Psy do pokochania

Ewa Kosowska-Korniak
Zwierzęta potrafią uschnąć z tęsknoty za swoim panem. Tak jak kundel Pekińczyk. Gdy właściciel oddał go do schroniska, przez trzy dni siedział bez ruchu, nie jadł i nie pił.

Przychodzę rano, a on nadal siedzi w tym samym miejscu, nadal ma otwarte oczy, ale już nie żyje. Zmarł z tęsknoty - opowiada Dorota Szafrańska, od 7 lat opiekująca się psami w miejskim schronisku dla bezdomnych zwierząt w Opolu przy ul. Torowej.
Siedem lat, czyli odkąd powstało schronisko, przebywa w nim Dżakunia, pupilka pracowników. W dzień trudno ją dojrzeć, gdyż ukrywa się przed światem, a zwłaszcza przed mężczyznami, których panicznie się boi. Choć skrzywdzono ją, gdy była szczeniakiem, do dziś jest pełna nieufności wobec ludzi. Lubi za to dzieci.
- Wychodzi z ukrycia dopiero wieczorem - dodaje opiekunka. - Choć jesteśmy jedynymi ludźmi, do których ma zaufanie, nie zje, jeśli stoimy obok niej. Musimy się schować, dopiero wtedy sięgnie do miski.
Nikt nie ma wątpliwości, że Dżakunia zakończy swój psi żywot w schronisku, ponieważ nie zaaklimatyzuje się u nowego właściciela.
- Jest taka grupa psów, która pozostanie z nami do samego końca. One się nie nadają do adopcji, urazy tkwią głęboko w nich. Niektóre są agresywne. Dla nich domem jest schronisko - mówi kierownik Zbigniew Słomiński.
W tej chwili na ulicy Torowej przebywa 90 psów. Średnio w miesiącu pięć wraca do swoich zagubionych właścicieli, trzydzieści idzie do tzw. adopcji, czyli znajduje nowego pana, a drugie tyle trafia do schroniska. Przynoszą je tutaj przypadkowe osoby oraz ich właściciele albo pracownicy schroniska, których zadaniem jest wyłapywanie błąkających się po ulicach piesków.
Niektóre psy czekają przywiązane na sznurku do bramy wejściowej schroniska, aż ktoś się nimi zaopiekuje. Tak było z Almą. Właściciele nie mieli odwagi jej oddać, woleli ją podrzucić.
- Do szyi miała przywiązaną kartkę z imieniem Arka. Almą nazwała ją nowa właścicielka, do której trafiła trzy lata temu. Myślałyśmy, że to koniec jej tułaczki, ale niedawno nowa pani ją oddała. Powiedziała, że urodziła dziecko, wobec którego zazdrosny pies okazywał agresję - mówi Anna Ociepko, opiekunka psów.

"Po przejściach" jest niemal każde z przebywających na ul. Torowej zwierząt. Każde ma swoją łzawą historię, którą tak naprawdę zna tylko ono samo. Stąd tak trudno czasem im się przestawić, przystosować do nowych warunków, zapomnieć. Są osowiałe, smutne, zalęknione i nieufne.
Serduszko, uroczy popielaty kundelek. Od urodzenia był trzymany wraz z rodzeństwem w ciasnej szopie. Był najbiedniejszy z całej czwórki, najbardziej wychudzony i wystraszony. I choć trafił na Torową jako siedmiomiesięczne szczenię...
- Do dziś nikt go jeszcze nie zdołał pogłaskać. Pozostał dziki - opowiadają opiekunki. - Znalazł natomiast u nas psich przyjaciół. On, Azunia i Pina tworzą paczkę, nie odstępują się na krok, bronią się nawzajem przed innymi psami.
Aza, owczarek niemiecki, chętnie podbiega do każdego, łasi się, przymila i czeka, aż ktoś ją pokocha równie mocno jak poprzedni właściciele.
- To byli starsi państwo, oddawali ją z bólem serca, gdyż zmusiło ich do tego życie. Byli ciężko chorzy, po wylewach. Aza również zachorowała, sama wymagała opieki. W schronisku przeszła operację - wspomina Dorota Szafrańska.
Przymilna Aza czeka jednak na miłość nadaremnie. No bo kto zechce wziąć do domu 17-letniego psa, który ledwo chodzi? To prawie taki sam obowiązek jak opieka nad 90-letnim człowiekiem.
Murzynka, uroczego czarnego kundelka, właściciele zostawili przywiązanego na łańcuchu, a sami wyjechali do Niemiec. Sąsiedzi, którym zapłacono za dokarmianie zwierzaka, ani razu nie podsunęli mu miski z jedzeniem. Zdychał z głodu. A mimo wszystko nadal lubi ludzi.
Rudy Misiek jest ślepy. Trafił do schroniska zakrwawiony, z wydłubanym okiem. Tylko on wie, co się stało. Chowa uraz w sobie, jest agresywny.
Siostry Mona i Liza przystawiają pyszczki do drucianego ogrodzenia kojca. Przeszywają człowieka smutnym, pełnym tęsknoty spojrzeniem. Są tu od stycznia. Mona miała szansę znalezienia nowego domu, ale dziś, po 4 dniach, wróciła do schroniska. Nie wytrzymała tęsknoty za siostrą, nie potrafiła się zaaklimatyzować w nowych warunkach.
- Tylko wróciła, od razu zrobiła się trochę weselsza - zauważa Zbigniew Słomiński. - Pieskowi oddanemu do adopcji dajemy 2 tygodnie na przystosowanie się do nowych warunków. Jeśli nie zdoła tego zrobić, nowi właściciele mogą oddać nam go z powrotem.

Szczenięta i psy rasowe najszybciej trafiają do nowych panów. W biurze kierownika ciągle dzwonią telefony z pytaniami o rasowce. Pewnie dlatego, że w schronisku płaci się za psa, nawet szlachetnej maści, do 50 złotych, plus 20 złotych za szczepienie (najtańsze psy są po 10 złotych).
Dlatego nie miał problemów ze znalezieniem nowego domu pręgowany młody bokser. Choć na razie przechodzi 14-dniową kwarantannę (tyle czasu daje się starym właścicielom próbującym odszukać zaginionego pupila), jest już jest "zaklepany", ma nowego pana.
- Widać, że zaaklimatyzuje się w każdych warunkach. Gdzie byśmy go nie postawili, tam jest mu dobrze - mówi Anna Ociepko.
Tymczasem 95 procent bezdomnych mieszkańców schroniska to mieszańce, czyli popularne kundelki.
- One są jednak najbardziej przywiązane do swojego pana i najdłużej pamiętają. Psy ras agresywnych zapominają szybciej - mówi kierownik schroniska.

Nie da się ciężko pracować przy psach, nieraz agresywnych, piątek świątek i niedziela, jeśli się ich nie kocha. Pracownicy schroniska kochają zwierzęta, a one to wyczuwają.
- Kochany ty mój, najpiękniejszy, przesłodki puszku - tymi komplementami Anna Ociepko obsypuje rzeczywiście ślicznego puchatego kundla Brokata. On przymila się do niej, przystawia pyszczek do jej policzka.
- Co z tego, że praca jest ciężka, wiele osób mówi nawet, że nie dla kobiet, skoro o wszystkich trudach natychmiast się zapomina. Wystarczy jedno spojrzenie czy przytulenie takiego słodkiego stworzenia - dodaje Anna Ociepko, tuląc się do "puszka".
Brokat jest w schronisku od miesiąca, właściciele zostawili go na ulicy przywiązanego do drzewa. Po okresie zalęknienia, chowania się głęboko w kącie i niepewności przeszedł do fazy przymilności. Na pewno znów ktoś go pokocha.

Psy, które nie pozwalają się pokochać nowym właścicielom, pozostaną w schronisku do końca, czyli do naturalnej śmierci.
- Usypiamy jedynie psy nieuleczalnie chore, jeśli weterynarz podejmie taką decyzję - mówi kierownik schroniska. - Nie stosujemy eutanazji, żeby poprawić stan ilościowy schroniska. To byłoby nieludzkie.
Uśpienia cudem uniknęła Muszka, schorowany kundelek ze złamaną szczęką. Patrząc na tego biednego, 13-letniego psiaka, człowiek mimowolnie zastanawia się, czy wybawca dobrze zrobił.
- Ona miała iść na uśpienie, ale pewien pan ją zobaczył, zachwycił się nią, zabrał do domu. W zeszłym roku jednak oddał ją, twierdząc, że pies wył i przeszkadzało to żonie. Wielka szkoda - mówią opiekunki, patrząc ze współczuciem na Muszkę.

Uradowane psy z impetem wypadają z kojca,w którym siedziały drugi dzień i zaczynają skakać wokół pana Czesława - takie scenki jak ta wczorajsza zawsze napawają pracowników schroniska wzruszeniem. Nie szczędzą jednak niefrasobliwym właścicielom zwierząt pouczeń.
- Nie można puszczać psów samopas, bez kagańców, bez opieki. Jeden z nich rzucił się na kobietę prowadzącą wózek z dzieckiem. Dlatego ludzie nas wezwali i zabraliśmy go do nas - powtarza pracownik schroniska.
- Mój bokser? To niemożliwe. To pies do rany przyłóż, między dziećmi chowany. On nikogo nie skrzywdzi - przekonuje raczej sam siebie niż innych właściciel boksera i jasnego kundla.
Teraz za swą niefrasobliwość przyjdzie mu zapłacić. Ale opłata będzie symboliczna.

Choć schronisko jest utrzymywane w głównej mierze przez miasto i choć samo stara się zarabiać, nie funkcjonowałoby, gdyby nie darczyńcy i sponsorzy.
- Dużą pomocą jest dla nas tania żywność, która kupujemy tuż przed upływem terminu przydatności do spożycia, za symboliczną odpłatność, i datki wpłacane na nasze konto przez życzliwych nam ludzi - mówi kierownik Zbigniew Słomiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska