Sponsoring czy prostytucja. Kobiety do towarzystwa

Anna Grudzka
Anna Grudzka
- Wolę określenie układ. Jedyne, na co mnie nie stać, to uczuciowa pomyłka, a tu z góry ustalam zasady i w każdej chwili mogę się wycofać rakiem - mówi Artur, 34-letni przedsiębiorca z województwa mazowieckiego.

Obecnie utrzymuje kilka kobiet w południowej Polsce. - Mają wszystko opłacone: mieszkanie, modne ciuchy, fitness i zabiegi spa. Ja w zamian oczekuję dyskrecji i mile spędzonego czasu, jak tylko odwiedzam w interesach ich miejscowości. Jestem trochę jak marynarz. Mam dziewczynę w każdym porcie - żartuje.

Profil Artura jest jednym z częściej odwiedzanych anonsów na portalu szukamsponsora.pl. - Wystarczyło, że zamiast swojego zdjęcia wstawiłem zdjęcie samochodu, którym jeżdżę. Sportowa linia i dobra marka sprawiły, że już pierwszego dnia otrzymałem ponad 10 listów. Napisały do mnie kobiety w różnym wieku, studentki i rozwódki. Mogłem przebierać jak w korcu maku. Nie tak jak kiedyś, kilka lat temu, gdy naiwnie szukałem partnerki na portalach randkowych. Wypisywałem jakieś bzdety, że szukam kobiety do rozmów, lubię kolacje przy świecach i spacery. Wtedy ukrywałem, że kocham szpilki i krótkie spódniczki oraz to, że jestem bogaty. Efekt był mizerny. Dostawałem po trzy odpowiedzi na miesiąc. Jak przychodziło do spotkania, to laska okazywała się kompletnie beznadziejna. Teraz jak któraś nie grzeszy inteligencją, to przynajmniej jest na co popatrzeć - mówi Artur.

A wymagania Artur ma spore. Już na wstępie swojego ogłoszenia zaznacza, że interesują go wyłącznie kobiety od 18. do 25. roku życia. Przystojne ma się rozumieć. I otwarte... na eksperymenty. Od razu musisz wysłać mu fotkę. Bez talii osy, oczu wielkich jak z japońskiej kreskówki i długich włosów dożywotnio musisz utrzymywać się sama.
- Płacę i wymagam. Na kobiety wydaję około 15 tysięcy miesięcznie. Na każdą około 3 tysięcy złotych. To wydatki podstawowe, czyli mieszkanie i kieszonkowe. Do tego dochodzą jeszcze wakacje, weekendy, prezenty. Jedna dziewczyna jest ze mną od początku. W niej chyba mógłbym się zakochać. Resztę wymieniam - mówi Artur.
- Jak rękawiczki? - dopytuję.
- Powiedzmy, że to kwestia wygaśnięcia kontraktu - wyjaśnia.

Najważniejsze bezpieczeństwo
Artur ma też jedną ważną zasadę. - Może zabrzmi to brutalnie, ale od moich dziewczyn oprócz nienagannego wyglądu wymagam badań lekarskich. Wykluczające choroby weneryczne, no i oczywiście HIV. - Nie umawiamy się na wyłączność, więc lepiej nie ryzykować - dodaje.

Przypadek Artura nie jest jakiś wyjątkowy. Kobiet i mężczyzn, którzy chcą być sponsorowani, przybywa. Gros tego typu anonsów spotkać można również w prasie.

Ale ruch w interesie widać zwłaszcza w internecie. Jak grzyby po deszczu w sieci powstają portale specjalizujące się w kojarzeniu zainteresowanych sponsoringiem par. Obrotniejsi internauci oferują nawet całe bazy danych z namiarami mężczyzn oraz kobiet, którzy chętnie zapewnią miłe towarzystwo. Wspólną godzinę można mieć już za 140 złotych. Wystarczy jeden mail.

- Sponsoring staje się trendy. To dlatego, że ludzie chcą związków opartych tylko na przyjemności. Bez problemów, bez zobowiązań. Mężczyzna zamyka kobiecie usta drogimi podarkami i ma święty spokój. A przecież tylko na tym tak naprawdę nam zależy. Na "zasiłku" bogatych pań i panów jest coraz więcej osób. Widzę to. Utrzymankami chcą być studentki, matki, młode wdowy, urzędniczki. Wszystkie. I nieprawdą jest, że sponsoring to domena tylko pięknych i bogatych. Czasem kojarzę zwykłych ludzi. Panią Basię z Koziej Wólki z panem Kaziem - mówi Adrian, który w sieci zajmuje się dystrybują kontaktów do sponsorów. - Czy jestem alfonsem? Nie. Ja tylko pomagam ludziom - mówi.

- Tego typu ogłoszenia to nie sprawa dla policji, prędzej dla urzędu skarbowego. Jeśli ktoś kojarzy ze sobą osoby, to przypomina to raczej biuro matrymonialne. Tak samo nie do ruszenia jest osoba, która za "miłe spędzanie czasu" ze sobą pobiera pieniądze. W Polsce karane jest tylko stręczycielstwo, czyli czerpanie korzyści z cudzego nierządu - mówi podinsp. Jarosław Dryszcz z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu.

Sponsoring dociera pod strzechę
Kiedyś "sponsoring" rozwijał się głównie w dużych miastach, jak Warszawa czy Wrocław. Teraz sponsora bez problemu można znaleźć także w Opolu czy Kędzierzynie-Koźlu.
- Sieć bardzo ułatwia sprawę - twierdzi Marta, 20-latka z Opola - nie muszę kręcić się po nocnych klubach. Wystarczy, że odpowiem na kilka ogłoszeń. Umieszczenie anonsu na portalu co prawda kosztuje 30 złotych, ale mam pewność, że piszący do mnie mężczyźni to nie byle kto - dodaje.
Marta ostatnio wysłała maila do czwórki mężczyzn.

- Wolę pisać listy, niż dzwonić. To wydaje mi się jakoś mniej zobowiązujące i dyskretne. Zaczynam prosto. Bez owijania w bawełnę. Mówię, że jestem zainteresowana, mam kawalerkę, rodzina nie jest dla mnie problemem i przede wszystkim jestem dyskretna - mówi Marta.

Dziewczyna dodała swoje ogłoszenie we wtorek. Jako pierwszy odpowiedział jej Tomek, znudzony codziennością, drugi był Wojtek, syn jakiegoś warszawskiego potentata od reklamy, 21-latek. Następnego dnia ma w skrzynce ma jeszcze trzy zwrotne wiadomości. Z pięciu wybierze jedną.
- Nie chodzi o to, że desperacko potrzebuję kasy. Sponsor ma być dla mnie raczej furtką do lepszego świata. Tu, w Opolu, potrafię się utrzymać, ale chciałabym się przeprowadzić do stolicy. Chcę bawić się w modnych klubach, tam gdzie spotyka się cała elita: aktorzy, sportowcy, biznesmeni - wylicza.

Czy to jest prostytucja?
- Sponsoring jest stary jak świat. Od zawsze było tak, że jedni mieli więcej pieniędzy, a inni mniej. Ci drudzy próbowali je zdobyć na rozmaite sposoby - mówi psycholog Tomasz Grzyb. - Trudno ocenić moralne aspekty tego zjawiska, ale jedno jest pewne: takie zachowanie nigdy nie pozostaje bez konsekwencji i może wywrzeć zgubny wpływ na późniejsze relacje. Być może sponsoring ma się tak dobrze, bo ludzie mają teraz dość luźny stosunek do związków i norm społecznych. Osobiście uważam, że to niedobrze. Napiętnowanie społeczne, tak jak i plotka mają funkcje regulujące.

Marta tłumaczy to sobie inaczej: Fakt, że facet płaci za swoją kobietę, jest dziś normą. Sponsor świetnie wygląda, jest zadbany i pachnie drogimi perfumami. Ma pieniądze, czyli jest zaradny, inteligentny, a w razie wpadki nie dość, że wyposaży dziecko w dobrą pulę genów, to jeszcze zarobi na swoje potomstwo - wylicza Marta.
A może przy okazji kiedyś uda mi się przeżyć taką historię jak Julia Roberts w Pretty Woman... Kto wie?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska