wiązać się węzłem małżeńskim z ojcem dziecka, ponieważ dla niej słowo żona, brzmi po prostu okropnie. Osobiście wątpię, żeby się ktoś do tego specjalnie palił, ale to tylko taka dygresja...
Raz po raz zdarza nam się oglądać w telewizji osoby z pierwszych stron gazet, prezenterów i polityków, którzy przez ujawnianie kontrowersyjnych poglądów chcą, choć przez krótki, czas być na ustach wielu ludzi. Zawsze znajdą się przecież tacy, którym owe kontrowersje bardzo pasują i można nawet na tym ugrać jakiś kapitał. Na pewno zaś liczyć na polemikę konkurencji, własną odpowiedź i ani się człowiek spostrzeże, a już jakieś tryby mielą, ktoś się z czymś nie zgadza, ktoś popiera i już się jest na fali.
Zupełną odwrotnością takich zachowań zmierzających zresztą do tego samego celu, jest publiczne opowiadanie o najzgodniejszej rodzinie, mężu pozostawiającemu po wyjeździe na delegację karteczki z wyznaniami w lodówce i na patelni, uroczystym czczeniu rocznic poznania, ślubu i pierwszego wspólnego spaceru z psem. Kiedy te rewelacje rodzinne ukazują się w miesięczniku, ta para już się dawno rozstała i możemy się tylko domyślać, że choćby się tekst przeleżał w redakcji i tak wtedy gdy to małżeństwo udzielało wywiadu, wszystkie te "słodycze" były już dawno zjedzone i odbijały się czkawką. Oboje małżonkowie wkrótce udzielają podobnych wywiadów tylko z innymi partnerami, bo " dopiero teraz wiedzą, co to prawdziwa miłość".
Dostaję mdłości zarówno wtedy, kiedy czytam takie przesolone rozmowy jak ta z gasnącą aktorką, jak i te przesłodzone z kolejnymi idealnymi małżonkami. Ale ludzie to lubią.
Czasem, choć rzadko, włączam telewizor gdy leci "Klan". Nie śledzę więc akcji, ale zdumiewa mnie konsekwencja, z jaką każda z występujących tam rodzin, celebruje posiłki. Talerzyki, dzbanki do kawy, serwetki, rozkładane są przez domowników przy śniadaniu i po powrocie z pracy. Wszyscy mają czas, by sobie wzajemnie podawać półmiski. A w naszych domach posiłki jadane są w pośpiechu, o różnych godzinach, bez tej porcelanowej czy nawet ceramicznej zastawy. Bo prawdziwe życie ludzi różni się od tego na pokaz, jak śniadanie w "Klanie" od tego w naszych domach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska