Śmierć czeka przed metą. Wypadki sportowców

sxc.hu
sxc.hu
Tydzień temu światem wstrząsnęła wiadomość o śmierci gruzińskiego saneczkarza Nodara Kumaritaszwilego. To kolejna ofiara sportowej rywalizacji.

Już suchy komunikat po wypadku 21-letniego saneczkarza na treningu przed rozpoczęciem olimpijskich zmagań brzmi straszliwie: na zakręcie nr 16 stracił kontrolę nad sankami. Przy prędkości 145 km/h został niczym pocisk wyrzucony z toru ponad bandą i uderzył głową w metalowy słup podtrzymujący dach.
Saneczkarze praktycznie nie mają żadnej ochrony poza kaskiem. W takiej sytuacji i tak niewiele może on pomóc. To sprawia, że saneczkarstwo to jeden z najbardziej niebezpiecznych sportów. Doświadczyła tego też nasza najlepsza zawodniczka - Ewelina Staszulonek. Na igrzyskach w Vancouver zakończyła rywalizację na 8. miejscu, a jeszcze niedawno niewiele brakowało, by została kaleką. W październiku 2007 roku podczas treningu na torze we włoskiej Cesanie doznała złamania obu kości podudzia i to aż w siedmiu miejscach. Skomplikowane operacje w Niemczech pozwoliły jej nie tylko wrócić do normalnego życia, ale też do sportowej rywalizacji na najwyższym poziomie.

Zresztą i w polskim saneczkarstwie zdarzył się śmiertelny wypadek. W 1969 roku na torze w niemieckim Koenigsee zginął reprezentant naszego kraju - Stanisław Paczka. Stało się to podczas mistrzostw świata. Paczka tak jak Gruzin Kumaritaszwili został wyrzucony poza tor i tam uderzył w drzewo. To był pierwszy śmiertelny wypadek na sztucznym torze.

O ile w innych niebezpiecznych dyscyplinach sportowych zrobiono wiele rzeczy, żeby poprawić bezpieczeństwo, to akurat w saneczkarstwie jest inaczej. Tor, na którym rywalizowali uczestnicy podczas trwających igrzysk, jest najszybszy na świecie. Prędkości, jakie osiągają na nim zawodnicy przekraczały 150 km/h. Wielu z nich krytykowało organizatorów i projektantów obiektu. Podczas treningów z sanek wypadło aż 12 zawodników. Jednym z nich był dwukrotny mistrz olimpijski - Włoch Armin Zoeggeler. Szczęście w nieszczęściu, że nie doszło do kolejnych tragedii.

Rajdowcy w klatkach
- Dla mnie to zupełnie niezrozumiałe, że w saneczkarstwie sprawa bezpieczeństwa ma, jak się wydaje, niewielkie znaczenie - mówi Stanisław Kozłowski z Automobilklubu Opolskiego. - Przecież ten jadący w dół rynną zawodnik nie ma żadnego zabezpieczenia, a jedzie z niesamowitą prędkością. To już jest prawdziwe wariactwo. Przecież dla kibica w śledzeniu rywalizacji nie miałoby większego znaczenia, gdyby startujący osiągali prędkości wynoszące góra 100 km/h. W sportach samochodowych to zupełnie nie do pomyślenia. Wiadomo, że u nas maksymalne szybkości są większe, ale sprawy bezpieczeństwa w stosunku do kierowców są bardzo ściśle przestrzegane.

Kierowcę chroni w aucie specjalna klatka z rurek stalowych, są specjalne szelkowe pasy bezpieczeństwa. Ma też na sobie ognioodporną bieliznę, specjalny kombinezon, kask. Dodatkowo organizatorzy są zobowiązani do bardzo rygorystycznych norm bezpieczeństwa dotyczących trasy. Oczywiście, zdarzają się na rajdach wypadki śmiertelne. Jednak w ostatnich latach ofiarami są głównie kibice, którzy wbrew zakazom ustawiają się w niedozwolonych miejscach.

Sam Kozłowski przyznaje jednak, że wiele tych obostrzeń dotyczących bezpieczeństwa startujących kierowców spowodowanych było tragicznymi wypadkami w przeszłości. W Polsce najbardziej znanym kierowcą rajdowym, który zginął w 1993 roku, był siedmiokrotny mistrz naszego kraju Marian Bublewicz.

Wielki postęp dokonał się tam, gdzie szybkość jest największa - w Formule 1. Kibice pewnie doskonale pamiętają makabryczny wypadek Roberta Kubicy na torze w kanadyjskim Montrealu w czerwcu 2007 roku. Jego samochód został całkowicie roztrzaskany, a tymczasem w przypadku Kubicy skończyło się na urazie nogi i szybko wrócił on do rywalizacji.

- Dziesięć lat wcześniej taki wypadek zakończyłby się tragicznie - powiedział wówczas kierowca Maurycy Kochański, mistrz Polski w Formule 2000.
Wyścigi Formuły 1 przez wiele lat zbierały jednak śmiertelne żniwo. Największym echem odbił się wypadek trzykrotnego mistrza świata - Brazylijczyka Ayrtona Senny, który zginał na torze Imola podczas Grand Prix San Marino 1 maja 1994 roku. Uderzył wówczas z prędkością około 220 km/h w betonową osłonę toru. To był ostatni przypadek śmierci zawodnika w rywalizacji najszybszych samochodów.

Żużel zebrał żniwo
Przez wiele lat za jeden z najbardziej niebezpiecznych sportów uważano żużel. Na torach zginęło ponad 300 zawodników, z czego aż 41 Polaków. W latach 50. 60. i 70. ubiegłego wieku nie było praktycznie roku, bez śmiertelnego wypadku. Również w Opolu taki się zdarzył. W październiku 1974 roku zginął niezwykle utalentowany 22-letni zawodnik naszego Kolejarza - Gerard Stach.

- Nie ma nawet co porównywać czasów, kiedy ja się ścigałem z obecnymi - mówi opolanin Jerzy Szczakiel, indywidualny mistrz świata na żużlu z 1973 roku. - Najważniejsza sprawa to dmuchane bandy, które teraz są normą, a za moich czasów to była rzecz niespotykana. Wówczas to były przeważnie "dechy". Zderzenie z taką to ogromne niebezpieczeństwo. Sam wiele razy się zastanawiałem, jak dużo ryzykowałem podczas różnych akcji w czasie wyścigów. Na torach zginęło kilku moich kolegów i gdzieś w głowie to siedziało. Nie ma się co oszukiwać, że nie było u mnie strachu. Potrafiłem go jednak w jakiś sposób kontrolować. Trudno mi to wytłumaczyć, ale w jakiś sposób nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogę zginąć na torze.

Wypadki śmiertelne to jedno, ale przecież wielu żużlowców musiało zakończyć karierę po fatalnych upadkach. Najczęstsza przyczyna rozstania z torem to urazy kręgosłupa. W taki sposób odeszli od speedwaya wielcy mistrzowie, tacy jak Duńczycy: Erik Gundersen czy Jan Osvald Pedersen, a także znakomici polscy zawodnicy: Bogusław Nowak czy Krzysztof Cegielski.

[ - Teraz żużel to znacznie mniej niebezpieczny sport niż 30 czy 40 lat temu - z przekonaniem mówi Jerzy Szczakiel. - Bezpieczeństwo zawodników jest najważniejsze. Dlatego życzyłbym sobie jako kibic, żeby w tych najbardziej niebezpiecznych dyscyplinach dbano o nie szczególnie mocno.
Całkowicie śmiertelnych wypadków nie udało się jednak wyeliminować ze sportów motorowych i samochodowych. Najgorszą sławę ma Rajd Dakar, na którym niemal co roku ginie jakiś kierowca lub motocyklista.
Znane są też przypadki śmiertelne w wydawałoby się znacznie bezpieczniejszym od rajdów czy wyścigów samochodowych kolarstwie. W 1995 roku zginął na trasie największego wyścigu Tour de France - mistrz olimpijski Fabio Casartelli. Doznał on obrażeń czaszki po upadku, a jechał bez kasku. Ta tragedia nie dała jednak ostatecznie do myślenia światowym władzom kolarskim. Obowiązek jazdy w kaskach wprowadzono dopiero osiem lat później po śmierci Kazacha Andreja Kiwiliewa, który też jechał bez ochrony głowy.
Piłkarze umierają na serce
W sporcie coraz rzadziej zdarzają się wypadki śmiertelne, jak w przypadku Nodara Kumaritaszwilego, za to coraz częściej sportowcy umierają z powodu nadmiernego wysiłku. W 2003 roku kilkadziesiąt milionów widzów przed telewizorami widziało dramatyczną sytuację, jak świetny piłkarz reprezentacji Kamerunu Marc Vivien Foe upadł podczas półfinałowego meczu Pucharu Konfederacji z Kolumbią i mimo szybkiej interwencji służb medycznych zmarł. To jeden z wielu podobnych przypadków. Życie na boisku stracił też węgierski piłkarz Benfiki Lizbona Miklos Feher, który stracił przytomność podczas gry, czy hiszpański piłkarz z klubu FC Sevilla Antonio Puerta. Zasłabł on na boisku, zszedł o własnych siłach do szatni, ale tam stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Również w naszym regionie mieliśmy podobny przypadek, kiedy w sierpniu 2005 roku podczas meczu IV ligi piłkarskiej LKS Poborszów - Motor Praszka w czasie gry zasłabł Wiesław Wojdyła i już nie udało się go uratować.
- W wielu dyscyplinach wysiłek, jakiemu poddawani są sportowcy, jest coraz większy - mówi Marian Kania, opolski lekarz od lat opiekujący się sportowcami. - Przypadki śmierci znanych piłkarzy z wielkich klubów pokazują, że nie zawsze można zdiagnozować ich problemy. Przecież byli oni zapewne dokładnie badani. Zawsze trzeba pamiętać, że sport to nie tylko zdrowie, ale jest też w nim ta druga, znacznie ciemniejsza strona. ](http://kiosk.nto.pl>Czytaj e-wydanie nto. Kup online</a></b><br>)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska