Sebastian Świderski. Najpierw siatkarz, teraz trener

Redakcja
W 2000 roku podpisał kontrakt z kędzierzyńskim klubem i nie przypuszczał, że tu zapuści korzenie. Dziś jest naszym “ziomalem", jak mało kto w Zaksie.

Dwanaście lat temu przez myśl nam nie przeszło, że to wszystko tak się ułoży - wspomina Sebastian Świderski, przez wiele lat siatkarz, od tego sezonu asystent trenera. - Wyjeżdżając z rodzinnego miasta zapowiadałem, że po zakończeniu kariery wrócę do Gorzowa. Życie napisało inny scenariusz. Nie żałuję. Jestem w miejscu gdzie siatkówka jest sportem numer jeden nie tylko w mieście, ale i całym regionie.

Tam nasz dom gdzie nasi znajomi

Decyzja zapadła, gdy rodzina Świderskich po raz drugi przyjechała do Kędzierzyna-Koźla (siatkarz po 7 latach gry we Włoszech wrócił do naszego klubu). Wraz z żoną Olgą postanowili kupić dom.

- Po powrocie z Włoch zastanawialiśmy się co, gdzie i jak dalej robić - przyznaje popularny “Świder". - Wyszliśmy z założenia, że tam nasz dom gdzie nasi znajomi. Podczas mojego pierwszego kontraktu w Kędzierzynie poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, z kolei w Gorzowie kontakty z czasem się zatraciły. Postanowiliśmy, że skoro było nam dobrze, to tutaj się osiedlimy. Nie chodzi tylko o sport i pracę, ale też o dzieci, które są bardzo zadowolone.

- Najważniejsi byli przyjaciele, których tutaj zostawiliśmy. Przybyło kilkoro nowych, jak chociażby nasi obecni sąsiedzi - dodaje Olga Świderska. Krąży nawet anegdota, że niektórzy sąsiedzi nie potrafią w Kędzierzynie żyć bez siebie.

- No tak, pewnie chodzi o Świderskich i Zagumnych - śmieje się żona “Świdra". - Dwa lata temu wynajęliśmy dom i okazało się, że 200 metrów dalej mieszkają już Zagumni. Rok temu kupiliśmy dom w innej okolicy, a kilkanaście metrów dalej dom wynajęli… Paweł z Oliwką.

Żona siatkarza dodaje jeszcze dwa ważne argumenty przemawiające za Opolszczyzną: - Nie przepadamy za wielkimi aglomeracjami miejskimi i Kędzierzyn wydawał się idealnym miastem. Poza tym moja firma ma siedzibę w Częstochowie, wiec mam bliżej do pracy - zaznacza Olga Świderska, która jest współwłaścicielką firmy Visione One, zajmującej się dystrybucją licencjonowanego sprzętu sportowego i zabawek dla dzieci. Pracuje razem z Edytą Wojciechowską-Malke - żoną menedżera Sebastiana. Były siatkarz też wspiera interes żony. Razem z Jerzym Dudkiem oraz Otylią Jędrzejczak promują jedną ze sportowych marek “Move", będącą w ofercie Visione One. - W zasadzie każdy z nich ma swoja kolekcje produktów odpowiadającą uprawianym dyscyplinom: Move Team Otylia to akcesoria pływackie, Move Dudek collection - akcesoria piłkarskie, a Move Świderski edition - akcesoria do piłki siatkowej.

Olga i Sebastian mają dwoje dzieci: 13-letnią Maję i 8-letniego Tomka. Córka małymi kroczkami idzie w ślady taty. Trudno się dziwić skoro od najmłodszych lat, a raczej miesięcy, była obecna na meczach taty. Pierwsze kroki stawiała na parkiecie “starej" hali, gdzie jeszcze grał Mostostal.

- Kiedy przyjechaliśmy miała roczek i swoje pierwsze kroki życiowe stawiała w Kędzierzynie - wspomina dumny tata. - Dzisiaj jest już w pierwszej klasie gimnazjum, chodzi do klasy sportowej o profilu siatkarskim. “Po drodze" miała wiele innych dyscyplin, ale siatkówka została na dłużej. Ciągnie się od Włoch, bo Maja poszła na pierwsze zajęcia w Maceracie. Tomek zajmuje się wszystkim po trochu. Pływa, ale też chodzi na piłkę nożną. Bardzo się z tego cieszymy, bo dzieci nie przesiadują przed komputerem, czy telewizorem, tylko się ruszają.

Krok w tył, by odpalić

W poprzednim sezonie kolejna kontuzja definitywnie przerwała wielką karierę zawodnika. Nie oznaczała jednak rozbratu ze sportem. Sebastian przez kilka lat przygotowywał się do roli trenera i w końcówce poprzednich rozgrywek objął Farta Kielce. Po sezonie wrócił do Zaksy, gdzie został asystentem Daniela Castellaniego. I praktycznie przeniósł się... do hali.

- Spędzam w niej dużo więcej czasu, niż kiedy byłem zawodnikiem - podkreśla młody szkoleniowiec. - Staram się rozgraniczyć pracę z domem, dlatego nie chcę przynosić do domu zadań, które dostaje od Daniela i które sam sobie wyznaczam. Trening to jedno, ale przed i po nim trzeba się przygotować do kolejnych zajęć i meczów. Gdy pojawiła się propozycja z Kielc to rzuciłem się na głęboką wodę. Jednak stwierdziłem, że trzeba zrobić krok do tyłu, by później mocniej pójść do przodu. Niedawno, przy okazji wizyty Arkasu Izmir, pytałem Glenna Hoaga jak zaczynał. Powiedział, że jemu ogarnięcie wszystkiego i przejście z zawodnika na trenera zajęło prawie pięć lat. Dziś jest jednym z najlepszych trenerów na świecie. Staram się zbierać jak najwięcej doświadczeń. Dlatego niekiedy tego czasu brakuje w ciągu dnia, ale jestem bardzo zadowolony, bo sprawia mi to przyjemność.

Jednak nie ma czasu na inne przyjemności, jak choćby wędkarstwo.

- Kiedy byłem zawodnikiem, to dość często wykupywałem jednodniowe zezwolenia na połowy - opowiada. - W tym roku stwierdziłem, że skoro mam tu dom i jestem na miejscu, to na pewno bardzo często będę chodził na ryby. Wykupiłem więc całoroczne zezwolenie i... jeszcze ani razy nie wędkowałem.

Jego inną pasją jest żużel, bo w rodzinnym Gorzowie tradycje speedway'a są ogromne. Sebastian gości czasem w studiu Canal plus, podczas zawodów Grand Prix.

Pod nadzorem mamy

Bardzo ważną osobą w domu Świderskich jest mama Sebastiana, Jadwiga, która mieszka z nimi od kilkunastu lat. Była podczas pierwszego kontraktu “Świdra" w Kędzierzynie-Koźlu, pomagała we Włoszech, teraz też razem mieszkają.

- Mam z nią wspaniały kontakt - przekonuje Olga. - Jesteśmy jak przyjaciółki. Dużo nam pomaga, właściwie zajmuje się prowadzeniem domu kiedy my z Sebastianem jesteśmy pochłonięci pracą. Nie musimy szukać kogoś obcego do opieki nad dziećmi.

- Bardzo jej za to dziękujemy, bo poświęciła się dla nas - uważa Sebastian. - Staramy się oczywiście jak najwięcej czasu spędzać razem. Kiedy tak jest, to wsiadamy na rowery, albo bawimy się z naszymi zwierzętami, bo mamy psa i kota. Generalnie w domu dzielimy się obowiązkami. Dzieci to doskonale rozumieją, bo to nie jest ich pierwszy tydzień, miesiąc, czy rok, kiedy ja jestem przy sporcie.
Świderscy lubią wygospodarować wolny wieczór, by spotkać się ze znajomymi. Często są gospodarzami rodzinnych spotkań graczy Zaksy. W klubie panuje opinia, że “najlepsze imprezy są u Świdrów, bo Ola super gotuje".

- Uwielbiam gotować i sprawia mi to dużą frajdę - zapewnia Olga Świderska. - Częste imprezy to może przesada, no ale przyjaciele do nas zawsze chętnie przychodzą wiec mogę chyba powiedzieć, że z moim gotowaniem nie jest źle.

- Miło to słyszeć, choć nie wiem, czy to powinno się ukazać w prasie - śmieje się asystent trenera Zaksy. - Żona ma talent kucharski, ale jak latem kupiliśmy duży profesjonalny grill to ja zostałem mianowany “Grill Masterem". Wdrażam się w tajniki grillowania. Poza tym do kuchni się nie pcham, a raczej dziewczyny mnie tam nie wpuszczają. Chociaż ostatnio stwierdziły, że robię najlepszą jajecznicę i “zaprzęgły" mnie do robienia niedzielnych śniadań.

A jajecznica w wersji “Świdra" jest bardzo urozmaicona i za każdym razem inna: - Może być w niej cebulka, szyneczka, żółty ser, czasami mozarella, albo pieczarka. Zależy na co mam ochotę i który produkt do mnie “się uśmiechnie".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska