Robert Janson: Trzeba iść naprzód!

Katarzyna Kownacka
Rozmowa z Robertem Jansonem, liderem zespołu Varius Manx.

- Ma pan pecha czy szczęście do kobiet? Niejeden zespół nie wytrzymuje zmiany jednej wokalistki na drugą, a wy właśnie przyjęliście na pokład czwartą...
- Faktycznie, jesteśmy chyba ewenementem w kraju. Ale rzecz nie w ilości, a w jakości. Jak za każdym z poprzednich razów, tak i teraz jestem o to spokojny. Z każdą z dziewczyn, które śpiewały w Varius Manx, udało nam się zrobić coś fajnego. Każda z nich pozostawiła po sobie ślad. Teraz przyszła ta czwarta. Jest fajna i dobra w tym, co robi. Jestem bardzo szczęśliwy, że na 21-lecie istnienia zespołu jest z nami właśnie Anna Józefina Lubieniecka.

- Która - trzeba dodać - jest przy was straszną smarkulą.
- Jest ledwie dwa lata starsza od Varius Manx. Trzeba przyznać, że to nawet zabawne. Wszyscy czujemy się wobec niej jak ojcowie... Nic w tym chyba dziwnego - ja jestem od Józi - bo tak chce, żeby na nią mówić - dwa razy starszy.

- Jak się panu pracuje z taką małolatą? W zestawieniu z waszym doświadczeniem jest chyba słabo obyta ze sceną.
- Tu będę Józi bronił - doświadczenie już ma. Choćby ze względu na zakończony sukcesem udział w "Szansie na sukces" czy w musicalu, z którym występowała w teatrze Buffo. Była też solistką u Piotra Rubika. Wprawdzie to były występy, gdzie nie musiała i nie była frontmenką, ale już po kilku pierwszych naszych wspólnych koncertach widać, że da radę również roli twarzy zespołu. Ma charyzmę, bunt, i energię młodości. To doskonale współgra z wieloletnim doświadczeniem i wiekiem średnim czterech pozostałych członków zespołu...

- Kto kogo ustawia w zespole - młoda energiczna wokalistka starszych panów czy przeciwnie - oni ją?
- Nie ma tak, że ktoś kogoś u nas ustawia. Varius Manx to organizm, który ze sobą współgra. Inspirujemy się wzajemnie, głos każdego liczy się w całości. A że Józefina jest otwarta i zawsze mówi szczerze to, co myśli, więc również jest słuchana. Trzeba jednak podkreślić to, że dzięki pojawieniu się kogoś takiego jak ona - z tą głęboką wrażliwością, możliwościami wokalnymi i scenicznymi, zespół mógł wznowić działalność. Kilka miesięcy temu nie było to wcale takie oczywiste. Były chwile, kiedy zastanawialiśmy się, czy Varius Manx w ogóle jeszcze będzie istniał.
- Jak Józia do was trafiła i kiedy zapadła decyzja o tym, że znów nagrywacie płytę i zaczynacie koncertować?
- Kiedy już było wiadomo, że nie uda się nam wznowić działalności w starym składzie, że nie będzie z nami Moniki Kuszyńskiej, to spotkanie z Józefiną zaaranżowała nasza poprzednia menedżerka Monika Paprocka. Już przy pierwszej rozmowie Józia zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Zwłaszcza kiedy usłyszałem nagrany przez nią materiał. Wiedziałem, że dziewczyna ma wokal, którego nie trzeba się będzie wstydzić, kiedy ktoś przypadkiem nagra go amatorsko na koncercie - a takie sytuacje obnażyły już niektórych wokalistów. Wyczułem też, że ma podobną do mojej wrażliwość. A decyzja o tym, że ruszamy, zapadła w styczniu ubiegłego roku.

- Kilka tygodni temu rozmawiałam z Moniką Kuszyńską. Mówiła, że wasze rozstanie mogło wyglądać inaczej - lepiej, bardziej po partnersku. Czemu?
- Każdy ma prawo interpretować i odczuwać pewne fakty tak, jak chce i jak podpowiada mu serce. Kiedy członkowie zespołu podjęli decyzję, że warto spróbować wrócić, Paweł Marciniak, Sławek Romanowski i nasza ówczesna menedżerka Monika Paprocka pojechali do Moni do Bielska. Ja wtedy byłem jeszcze w kompletnej depresji, na lekach antydepresyjnych. O tym wszyscy byli poinformowani. Koledzy usłyszeli wtedy od Moniki kategoryczne "nie" na hasło powrót. Bardzo chcieliśmy wyjść po naszej wspólnej tragedii na scenę razem. Ale nikt nie miał pretensji o to, że Monika czuje inaczej. Rozumieliśmy, że być może potrzebny jest jej jeszcze czas. Ja rozumiałem to bardzo dobrze. Ale rozumiałem również chłopaków, którzy chcieli wrócić do pracy. Do sensu, którym żyli tyle lat. Varius Manx to nasze dziecko. Kochamy muzykę i zawód, który wykonujemy od ponad 20 lat. Poza tym praca w tym zespole to dla kilku jego członków po prostu źródło utrzymania. A że granie piosenek Varius Manx pod nazwą X nie miało sensu, bo pachniałoby hipokryzją, to podjęliśmy decyzję o powrocie pod naszą marką. Potem pojawiła się Józia, zderzyły się żywioł młodości z doświadczeniem i zaczęliśmy pisać nowy rozdział. Bez Moniki, ale z jej woli w ten sposób.

- W piosence "Przebudzenie" na nowej płycie "Eli", bardzo dla waszego albumu symbolicznej, padają słowa "żegnam sen, który się prześnił, nie obejrzę się". Na co pan się nie będzie oglądał?
- Odwracając to pytanie, powiedziałbym tak: oglądam się tylko za pięknymi kobietami, zwłaszcza za moją żoną. A za czym się nie będę oglądał? Uczę się każdego dnia nie oglądać wstecz, choć wiele sytuacji wraca do mnie jak bumerang. Ale walczę z tym. Ponoć najważniejsze w życiu jest dzisiaj. Choć, owszem, staram się też patrzeć z nadzieją w przód.

- Jedno pytanie o te minione kilka lat po wypadku, gdy zniknął pan dla świata, chciałabym jednak zadać. Wziął pan winę za to zdarzenie na siebie, poddał się karze. Ale dlaczego pozwolił pan tak długo wieszać na sobie psy? Czemu pan nie walczył, nie polemizował z mediami, które oskarżały pana na przykład o utrudnianie śledztwa?
- Bo wychodzę z założenia, że to, co dajemy światu, wraca potem do nas w takiej samej lub podobnej postaci. Dobra i zła. A poza tym w tamtym czasie wdawanie się w dyskusje, polemiki, spory, obrzucanie błotem, nikomu z nas by nie służyło. Gdybym chciał walczyć, musiałbym wyciągać cały arsenał środków - począwszy na przykład od tego, że zrobione długo po wypadku badanie techniczne samochodu wykazało, że w jego prawym tylnym kole był uszkodzony wentyl. Dzień wcześniej zostawiliśmy samochód na niestrzeżonym parkingu. Takie i wiele innych faktów trzeba by wyciągać, a potem raz jeszcze stanąć twarzą w twarz z tamtą sytuacją, kazać przeżywać ją wszystkim. Co, gdyby się okazało, że mojej winy w tym nie było? Wolę do tego nie wracać. Nie miałem na to sił, i chyba żadne z nas nie miało. Wolałem wziąć to na siebie i zamknąć rozdział. Nieprawda, że milczałem cały czas. Wygrałem proces z jednym z tabloidów o wyjątkowo obrzydliwe kłamstwa. Miałem satysfakcję, bo musiał przeprosić, i korzyść, bo wygrane odszkodowanie poszło na dom dziecka, który wspomagamy wraz z żoną.

- Na waszej nowej płycie "Eli" są piosenki, do których słowa napisała Anita Lipnicka - pierwsza z wokalistek Varius Manx. Jak to się stało?
- Sprowokowała to chyba sama Józia, która dobrze pamiętała i zna twórczość Anity. Słuchała jej, kiedy była kilkuletnią dziewczynką i ma do tych wykonań wielki sentyment. Podczas pracy nad albumem przy którejś z rozmów powiedziała, że byłoby pięknie, gdyby do tego nawiązać. Podłapałem to, wykonałem telefon do Anity i... jestem jej bardzo wdzięczny, że przyjęła tę propozycję.

- Masz jakieś podskórne przeczucie, który z utworów na tym krążku może być hitem na miarę "Piosenki księżycowej", czy "Orła..."?
- Niestety, nigdy nie miałem takich przeczuć. W ogóle nie stawiałem na takie utwory jak "Zanim zrozumiesz" czy te wymienione przez ciebie. Niektórych z nich nie miało być na płycie, inne na pewno nie były brane pod uwagę jako te, które mogą osiągnąć sukces. Teraz więc też nie będę niczego typował. Pozostawię to tym, którzy dokonują oceny. Liczę na to, że słuchając tych piosenek - ludzie będą czuli emocje. Na chwilę się wyciszą, zatrzymają - choćby ze względu na to, że dookoła słychać tylko dyskotekę, rytmiczną, szybką muzykę taneczną. Chciałbym trafić z tym, co zrobiliśmy, do ludzkiej wrażliwości.

- Ile płyt sprzedał łącznie zespół? 2-2,5 miliona?
- Chyba około 2 milionów i 200 tysięcy. Połowa lat 90. faktycznie była dla nas łaskawa i sprzedawały się kilkusettysięczne nakłady.

- Tak duże, że dostaliście wreszcie brylantową płytę.
- Była klamrą, która spinała bardzo udane dla nas dziesięciolecie.

- Nie obawia się pan zawodu, bo dziś przy małej sprzedaży pewnie aż tak dobrze nie będzie.
- To, czy z półek zniknie 20, 30, 40 czy 50 tysięcy krążków - nie ma dla mnie znaczenia. Może tylko takie, że za większą sprzedażą mogą iść ewentualnie kolejne propozycje koncertów. Ale chyba wszystkim nam bardziej zależy na tym, o czym mówiłem przed chwilą - żeby trafić we wrażliwość słuchacza.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska